płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
34.

Sameen nawet nie potrafiła ubrać w słowa tego, jak bardzo była wdzięczna za to, że trafiła na Susan. Jasne, jakby na nią nie trafiła to zapewne nie doszłoby do strzelaniny. A przynajmniej nie do takiej, w której Sam zostałaby ranna. Koczowałaby sobie na żurawiu, ze swoimi karabinem snajperskim i pozbywała się napastników z daleka. Ważne jednak, że Susan była niesamowicie ogarnięta i Sam mogła na nią liczyć. W drodze do auta wywaliła się prawie dwa razy. Zapewne nie dotarłaby nawet do pojazdu gdyby nie asysta Murphy, której ewidentnie, nawet przez chwilę nie przeszło przez myśl, że mogłaby Galanis po prostu porzucić. Sameen cieszyła się, że były już w drodze do samochodu. Rana krwawiła tak obwicie, że krew ściekająca po całej ręce Sam, uniemożliwiałaby jej trzymanie broni. Czuła jak metal pistoletu ślizgał się od ciepłej i gęstej cieczy.
Do auta dosłownie wpadła. Ból był porażający. Była w stanie zlokalizować kulę, która utkwiła kek w kości i powodowała ból. -Przepraszam za krew na tapicerce. - Powiedziała i nawet jakoś krzywo się uśmiechnęła. Gdyby zabrała ze sobą swój sprzęt to mogłaby użyć kleju "kropelka", który zawsze nosiła. Było to najlepsze narzędzie do tamowania krwi. Kiedy już znalazły się w bezpiecznej odległości od portu, Sam zabezpieczyła swoją broń i schowała ją do kabury na udzie. Zdjęła swój sweter zostając w samym podkoszulku i zaczęła przyciskać go do rany, żeby powstrzymać utratę krwi. -Możesz mnie zostawić przy Pearl Lagune 262? - Zapytała. Podała adres domu Primrose, bo wiedziała, że tej w domu nie ma i tam Sameen będzie mogła przeprowadzić na sobie operację wyjęcia kuli i zaszycia rany. -Dzięki swoją drogą. Że mnie nie zostawiłaś. - No bo mogła to zrobić. Dlaczego nie? Miały dwa różne cele tej misji.
Kiedy dojechały na miejsce to Sameen jeszcze raz podziękowała Susan za pomoc i kazała jej spadać. Sama zaczęłą się wytaczać z auta co skończyło się tym, że wylądowała na podjeździe. Miała tylko nadzieję, że sąsiedzi się nie gapią. Ku swojemu zdziwieniu poczuła mocne szarpnięcie i zobaczyła Susan, która jej pomagała. -Dzięki. - Wdzięczności nigdy za wiele.
Weszły do domu i tam Sam wskazała Susan łazienkę na parterze, Sameen usiadła na kiblu i pokazała Murphy gdzie jest apteczka z narzędziami. -Będziesz w stanie usunąć mi kulę? - Spojrzała na nią. Zawsze lepiej jak robiła to druga osoba. -Utknęła w kości. Czuję ją. - Miała nadzieję, że to będzie jakaś zachęta.

Susan Murphy
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
25 letnia dziewczyna uciekająca przed mroczną przeszłością. Wieczna optymistka mimo wszystko...
Su nigdy nie była świadkiem postrzału a tym bardziej nie asystowała przy wykonywaniu opatrunku. Widok siedzącej na fotelu pasażera Sam, z żywo czerwoną plamą na bluzce wzbudzał w niej mieszane uczucia. – Jest wynajęty – odparła nieszczególnie przejmując się w tym momencie zabrudzeniami powstałymi z powodu krwawienia. Dobra firma sprzątająca, która specjalizuje się w usuwaniu ciężkich zabrudzeń z pewnością sobie poradzi. W chwili takiej jak ta to najmniejszy problem. – Nie ma problemu – rzuciła cicho i na chwilę obróciła głowę w poszukiwaniu „swojej” broni. Była tam, leżała na tylnym siedzeniu cała w jej odciskach palców. W momentach takich jak ten, Su przestawała być towarzyska a słowotok zastępowało milczenie. To był jej sposób na odreagowanie stresu i wyciszenie szalejących wewnątrz emocji.
Droga powrotna minęła szybko, głównie ze względu na nadmierną prędkość z jaką jechała blondynka. Nie było to do końca roztropne biorąc pod uwagę krwawiącego pasażera i broń na pokładzie. Ach no i teczka za fotelem kierowcy. Wszystkie te fanty pozwoliłyby wpakować obie na kilka lat do więzienia ale tym razem obyło się bez dodatkowych niespodzianek i komplikacji. – Daj spokój, to ja powinnam podziękować – odezwała się wyrwana z zupełnego zamyślenia. – Wizyta w szpitalu to słaby pomysł – rzuciła własnym przemyśleniem, które było wręcz wyrwane ze wszystkich rozważań „za” i „przeciw”. Szpital = się pytania i policja więc nierozsądnym byłoby ładować się z deszczu pod rynnę. Na ten moment Murphy nie miała zielonego pojęcia co zrobi starsza kobieta. Sama w życiu nie wpadłaby na pomysł aby grzebać w ciele za kulą. To zdecydowanie wychodziło poza możliwości jej i tak bujnej wyobraźni. Na miejscu zgasiła silnik i wyjęła kluczyki ze stacyjki patrząc jak jej ranna koleżanka wytacza się i… pada na podjazd. Najgorsze, że świadkami mogli być sąsiedzi co znowu komplikowało sprawę. – Pomogę – chwyciła kobietę pod drugie, zdrowe ramię i zaprowadziła do domku. Nie mając zbyt wiele czasu na rozglądanie się, Su pomogła wtoczyć się blondynce do łazienki i usadowić się na zamkniętej desce.
Pytanie jakie padło wbiło Murphy w podłogę.
– Jestem ekonomistą, prowadzę zakład pogrzebowy… nie umiem wyciągać kul – wyjaśniła asekuracyjnie nie chcąc wyjść na bojaźliwą pindę, która mdleje na widok krwi. – Ale mogę spróbować – dodała czując, że zaczyna robić się jej gorąco. Co innego uciekać jak zaszczute zwierzę, co innego gmerać w cudzym ciele. – Dobra, czym mam to zrobić – poprawiła kucyka na głowie i rzecz podstawowa – umyła ręce. Na tym skończyła się jej pewność co do kolejności wykonywanych czynności… reszta to wielka improwizacja ~


Sameen Galanis
towarzyska meduza
Susan Murphy
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
/Najmocniej przepraszam za zwłokę, ale życie mnie przytłoczyło
Skinęła głową zaciskając szczęki z bólu. W tym przypadku jednak wolałaby, żeby auto należało do Susan. Mogłyby je wyczyścić pobieżnie i po prostu z czasem Murphy zapomniałaby o tym, że jeszcze jakiś czas temu auto było zabrudzone krwią. Albo można by było pozbyć się tego auta, w razie gdyby był jakiś świadek. W przypadku auta wypożyczonego nie było tak łatwo, będzie trzeba je porządnie wyczyścić. –Będziemy musiały wyczyścić to auto. Krew, odciski palców. Powiesz mi też co to za wypożyczalnia, będę musiała zająć się GPSem. – Nie mogła ryzykować. Strzelanina była głośna, dużo ludzi ostatecznie przeżyło. Jasne, ci z portu raczej nie zadzwonią na policję i nie poskarżą się odnośnie tego co się wydarzyło, ale zawsze mógł się trafić jakiś przypadkowy świadek, który będzie chciał być dobrym obywatelem. To również Sameen musiała wziąć pod uwagę.
Pokiwała głową. –Szpital to fatalny pomysł. – Zgodziła się i nawet posłała jej lekki uśmiech. Sameen nigdy nie odwiedzała szpitali. Zawsze dochodziła do siebie na własną rękę. Czasami korzystała z usług chirurgów, którym groziła. Nie każda rana była taką, z którą mogła sobie poradzić. Najczęściej ograniczało ją to, że były fragmenty ciała, do których po prostu nie była w stanie sięgnąć. Z tą raną ostatecznie poradziłaby sobie sama, ale skoro miała pod ręką Susan, to miała zamiar skorzystać z wymuszonej pomocy. Jej jednak grozić nie będzie. Nie sądziła, żeby istniała taka potrzeba.
-Prowadzisz zakład pogrzebowy? – Zdziwiła się i nawet parsknęła cichym śmiechem. –Co osoba zajmująca się prowadzeniem zakładu pogrzebowego robi w takich miejscach, w których najczęściej cię spotykam? – Zapytała. Niech Susan sobie nie myśli, że Sameen jej nie zapamiętała. Wręcz przeciwnie. Może nie miała idealnej pamięci do twarzy i nie rozpoznawała ludzi po sekundzie, ale trochę czasu i wszystko stawało się jasne. –Pomogę ci. – Nie chciała, żeby Susan się martwiła. Sam miała zamiar we wszystkim ją poprowadzić. –Dobra. Połóż apteczkę tutaj. – Pokazała zlew. Musiała tam zajrzeć, a nie miała siły stać. –Ubierz rękawiczki. Na wszelki wypadek. – Poinstruowała ją, a sama w tym czasie sięgnęła po butelkę z płynem, którym obficie polała sobie ranę. Syczała i jęczała z bólu i chyba nawet pociekła jej łza. –Weź te szczypce. Poleje je też. – Kiedy Susan podniosła narzędzie to Sam polała je tym samym płynem, którym polewała ranę. –Teraz musisz zlokalizować kulę. Chwycić ją szczypcami i wyciągnąć. Może być ciężko, bo utkwiła w kości. Plus jest taki, że szybko ją znajdziesz. – Uśmiechnęła się słabo. Minusem było to, że wyciągniecie kuli będzie niesamowicie bolesne i dosyć ciężkie. –Później albo mnie zaszyjesz, albo podpalisz mi ranę, albo przyniesiesz kropelkę z kuchni. – Dała Susan wybór, bo nie wiedziała jak słabe lub mocne nerwy ma kobieta. Jasne, że Sam wolałaby zszywanie, zostawia delikatniejszą bliznę. Musiała się jednak dostosować. –Później zajmę się twoją raną. – Wskazała na rozcięte ramię dziewczyny, które dostrzegła dopiero teraz.

Susan Murphy
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
25 letnia dziewczyna uciekająca przed mroczną przeszłością. Wieczna optymistka mimo wszystko...
– To teraz jest najmniej ważne – dobra firma sprzątająca nie będzie problemów. Su miała namiary na co najmniej dwie. Doskonale wiedziała, że są środki i preparaty mogące usunąć najgłębsze zabrudzenia, nawet po trupach. Jedno mogła powiedzieć już teraz – ten samochód zostanie oddany wypucowany i błyszczący. Tylko głupiec nie zauważyłby tak pozytywnej zmiany ale czy ktoś będzie dociekał dlaczego wnętrze lśni czystością? Nie. Darmowe czyszczenie wynajmowanego auta. Tylko głupiec by drążył no i zawsze można powiedzieć, że na fotel pasażera rozlał się sok więc… trzeba to było porządnie uprać.
Problem rozwiązany.
– Yhym – mruknęła przyglądając się ranie z niewyraźną miną. Najbliższe minuty nie przedstawiały się w jasnych barwach i doskonale wiedziała, że nie będzie łatwo. – Szukam adrenaliny i emocji. Brakuje ich w mojej codzienności – wyjaśniła krótko ale trafnie. Podsumowując mogła powiedzieć innymi słowy, że robi to z nudów. Murphy była samotna i nie miała nic do stracenia. Nic prócz wolności i najwyraźniej nie było to dla niej na tyle cenne aby powstrzymać ją przed różnymi głupotami. W chwilach takich jak tamta bywało groźnie i naprawdę niebezpiecznie ale czuła, że żyje. To było coś, czym maskowała szarą rzeczywistość i otaczający ją świat.
No i kasa… każdy taki wypad to duży zastrzyk gotówki, którą gromadziła na zagranicznym koncie. Co z nią zrobi i na co przeznaczy, nie wiedziała. Ale lepiej mieć zapas kasy niż martwić się jej brakiem. Z takiego założenia wyszła już jakiś czas temu, właściwie to wtedy gdy wygrała w loterii.
– Mam zajebiście złe przeczucia – zacisnęła zęby rozkładając „sprzęt” i zakładając rękawiczki. Następne kilka minut było czymś, co zdecydowanie chciałaby wymazać ze swej pamięci. To co zrobiła było dalekie od chirurgicznej precyzji i miała wręcz zerową pewność co do tego, czy aby na pewno wyjęła kulę w całości. Na pierwszy rzut oka nie wyglądała jak odłamek ale musiała zrobić dwa głębsze wdechy aby jeszcze raz spojrzeć na przedmiot. – Zaszywałam kiedyś usta nieboszczykowi przed pochówkiem ale sorry, Tobie nie dam rady zaszyć rany. Gdzie masz ten klej – otworzyła szeroko drzwi od łazienki wiedząc, że po wszystkim z pewnością zwymiotuje. Emocje są spoko, ale nie w tej ilości.
Niech ten dzień już się kończy.
Po wydanej dyspozycji odnalazła wspomniany wcześniej preparat i przyniosła go do Sam, która na własną odpowiedzialność polała ranę. – Mi nic nie jest. Przetrę to wodą utlenioną i będzie dobrze – oparła plecy o chłodne płytki zamykając oczy. Czuła się jak w saunie, a to wszystko sprawka adrenaliny, która dawała jej nieźle po dupie.


Sameen Galanis
towarzyska meduza
Susan Murphy
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Uśmiechnęła się słabo w stronę Susan. –Lubię cię. – Wypaliła nadal się uśmiechając. Widać było, że Susan jest zestresowana całą tą sytuacją, ale jednocześnie zachowywała zimną krew. Co również podobało się Sam to to, że Susan mimo tego, że podążała za poleceniami Sam, to i tak miała śmiałość powiedzieć swoje stanie i być wierną samej sobie. Ceniła to. Nawet kiedy się wykrwawiała.
-To… – Zaczęła, bo aż jej zabrakło słów kiedy usłyszała to wyznanie. –To interesujący sposób na wyrwanie się z rutyny codziennego życia. – Powiedziała w końcu. –Próbowałaś jakiś sportów ekstremalnych, albo turystyki niebezpiecznej? Czy od razu rzuciłaś się na głęboką wodę? – Nie pytała złośliwie albo naśmiewając się z Susan. Była szczerze ciekawa tego jak wyglądało to z jej perspektywy. A w tym momencie Sameen poznała kogoś kto wiedział, że Sam jest częścią świata przestępczego i nie musiała przy Susan udawać agentki biura podróży. Mogła być sobą i rozmawiać o tym co rzeczywiście ją interesuje. –Miałaś kogo kto cię wprowadził czy załatwiłaś sobie wszystko sama? – To też było dosyć istotne. Sytuacje, w których dotychczas się spotykały wskazywały bardziej na to, że Susan działa na własną rękę. Ale kto wie? Może była jakimś pionkiem pracującym dla większej organizacji?
-Będzie dobrze. – Obiecała dziewczynie. –Przechodziłam przez gorsze rzeczy. Ten ból to taka piątka w skali od 1 do 10. – Troszkę tutaj kłamała, ale jednak musiała mieć pewność, że Susan jej ostatecznie nie spanikuje. Zdecydowanie wolała, żeby to Murphy grzebała jej w tej ranie i ostatecznie kulę wyjęła. Sama miałaby opory. Potrzebowała kogoś kto nie będzie czuł tego bólu. Zanim zaczęła to Sameen wsadziła sobie jeszcze ręcznik do ust, żeby miała co zagryźć i żeby nie musiała się wydzierać. Nie chciała alarmować sąsiadów, a wiadomo, że ci zawsze są wścibscy. No i podczas trwania całego zabiegu trochę się krzywiła i wydawała z siebie dźwięki wskazujące na to, że ból jest spory. Na pocisk, wyjęty w całości zareagowała z widoczną ulgą. Wyjęła sobie ręcznik z ust i przycisnęła go do rany. –Pierwsza szuflada po lewej w wyspie. – Miała nadzieję, że Prim nie korzystała ostatnio z kleju i Sam będzie mogła sobie ranę zakleić.
Kiedy Susan poszła po klej, Sameen wstała i namoczyła ręcznik i zaczęła sobie oczyszczać ranę i jej okolice. –Dzięki. – Wzięła klej, otworzyła go i polała sobie obficie na ranę. –Wiedziałaś, że Kropelka oryginalnie została stworzona właśnie po to? – Wskazała na swoją zaklejoną ranę. –Pozwól mi się tym zająć. Oczyszczę i założę opatrunek. Żadnego szycia. – Uniosła nawet rękę składając obietnicę. Czekając na decyzję Susan, zdjęła z siebie zakrwawiony podkoszulek, zostając w samym staniku i zaczęła się oczyszczać z zaschniętej krwi.

Susan Murphy
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
25 letnia dziewczyna uciekająca przed mroczną przeszłością. Wieczna optymistka mimo wszystko...
– Bo wyjmuje z Twojego ramienia kulkę czy dlatego, że mam pecha jak mało kto? – albo dlatego, że mimo wszystko mam dobre poczucie humoru, umiem myśleć trzeźwo nawet gdy otacza mnie największe gówno albo… za całokształt? Odpowiedzi było przynajmniej kilka, a właściwie to możliwości. Jedno natomiast było pewne. Su z premedytacją zagadywała kobietę aby ta choć na chwilę oderwała się od myśli o strasznym bólu, który przeszywał jej ciało. To też nie było łatwe i dla niej. Jednym z odruchów, który powstrzymywała z całych sił, było zaprzestanie gmerania w ranie. Skoro jej wiercenie sprawia komuś cierpienie to z automatu wypadało się odsunąć. Tutaj to nie działało w ten sposób. Wręcz musiała się sprężać aby maksymalnie skrócić czas tego całego, powiedzmy zabiegu.
– Nie, jakoś mnie to nie jara. Lubię sport w wydaniu standardowym. Zazwyczaj biegam wieczorami ze słuchawkami w uszach. Na siłownie chodzę rzadko ale się zdarza. Od dziecka wychowywał mnie ojciec, matki nie znałam więc to może po niej odziedziczyłam te patologiczne skłonności do ładowania się w kłopoty. Ciężko powiedzieć – odsłoniła kawałek przeszłości nie uznając jakoś szczególnie tego za coś, co powinno być ukrywane. Niepełna rodzina nie była powodem do wstydu. Co najwyżej kiedyś było jej przykro. Zwłaszcza podczas tych wszystkich apeli w szkole kiedy do innych dzieciaków przychodzili rodzice a jej ojciec miał jak zawsze masę roboty więc nie mógł wpaść. Teraz uodporniła się na smutek z tego powodu. Była dorosła, samodzielna i lubiła podejmować wyzwania, nawet mimo tego, że mogły wpędzić ją w duże tarapary.
I tak było warto.
– Zaczęło się od tego, że pewnego dnia spotkałam w Seattle kolegę ze szkoły. Umówiliśmy się na piwo i powiedział trochę za dużo. Ja nalegałam żeby mnie wkręcił, on nie chciał… wiesz jak jest – przewróciła oczami gdy Sam zalewała ranę. Nie, nie mogła na to patrzeć. – Ale w końcu zmiękł i jakoś się potoczyło. Każdy kogoś zna więc nawet przeprowadzając się tutaj mam niewielkie fuchy. Owszem, mam z tego kasę ale wiem, że może być ona jeszcze większa – Su to zwykły pośrednik więc racjonalne było odpalanie jej jedynie części udziału.
Godziła się na to.
– No dobra ale jak zaboli to spadam – ostrzegła ją stając bokiem. Nie zamierzała patrzeć nikomu na ręce więc odwróciła głowę. – Masz jakieś bluzki na zmianę? – Jakoś nie bardzo leżało jej paradowanie w częściowo brudnej odzieży. Tym bardziej, że pojedyncze plamki krwi zdążyły już zaschnąć tworząc paskudny wzór. Najchętniej to by się chyba wykąpała, zjadła coś i poszła spać. Adrenalina powoli odpuszczała i nadchodziło potężne zmęczenie.

Sameen Galanis
towarzyska meduza
Susan Murphy
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Parsknęła cicho śmiechem. –Bo jesteś konkretna. I szczera. – Odpowiedziała. –Większość ludzi by zgrywało cwaniaczków, że wyciągnięcie kuli, albo zaszycie kogoś to pikuś. A ty jesteś bezpośrednia. Cenie to sobie. – Oczywiście nie zamierzała kłamać, że miło było też jak ktoś zajmował się jej ranami. Z reguły musiała to robić sama, a wiadomo, że to nie zawsze i nie do końca było wygodne. –To, że masz pecha to tylko działa na naszą korzyść, bo jednak na siebie wpadamy. – Co prawda dosyć rzadko, bo widzą się dopiero trzeci raz. Było to jednak na tyle częste, że Sameen zdążyła zapamiętać jej twarz. A Susan zdecydowanie nie powinna się uważać za pechowca, bo gdyby miała pecha to zapewne pierwsze spotkanie z Sameen byłoby jej ostatnim. Nie lubiła zostawiać żadnych świadków, nie lubiła kiedy osoby postronne znały jej twarz i kojarzyły ją z jakimś podejrzanym miejscem.
Słuchała uważnie Susan. Zagadywanie Sam rzeczywiście pomagało. Ból czuła, ale nie skupiała się tylko na nim. Pozwoliła sobie na to, żeby rzeczywiście prowadzić sensowną rozmowę z nową koleżanką. –To dosyć odważna decyzja. – Uśmiechnęła się. –W sensie wiesz… ludzie jednak decydują się z reguły na takie kontrolowane ryzyko. Jak właśnie sporty ekstremalne. Robisz coś niebezpiecznego, ale jednocześnie jesteś asekurowana. A ty? Ty postanowiłaś od razu rzucić się na głęboką wodę. – Ponownie się uśmiechnęła. –Gdybyś potrzebowała kogoś do wspólnego biegania wieczorami… daj mi znać. Pobiegam z tobą i upewnię się, żebyś bezpiecznie dotarła do celu. – Puściła jej oczko. Niby sobie żartowała, ale Sameen też była fanką biegania i siłowni, więc nie miałaby nic przeciwko temu, żeby od czasu do czasu mieć towarzyszkę podczas wykonywania takich czynności. –Ja nie znałam żadnego z moich rodziców. – Postanowiła też uchylić rąbka tajemnicy swojej przeszłości. –Jakoś sobie bez nich radzimy, nie? – Uśmiechnęła się, ale tym razem był to nieco smutny uśmiech. Sam oddałaby wiele, żeby móc być częścią życia swojej rodziny. I wiedziała, że jej rodzice żyją. Z tatą nawet rozmawiała, ale ten leży w ośrodku z zaawansowanym alzheimerem, więc absolutnie jej nie kojarzy. Z matką nigdy nie odważyła się pogadać i nadal się do tego zbiera. Wątpi, żeby kiedykolwiek jej się to udało.
Słuchała jej uważnie i kiwała głową. –Mam nadzieję, że mimo wszystko jesteś ostrożna. – Powiedziała szczerze zatroskanym głosem. –Jeśli sprawia ci to… radość, albo daje ten dreszczyk emocji, to nie będę ci mówić co masz robić. Po prostu… nie ufaj nikomu. Dosłownie. Nikomu. – Miała na myśli też siebie, ale nie chciała tego mówić, bo nie była gotowa na to, że Susan mogła ją np. zaatakować. –Za długo siedziałam w tym świecie, żeby nie widzieć tego, że ludzie są po prostu pojebani, chciwi i nie warci niczego. – Wyjaśniła.
-Będę delikatna. – Uśmiechnęła się i umyła ręce i zdezynfekowała je żeby zająć się raną Susan. –Mam. Przyniosę coś, a ty w tym czasie to zdejmij. – Kiwnęła głową na górną część stroju Susan. No i jak Sam powiedziała tak zrobiła. Wyszła z łazienki i po chwili wróciła z dwiema koszulkami i jedną bluzą. Jedną koszulkę wzięła dla siebie, drugą, razem z bluzą oddała Susan. –Dobra. Lecimy z tym koksem. – Powiedziała i podeszła do Murphy, żeby delikatnie zacząć oczyszczać jej ranę, a jak już skończyła to nawet założyła jej ładny opatrunek.

Susan Murphy
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
25 letnia dziewczyna uciekająca przed mroczną przeszłością. Wieczna optymistka mimo wszystko...
– O to chodzi. Wiesz… wystarczyłoby podjeść do lustra żeby zobaczyć rozgrzebaną ranę na pół ramienia. Brak takich umiejętności jest raczej ciężki do ukrycia. Co innego gdybym miała czas na przygotowanie i przeprowadzenie eksperymentalnego szycia na jakieś świńskiej nodze – skąd wzięła jej się racica biednego prosiaka? Sama nie wiedziała. Nigdy nie ciągnęło jej do nauki radzenia sobie z uszkodzeniami ciągłości skóry na własną rękę. Wychodziła z założenia, że od tego są szpitale i lekarze. Nie wzięła jednak do tej pory pod uwagę sytuacji podobnych do dzisiejszej. Gdyby ona była na miejscu Sam, skamlałaby o podrzucenie do najbliższego punktu medycznego niczym zbity szczeniak. Nie ufała obcym, a nawet znanym osobom w kwestiach dotyczących własnego zdrowia. A już pomijając całą sztukę składania do kupy, zawsze mogło wdać się zakażenie. – To pewnie nie jest Twoja pierwsza kulka – chyba, że Sam ogląda bardzo dużo filmów z rabusiami, gdzie często muszą radzić sobie sami. Z całą świadomością jednak obstawiała pierwszą wersję.
– Wolałam jednak gdy z tych spotkań obie wychodziłyśmy cało – zaśmiała się, może jednak zbyt nerwowo bo i sytuacja wymagała od niej skupienia.
Po wszystkim wypadało głęboko odetchnąć i zapalić papierosa aby ukoić nerwy. Jedną paczkę powinna mieć w schowku auta ale nie chciała tam teraz iść i ponownie patrzeć na wszystkie zabrudzenia. Musiała odpocząć, również psychicznie. – Nie mam nic do stracenia. Mieszkam sama, matki nie znam jak już mówiłam a ojciec zmarł. Nikt by po mnie nie płakał – może i brzmiała jak rozżalona dziewczynka emo w wieku dorastania ale taka była prawda. Żyła i pracowała na własny rachunek więc nikogo nie krzywdziła swoimi durnymi decyzjami. – Zdecydowanie idzie nam bardzo dobrze – bo wielu się nie udaje. Lądują na ulicy bądź wikłają się w sprawy, które szybko doprowadzają do sytuacji skrajnie niebezpiecznych. Su sądziła, że mimo wszystko ma nad tym kontrolę. Przynajmniej tak myślała do dnia dzisiejszego. Chyba powinna sobie zrobić delikatną przerwę od bycia niegrzeczną dziewczynką nim ktoś ją dorwie i wybije kilka zębów w ramach nauczki.
-Spoko, jasne. Ale ostrzegam, że gdy biegnę i rozmawiam to szybko odpadam. Jestem słabym zawodnikiem – blondynka była raczej dobrym krótkodystansowcem co pokazała dzisiaj. Krótkie odcinki przemierzała z prędkością małego samochodziku lecz dłuższe trasy powodowały u niej odczucie chęci wyplucia płuc.
– Dlatego chyba powinnam ukryć się na jakiś czas i nie wychylać zbytnio. Nabroiłam – przyznała szczerze. – O, dzięki – wzięła do ręki przygotowany komplet stojąc bokiem do drugiej kobiety. Na całe szczęście jej stanik zbytnio nie ucierpiał. I bardzo dobrze bo go lubiła… – Cudownie. Gdybyś miała plasterki z konikami to zostałabyś moją ulubioną pielęgniarką – przyjrzała się plasterkowi zakładając chwilę później bluzkę. – Dwa pytania. Masz może papierosy i… palisz? – bo mi się cholernie chce…

Sameen Galanis
towarzyska meduza
Susan Murphy
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Skinęła głową. –Na szczęście mi absolutnie nie zależy na precyzji i ładnym szyciu. – Uśmiechnęła się słabo. –Najważniejsze to wyjęcie kuli i zatamowanie krwawienia. – Jasne, chciałaby, żeby blizny ostatecznie ładnie się zagoiły i były jak najmniej widoczne. Tym bardziej, że trochę ich miała, a ta, najświeższa była w dosyć widocznym miejscu. Plusem jest to, że Sameen raczej nosiła golfy i swetry, ale wiadomo, jak każdy czasami kusiła się na ubranie koszulki na ramiączkach. Czasami nawet rozbierała się przed innymi ludźmi, a wiadomo, nie lubiła niewygodnych pytań o blizny, a ludzie niestety pytali. –Niestety nie. – Potwierdziła, że już nie raz dostała. –Ale dawno mnie nie trafili, więc czuję się jakbym dostała pierwszy raz. – Raczej bywała ostrożna, ubierała kevlar, żeby nie zostać ranną. Teraz jednak Susan nieco pokrzyżowała jej plany. Nie miała zamiaru podchodzić tak blisko. Miała przecież wszystko załatwić strzelając z karabinu snajperskiego. Nikt nawet by nie wiedział co ich trafiło.
-Uwierz mi. Ja też. – Też się zaśmiała. –Cieszę się, że tobie nie stało się nic poważnego. – W końcu to dla Susan zrezygnowała z bezpiecznej misji. Miałaby sobie za złe gdyby Susan została ranna. A jej zadrapanie? Wyjdzie z tego, miejmy tylko nadzieję, że zardzewiała płyta nie narobiła za dużego bałaganu. Spojrzała na Susan i przyglądała jej się przez dłuższą chwilę. Doskonale rozumiała to o czym mówiła Murphy. Sameen miała dokładnie tak samo. Nikt by za nią nie zapłakał. –Doskonale to rozumiem. – Uśmiechnęła się smutno. Niby fajne i niezobowiązujące uczucie, ale prawda jest taka, że każdy chciałby mieć kogoś kto by za nim zapłakał. Z uśmiechem pokiwała głową. Tak, dawały sobie radę bez rodziców i rodzin, które by się nimi przejmowały.
-W takim razie nie będziemy rozmawiać podczas biegania. – Zaproponowała nie mając z tym żadnego problemu. Sameen była raczej osobą mało wylewną. Ceniła sobie towarzystwo ludzi, z którymi mogła po prostu siedzieć w milczeniu. Zapewne dlatego tak kochała biblioteki. Były pełne ludzi, ale nikt ze sobą nie rozmawiał, bo chyba wszyscy liczyli na to samo. Odrobinę ciszy i spokoju.
-Myślę, że to bardzo mądra decyzja. Ja zrobię to samo. – Była zaskoczona tym, że Susan tak do tego podeszła. Zazwyczaj była przyzwyczajona do chojraków, którzy po takich akcjach zachowywali się jakby nigdy nic się nie wydarzyło. –Masz gdzie się ukryć? – Zapytała, bo w tej kwestii też mogła służyć Susan pomocą. Miała kilka miejsc, gdzie lubiła się ukryć, żeby przeczekać cały szum po jakiejś głośnej akcji. –Nie żebym życzyła ci jakiś ran, ale następnym razem będę pamiętać o dziecięcych plasterkach. – Zaśmiała się pod nosem. Pewnie Primrose, do której należał ten dom, po swoim poronieniu nie chciałaby trzymać tutaj nic, co byłoby w jakiś sposób związane z dziećmi. –Popalam. – Rzuciła niedawno, ale nie miała problemu z popaleniem. Nie ciągnęło jej to, żeby wrócić do nałogu. –Chodź, wyjdziemy na ogród. – Kiwnęła głową na Susan i przechodząc przez kuchnię wzięła z jakiejś szuflady paczkę zapałek i papierosów. Usiadła sobie na krześle na tarasie i najpierw poczęstowała papierosem Susan, a dopiero później wzięła dla siebie.

Susan Murphy
ODPOWIEDZ