malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Hyde na pewno robił z nią coś niezwykłego. Gdy tak rozmawiali, śmiali się, walczyli z pająkami wspólnymi siłami, miała wrażenie, że jest normalnie. Coś w duchu jej podpowiadało, że tak właśnie mogło wyglądać jej życie, gdyby ktoś go nie spieprzył na progu jej dorosłości. Poznałaby kogoś, zakochałaby się na amen i potem żyliby długo i szczęśliwie. Sielankowa wizja, która nie miała nic wspólnego z tym całym bagnem emocjonalnym, w którym tonęła od dłuższego czasu. Wiedziała również, że sama sprowadza na siebie kolejne paskudne znajomości, bo im większy dramat, tym bardziej czuje się jak w domu.
Znała się dobrze na konfliktach tragicznych. Mogła udawać, że chce normalnej rodziny, a i tak przeznaczenie odzywało się nagle i znowu powtarzała się historia. Pieprzone fatum zawsze prędzej czy później się objawiało, ale doceniała te rzadkie chwile, gdy mogła poczuć się jak zwyczajna dziewczyna.
- Pierdolę? Co za język, panie kucharzu z telewizji? – parsknęła, tak, przy okazji zapoznania się z nim w restauracji zdołała nadrobić jego program kulinarny i właśnie odtwarzała nieudolnie jego ruchy, które zawsze towarzyszyły doprawianiu mięsa. – I nie wiem, ja lubię literaturę, ale ja lubię wszystko, co jest blisko ze sztuką. Na przykład, zaczynam bardzo żałować, że nie wzięłam aparatu – rozejrzała się, miejsce było wciąż zapierające dech w piersiach, nawet jeśli wiedziała, że wokół nich biegają krwiożercze pająki, które są gotowe ich pożreć.
I że muszą odbyć kolejną niezręczną rozmowę na temat przytulania. Co miała mu na ten temat powiedzieć? Że szukała bliskości, bo jest nieco upośledzona pod tym względem? Że od czasów gwałtu nikt tak naprawdę jej nie obejmował szczerze, bo nikt oprócz jej popieprzonego byłego nie wiedział o całym zajściu? A i on nie omieszkał jej oświadczyć, że przez to jest tak popieprzona i skrzywdzona.
Westchnęła.
- Zostawmy to. Nie powinnam naruszać twojej strefy osobistej. Poniosło mnie. Ostatnio często mi się to zdarza – przewróciła oczami popisowo nad własną głupotę sprzed ostatnich kilku miesięcy. Obejmowała ona pocałowanie szefa, zdrada męża z byłą i próba utopienia się z Adamem, już nie wspominając o szaleńczej nocy z Marcusem, który okazał się świetnym rozmówcą. – I właściwie… - nie, Julia, zostaw to. Spojrzała na niego uważnie. – Dlaczego nie masz najmniejszego zamiaru? – chyba nie powinno się mówić takich rzeczy kobiecie, która jak sobie coś ubzdura, to cóż, umarł w butach. Była jednak bardzo ciekawa jego reakcji i postanowiła dowiedzieć się więcej, choć bardzo skutecznie zajął jej myśli tym, co dla niej przygotował. Bywały dziewczyny z różnego rodzaju fobiami, ale Crane do nich nie należała.
Wręcz przeciwnie, wszystkie rzeczy, które oznaczały adrenalinę, sprawiały, że aż się jej świeciły oczy i teraz też spojrzała na niego z autentyczną radością i aż podskoczyła. Cholera, miał rację, te płaskie buty były naprawdę wygodne i nie groziło jej, że szpilka zapląta się gdzieś o linę i wyląduje… Cóż, na samym dole łańcucha ewolucji, a jej ciało zostanie zjedzone przez pająki.
- O kurwa! Naprawdę?! – teraz ona już nie mogła powstrzymać swojego języka, zwyczajnie puściła się biegiem do szyldu, pragnąc już spróbować.
Taką dziewczyną kiedyś była i taką dziewczyną pragnęła pozostać.

Hyde O. Terrell
Gotuje na ekranie | Szef kuchni i właściciel — Beach Restaurant | Oaks kitchen & garden
33 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Znany ze srebrnego ekranu telewizora szef kuchni, który odlicza czas do dnia w którym zostanie tatą, choć nie jest pewien czy syn na pewno jest jego i boi się, że zawiedzie w tej roli. Wannabe chłopak pewnej artystki choć w swej nieśmiałości i zawiłości ich relacji boi się do tego głośno przyznać. A na dodatek odnalazł biologiczną siostrę po ponad dwudziestu latach z którą nie wie jak się dogadać.
Cała magia, jaka wiązała się z osobą pana Terrell, skupiona głównie była na umiejętnościach jego rąk oraz języka. I nie, nie chodziło o tajemnie tricki seksualne a gotowanie, dzięki któremu potrafił poruszać serca tysięcy osób choć na jedną krótką chwilę kierując je właśnie na przepyszne dania. Z dala od trosk, smutków i obowiązków. Nigdy jednak nie powiedziałby, że mogło być coś niezwykłego zaledwie w jego towarzystwie, gdyż tym zwykle był marnym. Nie lubił rozprawiać o przeszłości, nie raz wpadał w zadumę i nie raz za dużo mówił o swoich kuchennych przygodach, jednocześnie ciągle mając poczucie lekkiego oderwania od reszty społeczeństwa za sprawą paskudnych wspomnień.
- Odpowiedni do tych bzdur. - Odgryzł się z delikatnym uśmiechem wypisanym gdzieś między brodą a wąsami, tylko po to, by chwilę później wycelować w Panią Marudę swoim palcem. - Ale przyprawy to ty szanuj. - Dodał poważnie, zupełnie jakby w tym momencie przyszło mu składać w kierunku niej groźby. Przyprawy były dla niego największym cudem tego świata, a każdy kto choć raz odwiedził jego kuchnię nie miał ku temu choćby najmniejszych wątpliwości. A na wspomnienie literatury skrzywił się delikatnie.
- Ja z literaturą mam ciężką relację, ale to przez to, że oba imiona jej zawdzięczam… I wolałbym lepszy dobór. - Mruknął, uciekając spojrzeniem gdzieś na bok. Bo o ile samo imię Hyde całkiem mu odpowiadało, tak to drugie, skryte pod tajemniczą literą O w jego nazwisku pozostawało wiele do życzenia. Za każdym razem gdy spoglądał w dowód osobisty przeklinał matkę po stokroć mocniej. Nie dość, że przyprawiła go o traumę, to jeszcze pozostawiła z imionami, przez które nie raz go wyśmiewano.
- Oho, brzmi jak wstęp do przydługiego walk of shame… - Stwierdził, wzruszając szerokim ramieniem i nie mając najmniejszego zamiaru aby wnikać w szczegóły. W podobnych kwestiach wychodził z założenia, że nie należy naciskać, a jeśli druga osoba będzie chciała coś wyjawić, z pewnością sama to zrobi. Kolejne jej pytanie sprawiło jednak, że uśmiechnął się delikatnie, a rozbawienie przebiegło gdzieś przez jego rysy. - Nie jestem taki łatwy, pani Marudo - Zaczął z rozbawieniem w głosie, specjalnie formując tak swoje słowa, by przypadkiem nie odebrała tego jako anty komplement. Julia Crane była kobietą o specyficznej, nietypowej urodzie, nigdy jednak nie nazwałby jej brzydką. - A po za tym zwyczajnie nie kręcą mnie jednorazowe przygody, w dodatku w środku dżungli gdzie jest pełno jadowitych pająków i węży. - Stwierdził spokojnie, zupełnie jakby przyszło im rozmawiać na temat dzisiejszej pogody. Hyde, mimo wszelkim ku temu możliwościom, zwyczajnie nie był zwolennikiem rozwiązłego trybu życia i zaliczania każdej kobiety, jaka tylko pojawi się na jego radarze… Zapewne w sporej części przez fakt posiadania młodszej siostry - nigdy nie chciałby aby jego siostrzyczka została tak potraktowana i doskonale wiedział, że każdy brat miał podobne odczucia. A on nie mógłby skazać ich na takie męki.
Uśmiech na jego twarzy sam poszerzył się na widok podekscytowania dziewczyny; tego jak z małego gburka stała się żywym srebrem, z podekscytowaniem biegnącym w kierunku tablicy.
- Naprawdę. Czekają na nas dwa odcinki, wpierw sto metrów, aby się przyzwyczaić a później prawie pół kilometra w dół, niedaleko do miejsca w którym zostawiliśmy auto.. - Wyjawił jej, gdy podbiegł do dziewczyny aby się z nią zrównać. Cieszył go jej entuzjazm i to, że najwidoczniej udało się mu ją zaskoczyć. - Robiłaś to kiedyś? - Ponowił pytanie, gdyż kwestie bezpieczeństwa również były ważne.

Julia Crane
towarzyska meduza
Sorbet Malinowy
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Może i nie chodziło o towarzystwo, ale o sam respekt, który do niego czuła. Podczas, gdy z innymi idiotami płci męskiej – tak, Julia nigdy nie miała za dobrego zdania o mężczyznach – pogrywała sobie dowolnie, to w przypadku Hyde’a zazwyczaj brakowało jej odwagi. Umiał sprowadzić ją na ziemię, a jej, artystce bujającej w obłokach, bardzo to było potrzebne. A może przynajmniej tak sobie mniemała, bo ekscytowała się tą całą wyprawą w nieznane jak mała dziewczynka. Uwielbiała tego typu niespodzianki, nagłe zwroty akcji (nawet w postaci pająka) i świadomość, że mimo wszystko jest przy nim bezpieczna. Dla dziewczyny, która ostatnio znajdowała się ciągle w śmiertelnym zagrożeniu i powracała pamięcią do największych traum było to całkiem sporo.
- Czyli rozumiem, że tylko w restauracji jesteś taki sztywny? – zaśmiała się, łapiąc jego dłoń. – Gdzie mi tym machasz, Terrell? Mówiłam ci, że ja w kuchni tylko catering, bo raz przypaliłam wodę na herbatę! – nie miała zdolności kulinarnych wcale, co nigdy jej nie przeszkadzało. Uważała, że nawet dobrze się stało, bo nie wyobrażała sobie jako żałosnej kury domowej. Po ostatnim epizodzie (tak zwykła obecnie nazywać swoje małżeństwo) i próby uczynienia z niej posłusznej żonki, nabrała nawet do tego dziwnej alergii. I coraz częściej zauważała, że i nie ona ma na kilka kwestii potężne uczulenie. Zabawnym (albo przerażającym, kwestia interpretacji) był fakt, że nie do końca wiedziała, co mówić, by uniknąć tego charakterystycznego zasępienia i uciekania przed nią wzrokiem w wykonaniu mężczyzny. Zupełnie jakby jego nastrój zmieniał się diametralnie i choć bardzo chciała, to nie mogła przewidzieć reakcji. Dziwne, ale pomyślała, że sama bez leków często tak robiła. Doprawdy musiała docenić bardziej ludzi, którzy z nią wytrzymywali. Nie miała jednak na myśli Adama, już nie. Chyba wizyta w miejscu pełnych jadowitych zwierzątek skutecznie wyleczyła już z sentymentów do eks.
Wolała skupić się na czystym przetrwaniu i na unikaniu wpadaniu z Hyde’em w egzystencjalne doły.
- Chcesz pogadać o imionach? Szekspir, Romeo i Julia, czternastoletnia idiotka, która zakochała się w chłopaku z wrogiej rodziny i postanowiła się dla niego zabić. Co za banał! Myślę, że sam Willie był absolutnie zażenowany tym, co przyszło mu napisać. To nie cudowny Makbet w końcu – trajkotała w najlepsze, bo chciała dość altruistycznie sprawić, by i mężczyzna na chwilę zapomniał o troskach, a skupił się na tego typu podobnych głupotkach.
Czy rozmowa o seksie była jedną z nich?
- Żaden wstyd – zastrzegła. – Może i byłam idiotką, ale halo, moje małżeństwo było w rozsypce, zanim w ogóle powiedziałam tak, jestem usprawiedliwiona – i spojrzała na niego dłużej, dawna Crane zapewne pragnęłaby mu udowodnić, że tak, przy niej każdy mężczyzna bywa łatwy, ale ta kiwnęła głową. Nie będzie przecież podrywać kogoś, by udowodnić swoją rację.
- Jednorazowe przygody bywają cudowne, ale wybrałabym raczej blat kuchni – i tak, tym razem go jawnie prowokowała tą uwagą o kuchni, ale nie wierzyła w to, że nigdy nie zbezcześcił jej w tenże sposób. I może dodałaby coś jeszcze i zaczęłaby sobie pozwalać na więcej, gdyby nie to, co zobaczyła.
- Nie! Wszyscy uważali, że to zbyt ryzykowne dla panienki z dobrego domu, ale tak bardzo zawsze chciałam! – był dobry w spełnianiu jej marzeń, czy to był sernik czy ten olbrzymia lina zawieszona między drzewami, którą miała w końcu rozbujać. Uśmiech nie schodził z jej buzi, oczy nagle błysnęły i już naprawdę mogła poczuć się w raju, choć szczerze liczyła, że w niebie nie ma już żadnych pająków i nosi ładniejsze buty.

Hyde O. Terrell
Gotuje na ekranie | Szef kuchni i właściciel — Beach Restaurant | Oaks kitchen & garden
33 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Znany ze srebrnego ekranu telewizora szef kuchni, który odlicza czas do dnia w którym zostanie tatą, choć nie jest pewien czy syn na pewno jest jego i boi się, że zawiedzie w tej roli. Wannabe chłopak pewnej artystki choć w swej nieśmiałości i zawiłości ich relacji boi się do tego głośno przyznać. A na dodatek odnalazł biologiczną siostrę po ponad dwudziestu latach z którą nie wie jak się dogadać.
Respekt był czymś, co Hyde O. Terrell musiał sobie wypracować. Wszelkie kuchnie świata rządziły się jednym, niepisanym prawem - na szczycie znajdzie się ten, który nie dość, że ciężko pracuje, to jeszcze jest w stanie zapanować nad całą kuchnią obsługi tak, aby wszystko grało jak w zegarku. Nie wiedział, ile z jego umiejętności przenosiło się na życie prywatne, zwyczajnie nie zauważając już pewnych rzeczy. A gdy pani Maruda nazwała go sztywnym zmarszczył brwi, posyłając jej spojrzenie spod byka.
- Ja przynajmniej nie narzekam. - Mruknął, choć w tonie jego głosu dało się wyczuć nuty rozbawienia. Droczył się z nią, tak zwyczajnie, bez większemu ku temu celu jedynie odrobinę wypominając jej, jaka “urocza” była w pierwszych minutach ich spotkania. - Tam gdzie mogę i ten argument nic nie wnosi do naszej dyskusji. - Odgryzł się. Na szczęście Hyde O. Terrell nie był osobą, która oceniała innych po ich umiejętnościach gastronomicznych. Bo i czemu jego znajomi mieliby wiedzieć, jak powinno się gotować? To on w tej kwestii był specem, a gotowanie dla innych sprawiało mu tyle przyjemności, że chyba nie pozwoliłby odebrać sobie od tak fuchy tego, który wszystkich karmi, na czym przede wszystkim zyskiwało jego liczne rodzeństwo.
Cmoknął z niezadowoleniem na kolejne słowa, jakie padły z jego ust.
- Och tak, z pewnością Julia to najgorsze imię, jakie można było mieć… Sorry mała, ale w tej kwestii nie stajesz ze mną w zawodach. - Mruknął z zupełną powagą, przez chwilę zastanawiając się, czy powinien wyjawić jej jeden większych sekretów jego życia. Westchnął w końcu po chwili, zerkając w jej kierunku. - Jak komuś o tym powiesz, to nie ręczę za siebie. - Uprzedził, chociaż mimo wielkiej siły swoich mięśni, chyba nie byłby w stanie kogoś skrzywdzić. Nie po tym, co przyszło mu przejść w dzieciństwie. - Hyde zawdzięczam książce doktor Jekyll i pan Hyde, nie wiem więc, czy przyjemne jest miano tej złej osobowości, a na drugie… Matka dała mi Oberon, jak ten cały król wróżek ze Snu nocy letniej. - Pokręcił głową z dezaprobatą do decyzji zmarłej matki. W zasadzie nie podjęła ani jednej, z którą by się zgadzał, lecz ta dotycząca imion jak i próby zamordowania jego siostry były tymi, których chyba nigdy nie zrozumie. I mimo iż nie raz zastanawiał się nad zmianą imion, tak nigdy się tego nie podjął, w nadziei, że dzięki temu szybciej wpadnie na trop zaginionej, biologicznej siostry.
Zmarszczył brwi w zastanowieniu, wsłuchując się uważniej w wypowiadane przez nią słowa.
- Skoro już wtedy było w rozsypce, czemu w ogóle powiedziałaś tak? - Spytał przenosząc na nią przenikliwe spojrzenie niebieskich oczu. Sam, gdyby wiedział, że tkwi w relacji będącej rozsypką zapewne szybko by się z niej wycofał… Przynajmniej w teorii, praktyka pozostawała wiele do życzenia, bo jakoś w regularnych interwałach nadal wracał do tej samej, toksycznej i odrobinę męczącej już relacji.
Chwilę później oburzenie pojawiło się na jego twarzy.
- Nigdy w życiu. - Mruknął jedynie w odpowiedzi, jakoś nie wyobrażając sobie takiego zestawienia, z jednego, prostego powodu - kuchnia kojarzyła mu się przede wszystkim z miejscem pracy; otoczeniem w którym przyszło mu zarabiać pieniądze i zwyczajnie nie czułby się swobodnie podczas takiego aktu. Ta rozmowa jednak powoli odpływała w niebyt, zastąpiona ekscytacją dotyczącą nadchodzącej wycieczki.
- Mam nadzieję, że ci się spodoba. - Wyznał niezwykle szczerze, naprawdę chcąc aby ta rozrywka przypadła jej do gustu, odrobinę z własnego egoizmu, gdyż zwyczajnie wcześniej nie miał kogo zabierać ze sobą na podobne przygody. - Czerwona rączka to hamulec awaryjny jakby coś się stało, uważasz na gałęzie i nie podkładasz palców pod bloczki. A jak o czymś zapomniałem, nadrobimy to na pierwszym przystanku… - Wyjaśnił, po czym wyjął z plecaka dwie uprzęże. Ostrożnie wyjaśnił Julii jak powinna w nią wejść i upewnił się dwukrotnie, że jest odpowiednio zapięta i dobrze dopasowana. Następnie sam wskoczył w swoją uprząż, aby tak przygotowani mogli podejść do pracownika obsługi, który podpiął Julię do reszty sprzętu. - Leć kiedy będziesz gotowa. - Dodał jeszcze, stojąc za nią i delikatnie nachylając się nad jej ramieniem.

Julia Crane
towarzyska meduza
Sorbet Malinowy
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
- Ty mi zawsze będziesz wypominać tę całą scenę z winem – przewróciła oczami wręcz teatralnie, ale chyba dało się zauważyć, że oboje przeszli już od zdecydowanej wrogości do czegoś w rodzaju pozytywnej znajomości? Nie była dobra w określaniu takich rzeczy, ale lubiła spędzać z nim czas, bo zauważała, że oboje uśmiechają się, a to był zawsze dobry sygnał. W zdrowej relacji, a do takich ostatnio dążyła, choć przyszło jej na oślep zaliczyć trochę dróg na skróty, które zazwyczaj polegały na szybkich numerkach z nieznajomymi w stylu Marcusa, choć ten przynajmniej był całkiem normalnym człowiekiem.
Może mimo wszystko Julia Crane miała szczęście do ludzi?
Pożałowała tych słów, gdy zaczął cmokać. Co znowu zrobiła nie tak, jak go uraziła? A ona myślała, że wyzwaniem będzie ten ogromny pająk na jej nodze! Już miała zacząć machać rękami i o mały włos nie doszło do rękoczynów, gdy nazwał ją małą, bo w szpilkach byli już niemal równego wzrostu, ale wtedy zdradził jej drugie imię, a on nie mogła powstrzymać histerycznego śmiechu.
- O mój Boże, jak to dobrze, że moja matka nienawidziła Szekspira i zawsze uważała go za sztucznie nakręcony hype – chyba po raz pierwszy swobodnie wspomniała o swojej, bo może i nie miała co porównywać się z nim w kwestii najgorszej rodzicielki świata, ale kobieta, która oddaje fundusz powierniczy odrobinę za wcześnie i funduje córce szybką aborcję jako reakcję na gwałt to też nie był wymarzony sposób wychowania. Może dlatego Julia nigdy nie chciała dzieci, nie sądziła, że z takimi wzorcami byłaby świetną matką. Może kochałaby najbardziej na świecie, bo z uczuciami tego typu nigdy nie miała problemu i Sophie pokochała od momentu wiadomości o ciąży, ale co dalej? Jak poradzić sobie z wychowaniem, gdy jest się tak zupełnie bezbronnym przez przeszłość? Podobnie było z jej małżeństwem. Nie trzeba było proroka, by stwierdzić, że to nie ma najmniejszego sensu. Nie była dobra w monogamię. Nie umiała być wierna właściwie nikomu i nawet Adam – a przecież kochała go najbardziej na świecie – nie wymagał od niej wyłączności. Trochę dlatego, że sam nie umiał jej dać, ale i ona lubiła czuć tę zmysłowość, która nijak się miała do nudnej rutyny małżeńskiej. A może przede wszystkim Ethan nie był tym człowiekiem? Zbyt wiele pytań zadawała sobie sama w towarzystwie Hyde’a.
- Bo chciałam raz na dobre wywalić byłego z mojego życia… i właściwie się udało – przyznała, bo przecież koniec końców Polanski przepadł gdzieś z jej najbliższą przyjaciółką, a ona właśnie dywagowała o zaletach (albo wadach) seksu w kuchni.
- Najwyraźniej nikt cię nauczył jak dobrze używać oliwy albo innych sosów – zaśmiała się, do jej bezpośredniego i mało pruderyjnego podejścia musiał przywyknąć, ale przecież oboje byli dorośli, już po trzydziestce i zakładała, że jest gdzieś ta kobieta, która właśnie go pożąda. Inna sprawa, że Julia na jej miejscu by go nie wypuszczała z nią nigdzie, w końcu nawet takie niewinne rozmowy potrafią zbliżać, a co dopiero lina zarzucona kilkanaście metrów nad ziemią. Całe szczęście, że żadnego lęku wysokości nie miała i z radością podeszła, by ją przypięli do uprzęży. Sądziła, że to takie łatwe. Po prostu dać się zapiąć i puścić się, by grawitacja, pęd i cała reszta wykonały swoje. A mimo to stała przed urwiskiem, patrzyła w dół i na moment się zawahała. Naprawdę tak chce umrzeć? Odwróciła się i spojrzała na niego.
- To była wielka przyjemność cię poznać, panie Terrell – uśmiechnęła się i potem po prostu odwróciła się i puściła, mógł jedynie usłyszeć jej krzyk, który oddalał się coraz bardziej, ale to świadczyło nadal o tym, że żyła i doskonale się bawiła.
A myślała, że to zupełnie niemożliwe.

Hyde O. Terrell
Gotuje na ekranie | Szef kuchni i właściciel — Beach Restaurant | Oaks kitchen & garden
33 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Znany ze srebrnego ekranu telewizora szef kuchni, który odlicza czas do dnia w którym zostanie tatą, choć nie jest pewien czy syn na pewno jest jego i boi się, że zawiedzie w tej roli. Wannabe chłopak pewnej artystki choć w swej nieśmiałości i zawiłości ich relacji boi się do tego głośno przyznać. A na dodatek odnalazł biologiczną siostrę po ponad dwudziestu latach z którą nie wie jak się dogadać.
Złośliwy (ale jedynie odrobinę!) uśmieszek pojawił się na męskich ustach gdy bezgłośnie przytaknął Julii. Oczywiście, że miał zamiar wypominać jej tamto zajście i już chyba po wieki wieków (chyba, że wymieni go na nowszym model) pozostanie zapisana w jego telefonie pod dumnym mianem Pani Marudy. Tego już nie dało się zmienić, tak samo jak nie dało się sprawić, że dziewczyna nagle zapomni o tajemnicy, jaką jej wyjawił… A szkoda, by gdy dostała napadu śmiechu, Hyde zwyczajnie wywrócił ślepiami, po czym szturchnął ją w ramie. Delikatnie, w przyjacielskim geście, choć gdzieś w środku liczył, iż nie spotka się ze standardową reakcją na wyznanie imiennych win jego rodzicielki.
- Ha. Ha. Ha. Bardzo śmieszne. - Mruknął jeszcze przenosząc spojrzenie niebieskich oczu gdzieś w dzicz, z niewielkim cieniem nadziei, że oto los zauważy tę, jakże wielką niesprawiedliwość i zwyczajnie ześle na nią kolejnego pająka. Albo jakiegoś pytona… Albo chociaż sporą mysz bądź małego szczura w formie kary za to, jakże wielkie przewinienie jakiego się dopuściła.
- Czekaj, czekaj… - Przyhamował ją, potrzebując chwili czasu aby przyswoić informacje, jakie właśnie mu przekazywała. Bo w pierwszej chwili nie mieściło mu się w głowie, jak można wziąć świadomie ślub z kimś, z kim relacja się nie układa tylko po to, aby od kogoś się odciąć. Hyde przyjrzał się jej uważniej, jakby poszukiwał jakichkolwiek oznak desperacji czy innych problemów z głową, jakie mogły skutkować w podobnych decyzjach… Lecz dziewczyna, na pierwszy rzut oka, wydawała mu się niezwykle normalna. - Mówisz mi właśnie, że wyszłaś za mąż tylko po to, aby wywalić byłego z twojego życia? Cholera, dziewczyno, czy ty nie szanujesz w ogóle swojego czasu i życia? - Zaskoczenie wybrzmiewało w jego głosie, a niebieskie spojrzenie uważnie przyglądało się jej buzi. Gdyby usłyszał równie pokręcony pomysł od własnej siostry zapewne sam znalazłby sposób, aby znaleźć gnojka i wyrzucić go z jej otoczenia. - A co na to twoi rodzice? Ot tak przytaknęli? - Dopytał jeszcze. I o ile jego biologiczna matka zawsze miała gdzieś co się z nimi działo, tak jego przybrani rodzice z pewnością nie dopuściliby do podobnej sytuacji, już na jego poprzedni związek zakrawający o toksyczność patrząc bardzo krzywym okiem. Temat tak go zszokował, że aż pominął chęć odgryzienia się na komentarz dotyczący kuchni, szybko jednak powrócił na ziemię - nie chciał, aby jego towarzyszka skończyła jako krwawa plama dżemopodobna (choćby przez fakt, iż czekałoby go wtedy przesłuchanie czego nie znosił) to też musiał wyjaśnić jej choćby część istotnych kwestii. I już miał coś odpowiedzieć na jej, jakże optymistyczne pożegnanie gdy dziewczyna puściła się w dół. I myślał, że zaraz będzie mógł do niej dołączyć, instruktor jednak pozwolił mu ruszyć dopiero kiedy dziewczyna skoczyła po raz drugi, w ten najdłuższy z dwóch zjazdów. Hyde wziął niewielki rozpęd i zwyczajnie wskoczył w nicość, zupełnie tak jak nie raz planował zrobić, tylko bez żadnych zabezpieczeń. Z oddali dało się słyszeć pełen ekscytacji okrzyk, gdy Hyde z wielką prędkością sunął w kierunku ziemi. Jak zawsze w takich sytuacjach rozpostarł szeroko ręce ciesząc się pędem oraz wyskokiem adrenaliny do żył.
Dopiero po kilku minutach znalazł się na ziemi. Sprawnie wypiął się z lin oraz uprzęży, podekscytowanym spojrzeniem poszukując swojej towarzyszki.

Julia Crane
towarzyska meduza
Sorbet Malinowy
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Rozmawianie o jej małżeństwie bądź powodach, które przeważyły szalę tamtego grudniowego dnia tak naprawdę mijały się z celem. Wiedziała, że gdyby nie wypadek, to nie poznałaby Ethana i nie przyszłoby jej do głowy tego typu szaleństwo. Rozumiała również, że nie każdy potrafiłby zrozumieć wówczas co czuła do Adama i jak bardzo zdesperowana była, gdy po nakryciu go z jakąś lafiryndą zwyczajnie znalazła się pod ciężarówką. To wszystko było w jakiś sposób już za nią i choć czasami jeszcze myślami powracała do bruneta, musiała przyznać, że powoli staje na nogi. Nie, nie ze względu na brak uczuć, ale fakt, że pogodziła się, że czasami miłość największa i taka aż do upadłego nie wystarczy i nie jest dla niej dobra. Gdy wychodziła za mąż za Hale’a, nie miała tego przeświadczenia i nie była pogodzoną z utratą. Raczej naiwnie przypuszczała, że prędzej czy później ponownie zetkną się ich dłonie.
W międzyczasie przyszło jej robić masę głupot, które jeszcze teraz sprawiały, że rumieniła ze wstydu, a sama myśl o Deanie, który potrafił pieprzyć ją na parkingu jej domu, chwilę przed nadejściem męża sprawiały, że brało ją czyste obrzydzenie do samej siebie. Nie sądziła, że będzie tak głupia i tak srogo za to przypłaci, więc mogła tylko pokręcić głową.
- Czasami myślę, czy to problem z małżeństwem czy ze mną – zastanowiła się, może i jej mąż okazał się gejem i nie mieliby zbyt wielkich szans na szczęśliwe zakończenie, ale zdrada, która jej weszła w krew wcale w tym nie pomagała. Nie szanowała tego człowieka, na koniec wręcz go nienawidziła, więc po co jej było to całe małżeństwo? Miał rację, ogromna strata czasu i nawet dosłownie życia, bo gdyby nie to całe śmieszne związanie się, to brat Washingtona żyłby, a ona pewnie mieszkałaby gdzieś w Europie i właśnie piła kawę w Mediolanie. – A moi rodzice… Nie utrzymuję z nimi kontaktu od siedemnastu lat – nie mogła pozwolić sobie na uśmiech, którym zawsze osładzała kiepskie informacje dotyczące jej osoby, bo wbrew pozorom bolało jak diabli i każde święta bądź urodziny zamieniały się w oczekiwanie na telefon od bliskich. Chwilowe odzyskanie Juliana zaś i potem ogromne fiasko sprawiły, że przylgnęła instynktownie do Hyde’a.
Z tym, że coraz częściej łapała się na tym, że nie patrzy na niego jak na starszego brata co wróżyło jedynie kolejne kłopoty, więc powinna z tym zdecydowanie przystopować. Albo przynajmniej przestać liczyć na jakąkolwiek wzajemność. Z tym, że Julia do wszystkiego podchodziła właśnie na gorąco, żywiołowo, nawet skakać musiała wręcz na główkę, ciesząc się jak mała dziewczynka, która nareszcie znalazła odpowiednie miejsce dla swojej nieokiełznanej natury. Podobny pęd czuła za każdym razem, gdy podrywała prędkość na swoim motocyklu, ale tu tak naprawdę nie czuła gruntu pod stopami, a wszystko zależało od uprzęży, która mogła zerwać się z miejsca i całkowicie zmienić przebieg tego spotkania.
W nieszczęśliwy wypadek pewnej świeżo rozwiedzionej brunetki, która już spotykała się z nim. Niemal widziała nagłówki tych gazet, ale zanim zdołała już rozpracować co o niej by napisali i w jakim kontekście znalazła się na ziemi i ostrożnie stanęła.
Hyde dołączył chwilę później, usłyszała to i odpięła się, idąc ku niemu z uśmiechem. Już nie rzucała mu się na szyję, ale widział chyba po jej rumieńcach i rozgonionym spojrzeniu, że uwielbia tego rodzaju adrenalinę.
- To co? Napijesz się ze mną w ramach podziękowań? – zaproponowała, skoro mieli się kumplować (tak, na pewno tego chciała), to chyba powinna go wreszcie zaprosić do swojej krainy kiczu spod znaku byłego męża. Remont trwał w najlepsze, ale nadal czuła, że najchętniej zburzyłaby dom na dobre i postawiła solidne fundamenty na nowo. Z kimś takim jak Hyde?

Hyde O. Terrell
Gotuje na ekranie | Szef kuchni i właściciel — Beach Restaurant | Oaks kitchen & garden
33 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Znany ze srebrnego ekranu telewizora szef kuchni, który odlicza czas do dnia w którym zostanie tatą, choć nie jest pewien czy syn na pewno jest jego i boi się, że zawiedzie w tej roli. Wannabe chłopak pewnej artystki choć w swej nieśmiałości i zawiłości ich relacji boi się do tego głośno przyznać. A na dodatek odnalazł biologiczną siostrę po ponad dwudziestu latach z którą nie wie jak się dogadać.
Sam Hyde nie posiadał wielkiego pojęcia o małżeństwach - jego biologiczna matka zdawała się nie znać nawet ich ojca, przez co większość dzieciństwa spędził bez męskiego wzorca, nie licząc jednego z pomocnych sąsiadów który uczył go majsterkować. Dopiero później, gdy trafił do państwa Sheppard miał okazję zaobserwować prawdziwy, zdrowy związek pełen miłości, ciepła oraz wzajemnego zrozumienia. Hyde przez pierwsze kilka lat nie potrafił przyzwyczaić się do normalnych relacji rodzinnych, młodsze rodzeństwo szybko jednak stało się oczkiem w jego głowie. I o ile sam nie sądził, że kiedykolwiek przyjdzie mu się ożenić, tak gdzieś w środku był pewien, że sam toksycznych relacji unika niczym kot zimnej wody… Przynajmniej w teorii, gdyż jego relacja z Yarą pozostawała wiele do życzenia w tej kwestii, a on jakoś nie potrafił się z niej wyrwać, nadal brnąc w to samo bagno.
- Pewnie oba na raz. - Stwierdził jedynie, delikatnie wzruszając szerokim ramieniem. Małżeństwo składało się z dwóch osób, niezależnie więc jak by odpowiedział i tak jego odpowiedź wskazywałaby, że Julia również jest częścią problemu. Tak to już dziwnie skonstruowane były relacje międzyludzkie, że wymagały odpowiedniego wkładu z dwóch stron, a gdy ten się nie pojawiał zwyczajnie zaczynały poupadać.
Ciężkie westchnienie wyrwało się z jego piersi gdy wyznała, że nie utrzymuje kontaktu z rodzicami. Kto jak kto, ale Hyde doskonale wiedział jak to jest mieć trudne relacje z rodzicami, nawet jeśli jego nowi rodzice w postaci państwa Sheppard byli najcudowniejszymi ludźmi jakich przyszło mu poznać. - Przykro mi. - Odpowiedział więc jedynie na jej słowa, z wyraźną szczerością w niebieskich oczach, a gdy ta przylgnęła do jego osoby na chwilę objął ją ramieniem, aby w pocieszającym geście przesunąć dłonią po jej ramieniu. W tym konkretnym przypadku nie musiała nic mówić, by zrozumiał, jak ciężkie to musiało dla niej być, samemu mając jeszcze straszniejsze doświadczenia z biologiczną matką.
Kilka chwil później już szybowali w powietrzu, a adrenalina uderzała do jego żył, wywołując szeroki uśmiech na męskich ustach. Uwielbiał to. Przyspieszone bicie serca, napięcie w jego mięśniach oraz umysł skupiony jedynie na tej jednej chwili. To właśnie dzięki adrenalinie udawało mu się choć na chwilę odepchnąć złe wspomnienia i zapomnieć o wszelkich troskach. Nic więc też dziwnego, że gdy tylko zauważył Julię najzwyczajniej w świecie oplótł ręce wokół jej talii unosząc ją kilka centymetrów nad ziemię by wraz z nią kilkukrotnie okręcić się wokół własnej osi w wyrazie zwykłej, prostej euforii.
- No i jak było? Fajnie? - Zagadnął ją z szerokim uśmiechem na ustach, ostrożnie odstawiając ją na ziemię. Tak na wszelki wypadek, jakby jej nogi nie przywykły jeszcze ponownie do posiadania pod sobą stałego gruntu. - Napijesz kawę czy napijesz drinka? Kawy nie odmówię, ale alkohol pijam jedynie w soboty… Wiesz, praca, mięśnie same się nie utrzymają i takie tam… - Odpowiedział z uśmiechem. Nigdy nie był typem wielkiego imprezowicza, a napięty grafik i regularne ćwiczenia sprawiały, że na szaleństwa pozwalał sobie jedynie w soboty, wcześniej pilnując, aby restauracja nie pozostawała bez odpowiedniego nadzoru. Z przyjemnością jednak spotkałby się z nią po raz kolejny, zaciekawiony jej osobą… I chyba zwyczajnie polubił jej towarzystwo.

Julia Crane
towarzyska meduza
Sorbet Malinowy
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Rozmowy z nim miały to do siebie, że wychodziły bardzo naturalnie. Nie musiała się przejmować, że palnie coś głupiego i wpłynie to na ich relację. Wcześniej, przy Adamie była wiecznie spięta i poruszała się w rejestrach kosmicznego wręcz przyciągania, które na dłuższą metę było szalenie wyczerpujące. Nie umiała przez to normalnie się z nim porozumiewać, a każda ich interakcja zamieniała się prędzej czy później w fizyczną bądź psychiczną przemoc. Tutaj miała wrażenie, że nawiązuje się między nimi o wiele zdrowsza i bardziej naturalna relacja. Może dlatego, że żadne z nich nie musiało się śpieszyć ani też nie miało wobec siebie żadnych oczekiwań. Byli jedynie dobrymi znajomymi, którzy spotykają się na zjeździe na linie! Sama zbitka tych słów sprawiała, że Julia czuła narastającą ekscytację i gęsią skórkę na całym ciele. Dobrze wiedziała, że najlepiej smakuje to co zakazane i choć tutaj wszystko odbywało się we względnie bezpiecznym środowisku, to nie mogła powstrzymać szerokiego uśmiechu i krzyku, gdy w końcu była w powietrzu i przez sekundy wręcz czuła, że może wymknąć się linom i spaść.
To ta adrenalina sprawiała, że czuła się niezwykle żywa i doceniała szybko bijące serce, a wraz z nim nareszcie osobę, która ją tutaj sprowadziła.
Może z tego też powodu, gdy tylko uniósł ją z ziemi, oplotła z głośnym śmiechem jego szyję i pocałowała go przelotnie w zarośnięty policzek. A potem jej serce rozpędzone do prędkości wręcz nieziemskich zabiło o kilka razy za głośno, domagając się uwagi. Nie sądziła, że jeszcze kiedykolwiek je usłyszy po tym co stało się pięć lat temu i pierwszy raz od dawna nie uznała tego za zły znak, bo w ramionach kogoś takiego jak Hyde czuła się bezpiecznie.
I jak w domu, cisnęło jej się na usta, ale przecież Julia nie znała domu, więc byłby to czysty nonsens. Podobnym absurdem byłoby również przywiązywanie się do osoby, o której w gruncie rzeczy wiedziała niewiele, ale gdy tak nią kręcił i była szczęśliwa, na chwilę zapomniała co to rozsądek i dobre wychowanie. Dlatego, gdy ją opuścił delikatnie na dół, poczuła czysty zawrót głowy i znowu wpadła z uśmiechem w jego ramiona.
- Helikopter – spojrzała mu w oczy i przytrzymała się jego ramienia. Nie do końca wiedziała czy to magia chwili czy tego lasu, ale nie śpieszyła się (jak to ona miała w zwyczaju) ani też nie wybiegała w przyszłość, więc z uśmiechem uznała: - Kawa, Hyde. Ja też wieczorem pracuję – i ruszyła na poszukiwanie miejsca, gdzie przyjmą ją w tych znoszonych i nieciekawych traperach.

zt

Hyde O. Terrell
barman/współwłaściciel — Moonlight Bar
24 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
zawodowo skręca blanty, jeszcze lepiej jeździ na desce, a surfuje tak, że się za nim kurzy, do tego polewa piwa w rodzinnym barze, a Lyra go pocałowała
43.

- No i zajebiście, to jest właśnie dobry prezent urodzinowy - z szerokim uśmiechem na ustach podekscytowany Ryder odwrócił się do Jinx. - Śmiesznie wyglądasz w tym kasku, jak na tych zdjęciach z wycieczki rowerowej, co mama nam robiła pod jakimś drzewem - puknął ją nawet w ten kask palcem, dalej szeroko się uśmiechając. Dość łatwo go było zadowolić prezentem, bo miał małe wymagania. Przede wszystkim doceniał samą myśl, a wcale nie liczyło się dla niego czy było to kosztowne, albo jakoś mocno przemyślane. Najłatwiej i tak było go przekupić słodyczami, ale takie wyjście, żeby zjechać na tyrolce? Jeszcze z takim widokiem, jaki oferowało Port Douglas? Było serio świetnie, a wiadomo co młodszy Fitzgerald miał zaproponować siostrze na ochłonięcie emocjami po tym wszystkim - to, czego w jego ogródku przy Fluorite View było zdecydowanie pod dostatkiem. - Cykasz się trochę? - Ryder raczej się nie cykał, ale wysokość była naprawdę spora, więc oprócz zwyczajowego podekscytowania, które odczuwał od kilku dni, czuł też lekkie ściskanie w żołądku, jednak jak na razie zwalał to raczej na głód - wiedział, że będzie na brzuchu pościskany różnymi pasami, a filmy z okresów jego dzieciństwa dość obrazowo pokazywały przeróżne wymiociny w parkach rozrywki i przy tego podobnych atrakcjach, więc specjalnie się trochę wygłodził. - Pójdziemy potem na jakieś burgery, co nie? - pytanie było jak najbardziej retoryczne, bo Jinx musiałaby mieć jakiś wypadek, żeby zrezygnował ze swojego małego planu, ale już też się ucieszył na jedzenie - był naprawdę prostym w obsłudze człowiekiem, co tylko pokazywało, że ludzie to kurwy, skoro jedna z jego niby przyjaciółek, zostawiła go kiedyś nagiego w lesie, bo się obraziła o jakieś bzdury - jak w ogóle można było się na niego obrażać?

Jinx Fitzgerald
ryder fitzgerald
nata#9784
lorne bay — lorne bay
26 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
co w ręce mi wleci, to się rozleci
- 4 -

Im dłużej zastanawiała się nad prezentem dla Rydera, tym ciężej było jej się na coś zdecydować. Kiedyś to było znacznie prostsze. Wystarczył zdalnie sterowany samochodzik (rzecz jasna kilka klas lepszy niż ten którego zepsuła), na który odkładała pół roku żeby przez drugie pół uciułać coś dla siebie. Mogła rzecz jasna sięgnąć po rodzinne pieniądze, ale co to za satysfakcja, kiedy jest się tą siostrą, która wiecznie wszystko psuje? Musiała jakoś zadość uczynić!
Zjazd na linie znalazła w jakimś katalogu internetowym i niewiele myśląc, stwierdziła, że to właśnie jest ten wymarzony prezent, którego przez ostatnie dni szukała. Transakcja sfinalizowana w minut trzy i pół. Łatwo i bezboleśnie, przynajmniej na początku, bo ten ból uderzył ją znienacka w twarz, już w chwili, w której zobaczyła z czym to się wiąże.
- C-cieeeszę się, że ci się podoba - próbowała wykrzesać z siebie tyle entuzjazmu na ile było ją stać, przez co jej głos wszedł na niezwykle wysokie tony. Zdarzało się to całkiem często kiedy się denerwowała. - Hm, myślisz, że te kaski są wytrzymałe? No bo, chyba skoro nigdy nic się nikomu nie stało to chyba są, nie? - spojrzała podejrzliwie na kask młodszego brata i najpierw popukała knykciami w niego, a potem w swój. Cóż, ciężko jej było na tej podstawie określić czy rzeczywiście były takie solidne, ale skoro nie słyszała o żadnej mrożącej krew w żyłach historii z udziałem tej liny i tych kasków to może... Tylko niepotrzebnie panikuj?
- Nooo.... Trochę - trochę nie było określeniem najlepiej odzwierciedlającym jej stan, ale na pewno było bliskie. Wiedziała, że po wszystkim pewnie stwierdzi, że było super i chciałaby jeszcze raz, ale w tej chwili nogi odmawiały jej posłuszeństwa. - Ch-chcesz sobie zrobić zdjęcie? Skoro już wyglądamy jak dwa głupki to chociaż do uwiecznijmy - wyciągnęła z kieszeni telefon i pomachała do niego ekranem żeby się zwrócił do przedniego obiektywu. Nawet nie musiała się specjalnie wysilać żeby zrobić głupią minę, bo tą miała przyklejoną od samego początku. - Ej! Ty znasz te różne, wiesz, rzeczy. Masz jakąś radę co zrobić żeby mniej się bać? - może niezupełnie chodziło jej o to, że przez większą część dnia jej brat chodzi zbakany, ale wcale nie pogardziłaby taką radą!

Ryder Fitzgerald
ambitny krab
nick
barman/współwłaściciel — Moonlight Bar
24 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
zawodowo skręca blanty, jeszcze lepiej jeździ na desce, a surfuje tak, że się za nim kurzy, do tego polewa piwa w rodzinnym barze, a Lyra go pocałowała
- No, chyba po to nosi się kaski, nie? Bo są wytrzymałe i w ogóle. Bo wiesz, jak skądś spadasz, to w sumie łatwo możesz sobie wszystko połamać, noga jest jeszcze do złożenia, ale już z głową może być ciężej - uśmiechnął się do siostry, chyba nie do końca zdając sobie sprawę z tego, że wcale jej swoimi słowami nie uspokoił. - A w ogóle pamiętasz jak Lyra miała ten wypadek? W sensie, no, mieliśmy w sumie razem, jak skakaliśmy z tej kolejki, ale no, nic się jej w głowę nie stało, tylko w nogę, także nie ma się czego obawiać - dodał jeszcze, tylko pogarszając wizję ewentualnego upadku i wypadku. Bo skoro kolejka linowa nie była wystarczająco wytrzymała, a wagonik mógł spaść, to co dopiero z taką liną? Co prawda rzadko się słyszało o podobnych wypadkach, ale jednak Ryder jeden przeżył. I może dlatego był tak pewny, że nic im się nie stanie, bo jakiego trzeba mieć pecha, żeby dwukrotnie spaść z wysokości na atrakcji turystycznej, która powinna być nawet idiotoodporna? - No, spoko. Wyglądasz trochę jak ziemniak w tym kasku, wiesz? - bez żadnych ogródek rzucił swoim komentarzem, zbliżając się do Jinx, żeby zrobić sobie z nią zdjęcie. Z zakrytymi włosami oboje wyglądali jakoś młodziej, jakby dalej byli nastolatkami. - Ale czego mniej się bać? Tej liny? Co ty, boisz się? - spojrzał na nią z niedowierzaniem, bo w końcu to ona wybrała atrakcję, więc ciężko mu było uwierzyć, że teraz się jej boi. Za późno już było na palenie blantów, bo też zaraz miała nadejść ich kolej, a młodszy Fitzgerald w zamyśleniu podrapał się po policzku. - Po prostu musisz o tym nie myśleć, no wiesz, ten typ cię popchnie, a potem już jakoś pójdzie. Chyba - tak mu się kojarzyło z nagrań, które widywał w internecie. Bungee, spadochrony, wszystkie podobne atrakcje miały to do siebie, że zawsze obsługiwał je ktoś, kto bez skrupułów mógł zrzucić człowiek z dużej wysokości, oczywiście najpierw upewniając się, że jest do wszystkiego odpowiednio podpięty, bo przecież pierwszy krok bywał najtrudniejszy, a potem nie miało się wyjścia.

Jinx Fitzgerald
ryder fitzgerald
nata#9784
ODPOWIEDZ