28 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
It's strange what desire will make foolish people do

I never dreamed that I'd meet somebody like you
Jedyne co mógł uczynić w tej sytuacji, to ignorancja słów, które padały z jej ust. Nazbyt gadatliwa jawiła mu się, jako przeciwieństwo osoby, jaką poznał kilka dni temu, a może wówczas to strach odbierał jej tę śmiałość i rezolutność? Sprawiając, że nie ujrzał w pełni jej oblicza, to wiele tłumaczyło, chociaż mógł i obarczał winą za to wszystko nierozwagę oraz wypity alkohol, to sprawiało, że kobieta, była naprawdę… właśnie jaka? Musiał to przyznać, choć ukrywał, że tak nie jest, to podobała mu się, ta gadatliwość, te pyskówki, a przede wszystkim uśmiechy i sygnały, jakie ku niemu wysyłała.
Pospiesznie zapakował ją, do samochodu uważając, aby przypadkiem nie uderzyła się, przy wsiadaniu. Wprawdzie był kabrioletem, ale Raine zaskakiwała go swym, niestety pechowym magnesem do różnych nieszczęśliwych sytuacji. Gdy siedziała wygodnie, zapiął jej pasy i położył torebkę oraz butelkę z alkoholem na kolanach, a szpilki nieco niżej, bynajmniej nie rzucił, a ostrożnie ułożył na dywaniku obok bosych stóp, kiedy się wreszcie wyprostował z przyjemnością, powitał lekki powiew chłodnego wiatru, co ostudził myśli.
Dołączył do niej po chwili, wpierw patrząc uważnie na plażę, czy aby niczego na niej nie zostawili. Posłał jej spojrzenie wyrażające dezaprobatę i wątpliwość, co jego losu i przekręcił kluczyk. Silnik zamruczał, cichutko, a auto po chwili sunęło czarną jezdnią wprost do domu. Nie zganił jej za włączenie radia wprawdzie byli w jego prywatnym samochodzie, o który dbał jak o nic innego na świecie, ale nie widział większych przeszkód, by muzyka umiliła im drogę, bo ta chociaż krótka, to przynajmniej zleciała przyjemnie. Sen został zepchnięty na dalszy plan, a przynajmniej na jakiś czas, więc nie obawiał się, iż przyśnie. Zresztą zapłakałby się chyba, gdyby przez taką głupotę robiłby wóz, o który tak dbał.
Zaparkował na podjeździe i wyłączył radio. Dopiero teraz przypominając sobie, że brat jest w domu. Grymas niezadowolenia przemknął przez jego twarz niczym cień. Praktycznie nigdy nie sprowadzał tu kobiet, a zwłaszcza takich, które ledwie znał. To nie tak, że wstydził się, czy miał obiekcje względem nich, ale dom był miejscem tylko ich. A więzy rodzinne dla niego były niezwykle istotne i jak nie miał nic przeciwko, aby Duncan sprowadzał swoje towarzystwo, tak on raczej się pilnował z tym kogo i dlaczego tutaj gościł. Raine była wyjątkiem od reguły, po prostu uchodziła w jego oczach za kogoś nad kim należało roztoczyć płaszcz ochronny i przygarnąć, bo pozostawiona sama na pastwę losu gotowa wpaść w kolejne tarapaty, a tego pragnął jej oszczędzić. Wprawdzie, był zły na jej lekkomyślność i spożyty w nadmiernych ilościach alkohol, lecz nie miał serca, aby dziewczynie teraz odmówić pomocy. – Nie mieszkam sam. – Zapowiedział, gdy otwierał jej drzwi od samochodu i podawał dłoń, aby się wsparła. – Staraj się być cicho – upomniał ją, już w progu drzwi frontowych. Trzymając pod ramię, prowadził przez elegancko i z klasą urządzony dom. Jego wnętrze łączyło w sobie nowoczesność z przeszłością, co wyjątkowo mu odpowiadało, bo lubił ten styl. – Napijesz się czegoś? – Spojrzał, gdy na linii wzroku zamajaczyła kuchnia. Ich królestwo, marmurowe blaty, dwa piekarniki, lodówka zdolna pomieścić znacznie więcej, niżby im było potrzebne oraz kolekcje noży, kilka kompletów tych naprawdę cennych trzymał jednak w walizce, w którejś z szuflad i wyciągał je na wyjątkowe okazje. – Prześpisz się na górze w sypialni dla gości, ale jak już stoimy na progu kuchni, to może jesteś głodna? – Przygotowanie szybkiej przekąski nie stanowiło dla niego większego problemu, a gdyby gwarancją była cisza i potulność dziewczyny, to ukochałby ją.

Raine Barlowe
sumienny żółwik
Lorcan
studentka mechatroniki — przyszły technik turbin
22 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Powracająca po kilku miesiącach do Lorne Bay studentka mechatroniki, która próbuje zacząć życie na nowo.
- Masz kogoś? - Pierwszym co przyszło jej do głowy było to, że Lorcan mieszkał z dziewczyną, narzeczoną, może żoną, bo nie wyglądał jej na kogoś, kto porzuciłby komfort mieszkania w pojedynkę dla zaoszczędzenia pieniędzy, albo kto tego potrzebował. Opcja ze współlokatorem zupełnie więc odpadała, a skoro dodał jeszcze, że powinna być cicho, połączyła kropki i pomyślała, że chce jej wizytę ukryć przed jakąś zazdrosną kobietą i gdyby nie trzymał Raine, gotowa byłaby uciec, albo przynajmniej zacząć się wycofywać, a tak mógł poczuć minimalny opór przy kolejnym stawianym kroku, który szybko jednak minął, nie tak jak zmarszczone brwi i ściągnięta twarz, kiedy próbowała wymyślić dlaczego właściwie przywiózł ją do swojego domu, jeśli było to takim problemem. Może i widzieli się zaledwie drugi raz, do tego w niezbyt typowych warunkach, więc nie miała żadnego prawa, żeby myśleć o nim w jakikolwiek sposób, ale wizja żony nie do końca się jej podobała i to uczucie też nie było najprzyjemniejsze. - Będę - zapewniła półszeptem, przez moment ostrożniej stawiając stopy na podłodze, żeby przypadkiem na coś nie wpaść, bo nie dość, że normalnie byłaby w stanie zrzucić jakiś wazon z półki, tym razem na jej niekorzyść działał wypity alkohol.
- Tequila? - na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech, ale chyba powiew powietrza po drodze otrzeźwił ją na tyle, że zdawała sobie sprawę z trudności w namawianiu Winchestera do czegokolwiek, a sama też powoli zaczynała czuć zmęczenie i dokończenie butelki mogło być dla niej prawdziwie zabójcze. - Albo woda - trochę chciało się jej pić, w końcu od ostatniego drinka w klubie nie miała w ustach nic bezalkoholowego, a miała wrażenie, że od tamtego momentu minęły wieki i kiedy tylko pomyślała o wodzie, poczuła jak bardzo czuje suchość w gardle i jak bardzo ma spierzchnięte usta, całe szczęście niepomalowane żadną szminką, bo na typ etapie mogłaby nią pewnie straszyć.
- A dasz mi coś do przebrania? - biała sukienka może i wyglądała ładnie, ale nie była szczególnie wygodną, ani do tańczenia, bo niebezpiecznie podwijała się do góry przy każdym ruchu, ani do spania, bo przecież jak można było w ogóle spać w ubraniach, w których siedziało się wcześniej na plaży? Może i była pijana, ale nie do tego stopnia. - Zjadłabyyym... - oparła się biodrem o kuchenny blat, na głos zastanawiając się czy w ogóle czuje się głodna. Miała ochotę na burgera z taniej knajpy, albo tłusty kawałek pizzy, ale wątpiła, żeby miał jej je ciepłe i gotowe w swoim domu, a zdecydowanie nie miała ochoty czekać. - Mogliśmy po coś wstąpić po drodze, jakbyś nie był taką marudą - wytknęła mu z uśmiechem i znów zrobiła kilka kroków w stronę mężczyzny, bo przecież była cicha i potulna, czas więc było powoli zbierać się do spania i cieszyć z tego, że jeszcze po drodze nie zrzuciła niczego z żadnej szafki i nawet dość ugodowo wcale się z nim o nic nie spierała, co było dosyć jasną oznaką, że z każdą kolejną chwilą jest bardziej zmęczona niż pełna energii.

Lorcan Winchester
raine barlowe
nata#9784
me, myself & I
28 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
It's strange what desire will make foolish people do

I never dreamed that I'd meet somebody like you
Pytanie zawisło w powietrzu, niczym miecz Damoklesowy, gdyby w tej chwili rozjaśnić ciemność, co spowiła ich ciała, mogłaby dostrzec grymas niezadowolenia i wyrzut na twarzy Winchestera, jednak na całe szczęście dziewczyna nie widziała w ciemności, a przynajmniej, nie powinna, chyba że skrywała kolejny talent z szerokiej gamy już i tak imponujących umiejętności, a przy tym niekoniecznie służących jej dobru. – Mieszkam z młodszym bratem – odparł, wymijająco by pominąć niezręczny dla niego temat. W wypowiedzianych słowach czaiło się jednak coś dobrze jej znanego, co słyszała już z jego ust, a mianowicie troska i niemal czułość wyzierające z pozornie pustych słów.
Gdy boczne i strategicznie rozlokowane światełka rozświetliły kuchnię, mogli w pełni ujrzeć jej przestrzeń, a cienie rzucane na dalszą część domu potęgowały wrażenie jego wielkości. Zrzucił z siebie bluzę dresową, w której wyjechał i położył ją na oparciu wysokiego krzesła. Jej odpowiedź, a raczej sugestia zakończona pytaniem sprawiła, że ponury obraz ponowie zagościł na jego twarzy, o czym nie omieszkał, zakomunikować jej odwracając się na pięcie. Lecz nim zdążył ją, skarcić poprosiła o wodę, tutaj już był bardziej łaskawy i kiwnął jedynie głową, że tak znacznie lepiej. Wyciągając, sporej wielkości szklankę na jej dno wsypał lodu i odrobinę soku z cytryny wlał wodę i na jej płaskiej powierzchni ułożył dwa listki mięty. Bez słowa podał, kobiecie szklankę posyłając jej przy tym nieco pogodniejszy uśmiech.
Musiał przyznać, że w tym nikłym świetle prezentowała się jeszcze lepiej, niżeli widział ją na plaży, wręcz co rusz łapał umysł na tym, iż pragnął mieć sposobność, ot pretekst, by na nią spojrzeć i zbadać wcześniej nieodkryte rejony, tak subtelnie i ostrożnie jak to tylko potrafił, nie narażając się na kontrujące, czy nawet karcące spojrzenie. Ani mu przez myśl mu nie przeszło, by mógł ją wykorzystać, tym bardziej gdy była w takim stanie, jednakże uczciwie, przed samym sobą, musiał przyznać, iż wpisywała się idealnie w jego gusta, to jest może zbyt nieprecyzyjne i ogólnie powiedziane, gdyż nigdy nie ograniczał się z niczym, tak od muzyki, po kuchnie i motoryzację. Raine po prostu, była sobą i tym samym sprawiała, że serce w piersi agenta przyspieszało, co rusz gdy na nią spoglądał. Trudno mu było określić przyczynę tego zjawiska, gdyż sporadycznie podobne uczucia nawiedzały go.
Tak – bez cienia wahania skinął, bo chociaż nocna kreacja przyciągała spojrzenia, to zapewne była niewygodna do spania i kobieta potrzebowała komfortu, zwłaszcza że poranek zapowiadał się w jej przypadku niezwykle ciężki. Widząc i słysząc, nagłe ożywienie na twarzy spodziewał się wszystkiego. Przygotował się już nawet mentalnie na marudzenie. – Mhm – patrzył na nią z cierpliwością godną lepszej sprawy. Dostrzegał, jak oparła się, o blat eksponując przy tym krągłe biodra, wcale nie dziwiąc się tym, że jej atuty mogą niejednym go jeszcze zaskoczyć, gdy podeszła odwrócił się i zrobił klasyczny unik, aby dostać się do lodówki. – Duncan robił na kolację kaczkę w czerwonym winie i naturalnie zostało jeszcze sporo, chyba że wolisz coś lżejszego? – wychylił się za bezpiecznych, bo dużych drzwi lodówki i miast na oczy otaksował wpierw jej długie nogi i powoli, powolutku wędrował, ku twarzy. Uśmiechnął się nieznacznie, gdy ich spojrzenia się spotkały.

Raine Barlowe
sumienny żółwik
Lorcan
studentka mechatroniki — przyszły technik turbin
22 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Powracająca po kilku miesiącach do Lorne Bay studentka mechatroniki, która próbuje zacząć życie na nowo.
- Och - odparła jedynie, kiwając głową, bo chociaż nie było to bezpośrednio odpowiedzią na jej pytanie, wiedziała przynajmniej, że nie spotka nigdzie po drodze niczego nieświadomej kobiety, której będzie się musiała tłumaczyć, na przykład na korytarzu przed łazienką. Nieświadomie uśmiechnęła się na tę myśl, w końcu gdyby rzeczywiście kogoś miał, to niezależnie od sytuacji mieszkaniowej powiedziałby jej o tym, prawda? Nie znała go za dobrze, a jednak z dużą dozą śmiałości mogłaby powiedzieć, że jest kimś, kogo wszyscy określiliby jako porządnego faceta. I w dużym stopniu mu ufała, przy drugim spotkaniu jeżdżąc z nim samochodem, przy trzecim szykując się do nocy w jego domu. Może to głupota, a może masa emocji, które się w niej przez ostatnie tygodnie gromadziły, ale chociaż momentami szybciej biło jej serce, czuła się w jego obecności spokojna, nawet kiedy wyraz twarzy Lorcana wcale nie wyrażał żadnych pozytywnych emocji w jej kierunku,
- Nie wiem, czy kiedyś jadłam kaczkę - mruknęła niepewnie, opierając skroń i ramię o pobliską ścianę, przyjemnie chłodną w dotyku, tak samo jak zimne naczynie, które trzymała w dłoni. Wypiła kilka łyków, niemalże całkowicie gasząc pragnienie i oblizała usta, spoglądając na obserwującego ją mężczyznę. - A ty jesteś głodny? - zapytała po chwili, odwracając spojrzenie i podeszła znów do blatu, żeby odstawić gdzieś szklankę. W końcu miała nie hałasować, nie chciała więc nic zbić przypadkiem, a w tym momencie było to bardziej niż prawdopodobne. - Bo jak nie, to nie chcę ci robić kłopotu, przynajmniej nie w ten sposób - na jej ustach pojawił się nieznaczny uśmiech, kiedy dokończyła zdanie. Zdecydowanie spotkanie z nią nie było najspokojniejszym elementem nocy, który mógłby zaliczyć. Gdyby nie zadzwoniła, spałby pewnie dalej smacznie, nie myśląc o kimś takim jak Raine Barlowe, a tak stała w jego kuchni, niemalże witając poranne promienie słońca i zastanawiając się czy kaczka w winie to coś, co mogłoby jej zasmakować.
- To może chodźmy już do łóżka? - zaproponowała, doskonale zdając sobie sprawę z tego, jak mogło to zabrzmieć, ale ani na moment się nie zawahała, nie prostując też swoich słów. Zamiast tego, znów oparta o blat, przyglądała mu się z zaciekawieniem, dopijając resztki wody i ocierając opuszkiem palca ostatnią kroplę z ust. Podobała się jej ich interakcja, podobało się jej spojrzenie mężczyzny, które czuła na swoim ciele i mogłaby tak trwać jeszcze trochę, chociaż z każdym przymknięciem powiek coraz ciężej było jej otworzyć je na powrót szeroko. - Musisz jeszcze pomyśleć w jaki sposób będę mogła ci się odwdzięczyć - może nie tyle za samo towarzystwo, co przenocowanie jej pod swoim dachem, podwózkę samochodem i samo to, że do niej przyjechał, nawet jeśli była mu obca i wcale nie musiał tego robić, a pewnie większość ludzi w podobnej sytuacji zupełnie wyśmiałaby Raine i może właśnie dlatego nie wahała się aż tak długo, kiedy wpisywała numer Lorcana do telefonu.

Lorcan Winchester
raine barlowe
nata#9784
me, myself & I
28 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
It's strange what desire will make foolish people do

I never dreamed that I'd meet somebody like you
Nie potrafił odpędzić od siebie niemego wyrzutu, co delikatnie, niczym pierwsze późnojesienne przymrozki szczypał w policzki. Świadomość szczerego zwierzenia się przed Raine, była zaskakująca, jak na staż ich znajomości. Wprawdzie nie oczekiwał niczego od niej samemu, o nic nie pytając. To dawało furtkę bezpieczeństwa swego rodzaju azyl i możliwość szybkiego odwrotu, gdyby sprawy przybrały nieoczekiwany obrót. Można zatem śmiało powiedzieć, że zaskoczyła go, a jednocześnie, nie czuł się na tyle pewny w tym, co względem niej odczuwa, że wolał przemilczeć i taktycznie ominąć niewygodny temat, przy czym udzielił jej poprawnej odpowiedzi. Oczywiście mógł po prostu przyznać otwarcie, że nie ma partnerki, lecz to przełamałoby, pewną granicę pomiędzy pracą a życiem prywatnym zacierając ją nieodwracalnie. Obawa, iż wyczuł prawidłowy kontekst wypowiedzi i ukryty w niej haczyk na moment przesłoniła mu myśli.
Spojrzał na nią, zaciekawiony w jego oczach nie uświadczyła drwiny, czy niedowierzania. Raczej sympatię z odrobiną troski, lecz tej drugiej zwyczajnie, chyba nie potrafił się wyzbyć, gdy na nią spoglądał. Jakby chciał za wszelką cenę uchronić ją przed wszystkimi niebezpieczeństwami tego świata. Wszakże dopiero się poznawali, a jednak reagował tak silnie na jej bliskość, iż sam się sobie dziwił. Wzbudzała w nim tak sprzeczne emocje, że najchętniej wyrwałby się z kajdan przyzwoitości i pozwolił, aby to serce dyktowało scenariusz tej nocy. Nie mógł jednak pozwolić sobie na taką słabość. W swych oczach, jak i jej, po oprzytomnieniu podejrzewał, że mogłoby to być odebrane za próbę wykorzystania sytuacji, a tego za wszelką cenę chciał uniknąć.
Nie określiłby się, nigdy „przyzwoitym” facetem, było w nim zbyt wiele z ponuraka, za bardzo pochłonięty i oddany pracy, a przede wszystkim to całe zło, które na przestrzeni lat widział, w jakiś sposób odbiło się na nim, zostawiając znak. Być może stąd brały się w sytuacjach stresowych, te pozornie niewinne podszepty, aby zrobić coś nieoczekiwanego, bądź wykazać się nadmiarem brutalności, gdy to cierpliwość i opanowanie, były kluczowe? Praca w jakimś stopniu zmieniała go i jego spojrzenie na świat. I dlatego z pełną świadomością swych grzechów, nigdy poważnie nie myślał o długim i w domyśle szczęśliwym związku. Czuł, że byłby kiepski w takim domowym życiu, już nawet niekoniecznie jako mąż i ojciec, ale chociażby partner. Po prostu to nie było dla niego. Rozumiał, że jego koledzy i koleżanki z pracy, niekoniecznie chcieli się pozbawiać tego aspektu życia, co nieodwracalnie sprawiało, iż byli gorszymi stróżami prawa, bo mając do stracenia, tak wiele zastanawiają się po dwakroć, czy wskoczyć w ogień walki, czy lepiej przeczekać i poczekać na posiłki. Ten balans pomiędzy odpowiedzialnością, a głupim ryzykiem, był niezwykle istotny w ich pracy. Aczkolwiek ci, którzy nie potrafili podejmować decyzji w ułamku sekundy, świadomie wystawiając się zagrożenie życia i zdrowia nie zbierali, tylu pochwał, co i nagan. To styl życia, którego nie da się z dnia na dzień zmienić, i które uzależnia swą wolnością i świadomością ciągłego trwania w przeczuciu, iż można zginąć.
Dziś może być twój pierwszy raz – uśmiechnął się delikatnie, samymi kącikami ust. Nie potrafił inaczej zareagować, a jej kolejne słowa jedynie spotęgowały jego reakcję do tego stopnia, że górna warga uniosła się, nieznacznie odsłaniając śnieżnobiały rząd zębów. – To dla mnie żaden kłopot – odparł, ciepło. – Lecz jeśli będzie ci raźniej, mogę zjeść razem z tobą – dodał, po chwili delikatnie tylko przymykając drzwi lodówki, aby ciepło z pomieszczenia nie podwyższyło temperatury w jej środku.
Raine, przed momentem myślałem, że jesteś głodna – zamknął drzwi lodówki i podszedł do niej. Patrzył, w jej hebanowe oczy próbując rozszyfrować słowa i znaki, jakie mu wysyłała. Zastygając w przybranej pozycji, była niesamowicie pociągająca i trudno mu było zebrać myśli, a koniecznie musiał to zrobić, by nie popełnić głupiego błędu. – Nie musisz nic robić – niemal szepnął i pozwolił sobie dotknąć jej ramienia, w zwykłym pokrzepiającym i czułym wyrazie sympatii. Pogładził, delikatną skórę czując, że jego dłoń jest zbyt szorstka i przy silniejszym dotyku mógłby ją skrzywdzić. – Jeśli jesteś śpiąca, zaprowadzę cię do sypialni – powiedział, nie przestając gładzić nagiej skóry ramienia.

Raine Barlowe
sumienny żółwik
Lorcan
studentka mechatroniki — przyszły technik turbin
22 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Powracająca po kilku miesiącach do Lorne Bay studentka mechatroniki, która próbuje zacząć życie na nowo.
- To ty zacząłeś temat jedzenia - jej za to wcale nie było to w głowie i chociaż rozsądniej byłoby coś zjeść przed snem, bo i zanim poszła z koleżankami na imprezę nie skupiła się na tym zupełnie, dość szybko zbierając żniwo wypitego na pusty żołądek alkoholu. Ból głowy i kac następnego poranka były raczej nieuniknione, ale jeszcze mogła zminimalizować skutki swojego nocnego szaleństwa, szalenie tylko ciężko było jej myśleć racjonalnie, a jeden z powodów takiego zachowania stał przed nią. - Wystarczy mi woda - ruchem głowy wskazała na, pustą już, szklankę i uważnie śledziła spojrzeniem każdy jego ruch, kiedy podchodził bliżej.
- Ale chcę - odparła równie cicho, czując jak zasycha jej w gardle. Lekko drgnęła pod wpływem dotyku Lorcana i niemalże nieśmiało utkwiła spojrzenie w jego klatce piersiowej, nie do końca wiedząc jak na to zareagować. Z pozoru prosty i nic nieznaczący gest jawił się jej jako coś dużo bardziej intymnego, przynajmniej w tej ich obecnej sytuacji i kiedy już uniosła głowę, spoglądając te kilka centymetrów do góry, miała wrażenie, że i w spojrzeniu mężczyzny widzi coś więcej, niż tylko troskę, jakiej mogłaby się spodziewać po kimś, kto dzięki swojemu dobremu sercu postanowił jej bezinteresownie pomóc. A może to dlatego, ze chciała dojrzeć coś więcej? Interpretować jego wszystkie uśmieszki na swoją własną korzyść i pozwolić sobie na więcej gestów, na które tak bardzo miała ochotę, ale których była zdecydowanie niepewna.
- Dobrze, chodźmy - w tym momencie była zupełnie rozbudzona i ostatnie o czym myślała, to przymknięcie oczu, kiedy już policzkiem dotknie miękkiej poduszki, a jednak dłonią chłodną od trzymanej wcześniej szklanki z lodem odnalazła dłoń Lorcana, tę wolną, a splótłszy z nią palce przesunęła kciukiem po wewnętrznej stronie nadgarstka. - Na górę, tak? - upewniła się jeszcze i choć wcale nie chciała się ruszać z miejsca, jako pierwsza wykonała ruch, początkowo przybliżając się do niego, żeby oderwać biodra od kuchennego blatu. O ten ułamek sekundy dłużej, niż rzeczywiście musiała, trwała tak w zawieszeniu ruchów i dopiero po chwili znów kawałek się od niego odsunęła, stawiając kroki w tył, bo wydawało się jej, ze tam właśnie może odnaleźć schody, prowadzące do gościnnej sypialni na górze. A tam przebierze się, zapewne w jego koszulkę i odpłynie w ramiona Morfeusza, chociaż wolałaby się znaleźć w innych ramionach.
Podświadomie przeciągała ten moment, niespiesznie stawiając bose stopy na chłodnej podłodze i nie spuszczając wzroku z Winchestera. Ufała, że złapie ją, gdyby tylko miała na coś nieuważnie wpaść, a pokusa śledzenia najmniejszych zmian w mimice jego twarzy była zbyt silna, by odwrócić spojrzenie. Jej nastrój, z głośnego, roześmianego i pewnego siebie, uległ znaczącej przemianie, a uśmiechy kierowane w stronę mężczyzny z beztrosko wesołych zmieniły się w takie, których znaczenia sama nie potrafiła tak łatwo określić.
Było już późno, alkohol ciągle krążył w jej żyłach, pomieszany ze sporą dawką zmęczenia, ale mieli ten moment tu i teraz, może tylko do momentu przekroczenia drzwi sypialni, może chwilę dłużej, ale ten stan niepewnego zawieszenia, który przyspieszał bicie serca Barlowe był na tyle przyjemny, że nie chciała go przerywać, wciąż i wciąż zwalniając kroku, a mimo to udało się jej po drodze potknąć, mocniej więc ścisnęła dłoń Lorcana, wykrzywiając usta w coś na kształt przepraszającego uśmiechu. - Ups - szepnęła jedynie, nie chcąc przecież budzić jego brata żadnym gwałtowniejszym dźwiękiem i zagryzła wargę, na moment wyglądając przez okno, żeby w oddali dostrzec blady zalążek nieubłaganie zbliżającego się świtu, zwiastującego nowy dzień, jak gdyby to co teraz, miało trwać tylko do tego momentu, ani chwili dłużej.

Lorcan Winchester
raine barlowe
nata#9784
me, myself & I
28 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
It's strange what desire will make foolish people do

I never dreamed that I'd meet somebody like you
W pewnym momencie, gdyby zatrzymać czas wciskając pauzę i cofając się, o te kilka klatek mógłby dostrzec, tak to przynajmniej sobie tłumaczył, chęć przedłużenia trwającej chwili, tego zawieszenia w kuchni, które słodko niewinne, było tak bezpieczne i nie prowadziło do niczego złego. Niestety nie potrafił tego uczynić, a stając przed wspomnianymi faktami, trudno mu było zaprzeczyć, że tak faktycznie wyszedł z propozycją późnej kolacji, czy raczej wczesnego śniadania, zwał jak zwał. To szczegóły, o które w gruncie rzeczy się nie rozchodziło, czyż nie?
Chciałem być dobrym gospodarzem – westchnął, wcale, ale to wcale nie spuszczając z niej wzroku, wręcz przeciwnie przyciągała go jak magnes opiłki żelaza i tylko silna wola sprawiała, że dalej tkwił w tym bezruchu, w granicach bezpiecznej przystani, gdzie patrzenie nie było uważane za coś złego, z czego nie musiałby, mieć później wyrzutów. Wiedział, że to nieuniknione, a chwila nierozwagi, ot rozluźnienie się może zaowocować czynami, tak w swej naturze zgodnymi, jak to tylko możliwe, jednak hamowała go trzeźwość umysłu i rozsądek. Ten moment intymności, czy raczej dotyku, ot pokrzepiającego gestu, który przybrał, w jego głowie znacznie nazbyt sugestywne sprawiał, że zapragnął czegoś więcej, niżby tego oczekiwał zaraz po tym, gdy nocny telefon go obudził i przerwał przyjemny sen. Jakim cudem znaleźli się w kuchni? Od plaży tutaj, a co dalej? Bał się zakończenia tej historii.
Skinął w milczeniu, przytakując na jej słowa i drgnął, gdy poczuł jak chłodna dłoń oplata się wokół jego ręki zaciskając się. Odwzajemnił, ten dotyk niewiele myśląc, pozwolił się, prowadzić nie czując różnicy, w tym kto szedł pierwszy. Patrzył, gdy pokonywała pierwsze stopnie na jej bose stopy w obawie, aby się nie potknęła. Szli wolno półmrok, jaki ich otulił, dawał pewną swobodę w poruszaniu się, lecz nie był on w pełni komfortowy, ale skrywał niewypowiedziane słowa i spojrzenia, tak wiele mówiące. Ciemność im sprzyjała, bez dwóch zdań. Zacisnął dłoń, gdy potknęła się, sykiem oznajmiając mu swoją nieostrożność. Pokrzepiający gest z jego strony nie miał w sobie niczego karcącego, wręcz przeciwnie. – Prosto i w prawo – nachylił się do jej ucha, gdy stała wpatrzona w jaśniejący horyzont. Zapach jej ciała, odurzył jakby ktoś uderzył go i trafił w szczękę. Cofnął się momentalnie o półkroku, wyraz rezygnacji i wyraźnej walki pragnienia z rozsądkiem walczyły w nim, co parę chwil tylko zmieniała się strona dominująca w tej batalii. Pociągnął kobietę, za sobą do swojej sypialni pamiętając, że miał dać jej koszulkę, aby nie musiała spać nago, czy też w samej bieliźnie. Rozumiał, że czułaby się wyjątkowo niekomfortowo. Zamknął za nimi drzwi, niemal bezszelestnie i nie siląc się, na zapalanie światła wyciągnął z szuflady, w której piętrzyły się kupki równiutko poukładanych i poskładanych koszulek. Sam pokój wyglądał jak odzwierciedlenie Lorcana, to jest – sporo książek i segregatorów z aktami i innymi najpotrzebniejszymi informacjami, zero zdjęć, czy innych pamiątek, ale za to klimatyczne lampki przewieszone przy lekko spadzistym suficie pozwalały sądzić, że mężczyzna ma w sobie odrobinę z dziecięcej fantazji. Wprawdzie pokój wyglądał, jakby dopiero co został posprzątany, a jedynie książki i drobne pierdółki walające się na półkach zdradzały jego obecność. Prostota, minimalizm i zero zbędnych rzeczy, to cały on. A jednak w tym wszystkim kryło się głębsze dno. Zdjęcia, chociaż pochowane w albumach i zamknięte w kartonach stały na strychu często jednak po nie sięgał zwłaszcza w chwilach, gdy nawiedzała go melancholia, aby przypomnieć sobie szczęśliwe chwile z dzieciństwa, gdy czuł, że ma pełną rodzinę. Teraz było inaczej, a pustka pozostała i nie wypełniła jej, ani praca, ani żadna poznana kobieta, a gdy brat odejdzie pozostanie sam.
Proszę – podał jej miękką i pachnącą iglastym lasem koszulkę. – Raine – dotknął jej policzka niepewnie, jakby się wzbraniając, przed tym. – Dlaczego do mnie zadzwoniłaś? – Zapytał, bo musiał znać odpowiedź nim cokolwiek innego przejmie nad nim kontrolę.

Raine Barlowe
sumienny żółwik
Lorcan
studentka mechatroniki — przyszły technik turbin
22 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Powracająca po kilku miesiącach do Lorne Bay studentka mechatroniki, która próbuje zacząć życie na nowo.
- Jesteś dobrym gospodarzem - uśmiechnęła się leciutko, bo było to dla niej aż nazbyt oczywiste. Przywiózł do swojego domu właściwie obcą dziewczynę w środku nocy i zaproponował jej łóżko, a to było już wystarczającą oznaką, że w roli gospodarza sprawdzał się idealnie, przynajmniej teraz i dla niej. Głód jakby zupełnie ją opuścił, a może mogła jedynie na jednej rzeczy skupić na raz swoje myśli, wybór nie padł jednak na kaczkę w czerwonym winie, która czekała w lodówce. Bliskość Lorcana sprawiała, że niewiele więcej ją w tym momencie interesowało, poza jego obecnością, dotykiem, ciepłem ciała, znajdującego się tak blisko, dosłownie na wyciągnięcie ręki, którą zaciskała wokół dłoni chłopaka.
Zamrugała kilkukrotnie, odganiając spowijającą pomieszczenie ciemność, kiedy miękko zatrzasnął za nimi drzwi, sprawiając, że w pewnym sensie poczuła się odizolowana od reszty domu, jakby zamknięcie w czterech ścianach spotęgowało wszystkie emocje, które towarzyszyły jej już od kuchni. Rozejrzała się powoli, nie dostrzegając zbyt wiele osobistych rzeczy, których pełno było z kolei w jej domu i początkowo pomyślała, że to pokój gościnny, dopóki nie zobaczyła jak szuka czegoś w komodzie.
- Dziękuję - odpowiedziała szeptem, łapiąc koszulkę i spojrzała mu prosto w oczy, ciesząc się, że jej wzrok zdążył już przyzwyczaić się do mroku, rozświetlanego jedynie przez księżyc i powoli rozjaśniające się przed świtem niebo. - Tak? - nie podniosła głosu, za to zamrugała kilkukrotnie i aż drgnęła pod wpływem jego dotyku, wypuszczając koszulkę, która bezdźwięcznie opadła na jej bose stopy, czego nawet nie zauważyła, opierając dłoń na klatce piersiowej Winchestera, na której zawiesiła wzrok, uciekając od jego błękitnych oczu, zastanawiając się nad odpowiedzią.
Powierzchownie i bez zagłębiania się w temat zadzwoniła, bo nie miała zapisanego w telefonie ani jednego kontaktu, a wizytówka Lorcana jakimś zbiegiem okoliczności znalazła się w jej torebce, czy jednak zadzwoniłaby do kogokolwiek, kogo numer pojawiłby się jej wtedy w ręku? - Chciałam cię jeszcze kiedyś zobaczyć - odpowiedziała zgodnie z prawdą, ledwo dosłyszalnie, śledząc okrężne i powolne ruchy swoich palców na materiale jego koszulki, jakby wstydziła się do tego przyznać. Wcześniejsza odwaga i beztroskie podejście się ulotniły, być może przez onieśmielające otoczenie i bliskość, które przyprawiały ją o gęsią skórkę. - Ale nie byłam pewna czy ty tez - bo jeszcze nic nie znaczyło, że ona przez ostatni tydzień łapała się na myślach o policjancie, który już dwukrotnie dodawał jej otuchy, chociaż za pierwszym razem za mało czasu z nim spędziła, żeby móc to docenić. - A tequila pomogła mi to sprawdzić - powoli podniosła głowę, ciut się do niego przybliżając. Z każdą chwilą wypity alkohol czując, jak ulatniający się alkohol odbiera jej cząstkę tej pewności, która pozwoliła Raine zadzwonić i znaleźć się w dokładnie tej sytuacji.
Cholernie chciałaby go teraz pocałować. Był tak blisko, że niemal czuła jego oddech na swojej skórze, a jednak jakieś resztki rozsądku mówiły jej, że nie powinna. Dalej była pijana i chociaż od czasu wejścia do samochodu znacznie wytrzeźwiała, głównie dzięki orzeźwiającej przejażdżce, to się tak szybko nie zmieniło. - Późno już, powinniśmy iść spać - zaczęła dziwnie zachrypniętym głosem i mimo, że wcale nie chciała, odsunęła się od niego, podnosząc z podłogi koszulkę. - Pomożesz mi zdjąć sukienkę? - spojrzała na niego tylko przelotnie, odkładając bluzkę na łóżko i odwróciła się w stronę okna, plecami do Lorcana, zabierając z pleców włosy, żeby mógł sięgnąć do suwaka. Serce biło jej dużo szybciej, niż mogłaby przypuszczać, a przygryzieniem wargi tłumiła emocje, których sama nie do końca potrafiła zidentyfikować. Pod skąpym materiałem nie miała nawet biustonosza, a już tylko od niego zależało jak daleko posunie się ze swoją pomocą.

Lorcan Winchester
raine barlowe
nata#9784
me, myself & I
28 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
It's strange what desire will make foolish people do

I never dreamed that I'd meet somebody like you
Niebo na wschodzie jaśniało bladozłotą poświatą nadchodzącego świtu, świat wstrzymał oddech na tych parę sekund, gdy wpatrzeni w siebie stali otuleni słodkim cieniem półmroku, mogliby bez większego trudu, skryć się w tej ciemności zagłębiając, bez reszty i oddając się przyjemności z przebywania w swoim towarzystwie. Rytm serca zwolnił, w momencie, gdy opuszki palców dotknęły skóry policzka, a ciche westchnięcie, tak ulotne jak wiosenny wietrzyk wyrwało się z piersi agenta. Była zaskoczeniem, niespodzianką od losu, której nie spodziewał się zastać, nigdy na drodze swego życia. Wiecznie pogrążony w pracy nie czuł upływu lat i tego, że tracił, niewątpliwie coś z młodości. Pogoń za sukcesami i napędzająca, niczym silnik motorowy ambicję sprawiały, iż zatracił się, w tym życiu skąpanym nieustannie w cieniu swego dawnego odbicia Pogrążając się z każdym mijającym tygodniem, miesiącem, coraz bardziej w mrok powoli zaczynał odpuszczać sobie życie prywatne skupiając myśli, tylko i wyłącznie na pracy, bo tam kryło się jego zapomnienie, ale i pasja. Zadowalając się z ulotnych, jak dym spotkań, w których dobrze znana sylwetka znikała, wraz z nadejściem świtu, by w nocy ponownie nawiedzić zmęczony umysł i zesłać nań, chociaż odrobinę znieczulenia. Nie wierząc, że czar ten mógł zdjąć, a klątwę spotkań przełamać pozwolił się podporządkować takiemu życiu, pozostając obojętnym na wszystkie inne aspekty. Dopiero pojawienie się Raine sprawiło, że złapał drugi oddech. Jakby nagle wybudzony ze snu, w który przeżywał od lat tak wielu, że początku nawet nie pamiętał.
Przerwał, tą niezwykle przyjemną chwilę i obejrzał się na okno i świat za nim. Granatowa połać zastygłego wydawać by się mogło morza powoli rozjaśniała się przechodząc w zwyczajny sobie i jakże, nawet po tylu latach mieszkania w Australii egzotyczny kolor, kojarzący się z ciepłymi i tropikalnymi krajami. Ta bajkowa otoczka sprawiała, że czasem zapominał, iż widywał w pracy rzezy, które wyjątkowo nie pasowały do wyidealizowanego świata baśni, w jakim czasem chciałby utknąć na znacznie dłużej.
Proszę – odparł cicho, niemal szeptem, gdy poczuł dłoń na piersi, podniósł na nią wzrok, który przez moment podążał linią ręki, aż do barku i dopiero później spoczął na twarzy. Nie oderwał od niej oczu, gdy koszulka w zawirowała w powietrzu, przecinając tę niewielką przestrzeń między ich ciałami. Wpatrzony w obraz kobiety o hebanowych oczach zwyczajnie nie potrafił tego zrobić. Dopiero gdy ona uciekła, mógł niespiesznie, opuścić wzrok przenosząc go w tylko sobie znany punkt, za jej plecami. Jej słowa go zaskoczyły, wręcz dały iskierkę nadziei na to, że nie pomylił się w ocenie sytuacji, która była tak diablo niebezpieczna, iż każdy niebaczny krok, mógł zwiastować niepowodzenie całej tej budowanej tamy emocji. Wzajemne wzbranianie się i unikanie, a także próby odepchnięcia tego, co nieuchronne sprawiały, że coraz bardziej paradoksalnie przekonywał się o słuszności podejmowanych kroków, bo chociaż rozsądek krzyczał i ostrzegał, to głupie serce pchało w ślepą uliczkę zatracenia. – Rozumiem. – Nieznacznie poruszył ustami wypowiadając, to jedno, jedyne słowo i odnalazł jej twarz, była zwrócona ku niemu profilem, więc miał możliwość, wręcz idealną, ku temu, aby ją podziwiać. Czuł podświadomie, że traci z każdym wypowiedzianym słowem swą pewność siebie, którą tak przed momentem emanowała. Denerwowała się, a może obawiała się, iż ją wyśmieje? Czy to było normalne? Próbował odpowiedzieć sobie na te pytania, lecz nie zdążył. Bo ponownie zabrała głos i rozjaśniła mu obraz sytuacji, w jakiej się znaleźli. Alkohol, cóż ludzkość by bez niego uczyniła? Kwaśny uśmiech wykwitł na jego wąskich wargach. Odczuwając, coś na kształt lekkiego zmieszania, tym wyznaniem. Zmiana głosu przykuła jego uwagę całkiem, przy tym zmywając z oblicza poprzedni obraz emocji. Przytaknął jej jedynie, bo tylko na tyle go było w tej sytuacji stać nie chcą, aby i jego głos zdradził rozedrgane w piersi serce. Gdy schyliła się nagle poczuł, jak ciało przeszywa dreszcz, jawny sygnał, że powinni iść spać, nim w umysłach zrodzi się coś, na co nie mieli wpływu. Pożądanie, tak naturalne w swej prostocie, że bardziej nie można tego ująć obejmowało go w swe czułe ramiona szepcząc rady do ucha. Była tego warta, każdej grzesznej myśli zrodzonej z chęci przełamania tej zapory emocji. Nie odpowiedział na jej pytanie, nie było sensu, a ponadto wiedział doskonale, że głos zdradziłby go, niechybnie odkrywając, przed nią pragnienia zrodzone z uroku chwili. Kiedy stanęła do niego tyłem odgarniają włosy, pozwolił sobie na delikatne muśnięcie linii pleców tuż nad łopatkami. Dłonie sunęły gładząc gładki materiał sukienki, a gdy napotkały mechanizm zamka powoli i sukcesywnie rozpinały go uwalniając ją z okowów wieczornej kreacji. Jedna z dłoni nieoczekiwanie, tuż na półmetku drogi zjechała z trasy i spoczęła pewnie na linii talii przyciągając ją ku sobie, tak aby zdławić przestrzeń dotychczas ich dzielącą. Ustami zaznaczył swą obecność na karku lekko i ulotnie całując ją i wdychając zachłannie zapach jej ciała, tak elektryzująco na niego działający. – Nie powinniśmy… – westchnął z ustami, niemal przy jej uchu. Czuł, że serce zaraz wyskoczy mu z piersi, jednak starał się zachować resztki rozsądku.

Raine Barlowe
sumienny żółwik
Lorcan
studentka mechatroniki — przyszły technik turbin
22 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Powracająca po kilku miesiącach do Lorne Bay studentka mechatroniki, która próbuje zacząć życie na nowo.
Gdyby już była zupełnie trzeźwa, dużo ciężej byłoby jej odpowiedzieć na pytanie Lorcana. Chciała go zobaczyć, ale sama zdała sobie z tego sprawę dopiero tu i teraz, kiedy raz za razem jej ciało przeszywał przyjemny dreszcz, a nawet najdrobniejszy dotyk chłopaka był jednocześnie kojący i rozpalał jej skórę. Już dawno czegoś takiego nie czuła do kogokolwiek, a chociaż z Colem rozstali się zaledwie dwa miesiąc temu, miała wrażenie, że w ciągu jednego wieczoru więcej razy serce zabiło jej mocniej, niż przez ostatni rok związku. W tej niepewności i trzymaniu się ustalonych zasad było coś jeszcze bardziej pociągającego, a kiedy znaleźli się już w sypialni, miała wrażenie, że odrzucili kolejną warstwę zabezpieczeń, nieuchronnie zbliżając się do finału tego wieczora. Finału, który kolejnego poranka mógł ściągnąć na nich wyrzuty sumienia.
Bliskość mężczyzny jednak sprawiała, że nie potrafiła za dużo myśleć o konsekwencjach. Wszystko wydawało się jej tak błahe, a kolejne uśmiechy, drobne gesty jeszcze mocniej utwierdzały ją tylko w przekonaniu, że telefon był dobrą decyzją, bo inaczej może rzeczywiście więcej by się nie zobaczyli? A może to było to? Tylko ta jedna noc, jedyne co było im ofiarowane przez los? Może już więcej mieli się nie spotkać, a wschód słońca zwiastował nie tylko nowy dzień, ale też koniec ich? Zabawne jak łatwo przyszło jej pomyśleć o nich, jakby wcale nie poznali się zaledwie tydzień wcześniej, przypadkiem, w pracy, pozwalając sobie na odrobinę więcej spoufalenia, niż wymagała od nich sytuacja, tego wieczora łamiąc jednak zdecydowanie więcej barier.
Przymknęła oczy, w ciszy wyczekując dotyku dłoni Winchestera, tak przyjemnych na jej skórze. Wstrzymała oddech, słysząc oddech Lorcana, wymieszany z miarowym dźwiękiem rozsuwania kolejnych ząbków, odsłaniających jej nagie plecy. Nie wiedziała co teraz. Z jednej strony wzbraniała się przed zabrnięciem za daleko, mimo wszystko dość trzeźwo zachowując się w tej sytuacji, a z drugiej chciała mu pomóc, wyswobodzić się z sukienki i pieprzyć konwenanse. - Och - wyrwało się spomiędzy jej ust, kiedy głośno wypuściła powietrze, czując, że nie ma już między nimi żadnej przestrzeni, a dłoń chłopaka spoczywa dokładnie w miejscu, w którym chciała, by była. Dotyk ciepłych warg na skórze przyjęła wraz z kolejnym przyjemnym dreszczem, odchylając nieco głowę, jakby zachęcająco, zapraszająco.
- Nie, nie powinniśmy - powtórzyła za nim, bez żadnego przekonania w głosie, opierając się o jego ciało, bo miała wrażenie, że nogi zaraz odmówią jej posłuszeństwa. Walczyła sama ze sobą i nie poznawała tej Raine, która kazała jej porzucić wszelkie wątpliwości, kusząc wizją przyjemnej bliskości. Bardzo powoli, jakby dawała sobie czas na ucieczkę, odwróciła się do niego, wzrokiem śledząc ruchy dłoni, sunących po klatce piersiowej mężczyzny, a kiedy dosięgły już ramion, wspięła się na palce, opierając o niego i kiedy była już na tyle blisko, że ich oddechy mieszały się w jedno, a usta dzieliły już bardziej centymetry, niż milimetry, czubkiem nosa zaczepiła o jego nos, rozgrywając w głowie ważną partie argumentów. - Lorcan, ja... - urwała, nie wiedząc właściwie co chciała powiedzieć, a kiedy już prawie wychyliła się jeszcze bardziej, by dosięgnąć jego ust, odsunęła się gwałtownie, o mało co nie potykając o własne nogi. - Muszę iść do łazienki - rzuciła pierwsze, co przyszło jej do głowy i złapała z łóżka koszulkę, korytarzem kierując się tam, gdzie zapewne jej wskazał, w głowie przeklinając swoje zachowanie, tylko nie była pewna, czy żałuje kontynuacji, czy raczej tego, że przestała.
Światło w łazience raziło niczym oskarżycielskie reflektory, a ona szybko zrzuciła sukienkę, zastępując ją koszulką pachnącą Lorcanem. Objęła się na moment ramionami, chcąc uspokoić bicie serca i pochyliła się nad umywalką, ochlapując rozpaloną twarz chłodną wodą z kranu. - Co ty wyrabiasz, Raine? - wyszeptała do swojego odbicia, karcąco i po kilku chwilach, kiedy choć na moment nie miała wrażenia, że uginają się pod nią kolana, wyszła znów na korytarz. Delikatnie nacisnęła klamkę w sypialni, będąc w stanie zauważyć dużo więcej szczegółów pomieszczenia, przez coraz jaśniejsze promienie słoneczne, niż jeszcze nie tak dawno temu. Starała się być równie cicho co on, bardzo powoli przymykając drzwi, przez co znów oddzielili się od otaczającego ich świata, a dopiero wtedy z niepewnością spojrzała na Winchestera, dłonią ciągnąc swoją koszulkę w dół, jakby w ten sposób miała zakryć coś więcej. - Chodźmy spać - w jej głosie, choć cichym, słychać było prośbę, bo z każdą chwilą w tym zawieszeniu, miała ochotę zrobić wszystko, żeby znów znaleźć się w jego ramionach i tym razem nie uciekać, a sen wydawał się być tym rozsadnym rozwiązaniem, tylko wcale nie tak kuszącym.

Lorcan Winchester
raine barlowe
nata#9784
me, myself & I
28 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
It's strange what desire will make foolish people do

I never dreamed that I'd meet somebody like you
Niebezpieczne napięcie ciał, w natłoku emocji, co paraliżowały i otumaniały zdrowy rozsądek, były w tej chwili zgubne. Ten kluczowy moment, który mógł zaważyć o wszystkim i niczym. Czy bowiem, było coś złego w tym, że jej pragnął? Możliwe, iż wolałby, aby za podszeptami jej serca nie stał alkohol, który nadawał odwagi i odbierał asertywność, tak kluczową w walce z pożądaniem. Żałował niemal, że i on nie mógł zwalić winy na tego truciciela i mąciciela ludzkich dusz, jakże wówczas łatwiej byłoby spojrzeć rankiem w lustro, nie czując, przy okazji wstrętu do samego siebie. Zachłysnął się, chwilą dając upust emocji, które zbyt długo tłumił w sobie, miast pozwolić, aby te zostały wyładowane w innych okolicznościach, gromadził je, i w tym tak delikatnym momencie, mogły zaważyć o jego postrzeganiu świata. Wyraźne granice, jakie wyznaczał swymi zasadami i postępowaniem stawały się ulotne, jak mgiełka i rozmywały z każdą sekundą bliskości. Tak bardzo kuszącej, a przez to, że niewłaściwej, to tym bardziej mącącej myśli. Nie było wszak na świecie słodszego owocu, niż ten zakazany, czyż nie? No właśnie Winchester wątpił, tak w prawdziwość tych słów, jak i zaczynał przejawiać wątpliwości względem samego siebie, że mimo zmęczenia i jawnej zbrodni, jaką było wybudzenie ze snu w środku nocy, okazuje tak wielkie zrozumienie, ba sympatię i troskę względem pozornie nieznajomej dziewczyny, czy aż tak potrzebował bliskości drugiego człowieka? Bo wszakże nie chodziło o samą intymność, a raczej wyraz troski i szczerej sympatii podyktowanej raczej okolicznościami poznania, niżeli innymi zmiennymi. Tłumił w sobie coś, czego nie potrafił nazwać, a skazywanie się na nocne przejażdżki i robienie za anioła stróża studentki, było równie rozsądne, co picie mocnego alkoholu na pusty żołądek. Musiał przestać i postawić sprawę jasno, że chociaż odczuwał w stosunku do ciemnowłosej niezrozumiałe dlań uczucie, to nie mógł zdać się na coś więcej, w tej chwili. Zrozumiał to wówczas, gdy się odwróciła, kiedy dostrzegł w jej oczach niewinność skrytą za kurtyną gęstych rzęs. Po prostu wykorzystałby ją, a to uczyniłoby z niego kogoś, kim nie chciał się stawać. Skazywał się zatem na mękę? Będąc tak blisko niej, a nie mogąc wyrazić swych uczuć poprzez, chociażby tak prostą czułość, jak pocałunek? Tak i nie. Bowiem docierało do niego, że grunt to jej bezpieczeństwo, a te zapewnił jej, ba nawet najwyższych lotów, bo miała duże łóżko, pełną lodówkę, czyste ciuchy i dwóch ochroniarzy, no jednego, bo aby obudzić Duncana potrzeba orkiestry dętej, a i to może okazać się nieskuteczne.
Ja… – spróbował coś wtrącić, gdy podchwyciła jego słowa. Czuł, jak opiera się na jego ciele, jak ulega mu z każdą sekundą, a i on nie pozostawał bierny, a może nawet i bardziej go ta bliskość uderzyła. W jego oczach kryło się tak wiele pytań, co miał począć? Lecz i ona nie znała na nie wszystkie odpowiedzi, wyręczyła go jednak. Na ponowne przebrzmienie jej głosu zareagował z nieukrywanym wyczekiwaniem, jakby spodziewał się, iż uraczy go jakąś alkoholową filozofią wyjętą wprost z akademickich imprez. Niemal roześmiał się, gdy rzuciwszy tak pozornie, niepozorne słowa uciekła z jego objęć, dając mu wyraźnie do zrozumienia, że to ona wykazała większą odporność na grę emocji, niźli on – ponury, Brytyjczyk, śmiechu warte. Pokierował ją do łazienki, a gdy zniknęła mu z oczu, roześmiał się niemo, masując dłonią czoło. Był rozpalony, jakby trawiła go gorączka, a to wszystko przez te kilka sekund w „raju”, pokręcił z niedowierzaniem głową i uśmiechnął się kwaśno.
Gdy wróciła, nie była już tą samą kobietą, co jeszcze przed paroma minutami – zrozumiał, że chłodne przemyślenie sprawy, w jakim niewątpliwie pomógł zimny prysznic, ostudził wszelkie promyczki pragnienia. Westchnął, gdy poprawiała koszulkę, nie spodziewał się, że będzie ona tak kłusa i gdyby mógł dałby jej, coś dłuższego. – Chodźmy – wyczuł bezbłędnie prośbę i przemknął obok niej, jak cień trzymając zaskakujący dystans, który miał być tym buforem bezpieczeństwa. Otworzył drzwi na korytarz i wyszedł w mrok, nie czekając na nią. Szedł wolno, a biała koszulka stanowiła punkt odniesienia w półmroku. Dopiero po kilku sekundach, które zdały się wieczności, zatrzymał się i uchylił drzwi do dużego i przestronnego pokoju, była to sypialna dla gości – zawsze przygotowana, jakby nieoczekiwanie ktoś miał wpaść. Odsunął się, aby nie stać w progu, gdy będzie przechodzić. – W razie gdybyś czegoś potrzebowała, jestem tuż za ścianą. Proszę, nie krępuj się i czuj, jak u siebie w domu. – Posłał jej przelotny uśmiech i wycofał do drzwi. – Dobranoc, Raine, miłych snów – zawahał się, przez moment, ale czuł, że robi słusznie, zamykając za sobą drzwi.

z.t x2

Raine Barlowe
sumienny żółwik
Lorcan
ODPOWIEDZ