Studentka literatury — James Cook University
23 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Werter w damskiej skórze. Miłośniczka literatury romantyzmu. Często "odwiedza" szpital, a w szczególności oddział kardiologii i pulmonologii.
To nie było zależne do końca od samej Cassandry, jednakże robiła wszystko co tylko mogła, byle tylko opóźnić… no wszystko. Potrzebę przeszczepu, kolejną długą wizytę w szpitalu. Wiedziała, że kiedyś przyjdzie na to pora, miała to z tyłu swojej głowy, jednakże chciała wierzyć, że jeszcze trochę jej „oryginalne” serce trochę pociągnie. Stosowała się do wszystkich zaleceń swojego lekarza prowadzącego, nigdy nie ominęła żadnych leków, nie robi rzeczy, których jej robić nie wolno, je tylko produkty ściśle określone przez lekarzy. Miała szczęście, że w przypadku Hammond to działało, bo nie u wszystkich tego typu zabiegi się sprawdzały i czasem jedyną opcją był po prostu przeszczep.
Dziękuję, Audrey. Jesteś wspaniała – odpowiedziała całkiem szczerze, uśmiechając się do przyjaciółki. Clark była przy niej… praktycznie zawsze. W tych dobrych momentach, w których była w domu, ale i w tych gorszych, gdy spędzała tygodnie w szpitalach, podpięta pod tonę aparatury, z rurką w nosie. To dla Cass było naprawdę bardzo ważne.
Jako dziecko byłam pod opieką fundacji i lwia część została sfinansowana z rzutek… Gdy moja biologiczna rodzina mnie porzuciła, to na pierwsze operacje, które nie były finansowane z podstawowego ubezpieczenia, nazbierał cały szpital z rodzinami… Ci ludzie to anioły i moja druga rodzina. – Wzięło się jej trochę na wspominki. Cassandra wiele świąt (a w tym i swoich urodzin, bo na świat przyszła w wigilię) w szpitalu i po prostu zżyła się z całym personalem. – W sumie to się nawet cieszą. Nie ze względu na to, że nie muszą mi dawać pieniędzy, a fakt, że zdrowie mi na to pozdrawia. – Państwo Hammond pod tym względem akurat nie byli w żaden sposób problematyczni, wręcz przeciwnie! Wspierali ją w każdym kroku w stronę samodzielności i wspierają ją w każdej podjętej decyzji. Cass nie mogła sobie wymarzyć lepszych rodziców – a fakt, że była przez nich adoptowana niczego nie zmieniał.
To nie tak, że oceniała Aarona po plotkach, nic z tych rzeczy! Po prostu miała wrażenie, że jeżeli umarła mu żona… to może wciąż być w żałobie i nawet nie mieć głowy do takich rzeczy jak nowa relacja. Nie nastawiała się też na nic, po prostu czerpała przyjemność ze wspólnych rozmów o literaturze.
Nie ma za co. Jesteś moją przyjaciółką i chcę, żebyś była szczęśliwa. Jeżeli związek daje Ci z szczęście, to nie widzę podstaw, bym miała być przeciwko. Wiek to tylko liczba, liczy się to, że się kochacie. – Nie mogło być inaczej, romantyczna dusza Cassandry nie pozwoliłaby jej na nie wspieranie ich związku. Gdyby Jeb był wobec Audrey niedobrym człowiekiem, to zapewne by starała się jej przemówić do rozsądku… jednak na chwilę obecną nic na to nie wskazywało, więc czemu nie miałaby jej wspierać. – Nie, jest idealnie. Naprawdę tęskniłam za takimi błahymi czynnościami jak chociażby spacer – odpowiedziała, uśmiechając się przy tym do przyjaciółki.

audrey bree clark
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Policzki panny Clark przykryły się rumieńcem, gdy machnęła delikatnie dłonią jakby fakt, że była przy Cassie w tych wszystkich sytuacjach wcale nie był niczym wielkim. Doskonale wiedziała, że ludzie zwykli porzucać swoich przyjaciół w podobnych sytuacjach, Audrey jednak nie miała najmniejszego zamiaru tego robić, zwyczajnie uważając to za słuszne. Tak samo nie byłaby w stanie spisać na straty zwierzaka, dla którego istniałby choćby cień szansy na przeżycie oraz powrót na wolność… I istniały spore szanse, że ten upór oraz nieustępliwość odziedziczyła po swoim dziadku ze strony matki, trzęsącym biznesową sceną wielkiego Sydney bądź też i całej Australii.
- Cieszę się, że tyle osób miało dobre serca. - Przyznała, nadal jednak nie wydała się z faktem, że odkąd ją poznała sama starała się dorzucić kilka groszy z własnej kieszeni na podobnych zrzutkach. O tym Cassie nie musiała wiedzieć, Audrey wolała aby była to jej słodka tajemnica, by przyjaciółka przypadkiem nie poczuła się jak jej dłużnik.
Zaśmiała się dźwięcznie, na jej kolejne słowa.
- Pamiętam, jak bali się wypuścić cię przed dom i bardzo się cieszę, że tak już nie jest. - Przyznała, bo w jej pamięci nawet te wspomnienia okryte były ciepłem. Nigdy nie przeszkadzał jej fakt, że przyjaciółka nie mogła robić tylu rzeczy co ona, a szpital nie raz był jej drugim domem. I naprawdę cieszyła się, że nie przyszło jej pochować Cassie tak jak Fridy i Judy, którym nie udało się wygrać walki z chorobą.
Smukła dłoń panienki Clark powędrowała do dłoni Cassie, aby na chwilę zacisnąć się na niej w geście, którego natury nie potrafiła określić. - Też tak uważam, ale wiesz jak jest… Jeb pięciokrotnie zwiał sprzed ołtarza, wszyscy sądzą, że jestem jego kolejną zabawką i gdy tylko komuś o tym powiem wylewa na niego wiadro pomyj robiąc wszystko, żebym go zostawiła… A ja wiem, że traktuje mnie poważnie. - Przyznała, wzruszając ramieniem. Sam fakt, że na jej dłoni nie widniał jeszcze pierścionek zaręczynowy a on robił wszystko, aby ją poznać wskazywał, że to coś poważnego. Niestety, nie każdy patrzył na życie przez różowe okulary tak jak zakochana panienka Clark.
- W takim razie musimy zrobić listę rzeczy, które mamy do nadrobienia! Koniecznie muszę pokazać ci moje zwierzaki w sanktuarium! Za czym jeszcze tęskniłaś? - Ekscytacja pojawiła się w spojrzeniu panienki Clark, skorej nagimnastykować się aby tylko miały okazję odbić sobie te wszystkie lata, podczas których musiały odkładać wszelkie czynności właśnie na taki czas, jak teraz - gdy stan Cassandry był stabilny i mogła cieszyć się normalnością.

Cassandra Hammond
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
Studentka literatury — James Cook University
23 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Werter w damskiej skórze. Miłośniczka literatury romantyzmu. Często "odwiedza" szpital, a w szczególności oddział kardiologii i pulmonologii.
Audrey zdecydowanie była jedną z tych osób, za które Cassandra była bardzo wdzięczna losowi i cieszyła się, że ją miała, po prostu. Niezależnie od tego jak źle by nie było, to trwała u jej boku. Bywały takie momenty w życiu Hammond, że mogła się z najbliższymi widywać jedynie przez szpitalną szybę, podpięta pod stos aparatury. Dla niektórych to byłoby za wiele… i w sumie Cass to rozumiała. Nie każdy chciał się codziennie martwić, czy bliska ci osoba wciąż żyje, czy przyjdziesz do szpitala na czas… Po prostu to było bardzo obciążające psychicznie.
Nigdy nie będę w stanie się tym ludziom się odwdzięczyć – powiedziała zupełnie serio. Jakby nie próbowała, nie spłaci długu, który miała wobec tych wszystkich, którzy jej pomogli. Lekarzy, którzy często robili więcej, aniżeli było to od nich wymagane. Rodzina, przyjaciele, znajomi. I prawdę powiedziawszy to Cass podejrzewała, że i Clark dorzuciła swoje pięć groszy w tym wszystkim, jednakże nie zamierzała jej o to bezpośrednio pytać. Jeśli tak było – to będzie jej do końca życia dozgonnie wdzięczna.
Państwo Hammond dmuchali i chuchali na córkę – to prawda. Z jednej strony nie ma co się dziwić, biorąc pod uwagę fakt, że po prostu taka chorowita była i czasem najmniejszy zarazek był dla niej niebezpieczeństwem. Jednakże po szeregu zabiegów, operacji i leczeniu udało się Cassandrę ustabilizować na tyle, by mogła prowadzić względnie normalne życie. I skoro sam doktor Wainwright mówił, że mogła wychodzić normalnie z domu, pójść na studia… to nie mieli innego wyjścia, po prostu.
Dostałam zgodę od mojego kardiologa, a ten człowiek dokonał takich cudów, o których się nikomu nie śniło, więc nie mają argumentów, żeby mnie w domu trzymać – odpowiedziała żartem. Państwo Hammond teraz podchodzili do sprawy bardziej na luzie… no i fakt, że mogła zarobić te parę groszy tak naprawdę nie wychodząc z domu wiele dawał. Jakby sobie Cassandra wymyśliła pracę w kawiarni, to zapewne nie byliby tacy przychylni; Blondynka uśmiechnęła się do Audrey ciepło, ściskając jej dłoń. – Jeżeli Ty wiesz, że traktuje Cię poważnie, to jest to najważniejsze. W nosie miej to, co mówią inni. Szkoda nerwów, Audrey. – Cass zamierzała wspierać swoją przyjaciółkę w tym związku, bo widziała, że jest szczęśliwa. Oczywiście, będzie chciała Jeba poznać osobiście, jednakże na chwilę obecną nie było nic, co by jakoś specjalnie Hammond zaniepokoiło.
Zamyśliła się na chwilę. Co by chciała zrobić takiego, żeby nadrobić ten czas spędzony w szpitalu? Oczywiście to musiało być zaplanowane z głową, na skok na bungee pozwolić sobie nie mogła.
Poszłabym do teatru – odpowiedziała całkiem szczerze.
To było tak bardzo w stylu Cassandry, że bardziej się nie dało.

audrey bree clark
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Nie była zaskoczona jej słowami - ciężko było się odwdzięczyć za takie akty dobroci i choć panienka Clark była niemal pewna, że wszelkie dobro wypuszczone w świat w końcu powinno do nas powrócić. A Cassie, mimo problemów ze zdrowiem, była niezwykle dobrą osobą, co potwierdzał choćby fakt, że nie demonizowała nowego partnera Audrey, będąc chyba jedyną osobą z otoczenia brunetki która zwyczajnie akceptowała jej związek. I Audrey cieszyła się, że ma ją w swoim otoczeniu, zwłaszcza teraz gdy Hammond nie musiała już siedzieć w szpitalnym zamknięciu, a ona otrzymywała od niej wsparcie, którego w ostatnich czasach zwyczajnie potrzebowała.
- W takim razie cieszę się, że nie mają argumentu do zamykania cię w domu. Bo wiesz, zamierzam korzystać z tego, że masz wychodne ze szpitala i trochę potargać cię ze sobą po okolicy. - Odpowiedziała również rozbawiona, bo wiele było rzeczy, które chciałaby pokazać pannie Hammond, począwszy od swoich zwierzaków w Sanktuarium Koali, będących dla Audrey jedną z najważniejszych rzeczy na tym świecie. Kochała każde z nich i za każdym razem niezwykle się wzruszała, gdy któreś z nich mogło wrócić na wolność.
- Jestem tego pewna. I dzięki… Miło mi dla odmiany usłyszeć coś przyjemnego w tej kwestii od kogoś, z kim się przyjaźnię. - Przyznała z delikatnym uśmiechem. Wyjawiła swój malutki sekret również Eve, ale ta zareagowała w sposób zupełnie inny zapowiadając, że kiedyś panna Clark będzie musiała wybierać między przyjaciółką a ukochanym, co zupełnie się jej nie podobało. Te rozmyślania pozostawiła jednak na inny czas, nie chcąc dłużej męczyć Cassie swoimi obawami, ukrytymi gdzieś z tyłu głowy, miast tego woląc skupić się na tym, jak nadrobią te wszystkie lata, podczas których ich spotkania ograniczone były do szpitalnych korytarzy.
A propozycja, jaka padła z ust Hammond spotkała się z wyraźną ekscytacją ze strony Audrey.
- Ale bardziej na jakąś sztukę czy może na balet? - Spytała z zaciekawieniem, bo mimo iż była dziewczyną wychowaną na farmie i farmerskim życiem przesiąkniętą, znała również te kulturalne rozrywki, głównie za sprawą dziadka Clark. - Jak mieszkałam w Sydney dziadek wziął sobie za zadanie przekonanie mnie do wielkomiejskiego życia. Chyba miał nadzieję, że tam zostanę… - Ale nie została, głównie za sprawą swojego byłego o którym teraz, z pewnością nie chciała rozmawiać. - Wiesz, eleganckie knajpy, firmowe bankiety… Zabierał mnie też do opery i na balet, to ostatnie niezwykle przypadło mi do gustu. - Bo balet, a zwłaszcza słynny dziadek do orzechów urzekł brunetkę i z przyjemnością wybrałaby się w podobne miejsce, nawet jeśli była niemal pewna, że przyjdzie im oglądać któreś z dzieł Szekspira. Znała Cass i była niemal pewna, że to właśnie na to padnie jej wybór.

Cassandra Hammond
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
Studentka literatury — James Cook University
23 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Werter w damskiej skórze. Miłośniczka literatury romantyzmu. Często "odwiedza" szpital, a w szczególności oddział kardiologii i pulmonologii.
Cassandra wierzyła, że kiedyś przyjdzie jej oddać chociaż cząstkę tego dobra, które zostało jej podarowane, że będzie mogła się odpłacić w jakiś sposób tym wszystkim ludziom, którzy wyciągnęli do niej pomocną dłoń. Oczywiście, starała się robić to już teraz, jednakże nieważne ile blach szarlotek by nie przyniosła dla dyżurującego personelu szpitala, to uważała to za niewystarczające. Bo czym było upieczenie ciasta do ratowania jej życia? Każda osoba pracująca w placówce się do tego przyczyniła – od pani salowej, która dbała, żeby było czysto i dzięki temu mała Cassandra nie była narażona na zarażenie się, przez panie w rejestracji, które zawsze informowały jej rodziców, gdy lądowała w szpitalu, pielęgniarki, które nie tylko zmieniały jej kroplówki, podawały leki, ale także były szpitalnymi ciociami, po lekarzy, którzy włożyli tytaniczną pracę w to, by serce Hammond działało jak najdłużej.
Również mnie to cieszy! I nawet nie wiesz, jak bardzo lubię, gdy mnie wyciągasz z domu i… targasz po okolicy. – Cass raczej używała bardziej… oficjalnego języka i słowo „targać” często się nie pojawiało w jej słowniku, jednakże starała się przy przyjaciołach brzmieć nieco mniej pompatycznie i bardziej jak współczesna osoba w jej wieku, a nie postać wyrwana z dziewiętnastowiecznej powieści. – Na pewno wszystko się ułoży, Audrey. Wierzę w to.
Dla niektórych ludzi to mógł być twardy orzech do zgryzienia, może potrzebowali czasu, żeby zobaczyć, że Clark naprawdę była z Jebem szczęśliwa. Bo o to przecież chodziło, o szczęście. Jeżeli Audrey będzie z nim dobrze, to dlaczego stawać na drodze do ich miłości, utrudniać ją? Przecież to nie miało żadnego sensu, wręcz przeciwnie! Im bardziej dwójce zakochanych zabraniało się kochać siebie nawzajem, Ci bardziej do siebie lgnęli i nie było mocy, która by ich powstrzymał. Tak chociaż to wyglądało w umyśle Hammond.
Skoro już jestem poza szpitalem i mogę korzystać z chwilowej wolności… to czemu by nie oba? – Cass nie znała się bardzo na balecie, jednakże kilkukrotnie była na różnych występach i bardzo się jej podobało, więc nie miałaby nic przeciwko. – Myślę jednak, że miał nadzieję, że tam zostaniesz, bo chciał mieć ukochaną wnuczkę blisko siebie. – Zawsze tak jest. Jeżeli nam na kimś zależy, to pragniemy mieć tę osobę na wyciągnięcie ręki, by móc zadzwonić w środku nocy i mieć możliwość z taką osobą się spotkać. Gdy dzielą nas kilometry, jest to znacznie utrudnione. – W takim razie jesteśmy umówione. Poszukam czegoś i dam Ci znać, jeżeli znajdę jakiś interesujący spektakl. – Zawsze mogły pójść na jakiś klasyk w postaci Jeziora Łabędzie czy Dziadka do orzechów, jednakże Cassandra miała tendencje do wyszukiwania niszowych autorów i dawania im szansy… Zwłaszcza odkąd zaczęła spotykać się na cotygodniowych korepetycjach z Aaronem. Dużo jej to uświadomiło.
Dziewczyny jeszcze chwilę pospacerowały, plotkując i planując, w jaki sposób spędzą wspólnie czas, korzystając z tego, że Cass jest poza szpitalem. Hammond obiecała jednak rodzicom, że wróci do domu przed kolacją, więc w końcu trzeba było się zbierać. Clark odstawiała ją pod same drzwi. Cass na pożegnanie pocałowała Audery w policzek i kazała jej oczywiście pozdrowić Jeba. Bo jakże by inaczej!

[z/t x2 – wybacz, że kończę tak bez zapowiedzi, ale już trochę gramy, a jednocześnie mam zawaloną głowę i staram się zamykać wątki. Jak się mi coś zwolni, to się odezwę po jakąś nową grę <3]

audrey bree clark
ODPOWIEDZ