doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
- A to ciekawe - pokiwała głową i westchnęła - powiedz, że jeszcze ma depresję, problemy z prawem albo jakąś kochankę na boku, to wtedy stanie się dla mnie ideałem mężczyzny - tak, nie od dziś wiadomo, że Zoya miała jakiś dziwny typ. Lubiła ludzi z problemami, nie mogła mieć normalnego, miłego faceta lub kobiety. Nie, ona potrzebowała jakiś dziwnych wyzwań i emocjonalnej przepychanki. - Oczywiście, że tak, wiadomo jak jest chicks before dicks - wzruszyła ramionami, bo sobie oczywiście tutaj żartowała, aczkolwiek wiadomo jak to jest z zakazanymi owocami, plus nie ma się co oszukiwać, ładne dzieci, by z tego wyszły.
- Jasne, skoro tak mówisz - Zoya sądziła, że prędzej czy później trafi swój na swego. Ona myślała, że dla niej tym kimś byłby Logan, ale cóż. Nie wyszło. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Najważniejsze to, żeby koniec końców być po prostu względnie zadowolonym ze swojego życia. Henderson na razie nie do końca tak miała, ale pracowała nad tym. Miała nadzieję, że kiedyś jej się uda. - A jak już zniesiesz to jajko to mam nadzieję, że jebaniutkie będzie całe ze złota i kupimy sobie za to jakiś jacht albo odrzutowiec - albo jedno i drugie, bo zależy jak wielkie to jajko by mogło być. Kobiety są w stanie urodzić 5kg dziecko, może jajko tez by takie przeszło.
- Ahhh racja, po prostu wiesz, dzisiaj mi jeszcze nie przypominałaś, że skończyłaś prawo. Jestem rozczarowana, nie mówią Wam na studiach, że trzeba minimum 10 razy w trakcie trwania rozmowy o tym wspomnieć? Myślałam, że macie do tego osobny przedmiot - uśmiechnęła się do niej bardzo, bardzo ładnie. W końcu te żarty o prawnikach, chociaż stare jak świat, Henderson dalej trochę śmieszyły. Gdyby tak na to patrzeć to Zoya miałaby licencje na zabawę z ludzkim mózgiem i emocjami.
- Oj tak, kaganiec, by się przydał i muszę wcześniej jeszcze sprawdzić czy jesteś szczepiona na wściekliznę, bo czasem w to wątpię - sądziła, że zaraz zostaną wygonione z tego sklepu i skropione wodą święconą tak na wszelki wypadek, żeby wypędzić z nich te złe, okropne duchy. Szkoda, że już było po Halloween. - Dobra, stara jak dla mnie może być whisky, może byc nawet wódka, nie ma najmniejszego problemy, akurat przy alkoholu nie mam pańskiego gardła - nie była wybredna w trunkach, w jedzeniu już prędzej, tam mogły być dramaty. - Dobra, chodźmy - postanowiła i złapała przyjaciółkę za nadgarstek i wyprowadziła ją ze sklepu, a jak już wyszły to wyciągnęła sobie z torebki paczkę szlugów. - Nie skusisz się na jednego? - Niby nie powinna jej namawiać, ale zawsze to milej się paliło w towarzystwie.

Melville Lewis
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
Prawnik — Lewis Corp
31 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Depresja odhaczona. Kochanka na boku, chyba nie. Ale puszcza się na prawo i lewo pod wpływem alkoholu. – wzruszyła lekko ramionami, a nawet pokiwała głową potakująco. Zupełnie jakby przyznawała sobie samej rację, że można to uznać za dobry zamiennik "kochanki na boku". W dodatku, była wspaniałą siostrą - przecież mogła wprost wspomnieć o przypadkowej prostytutce z brakiem okresowych badań na obecność chorób wenerycznych.
Nie jestem pewna co do problemów z prawem. Ale będzie miał problem z bardzo agresywną prawniczką, jeśli zaczniecie się parzyć jak króliki. – oczywiście mowa tutaj o niej samej. Czy rzeczywiście widziałaby taki związek jako problem? Nie, raczej nie. Pewnie nawet zostałaby druhną na ślubie - o ile pozwolą jej przyjść w czerni. Jakoś nie widzę jej w kremowej, różowej albo brzoskwiniowej kreacji. Ładnemu we wszystkim do twarzy ale są jakieś granice przyzwoitości.
Więc uznałabym go za idealnego kandydata do zdobycia Twojej cnoty. – przyznała, z lekkim rozbawieniem. O ile w niektórych kulturach dziewictwo ceremonialnie można przywrócić, tak błona dziewicza nigdy się nie zrasta.
Ale Sali wspominał coś o wizycie u urologa. Lepiej skonsultuj go z lekarzem zanim zaczniecie robić niebieskookie, brązowowłose dzieciaczki. – tutaj nawet kilka razy pomachała grzechotką albo gryzakiem dla psa, jakby była to conajmniej zabawka dla dziecka. Druhna - jak najbardziej, Matka Chrzestna? Chyba nikt by tego nie zaryzykował.
Mam na karku trzydzieści dwa lata. Z tym przebiegiem raczej zniosę omlet niż jajko. – trudna i bolesna prawda. Przez moment nawet zawahała się nad swoim wiekiem. Wyprostowała dwa czy trzy palce, licząc kolejne lata. Nawet nie wiedziała kiedy ten czas minął! Nie fair.
Na Harvardzie tatuują nam to zdanie na lewym pośladku, żebyśmy zawsze pamiętali, że jesteśmy prawnikami. – zaśmiała się uroczo, chociaż kobieta za ladą wyglądała już niemal jak truskawka. Czerwona, z jakimiś jaśniejącymi plamami na policzkach. Widocznie krążenie robiło swoje, a zmarszczki działały na przekór. A może to botoks?
Nie, nie. Mogę się zapić na śmierć, ale raka płuc sobie odmówię. Jestem rozsądna. – podziękowała z klasą, poprawiając okulary przeciwsłoneczne i wyciągając kluczyki od swojego samochodu. Duży, czarny, z przyciemnianymi szybami. Idealny dla takiego pirata drogowego. Wymuszała pierwszeństwo, nie przestrzegała ograniczeń prędkości. Była bardzo dobrym kierowcą, tylko butnym.
Kończ ten zastrzyk nikotyny i ładuj się do środka. Zatrzymamy się w sklepie po drodze. A jedzenie zamówimy. – ot, plan na cały wieczór!

Zoya Henderson
przyjazna koala
Melville
projektantka mody/modelka/aktorka — własna firma
26 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Jeżeli jesteś w stanie ukrywać swoje łzy w deszczu nie będziesz potrzebować już słów pocieszenia. Nawet, jeśli zgubisz uśmiech, gdzieś na granicy samotności. Pozwól swojemu sercu płonąć tak, by nikt nie mógł go zgasić. Nigdy. Walcz, dopóki jesteś w stanie, pięści w górę.
#3

Gdy Lucinda dostała cynk od Maxa, gdzie i kiedy mają się spotkać niezwłocznie ruszyła pod wskazany adres. Nigdy by nie pomyślała, że koło sklepu zoologicznego znajduje się schronisko dla zwierząt. W sumie tak naprawdę to proste i logiczne. W sumie kto założył potem ten sklep to zapewne zrobił biznes życia.
Najczęściej osoby tutaj przychodzące kupywały tam smakołyki dla zwierzątek. Zdarzało się też tak, że pewnie dużo ludzi wspierało schronisko.
Lopez gdy czekała na Maxa, bo przyjechała tutaj swoim samochodem. Jeśli by mężczyzna potem chciał to podwiezie go gdzie będzie chciał.
Lucy wątpiła, że tak od razu dostanie kotka. Najpierw z tego co czytała była najważniejsza papierologia, bo bez tego ani rusz. Jednak latynosko-azjatka miała nadzieję, że podoła wszystkiemu. Obawiała się, że może jej dom nie będzie dobry dla zwierzaka, a naprawdę chciałaby pięknego kota. Zawsze marzyła o takim długowłosym jak jedna bogata pani miała co gdy nie patrzyła kotka przychodziła do Lucindy, a ona karmiła ją mięsem , którego nie zjadła na obiad. Owa kobieta była sąsiadką Lopez i najlepszą klientką babci latynosko-azjatki.
Kobieta miała klasę nie dało się ukryć, ale nie dość, że była wścipska to zadufana w sobie. Dobrze, że nie widziała jak Lucy głaszcze jej pięknego, rasowego, białego kota. Pewnie by dostała palpitacji serca gdyby to zobaczyła. Jakby taka dziewucha jak Lucinda mogła dotknąć jej Punie tymi małymi i z zarazkami rękami. Jednak kotce to nie przeszkadzało. Była ona bardziej przyjazna do ludzi niż jej pani.
Lucinda nawet zrobiła zdjęcie Puni i miała zamiar pokazać je Max'owi.
Tak sobie rozmyślając, miała nadzieję, że jej towarzysz nie oleje ją albo zbyje byle jaką wymówką. Lucinda nie raz miała napady takich myśli, bo często ludzie tak z nią postępowali. Nawet tutaj, niestety latynosko-azjatka nie miała pojęcia czemu. Przecież wszystkich dobrze traktowała. Zawsze miała dobrą minę do złej gry.
Może to, że za wcześnie przyszła to już miała wrażenie, że się spóźniła. Jednak czekała dalej na Maxa i nie traciła nadzieję, że brunet przyjdzie.

Maximilian Harrison
ambitny krab
Lucy
lorne bay — lorne bay
26 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
And when you die, the only kingdom you'll see
Is two foot wide and six foot deep
Max umówił się z Lucindą pod sklepem zoologicznym. Był tym spotkaniem bardzo podekscytowany, bo lubił zwierzęta (chociaż najbardziej psy). Nie mógł się doczekać, żeby móc widzieć i pogłaskać te wszystkie aniołki, ale też obawiał się, że będzie chciał zaadoptować każde napotkane zwierzę. Wiedział jednak, że nie stać go na kolejnego pupilka gdy prowadzi taki styl życia - musiałby zrezygnować z tak częstego picia w barze, a to byłoby trudne. Max wyszykował się, w końcu jedzie na spotkanie ze szczególną damą, więc nie wypadało mu pojawić się w ubraniu skacowanego żula. Ubrał więc nawet czyste, wyprasowane jeansy i wypsikał się swoim najdroższym perfumem, którego używał na specjalne okazje. Był przerażony tymi małymi poświęceniami, które na tym etapie znajomości już robił dla Lucindy. Wydawało mu się to niezdrowe - przecież nie zachowuje się tak względem przyjaciół, a kobieta miała zostać tylko przyjaciółką. Bo wcale nie jest seksowna, wcale go nie pociąga, wcale na ostatnim ich spotkaniu nie myślał cały czas o niej i o jej niesamowitym ciele... Nie i kropka. Przyjaźń. Wyszedł z chaty, wsiadł do swojego Dodge Chargera i spróbował odpalić. Po kilku próbach w końcu auto odpaliło i odjechał. Włączył jakąś stację w radio, bo nie lubił jeździć w ciszy, i udał się w stronę jego celu. Bębnił palcami w kierownicę, myśląc o dzisiejszym dniu. Miał nadzieję, że będzie udany. Pomachał znajomemu i skręcił na parking, szukając wzrokiem Lucindy. Nie widział jej, więc na spokojnie zaparkował, wysiadł z pojazdu i poszedł pod sklep. Widząc kobietę, uśmiechnął się, pomachał do niej i podszedł się przywitać.
- Siema, Lucy - powiedział, przytulając ją oraz cmokając szybko w policzek. Starał się sobie wmówić, że to zwyczajne, przyjacielskie powitanie, ale nie mógł zignorować motylków w brzuchu. Po prostu nie mógł. Każdy kontakt fizyczny z kobietą sprawiał, że czuł podekscytowanie i napięcie jednocześnie. Nie wiedział, co to znaczy.
- Masz, to dla ciebie - Max wręczył prezent dziewczynie. Był to własnoręcznie wykonany koślawy bryloczek, przedstawiający czerwoną sukienkę. Miał nadzieję, że dziewczynie prezent się spodoba mimo tego, że nie był idealny.
Żeby zmienić temat zapytał się Lucindzie:
- I jak tam nastrój? Jesteś gotowa na adopcję swojego własnego zwierzaka? Ja, szczerze mówiąc, nie mogę już się doczekać.



Lucinda Lopez
ambitny krab
Shadow Queen
brak multikont
projektantka mody/modelka/aktorka — własna firma
26 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Jeżeli jesteś w stanie ukrywać swoje łzy w deszczu nie będziesz potrzebować już słów pocieszenia. Nawet, jeśli zgubisz uśmiech, gdzieś na granicy samotności. Pozwól swojemu sercu płonąć tak, by nikt nie mógł go zgasić. Nigdy. Walcz, dopóki jesteś w stanie, pięści w górę.
Lucinda w końcu zasłużyła Maxa, który jej machał oraz kierował się w jej stronę. Latynosko-azjatka nie wiele myśląc od machała mu nie widząc w tym nic złego, że w jakiś sposób była sławna to nie znaczy, że nie mogła się zachowywać jak każdy zwyczajny człowiek.
Poszerzyła uśmiech gdy mężczyzna był już blisko niej.
- Cześć Max - odpowiedziała.
Jednak Lucy nie spodziewała się przytulenia i cmokniecięcia w policzek. Można było na chwilę zauważyć, że zesztywniała, ale po chwili pomyślała, że nic jej nie grozi i jej towarzysz nie zrobi kobiecie krzywdy, bo przypomniała sobie zachowania wuja.
Trwało to parę sekund, a później ostrożnie odwzajemniła przytulenie Maxa. Znów się zarumieniła gdy ją pocałował w policzek.
Nie wiedziała czemu, ale tylko ten mężczyzna na nią tak działał.
Wszak na jakiś bankietach czy innych imprezach witała się z nowymi osobami, ale raczej podawała im rękę niż od razu się przytuliła i całowała w policzek. Dlatego też zachowanie bruneta było nowością.
Jednak w pewien sposób jakąkolwiek bliskość z mężczyzną Lucinda musiała tłumaczyć sobie i nie dać się traumie związanej z wujem i dotykiem.
Zaraz jeszcze bardziej się zdziwiła i zrobiła większe oczy. Nie spodziewała się, że dostanie od Maxa prezent. Trochę głupio się czuła, że ona nic dla niego nie ma.
Po chwili wzięła bryloczek i obejrzała go dokładnie.
- Super, jakie piękne. Dziękuję nikt mi nigdy nie dał takiego prezentu - odrzekła.
Chwilę zastanawiała się czy słowa wystarczą w podzięce. Myślała o czymś, ale... czy może sobie na to pozwolić? Przecież i tak idzie z Max'em na imprezę. Chciała zaryzykować. Miała zamiar szybko to zrobić by się nie rozmyślić.
Raz, dwa stanęła na palcach i dała brunetowi delikatnego całusa w usta. Niby to trwało krótka chwilę jednak poczuła tą magię i przyjemny dreszcz na ciele.
Zaraz odsunęła się od niego. To miało być podziękowanie, więc normalne by Max nie odwzajemnił tego pocałunku. Na takie rzeczy przyjdzie czas później.
Poza tym Lopez chciała pokazać tym, że jak mówiła jest odważna oraz, że brunet nie jest jej obojętny.
Następnie Lucy przyczepiła bryloczek do swoich kluczy.
- Elegancko się prezentuje - pochwaliła.
Po chwili schowała kluczyki do torebki.
Następnie Lucinda usłyszała pytanie.
- Trochę się stresuje, a nawet bardzo. Szczerze to czuję się tak jak pierwszego dnia kiedy miałam iść do szkoły. Nie wiem co mnie czeka, ale także w piewien sposób odczuwam egscytacje - odpowiedziała.
Wzięła głęboki oddech i cicho go wypuściła.
- Możemy iść, proszę prowadź - odrzekła po chwili.

Maximilian Harrison
ambitny krab
Lucy
lorne bay — lorne bay
26 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
And when you die, the only kingdom you'll see
Is two foot wide and six foot deep
Max podczas przytulania Lucindy poczuł, że zesztywniała. Zaczął się zastanawiać czy nie posunął się za daleko? Czy nie jest za bardzo nachalny? Jednak po chwili kobieta się rozluźniła, na co Max odetchnął w duchu z ulgą. Już się bał, że spieprzył na starcie taką prostą rzeczą jak przytulas. Jego ego jednak urosło, kiedy zobaczył rumieniec na twarzy kobiety po cmoknięciu w policzek. Max znów czuł się wyśmienicie. Podobało mu się, jak działał na kobietę - lubił zdobywać, polować, a Lucinda dawała mu to, co cenił najbardziej. Z drugiej strony musiał się hamować, żeby nie traktować jej jak pierwszą lepszą laskę, bo ona była ponad to.
Słysząc słowa Lucindy i jej podziękowania za prezent, Max poczuł jak pierś wypełnia mu się dumą. Poczuł się naprawdę doceniony przez kobietę. Ten prezent był od serca i komplementy na jego temat trafiały właśnie do serca Maxa. Czuł on, że długo nie zapomni tej chwili ponieważ jeszcze nikt nie sprawił mu takiego szczęścia z takiej błahej sprawy.
Nagle Lucinda zrobiła coś totalnie niespodziewanego. Max był w szoku, kiedy pocałowała go szybko w usta. Momentalnie poczuł motylki w brzuchu - coś, czego nie czuł od dawien dawna. Spojrzał kobiecie głęboko w oczy, szukając tam sam nie wiedział czego, jednak czuł się jak zahipnotyzowany. Uśmiechnął się więc drapieżnie i puścił oczko Lucy, aby pokazać że aż nazbyt mu się to podobało.
Obserwował potem jak kobieta przypina breloczek do swoich kluczy, wciąż czując uniesienie z poprzedniego momentu. Słysząc pochwałę kobiety, odpowiedział:
- Lecz nie tak elegancko jak ty.
Max postarał się ochłonąć. To nie był romantyczny pocałunek, tylko podziękowanie. Mimo to trudno było mu się ogarnąć, gdy Lucinda dała mu nadzieję i zrobiła tak naprawdę pierwszy znaczący krok.
Usłyszał odpowiedź Lucindy.
- Hmm, myślę, że to dobrze, że tak się czujesz - odpowiedział. - To znaczy, że się przejmujesz i ma to dla ciebie znaczenie i jest to ważne.
Max poczekał, aż Lucy troszkę ochłonie i wysłuchał jej słów.
- Dobrze, zapraszam w takim razie za mną - szarmancko zaproponował kobiecie swoje ramię w ramach żartu, w końcu mieli przejść tylko kilka metrów do wejścia do schroniska. Jednak chciał się pobawić w gentlemana i zobaczyć reakcję Lucindy.
Otworzył drzwi swojej damie i ją przepuścił, aby weszła pierwsza. Gdy wszedł za nią, od razu poczuł zapach suchej karmy oraz harmider powodowany przez zwierzaczki. Już zaczął przygotowywać się mentalnie żeby nie zaadoptować każdego napotkanego żywego stworzenia, które chociaż się na niego smutno spojrzy.
- No, to teraz musimy chyba podejść do recepcji, co? - zapytał. - Jesteś coraz bliżej zaadoptowania swojego kociaka! - powiedział z ekscytacją. Max nie mógł się doczekać żeby zobaczyć jakiego pupila wybierze sobie kobieta.



Lucinda Lopez
ambitny krab
Shadow Queen
brak multikont
projektantka mody/modelka/aktorka — własna firma
26 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Jeżeli jesteś w stanie ukrywać swoje łzy w deszczu nie będziesz potrzebować już słów pocieszenia. Nawet, jeśli zgubisz uśmiech, gdzieś na granicy samotności. Pozwól swojemu sercu płonąć tak, by nikt nie mógł go zgasić. Nigdy. Walcz, dopóki jesteś w stanie, pięści w górę.
Nie każdy z ludzi umie docenić wysiłek i pracę poświęconą przy zrobieniu czegoś sam. W tym przypadku chodziło o drewniany breloczek w kształcie czerwonego buta podarowanego przez Maxa dla Lucindy. Panna Lopez naprawdę doceniała takie rzeczy. Życie w biedzie wiele ją nauczyło, a to, że teraz ma bardzo dużo pieniędzy wcale na złe jej nie zmieniło.
Latynosko-azjatka odetchnęła z ulgą w duchu kiedy brunet pozytywnie zareagował na sprawiony przez nią pocałunek w usta w ramach podziękowania. Nie myślała, że tak może na niego działać. To w jaki sposób na nią patrzył oraz ten drapieżny uśmiech i puszczenie oczka mówiło wszystko. Choć Lucy trochę się denerwowała przy dotyku mężczyzn i starała się ich do siebie za blisko nie dopuszczać. Jakoś z Max'em było inaczej. Chciała mu też pokazać, że pragnęła by ta znajomość poszła w bliższą relacje niż ta co teraz. Jednakże nie miała zamiaru się spieszyć. Nie chciała też w pewien sposób zepsuć tego wszystkiego co rodzi się między nimi. Nieostrożny krok i wszystko by spadło jak wieża z klocków.
Zaraz Lopez dostała komplement.
- Dziękuję - rzekła krótko.
Po chwilę latynosko-azjatka usłyszała wyjaśnienie Maxa na temat jej samopoczucia przy adopcji kota. Może jeszcze następnym razem zaadoptuje psa. Jednak to czas pokaże.
Zaraz latynosko-azjatka usłyszała słowa mężczyzny i żartobliwe zaproszenie do wzięcia go pod rękę. Zamyśliła się nad odpowiedzią na to wszystko. Chciała jakoś rozładować sytuację.
- Prowadź drogi panie - powiedziała tylko.
Następnie cicho się roześmiała i ruszyła oraz szła koło niego, a później wyprzedziła go gdy otworzył przed nią drzwi. Uśmiechnęła się w ramach podziękowania.
Po chwili padło pytanie czy podejdą do recepcji.
- Tak podejdźmy tam. Zapytany wtedy co i jak - odpowiedziała.
Lucinda nie wiedziała jakiego kota by chciała. Latynosko-azjatka razem z brunetem podeszli do recepcji.
- Dzień dobry, my w sprawie adopcji kota. Czy moglibyśmy zobaczyć zwierzątka? - zapytała.
Kobieta, która piastowała to stanowisko uśmiechnęła się serdecznie.
- Dzień dobry tak oczywiście. Później dam państwu ankietę do wypełnienia, a teraz proszę za mną - odrzekła pracownica.
Następnie Lucy i Max ruszyli za kobieta. Po chwili ona przekazała ta dwójkę innej kobiecie, a sama wróciła na swoje stanowisko.
- Witajcie, jestem Cornelia, wolontariuszka w schronisku. Już prowadzę was do miejsca gdzie są kotki - wyjaśniła.
Blondynka zaraz przeprowadziła ich przez "dział" psów i doszli do kotków.
- Proszę się rozejrzeć, a ja tu będę się kręcić. Taka rada to kot wybiera właściciela, a nie odwrotnie - dodała.
Następnie na krótki dystans się oddaliła by Lucinda i Max czuli się komfortowo. Gdyby coś się działo zaraz by zareagowała.
Gdy oboje szli uwagę Lopez przykuł średniej wielkości piękny, rudy kotek, który się w nią intensywnie patrzył. Latynosko-azjatka na chwilę przystanęła. Czekała też na jakiekolwiek sugestie Maxa.

Maximilian Harrison
ambitny krab
Lucy
lorne bay — lorne bay
26 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
And when you die, the only kingdom you'll see
Is two foot wide and six foot deep
Max podszedł z ciemnowłosą do recepcji. Lucinda przejęła dowodzenie i zajęła się rozmową, a w tym czasie Max z nudów sprawdził swój telefon. Odpalił sobie pierwszą lepszą gierkę, ale zanim się na dobre wciągnął już musieli iść za wolontariuszką. Miała ich ona oprowadzić do działu z kotami, jednak najpierw przechodzili obok piesków. Max w duszy wył z smutku i nadmiaru słodkości. Każda psina, obok której przechodził patrzyła się na niego takimi smutnymi, dużymi oczkami... Szczególnie spodobał mu się jeden piesek - stary, grubiutki jamnik, który ucieszył się jak tylko zobaczył mężczyznę. Machał radośnie ogonem i lizał szaleńczo dłonie mężczyzny przez kratki, co od razu skradło serce Maxa. Musiał użyć swoją całą siłę woli, żeby w końcu dołączyć do kobiet i pójść dalej w stronę ich celu. W końcu doszli i wysłuchali rady wolontariuszki o tym, że kot sam wybiera człowieka. Max pomyślał, że to ciekawe i niesamowite, bo zazwyczaj większość piesków kochała chłopaka i nie musiał się za bardzo starać, aby zdobyć ich serce. A właśnie teraz dowiedział się, że z kotami jest inna sprawa. Cóż, zaraz się przekona.
Max rozejrzał się po dziale kotów. Było w nim zaskakująco głośno - wszystkie koty jakby się obudziły i zaczęły domagać o uwagę. Ciemnowłosy zauważył, że Lucindę zainteresował rudy kociak, który był nią definitywnie oczarowany. Już wiedział, że kobieta prawdopodobnie trafiła już na swojego zwierzaka, jednak nie chciał tak szybko wychodzić plus chciał dać szansę innym kotom, więc zaproponował:
- Może będziemy przechodzić od klatki do klatki? W ten sposób nikogo nie pominiemy... chociaż widzę, że ten rudy skradł już twoje serce, co?
Jak zaproponował, tak zrobił - ruszył dookoła sali, oglądając klatki ze zwierzętami. Podszedł do jednej z nich, lecz na jego widok kociak od razu zasyczał. Max trochę się wystraszył, lecz zaraz zaśmiał się z samego siebie - mały kociak przestraszył dużego Maxa. Podszedł do innej, większej klatki, w której siedziały dwa kotki, jeden trikolorek i jeden czarny. Drzemały razem, przytulone do siebie. Gdy Max zbliżył się twarzą do nich, przebudzili się i zaczęli się łasić o pręty klatki. Max z zadowoleniem zaczął głaskać obydwa zwierzaki, mówiąc do Lucindy:
- Spójrz, te też są przesłodziaśne i przyjazne. Co o nich myślisz? Chyba trzeba było by wziąć je obydwa, ale może to nie problem dla ciebie.
Max podszedł do następnej klatki, w której znalazł najsmutniejsze zwierzątko jakie kiedykolwiek widział. Był to szarobury kot bez oczka i z przyciętym ogonem. Był o wiele spokojniejszy od innych kotów i wydawał się jakby... zrezygnowany? Od wolontariuszki dowiedział się, że za niedługo kotek będzie uśpiony ponieważ jest już stary i schorowany i nikt go nie chce. Z twarzą przepełnioną emocjami odwrócił się do Lucindy, podszedł do niej bliżej i zapytał nieuniknione pytanie:
- Jak myślisz, czy powinienem go adoptować?



Lucinda Lopez
ambitny krab
Shadow Queen
brak multikont
projektantka mody/modelka/aktorka — własna firma
26 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Jeżeli jesteś w stanie ukrywać swoje łzy w deszczu nie będziesz potrzebować już słów pocieszenia. Nawet, jeśli zgubisz uśmiech, gdzieś na granicy samotności. Pozwól swojemu sercu płonąć tak, by nikt nie mógł go zgasić. Nigdy. Walcz, dopóki jesteś w stanie, pięści w górę.
Tak naprawdę Lucy nigdy nie miała swojego pupila.
Na słowa Maca uśmiechnęła się szeroko i odpowiedziała:
- Pewnie, tak będzie najlepiej. Tak, to prawda. Jednak zawsze mogę wziąć więcej pociech, bo i tak prawie cały czas jestem w domu. Rzadko się zdarza, że wychodzę na jakieś pokazy czy gale - wyjaśniła.
Taka była prawda. W pewien sposób Lopez to pasowało. Nie lubiła być w centrum uwagi. Poza tym jej rzeczy czyli ubrania były dla dostępne dla wszystkich osób o dobrej cenie, której wszystkich stać. Lucinda cieszyła się, że udało jej się wypromować taką markę. W to też wliczał się rozmiar nie tylko ten najmniejszy, ale i dla pań większych.
Zaraz przeszli dalej do malutkich kotków.
- Są śliczne! - wykrzyknęła.
Następnie latyno-azjatka pogłaskała kocięta. W pewien sposób one też skradły serce kobiety. Teraz naprawdę miała dylemat.
Po chwili przeszli dalej i Lopez powędrowała wzrokiem za wzrokiem swojego towarzysza. Zaraz padło z ust Maxa pytanie.
- Wiesz jeśli masz inne zwierzęta w domu to nie wiem czy zaakceptują go - powiedziała.
W tym samym momencie podeszła do nich opiekunka kotów.
- Wybrali Państwo pupila? - zapytała.
Lucinda zamyśliła na chwilę.
- Myślałam o tym rudym kocie, dwóch takich malutkich i tego tutaj smutnego kocura - odrzekła.
Cornelia zaczęła szperać w swojej kartotece. Przeglądała listę, po dłuższej chwili odrzekła:
- Nie ma problemu. Tylko przejdziemy by wypełnić dokumenty. Rudy kot to kotka co nie dawno straciła swoje małe, ale jest bardzo dostojnym kotem, więc się zaopiekuje maluchami, a starszy kocur miał być do uśpienia, ale kiedyś miał kochający dom oraz wychowywał się z innymi kotami. Owe wszystkie koty zaprzyjaźnią i będą tworzyć ze sobą kochającą się dużą, kocia rodzinę - wyjaśniła.
Opiekunka gdy tak opowiada o tych kotach to z taką pasją jakby ta praca była jej całym życiem.
- Widzisz to jak będziesz miał powód by mnie odwiedzić - mówiąc to puściła oczko Maxowi.
Następnie ruszyli wszyscy by wypełnić dokumenty. Teraz szli też koło klatek piesków.

Maximilian Harrison
ambitny krab
Lucy
ODPOWIEDZ