gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
22.

Trochę zawaliła i uświadomiła sobie to w momencie, w którym brama wjazdowa się przed nią otwierała, a ona zobaczyła, że Remigius stoi już w drzwiach. Pogoda nie należała do najlepszych, deszcz naprawdę dawał w kość, wycieraczki ledwo nadążały, ale mimo to miała wrażenie, że wolałaby teraz stać w tej ulewie, niż tłumaczyć się przed Soriente. Powinna być ponad godzinę temu, a ostatni telefon odebrała czterdzieści pięć minut temu, więc kiedy teraz zaczęła analizować te liczby, naprawdę nie miała złudzeń co do tego, czy Remy będzie w dobrym humorze. Miała się dzisiaj wprowadzić, pokazać, że od teraz będzie tylko lepiej, że nie chce sprawiać więcej problemów i jest gotowa na zmiany związane z dbaniem o samą siebie. Tym czasem znów zawaliła. Wlekła się po podjeździe najwolniej, jak to możliwe, a potem, kiedy miała już wychodzić, jednak wskazała palcem na bramę garażową, sugestywnie dając mu do zrozumienia, żeby jej otworzył. Kiedy więc blondyn cofnął się do domu, a brama zaczęła się podnosić, szybko wjechała do środka, licząc na to, że zanim Remigius zjawi się w pomieszczeniu, ona zdąży już czmychnąć do łazienki i zyska tym samym kolejne kilkanaście minut, nim będzie musiała się tłumaczyć. Porzuciła więc samochód, bo te określenie lepiej pasowało, niż zaparkowanie, złapała torbę leżącą na siedzeniu pasażera, zarzuciła ją na ramię i ruszyła szybko do drzwi łączących garaż z resztą willi, ale tyle co otworzyła drzwi i z impetem przez nie przeszła, aby wpaść prosto na tors Remy'ego.
- Aj! - jęknęła, gdy czapka spadła na ziemię, podobnie jak torba, a ona zaczęła masować sobie ramię. - Chyba musisz skończyć z pakowaniem, mogłam się uszkodzić - próbowała dość koślawo zażartować, jednocześnie przemycając ten subtelny komplemencik, wierząc, że tym go trochę rozmiękczy. Miała też sięgnąć po torbę i czapkę, ale i jedno i drugie zostało jej zabrane, czym w ogóle wybiła się ze swojego planu unikania rozmowy, dopóki wszystkiego sobie nie ułoży.
- Słuchaj, przepraszam za to spóźnienie, ale coś mi wyskoczyło - zaczęła pierwsza, bo po pierwsze wierzyła, że powinna przeprosić, a po drugie, bała się, że jak on pierwszy nawiąże do tego, to wypadnie to znacznie gorzej. - Musiałam pomóc znajomemu, a no, nieładnie było przy nim rozmawiać i pisać na telefonie - wyjaśniła, wychodząc do przedpokoju, by ściągnąć buty, które były nieco wilgotne. Starała się brzmieć przy tym dość swobodnie i naturalnie. Tak, by nie pomyślał zaraz, że znów go okłamuje, chociaż miał do tego podstawy, bo po pierwsze... zjedli wspólne śniadanie, a potem ona zniknęła, a po drugie... nie miała znajomych.

remigius soriente
Producent || Dokumentalista — Eclipse Pictures
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Razem z Lisą łatają swój pokiereszowany związek, ale jemu nadal marzy się ucieczka z Lorne bay; chociaż na kilka chwil.
Był wściekły. Przecież obiecała mu, że zacznie się starać, że nie będzie go więcej okłamywała, a tutaj na pierwszej prostej powstało tak wiele zawirowań. Tamtego dnia mieli zacząć kolejny, nowy rozdział, a wspólne mieszkanie miało być tego symbolicznym początkiem. Smutno stwierdzić, że Remy nawet nie był zaskoczony tym, że nie obeszło się bez jakiś ekscesów. Nie powinno tak być, powinien być zaskoczony, zatroskany i zmieszany tym nagłym brakiem łączności z Lisą. Jednak Soriente przeszedł już zbyt wiele u boku Westbrook, aby po raz kolejny nabrać się na własne domniemania. Nawet szalejąca za oknami burza, nie wprawiła go w stan zmartwienia. Był po prostu zły, a z każdą mijającą sekundą jego gniew stawał się coraz większy.
Gdy wreszcie auto Lisy pojawiło się na podjeździe, Remy bez zastanowienia wyszedł jej na powitanie. Przez moment odniósł wrażenie, że dziewczyna chce przed nim umknąć, ale gdy tylko wyszła z garażu, francuz już na nią czekał.
- Gdzie masz telefon? - Zapytał, w ramach odpowiedzi na żarcik Lisy. Niecodziennie można było uświadczyć spotkania z surowym i złym Remigiusem, więc brunetka miała prawdziwe szczęście. Sam fakt, że Soriente nawet nie posilił się o jakąkolwiek formę powitania, mówił wiele. - Wyskoczyło? A to ciekawe... - Burknął kpiąco, po czym zaplótł ramiona na klatce piersiowej i obdarował Lisbeth wymownym spojrzeniem. - O kurwa.... Niezła bajeczka. Jak już masz zamiar po raz kolejny mnie okłamywać to mogłabyś się chociaż odrobinę bardziej postarać... - Dodał zmęczony tym jak w ostatnim czasie wyglądał ich związek. Poza tym uświadomił sobie za jakiego głupca miała go Lisbeth. Tyle czasu go oszukiwała, że prawdopodobnie uwierzyła w jego naiwność na tyle, by nawet nie próbować uwiarygodnić swoich bajeczek. - Bardzo nieładnie... Jeszcze by się, kurwa, obraził, czy coś... Nie ważne, że ktoś inny czeka i się martwi, nie ważne, że tego dnia miało zadziać się coś istotnego.. Najwidoczniej tylko ja podchodzę do tego na poważnie i mam już dość - warknął, po czym odłożył na bok rzeczy Lisy i przeszedł obok kierując się do garażu. - Auto otwarte? Czy nawet nie pofatygowałaś się zabrać tych rzeczy, o których mówiłaś? - Może powinien spuścić z tonu, ale był już naprawdę wykończony. Poza tym Liosa nie miała okazji poznać jego z tej złej strony. Szkoda, że przyszło jej tego doświadczyć właśnie w tak istotnym dniu.


Lisbeth Westbrook
gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
Nie była pewna, czego powinna się spodziewać, ale i tak przerażała ją wizja spotkania z Soriente. Mimo to jakoś tak wmawiała sobie, że te nie będzie znowu najgorsze, że Remigius tylko trochę się zdenerwuje, pobuczy, ale ostatecznie ucieszy się, że Westbrook dotarła i wszystko rozejdzie się po kościach. Szkoda więc, że już na wstępie dał jej do zrozumienia, że nic podobnego nie zajdzie.
- Miałam przy sobie, po prostu... - zaczęła o telefonie, ale on chyba nawet nie słuchał, a ona ucięła, gdy kontynuował swoje wypowiedzi. Miała wrażenie, że z każdym kolejnym słowem blondyna, staje się coraz mniejsza i mniejsza. - Wcale ciebie nie okłamuję! - zawołała w przypływie motywacji, bo przecież nie kłamała. Z jednej strony rozumiała, że może tak to odbierać, ale z drugiej uraził ją ten brak zaufania, nawet jeśli zasłużony. No, a przede wszystkim... była jeszcze panika. Nie umiała się kłócić, nie miała zbyt silnej psychiki i nawet jak chwilę powrzeszczała, to zaraz ją to bardziej gnębiło, niż dawało satysfakcję. Wiedział przecież o tym. Skrzywiła się więc, gdy zaklął, jednocześnie nie wiedząc nawet, co powinna mu powiedzieć, bo dawno już nie widziała go w nerwach, a w takich... nawet nie pamiętała czy w ogóle. - Przestań wygadywać takie bzdury! Myślisz, że ja nie podchodzę do tego poważnie? - ruszyła za nim z powrotem do garażu, nie dbając już o mokre ubrania. Serce waliło jej coraz szybciej i jakaś absurdalna myśl mówiła, że wsiądzie teraz w jej samochód i gdzieś sobie pojedzie, ale na szczęście nie o to mu chodziło. Chociaż na próżno byłoby mówić, że poczuła ulgę. - Nie bądź taki! Wzięłam cały sprzęt do ćwiczeń, byłam w domu, naprawdę pomagałam przyjacielowi! Szedł w tym deszczu, miałam go tam zostawić? Remy, no! - jęknęła, stojąco obok, nadal mając jakieś nieodparte wrażenie, że jest jakby wyższy, niż zwykle. Dłonie aż jej się trzęsły od tych wszystkich emocji. - Nawet mnie nie przywitałeś - rzuciła po chwili, znacznie ciszej i nie pewniej. Ten dzień był ciężki, ostatnio wszystko było ciężkie. Ciążyły jej wyrzuty sumienia, niepewność związana z tym, że Remy dowiedział się o jej problemach, że najpewniej straciła sporą część jego zaufania. Była tym przerażona, a dzisiejszy dzień wcale w niczym im nie pomagał.
- Nie gniewaj się na mnie, błagam... przeprosiłam, przepraszam... co mam zrobić, żebyś się nie gniewał? - póki co miała jeszcze siły próbować, chociaż nie było jej łatwo, bo najchętniej dałaby nogi za pas i stąd zniknęła, ale też bała się, że za którymś razem po takiej ucieczce nie będzie miała do czego wracać. Nie tak powinny wyglądać ich pierwsze chwile wspólnego mieszkania.

remigius soriente
Producent || Dokumentalista — Eclipse Pictures
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Razem z Lisą łatają swój pokiereszowany związek, ale jemu nadal marzy się ucieczka z Lorne bay; chociaż na kilka chwil.
Miala przy sobie telefon, po prostu nie chciała go odbierać. Soriente nawet nie zamierzał udawać, że wierzy jej w bajeczkę z tym znajomym. Podejrzewał, że Westbrook po prostu biła się z myślami, wcale nie będąc pewna tego czy dobrze robi przeprowadzając się do niego. Przecież przez to Remy będzie miał większy wgląd w to jak wyglądają postępy w leczeniu jej choroby i czy Lisbeth trzyma się zasad, które ustalili.
- Mam ci odpowiedzieć, czy nie muszę? - bruknął pod nosem. Dawno nie okazywał takiej złości wobec Lisy. Możliwe, że nawet to pierwszy raz przyszło jej poznać obrażonego i zagniewanego francuza. Zwykle Remy starał się szybko załagodzić konflikt między nimi i nawet jak powiedział kilka słów za wiele, to potem szybko wracał na dobrą ścieżkę dialogu. Jednak tamtej nocy miał serdecznie dość wszystkiego.
-Jakiemu niby przyjacielowi? - odwrócił się w stronę dziewczyny, po tym jak z bagażnika faktycznie wyciągnął rzeczy Lisbeth. - Skoro mu tak pomagałaś to powinien być wdzięczny, a nie robić problem z tego, że odebrałaś telefon od zmartwionego o ciebie faceta… Dziecinada - rzucił nieładnie, po czym z rozmachem zatrzasnął bagażnik i mijając brunetkę ruszył z powrotem do wnętrza domu. - Chciałem się z tobą przywitać trzy godziny temu… Teraz już mi się nie chce - fuknał, ale po kilku krokach zatrzymał się i odwrócił ponownie w stornie dziewczyny. Jej prośby o to, aby się nie gniewał nie były dla niego obojętne. Wcale nie chciał, aby ich pierwszy dzień wspólnego mieszkania tak wyglądał, ale nie chciał także nadal pozwalać Lisie na popełnianie takich błędów, kłamanie i nie ponoszenia żadnych konsekwencji, gdy robi maślane oczy.
- Nie wiem… Jestem zmęczony i zły. Daj mi chwilę po prostu i… I idź się ogarnąć - odpowiedział już nieco mniej nieprzyjemnym tonem, ale słychać było w jego głosie swego rodzaju gorycz. Był rozczarowany i zawieszony, a przy tym zrozumiał, że po raz pierwszy naprawdę powątpiewał w szczerość i prawdomówność Lisy. Zbyt wiele razy nadwyrężyła jego zaufanie i gdy wreszcie ustalili, że koniec z kłamstwami i pomiędzy nimi będzie tylko prawda, Remy stał na pograniczu.

Lisbeth Westbrook
gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
Miała wrażenie, że z jej związkiem z Remigiusem dzieje się powoli to samo, co działo się w jej relacji z rodzicami. Kochała ich, ale na pewnym etapie zaczęła po prostu obawiać się tego, że będą traktować ją jedynie przez pryzmat jej problemów, co z kolei prowadziło do zdystansowania, które stałe w niej rosło. Nie chciała tego, była tu i próbowała jakoś temu zaradzić, ale wiedziała też jak często odpychała w swoim życiu od siebie bliskie jej osoby. Wiele spotkań i rozmów ją przytłaczało, wybierała samotność, bo ta zdawała się być łatwiejsza i teraz przylapywala się na myślach, że nie zawsze na myśl o spotkaniu z Soriente czuję motyle w brzuchu, ale właśnie obawy i stres, że coś pójdzie nie tak, tak jak teraz.
- Nie byłoby mnie tu, gdybym nie traktowała tego poważnie - te słowa rzuciła dość sucho, bo przecież zawsze jej na nim zależało. Była w nim zakochana na długo przed tym, nim on sam obdarzył ją głębszym uczuciem. Fakt, panikowała nieco na myśl o przeprowadzce, ale to nie tak, że traktowała to wszystko, jak gdyby nigdy nic.
- Nie znasz go, to w sumie bardziej znajomy, ale jak mi nie wierzysz to pojedź do mojego domu. Pozwoliłam mu tam zostać, bo nie miał gdzie się podziać - była z nim szczera i naprawdę przerażało jej to, że mimo mówionej prawdy Remy po prostu mógł w nią wątpić. Właśnie dlatego nie chciała mu mówić o swoich problemach, w przeszłości rodzina traktowała ja podobnie, wiecznie sprawdzając i kontrolując. - Nie chciał przyjąć mojej pomocy i na pewno bym go nie przekonała, gdybym wisiała na telefonie... - tlumaczyla się dalej, a trzeba pamiętać, że rozmowy nidgy nie były jej mocną stroną i takie szukanie słów i wyrzucanie z sibie kilku zdań pod rząd, nie stanowiło dla niej łatwości. - Przesadzasz z tymi trzema godzinami! - jęknęła za nim, czując, że traci grunt pod nogami. Już trzęsła jej się broda, ale to nie tak, że chciała sięgać po argument płaczu, mimo, że niestety ten często jej towarzyszył w takich sytuacjach. Nie radziła sobie inaczej, ale jeszcze walczyła z tą opcją. Mimo wszystko naprawdę i bez tej sprzeczki stresowała ją ta przeprowadzka, więc wyobrażała sobie to inaczej. Owszem, wiedziała, że zawaliła i miała do siebie sporo żalu o to, ale też wierzyła, że tym razem miała nie najgorszy ku temu powód.
- Nie chcę się ogarniać... - mruknęła drepcząc za nim w stronę mieszkalnej części budynku. - Boję się teraz ciebie zostawiać samego, bo zaczniesz sobie myśleć głupie rzeczy i ja też będę siebie bardziej zadręczać - było jej zimno i nie czuła się najlepiej w wilgotnych ubraniach, ale to nie miało znaczenia, bo stanowczo zamierzała odmawiać zostawienia go teraz w pokoju, nawet jeśli wcześniej sama planowała czmychnąć do łazienki. Doszła z nim więc korytarzem do salonu i planowała tak pójść gdziekolwiek by się nie skierował. - Najwyżej rozchoruję się okropnie... albo zamarznę - wzruszyła ramionami, jakby jej to nie wzruszało. - Spoko luz, mała cena za twoją uwagę, więc się kompletnie nie przejmuj... - dodała, będąc wybitnie zażenowaną swoim zachowaniem, ale jednocześnie naprawdę nie chciała go teraz zostawiać, tym bardziej, że w prost przyznał, że jest na nią zły. - Normalna akcja - mruknęła jeszcze, jakby bała się momentu w którym mogłaby zapanować cisza.

remigius soriente
Producent || Dokumentalista — Eclipse Pictures
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Razem z Lisą łatają swój pokiereszowany związek, ale jemu nadal marzy się ucieczka z Lorne bay; chociaż na kilka chwil.
Znajomy… Jakiś człowiek, którego on zapewne nie znał, a któremu Lisa zaoferowała tak znikąd możliwość przenocowania w jej domu pod jej nieobecność? Ta sama Lisa, która nikogo nie toleruje, poza własną rodziną, i do której zbliżenie się graniczy z cudem. Ta historyjka byla zbyt naciągana, aby Soriente z miejsca mógł w nią uwierzyć. W dodatku te tłumaczenia odnosnie telefonu…
- No na bank, by poszedł obrażony w ciemną noc, bo odebralabyś na chwilę by mi powiedzieć co się dzieje… No chyba, że nie na rękę ci to było - odburknął, bo czuł się traktowany niesprawiedliwie. Lisbeth myślała o tym jakby mógł zareagować jakiś randomowy koleś, ale na to co czuł jej facet niekoniecznie zwracała uwagę.
Remy był naprawdę wkurwiony i pierwszy raz czuł, że nawet nie ma ochoty szukać drogi wyjścia. Cieszył się, że Lisa jest już bezpieczna, ale poza tym chciał świętego spokoju. Musiał przemyśleć to co usłyszał, zastanowić się, czy uwierzyć Lisbeth, czy jednak zachować ostrożność po tym jak ostatnio wciąż częstowała go kłamstwami.
- Ale ja chcę zostać sam, rozumiesz? - Rzucił w odpowiedzi, zmęczony tym co właśnie miało miejsce. Sklamalby, że postawa Lisy go nie ruszała, bo był zaskoczony tym co mówiła i robiła. Bez dwóch zdań potrafił odczytać w jej zachowaniu bezradność i skruchę. W zasadzie był to dobry znak, ale też może idealny moment, aby Lisa dostała wreszcie nauczkę. Zbyt wiele razy, zbyt szybko jej odpuszczał. -Nic nie będę sobie myślał. Czekałem aż wrócisz, żeby wiedzieć, że jesteś bezpieczna, a teraz już chce odpocząć i się uspokoić… - Wyjaśnił, po czym ruszył na górę, niosąc torbę Lisbeth, aby zostawić ją w sypialni. Dziewczyna zaś śledziła go niczym cień. Soriente rozumiał, że chciała porozmawiać, zażegnać ten kryzys, ale jej czyny zgoła przynosiły odmienny efekt. - Na litość! Daj, że spokój i idź się ogarnąć - warknął znacznie groźniej i poważniej, po raz kolejny odwracając się w stronę dziewczyny. - Nie porozmawiamy póki się nie wykapiesz i nie przebierasz. Jak się pochorujesz będę na ciebie jeszcze bardziej zdenerwowany, więc zrób o co proszę, dobrze? - Wyrzucił niby zły, ale dało się wyczuć w jego głosie pewna dozę smutku i zmartwienia. - Lisbeth, proszę posłuchaj mnie ten jeden raz i zrób co mówię - dodał, po czym minął ją w drzwiach. - Zejdź do mnie jak już się ogarniesz - Dał jej to co potrzebowała, w jego mniemaniu, nutkę nadziei na to, że jeszcze tego wieczoru jakoś się dogadają. Sam zaś miał zamiar zejść na dół i uraczyć się szklanką burbony, bo mimo chęci nie sięgnął po alkohol nim Lisa nie wróciła do domu w obawie, że jeszcze będzie musiał tej nocy szukać jej gdzieś na mieście.


Lisbeth Westbrook
gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
Gdyby mogła cofnąć się w czasie, najpewniej postąpiłaby inaczej, ale nie pierwszy raz w swoim życiu wybrała możliwie najgorszą opcję. Teraz nawet nie wiedziała dlaczego. Była zestresowana tą przeprowadzką, oczywiście, że tak, bo było to czymś dużym i nowym, a oni... ostatnio ciągle czuła, że zawodzi. Non stop, widziała w oczach Remyego to, co w oczach rodziców, kiedy zdecydowała się od niech wyprowadzić i odjąć im balastu z pleców. Uczucia, ale przede wszystkim jakieś zmęczenie, ciężar... nienawidziła tego, ale spostrzeżenia te jeszcze bardziej pchały ją w kierunku choroby.
- Nie wiem dlaczego nie odebrałam, dużo się działo, stresowałam się, czułam, że będziesz zły i się bałam - cała już się trzęsła, bo nigdy nie radziła z nim sobie w rozmowach. Brakowało jej dobrych argumentów, gubiła się, nie umiała tak szybko sklejać zdań i przez to zostawała w tyle.
- Oczywiście, że będziesz sobie myślał! Zawsze sobie myślisz, a w przeszłości kilka razy po takich przemyśleniach mnie zostawiłeś - rzuciła bezradnie, mając wrażenie, że ta rozmowa ma formę czegoś kruchego, co wypada jej z rąk, jednocześnie mocno kalecząc skórę. - Jak chciałeś być sam, to trzeba było nie proponować mi wspólnego mieszkania - wypomniała mu, ale więcej było w tym bezradności, niż cwaniackiej uwagi. Nie tak ten dzień powinien wyglądać, jak ze wszystkim w swoim życiu, tak też z tą przeprowadzką wiązała wiele wątpliwości i teraz... teraz kiedy była ona faktem, wyglądało to jak katastrofa. Kiedy więc na nią ryknął, jak to ona zadrżała cała, a oczy już jej zaszły łzami, bo kompletnie nie pamiętała, kiedy ostatnio aż tak się na nią denerwował. Poczuła się w dodatku jak dziecko, gdy kazał jej się ogarniać.
- Jak ty sobie to wyobrażasz?! - jęknęła za nim, gdy tak źle odebrał jej słowa. - To nasza pierwsza wspólna noc pod jednym dachem i co? Wysyłasz mnie teraz samą do wanny? - rozklejała się. - Chciałam wziąć z tobą kąpiel, kupiłam truskawki i wyobrażałam sobie... rzeczy... - była nieco zażenowana mówiąc o tym, ale chciała, żeby wiedział, że naprawdę jej zależało. - Tak, zachowałam się jak idiotka, ale ostatnio z niczym mi nie wierzysz... z niczym. Przepraszam, nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, mogę przepraszać cały czas, ale mnie nie zostawiaj - przysiadła na brzegu fotela, bo bała się, że jak będzie stała, to zaraz uczepi się jego nogi i osiągnie najniższy z poziomów bycia żałosną. - Nie chcę być dzisiaj sama - jęknęła, a całe ramiona jej zadrżały. - I wcale nie płaczę, żeby wziąć ciebie na litość, więc możesz być na mnie zły nadal, ale przynajmniej mnie nie zostawiaj - próbowała walczyć ze łzami, być silną, opanowaną, ale taka nie była nigdy, a też ją ta cała sytuacja przygniatała. Tym bardziej, że coraz częściej przyłapywała się na myśli, że po prostu jego uczucia w końcu osłabną, bo związek z kimś takim jak ona był zwyczajnie za trudny.

remigius soriente
Producent || Dokumentalista — Eclipse Pictures
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Razem z Lisą łatają swój pokiereszowany związek, ale jemu nadal marzy się ucieczka z Lorne bay; chociaż na kilka chwil.
Nie ruszały go żadne tłumaczenia Lisbeth. Zbyt wiele razy wybaczał jej od razu, nie wyciągając żadnych wniosków i pozwalał na to, aby oszukiwała go raz za razem. Poza tym w ostatnim czasie wiele się działo. On wiele zrozumiał i cholernie bal się tego co może nadejść jeśli nie podejmą odpowiednich kroków. Trochę sam sobie wmówił, że jak znów ustąpi Lisie to będzie niosło to za sobą konsekwencje w postaci kolejnych złamanych obietnic.
-Świetnie.... Nie byłbym zły, gdybym wiedział, że nic ci nie grozi i że nie robisz nic głupiego. Teraz jestem zły, bo mnie olałaś by posiedzieć sobie z jakimś typem. Sama wszystko komplikujesz na własne życzenie... ,- Prychnał, nie miał zamiaru przyznawać się do jakiekolwiek błędu. To Lisbeth postąpiła niesprawiedliwie. W dodatku wiedziała, że on się martwił, że nie dzwonił bez powodu, a i tak nie miała zamiaru niczego z tym zrobić bo jakiś koleś był ważniejszy. Remigius dość miał tego, że wiecznie coś było priorytetowane przed nim. A to treningi, a to jej obawa, że będzie zły, a to praca, albo jakieś inne gówno, które znalazła Lisa na swoje usprawiedliwienie.
Owszem przepraszała, a gdy chciał wyjść wręcz wpadła w jakiś niezrozumiały dla Remigiusa stan. Zwykle udawała powściągliwą, wręcz unikała jakichkolwiek konfliktów, a teraz na siłę chciała go zatrzymać chociaż te. Nawet nie ukrywał, że jest wściekły. Chciał ochłonąć i poukładać sobie w głowie wszystko a przy tym dać też Lisie czas na to, aby sama doprowadziła się do porządku.
- Przykro mi Lisa. Także inaczej sobie wyobrażałem to wszystko, ale życie bywa brutalne. Trzeba było pomyśleć o tym zanim postanowiłaś mnie olać - odpowiedział i chociaż chciał się ugryźć w język to jednak dodał tych kilka, przykrych słów na koniec. - Nie zostawiam ciebie chcę tylko wyjść i ochłonąć a ty jesteś całą roztrzęsiona i spanikowana. Nic złego się nie dzieje po prostu daj mi chwile... ,- Mruknął już nieco spokojniej ale nadal nie miał zamiaru odpuścić. Cokolwiek by Lisbeth nie zrobiła, czy nie powiedziała, Remigius po prostu nie miał ochoty z nią przebywać póki była w tak dziwnym stanie. Chciał by się uspokoiła, a przede wszystkim zadbała o swoje ubrania i kąpiel, bo potem musiałby radzić sobie z wyrzutami sumienia, że to przez niego Westbrook złapała przeziębienie. - Lisa.... Po prostu idź się wykąpać i pogadamy za chwilę. Nie mam zamiaru teraz ci ustępować, bo tak, masz rację, jestem na ciebie zły i proszę abyś to uszanowała. Sama sobie na to zapracowalaś. Postaw się na moim miejscu i pomysł co byś czuła jakbym nie odbierał telefonu, był gdzieś poza domem w taka wichurę a potem wrócił i powiedział, że pomagałem znajomej, która nie chciała zostać na noc w moim domu, a jakbym przy niej z tobą rozmawiał to by pewnie jeszcze trudniej było ją przekonać, a więc postanowiłem ciebie olać - zaczął spokojnie, ale z każdym kolejnym słowem narastał w nim gniew. Ostatecznie uniósł nieco głos, a przy tym nie ograniczał się w agresywnej gestykulacji. - Idę zapalić, a potem będę na ciebie czekał na dole. Idź się wykąpać - powtórzył po raz kolejny i chociaż bolał go widok płaczącej Lisy, to jednak zostawił ją i wyszedł. Poza tym wcale nie chciał wracać do palenia. Szło mu całkiem nieźle, bo w tym roku spalił może z dwa papierosy, ale sytuacja wymagała ofiar i najwyraźniej zdrowie Remigiusa musiała nieco ucierpieć.

Lisbeth Westbrook
gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
Czuła się okropnie i zwyczajnie wiedziała, że nie ma szans w tej rozmowie. Nigdy nie umiała przegadać Remigiusa, ale tym razem nawet nie próbowała, chciała po prostu, żeby wiedział, że rozumie, jak źle postąpiła, ale też... przerażała ją myśl, że ich wspólny dzień mieszkania tutaj razem, miałby tak wyglądać. Nie umiałaby o tym nigdy zapomnieć i zżerałoby ją to od środka, a i bez tego psychicznie jej bliżej było do wraku, niż do jakiejkolwiek innej formy.
- To wcale nie tak - jęknęła, ale już nie miała siły. Cała się trzęsła, a łzy nie przestawały płynąć, chociaż bardzo nie chciała sobie teraz na nie pozwolić. Mimo to nie było żadnej rady. Myśl, że Remigius faktycznie ją tak zostawi w takim stanie, że kiedyś serce by mu pękło na ten widok, a teraz po prostu sobie wyjdzie, jeszcze dobitniej pokazywała Lisie, ile się zmieniło. To z kolei prowadziło do kolejnych wniosków, potwierdzało jej obawy, że to co czuł do niej na początku, już słabło, by niebawem zgasnąć całkowicie.
- Nigdy bym ciebie nie olała! Posłuchaj ty siebie! - uniosła nieco głos, ale zaraz wstrząsnął nią silniejszy szloch. To wszystko nie miało tak wyglądać, a ona zwyczajnie miała już dość. Kiedyś czuła się w ty miejscy najbezpieczniej na całym świecie, a teraz żałowała, że w ogóle zdobyła się na to, by tu przyjechać. Gdyby tylko wiedziała, że to się tak potoczy. - Nic złego się nie dzieje - powtórzyła po nim z niedowierzaniem. Chyba naprawdę wierzyła, że pozwoli jej to naprawić, ale nic z tego. - Byłabym zła, ale ufałabym ci. Jak za każdym razem, gdy spotykasz się z pięknymi kobietami, albo gdy wiem, że pracujesz ze swoją byłą - przypomniała mu, bo to odwracanie sytuacji i stawianie jej w najbardziej niekorzystnym świetle jej się nie spodobało. Rozumiała, że był zły, miał prawo, dlatego chciała go uspokoić, zapewnić o dobrych intencjach, przeprosić, nie wypierać się tego, że źle postąpiła, a teraz... teraz poza tym, że nie chciał na nią patrzeć, nie wiedziała, czego jeszcze od niej oczekuje.
Zostawił ją więc i chwile jeszcze siedziała tak na fotelu, płacząc w samotności, jak to zawsze miało miejsce przed ich związkiem. Zapomniała już o tym, jak się wówczas czuła i fakt, że znów mogła doświadczyć tego stanu ją przerażał. Podniosła się machinalnie i poszła do łazienki, zrzucając z siebie ubrania i tą cholerną bieliznę, którą kupiła dla niego, a potem wzięła krótki prysznic, bo na wannę i tak nie miała ochoty. Ubrała się w typowe dla siebie ciuchy, czapkę z daszkiem i wyciągnęła ze swojej torby kilka rzeczy. Oczy miała całe opuchnięte, bo pod prysznicem znów ją wzięło na płacz, ale teraz była już tylko zmęczona i wyprana z emocji. A jak o praniu mowa, do pralni zaniosła brudne rzeczy, a potem zahaczyła o lodówkę, do której schowała te przeklęte truskawki, ale też kupione przez siebie jajka i majonez, bo to jedli na śniadanie, gdy pierwszy raz przyszła do niego nocować, gdy zaczął się ich związek. Teraz te zakupy wydawały jej się jeszcze bardziej żenujące.
Remy siedział na tarasie przy basenie, a chociaż najchętniej by po prostu zwiała, co także stanowiło stały repertuar Lisbeth sprzed ich związku, to jednak zebrała w sobie resztki odwagi i wyszła do niego. Nie wiedziała czy stać, czy co, więc przysiadła na leżaku obok, ale nie podniosła spojrzenia na Remigiusa, tylko patrzyła na swoje stopy.
- Słuchaj... pojadę może spać do Jude'a, co? - w dłoniach zgniatała kawałek bluzy, żeby na czymś się skupić, a przy tym zaś nie wpaść w żadną histerię. Było jej niedobrze i najchętniej poszłaby do łazienki sobie w tym ulżyć, ale siedziała tutaj nadal. - Jak nie chcesz mnie widzieć, to tak będzie najlepiej, tym bardziej, że... jak tak ma wyglądać pierwszy dzień naszego wspólnego mieszkania, to dla mnie to... ja nie... nie wiem, po prostu... - pogubiła się i nie wiedziała, jak to skończyć, więc jedynie kilka razy wzruszyła ramionami w nadziei, że zrozumie co miała na myśli. Takie wypowiedzi nigdy nie były jej mocną stroną.

remigius soriente
Producent || Dokumentalista — Eclipse Pictures
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Razem z Lisą łatają swój pokiereszowany związek, ale jemu nadal marzy się ucieczka z Lorne bay; chociaż na kilka chwil.
Nawet nie kwapił się do odpowiedzi, gdy Lisbeth starała mu się wytłumaczyć, że wcale nie byłaby wciekła. Może jeszcze podjąłby jakąś dyskusję, ale gdy wspomniała o Leah, Remigius po prostu zrezygnował. Widział zresztą, że stan brunetki nie był najlepszy. Nie pamiętał kiedy ostatni raz widział ją tak roztrzęsioną i niestabilną. Może, gdy ten pierwszy raz przyszło im porozmawiać na poważnie, gdy ją złamał, gdy mówili o Margot, a Lisbeth płakała w jego ramionach uprzednio próbując uciec, a potem bijąc go na oślep. Wtedy też nie potrafiła się uspokoić. Francuz uznał, że najlepszym co może teraz zrobić to zdystansować się od tej sytuacji, bo nie tylko Lisa potrzebowała pozbierać myśli, ale on także. Bał się, że jeśli będzie dalej ciągnął tę rozmowę w takim stanie to powie jeszcze więcej przykrych słów, których później będzie żałował.
Wyszedł więc pozostawiając Lisbeth samą, mając nadzieję, że moment samotności pozwoli im później porozmawiać. Chociaż mówiąc szczerze, francuz wcale nie miał ochoty czegokolwiek prostować, za cokolwiek przepraszać, czy rozumieć to co zrobiła Lisa. Był na nią zwyczajnie zły, a żal jaki czuł podsycał w nim to uczucie.
Dopalał kolejnego papierosa, gdy usłyszał jak Lisbeth się zbliża, ale nie odwrócił się w jej stronę. Zgasił papierosa, po czym dopił resztkę drinka, a jego wzrok nadal wlepiony był w nieruchomą taflę basenu, gdy brunetka przysiadła się na leżaku obok. Jednak już po jej pierwsze słowa sprawiły, że od razu na nią spojrzał marszcząc przy tym brwi, dość ostentacyjnie ukazując własne niezadowolenie.
- Posłuchaj ty siebie... - mruknął kręcąc przy tym głową. - Czy ja powiedziałem, że nie chcę ciebie widzieć? Czy powiedziałem, że masz gdziekolwiek jechać? - Westchnął zrezygnowany. Przecież nie chciał nic złego, nie chciał jej skrzywdzić, ani nie chciał w żaden sposób się odegrać, jedyne czego chciał to... - Jestem po prostu zły i zawiedziony to wszystko.... Ale, na litość boską, nie chcę żebyś jechała do Jude'a - dodał, bo ten jej pomysł był wybitnie słaby.
Oczywiście Remigius nie podchodził do tego wieczoru w taki sposób jak Lisbeth. Owszem nie przyjemnie było pierwszy dzień wspólnego mieszkania rozpoczynać tak fatalnie, ale dla francuza to nie był koniec świata, a przede wszystkim inne sprawy miały priorytetowe miejsce. To, aby Lisa zrozumiała jak go krzywdzi swoimi kłamstwami na przykład.
- Nie chciałem też zostawiać ciebie samej, strasznie dramatyzujesz, wiesz? - Spojrzał na dziewczynę, po czym pokręcił głową i sięgnął po kolejnego papierosa. - Chciałem, abyś doprowadziła się do porządku i ochłonęła - dodał. - Chcę wierzyć w to co mi mówisz o tym całym "znajomym", powiedzmy nawet, że kupuje tą historyjkę, bo mogę to łatwo sprawdzić, ale.... Nie mogę zrozumieć czemu nie odbierałaś tego jebanego telefonu, czemu po tym wszystkim co przeszliśmy, nadal nie jesteś zrobić dla mnie tak prostej rzeczy - fuknął, bo właśnie to go najbardziej irytowało. Tyle czasu starał się do niej dotrzeć, tak mocno udowadniał, że będzie zawsze ją chronił, że wspiera ją, a ona i tak nie potrafiła podnieść słuchawki, bo co? Bo się bała, że będzie zły? No oczywiście, że byłby zły, ale przynajmniej czułby, że coś dla niej znaczy, że ona potrafi się zebrać w sobie i zrobić to co powinna, że jest bezpieczna... - Lisa to się musi zmienić. Nie jestem twoim facetem tylko wtedy, gdy ci tak wygodnie, rozumiesz? Nie jesteś już sama... - Westchnął i chociaż odpalił tego papierosa, to ostatecznie pokręcił głową z niechęcią i zgasił go przyciskając nazbyt mocno do dba popielniczki. - Pewnie jesteś głodna, jak ciebie znam od dawna nic nie jadłaś... Chodź, zrobimy coś na kolację - zaproponował i chociaż nadal czuł się dziwnie wyprany z emocji, wstał wyciągając dłoń na Lisbeth.

Lisbeth Westbrook
gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
To nie tak, że pierwszy raz był na nią zły, w zasadzie ostatnio coraz częściej widziała go w takim wydaniu i to było najgorsze. Myśl, że tak miałoby być już częściej, że byłaby powodem do nerwów, bo nie pamiętała kiedy ostatnio wywołała w nim takie rozbawienie, jak kiedyś, gdy chociażby nie byli jeszcze parą. Wtedy miała pełną świadomość tego, że nie nadaje się do związków, ale wówczas - nawet jeśli poparte jej wiedzą - wciąż były to tylko domysły. Dzisiaj, gdy ten dzień wyglądał, jak wyglądał, były to już fakty.
Obawiała się, że nie przyjmie jej propozycji lekko, ale i tak liczyła na to, że chociaż nie zareaguje ponownie z agresją. Niestety fakty były inne, a on poczęstował ją tymi samymi słowami, którymi ona jego, zanim zostawił ją w sypialni. Przez to ponownie przypomniała sobie tą mieszaninę negatywnych emocji, jakie jej towarzyszyły, gdy sama musiała iść pod prysznic, ściągając z siebie ubrania i czując się, jak skończona idiotka. Wolałaby o tym zapomnieć, ale coś czuła, że ta scena długo będzie ją jeszcze nawiedzać, poddając wątpliwościom poprawność jej aktualnej sytuacji życiowej.
- Nie powiedziałeś... tylko zapytałam - przypomniała, bo nie chciała go obrazić. Szukała, jak ślepiec w ciemnościach jakiegoś punktu zaczepienia, rozwiązania, które mogłoby się wpisać w to, czego Soriente chciał. Sama chciała jedynie by było dobrze, ale powoli przyłapywała się na myśli, że nie uda jej się po prostu tego osiągnąć, że to wszystko chyli się ku upadkowi, kompletnie nie wyglądając tak, jak powinno. - Myślałam, że jak pojadę, to będzie ci lepiej - wytłumaczyła, bo naprawdę nie chciała go denerwować jeszcze bardziej i znów poczuła szczypanie pod powiekami, a te dopiero się wzmogło, kiedy wytknął jej dramatyzowanie. Miała wrażenie, że wymierzył jej tym samym perfekcyjny policzek. Poczuła się po prostu źle... jak niestabilna emocjonalnie panna, którą... chyba była. Dlatego właśnie w chwilach tych swoich załamań wolała uciekać, zostawać sama, by pozwalać sobie na upust emocji bez obaw, że ktoś ją zobaczy i osądzi. Chyba nawet nie docierało do niej jeszcze to, że naprawdę to powiedział i chociaż bardzo chciała, nie wiedziała co mogłaby mu odpowiedzieć. Raczej z całej siły zagryzała poliki od środka, by przetrwać ten moment i się nie poryczeć, tylko tym samym potwierdzając słuszny osąd Soriente. - Bo ostatnio cały czas się przeze mnie denerwujesz! - jęknęła, nie podnosząc na niego wzroku. - Tak samo czułam się przy rodzicach. Musiałam się wyprowadzić, bo inaczej miałam wrażenie, że ciągle zawalam, non stop robię źle, nie wiem, nie potrafię być normalna i w końcu rozmowy z nimi zaczęły mnie przerażać. Sądziłam, że może... że jak nie odbiorę, to po przyjeździe będzie lepiej, to głupie, ale byłam spanikowana i nie myślałam racjonalnie. Ja już nawet nie pamiętam, jak to było kiedy się do mnie śmiałeś sam z siebie - wylała z siebie nieco więcej słów, niż planowała i oczywiście, kiedy już opuściły jej usta, żałowała, że nie była twarda i nie siedziała cicho. Czuła się jeszcze bardziej sobą zażenowana i jeszcze bardziej chciała gdzieś zwiać, schować się i przeczekać ten cały wstyd. - Wcale nie chcę być sama - dodała żałośnie, pociągając nosem, z głową mocno pochyloną do dołu, by pod czapką chować całą twarz, napuchniętą, czerwoną, z tymi załzawionymi oczami, z których na całe szczęście nie spłynęła żadna kropla, bo na to sobie nie pozwalała. Wcale nie była głodna, ale o tym nie wspominała, tak jak i o tym, że sama chętnie by zapaliła. Nawet o tym, że myślała o zamówieniu pizzy, bo za pierwszym razem ją właśnie jedli na plaży, ale nawet jeśli już nie padało, to na wyjście pogoda ani pora nie była zbyt dobra. Po prostu więc wyciągnęła swoją drobną dłoń i wsunęła ją w tę znacznie większą, należącą do Remy'ego. Podniosła się z leżaka i ruszyła z nim w stronę rozsuniętych drzwi tarasowych, prowadzących prosto do kuchni. Gryzła się przez chwilę z myślami, czy przerywać ciszę czy już sobie darować. - Jadłam lunch po treningu... w tej knajpie do której kiedyś często chodziłam. Zrobiłam zdjęcie, żeby ci pokazać - mimo wszystko wspomniała o tym, chociaż bardziej mamrocząc pod nosem, niż głośno się tym chwaląc.

remigius soriente
Producent || Dokumentalista — Eclipse Pictures
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Razem z Lisą łatają swój pokiereszowany związek, ale jemu nadal marzy się ucieczka z Lorne bay; chociaż na kilka chwil.
- Przykro mi, że tak pomyślałaś... Sądziłem, że znasz mnie lepiej - odpowiedział, bo co tutaj dużo mówić, nigdy nie stronił od towarzystwa Lisbeth. Nigdy też nie uciekał i zawsze był tym, który starał się jak najprędzej załagodzić konflikt. Tym razem po prostu nie miał ochoty prowadzić rozmowy w nerwach, a tym bardziej widząc w jakim stanie była Westbrook. Przecież nie chciał jej zostawić na całą noc, czy choćby wieczór, a kilkadziesiąt minut podczas których obydwoje mieli czas na ochłonięcie.
Faktycznie było nieco lepiej, ale po wymianie kilku zdań nagle atmosfera ponownie stała się między Remy'm, a Lisą dość gęsta. Francuz naprawdę starał się być wyrozumiałym, pojąć co kierowało dziewczyną i dlaczego zachowywała się w tak osobliwy sposób, ale każdy miał pewne granice. Lisa zaś zdawała się brnąć na oślep do przodu i nie zważać na to jak bardzo naruszała te należące do Soriente.
- Ja pieprzę... Serio? Porównujesz mnie do swoich rodziców? Nie powiem, ale to całkiem słabe - burknął niezadowolony, bo absolutnie nie chciał być traktowany przez Lisbeth w takich kategoriach. Nie był jej opiekunem, zwierzchnikiem, ani mentorem, a pieprzonym facetem. Chciał, aby patrzyła na niego jak na partnera, a nie osobę przed którą powinna się spowiadać i zachowywać tak jakby sobie tego po niej życzyła. - Wiesz w czym jest problem? - Odwrócił się w drodze do tej cholernej kuchni, bo ich dyskusja nagle z nad basenu przeniosła się do domu. - Że nie słuchasz tego co inni do ciebie mówią, co dla ciebie robią i co ci udowadniają. Wierzysz tylko we własne, głupie teorie, których potwierdzenia wręcz na siłę szukasz wmawiając sobie nie prawdę - rzucił z mocą gestykulując przy tym dość żywo. Naprawdę liczył na to, że ta ich rozmowa potoczy się spokojniejszym torem, ale niestety nadal w każdym z nich była wiele emocji. - Sądziłam, myślałam, nie chciałam... Wiecznie tylko ty... I te dopowiadanie, że nie wiesz co by się stało jakbyś odebrała, że spanikowałaś... Kurwa, wystarczyło odebrać. Nic więcej nie potrzebowałem, poza świadomością, że jesteś bezpieczna i... Sam nie wiem... I potrafisz odebrać ten pierdolony telefon jak dzwonię raz po raz - dokończył nieco smutniejszym tonem. Z początku dzwonił by się faktycznie dowiedzieć co z Lisą, a potem uparcie raz za razem wybierał jej numer łudząc się, że w końcu odbierze i za każdym razem, gdy łapała go sekretarka, wściekał się jeszcze bardziej. - I nie wmawiaj mi, że się do ciebie nie śmieję, bo jeden wieczór jestem po prostu zły. Pewnie po kolacji mi przejdzie, ale na ten moment po prostu daj mi ochłonąć - dodał, bo to co powiedziała na końcu także w niego trafiło. Jawne dramatyzowanie i wyolbrzymianie błahych problemów do miana klęski i kryzysu związkowego.
- Zrobiłaś zdjęcie żeby się pochwalić, czy mi udowodnić, że jadłaś? - Rzucił naburmuszony, ale i tak nie brał argumentów Lisy za powód do tego, aby zaprzestać przygotowywania kolacji. Co prawda mistrzem gotowania nie był, ale za to podpisał umowę z dobrą firmą cateringową i właśnie dzielił na dwa talerzyki sałatkę z łososiem i rzodkiewką. Był zły na Lisę, ale kochał ją jak pojebany, więc nawet w tak podłym nastroju nie umiał nie sięgnąć po ten pieprzony majonez i dodać go odrobiny więcej do porcji przeznaczonej dla brunetki.

Lisbeth Westbrook
ODPOWIEDZ