lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
17 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Roztrzepana nastolatka, która tak naprawdę umiera, ale stara się każdy dzień witać z uśmiechem na twarzy.
002.

Lubiła spotykać się z Aurorą, miała wrażenie że ta blondynka zna ją bardziej niż Lydia samą siebie, to ona zawsze wyczuwała gdy było coś nie tak. Wiedziała także o tym, że dziewczyna była chora na białaczkę i umierała, to nic że każdego dnia starała się robić dobrą minę do złej gry. Toczyła walkę ze samą sobą i codziennie stając rano przed lustrem wmawiała sobie, że da radę. Może by dała gdyby nagle w jej życiu znowu nie pojawił się najlepszy przyjaciel brata, tylko że tym razem było inaczej. Czuła przyjemne ciepło rozlewające się po jej ciele kiedy o nim myślała i nawet gdy był dla niej okropny i jej dokuczał, to tak naprawdę wybaczyła mu już to parę lat temu.
Właśnie szła na spotkanie z przyjaciółką i z szerokim uśmiechem na twarzy, czy to źle, że mimo faktu iż cały świat był przeciwko niej to nadal się uśmiechała? Chciała tym uśmiechem zarażać innych, tak po prostu. Jako, że nie chciały spotkać się w miejscu pracy Aurory, to postanowiły że pójdą do drugiej znanej kawiarni w miasteczku, nie ma przecież nic lepszego niż migdałowy croissant i kubek parującej kawy ze wzrokiem kwiatka zrobionego przez baristę, czyż nie? Była lekko spóźniona bo zagapiła się zanim wyszła z domu, ale na szczęście dotarła na miejsce widząc, że blondynka zajęła już stolik. Pomachała jej stojąc przy wejściu i najpierw skierowała się do lady zamawiając to co zawsze, jako że bywały tutaj nie raz to barista wiedział już co ma nabić i skierowała kroki do stolika. Rozchyliła ramiona przytulając wstającą do niej przyjaciółkę.
- Wybacz za spóźnienie, ale trochę się zagapiłam i za późno wyszłam z domu - mruknęła w jej kierunku całując w policzek na powitanie i zajęła krzesło naprzeciwko niej z lekkim westchnieniem na ustach przewieszając przez krzesło torebkę.
- Opowiadaj co u Ciebie, dawno się nie widziałyśmy - przekrzywiła delikatnie głowę na bok niczym zaciekawiony szczeniak.

Aurora Hammond
powitalny kokos
Zła Królowa
Uczennica | Kelnerka — HUNGRY HEARTS
17 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Kawka na wynos dzisiaj towarzyszy mi
To cappuccino niesłodzone będę fit
Szekspirowski sznyt całe noce mi się śnił
Gdzie Romeo był

Lydia jest dla mnie jak kolejna siostra, tylko owa siostra jest w tym samym wieku co ja. Nie mogłam też na nią jakoś zbyt długo się denerwować. Mój gniew szybko znikał, oczywiście to nie z powodu tego że jest chora. Ogółem nie potrafię wkurzać się na znajomych, przez co jestem totalnie chodzącą kluseczką. Dość szybko próbuję naprawić całą sytuację, tak aby wszystko wróciło do poprzedniego toru. Także spotkanie się z rudą dziewczyną, jest dla mnie wręcz wybawieniem. Może głównie dlatego, że ostatnio nic po za pracą oraz pomaganiem ojcu przy zbieraniu próbek nie robiłam. Nie wspomnę o dziwnym spotkaniu rodzinnym, gdzie większość się kłóciła i nie mogła się zgodzić z planem wyjazdu, przez co kolejne wolne dni spędzę w naszym kochanym miasteczku, zamiast latać po większych miastach robiąc zdjęcia i kupując jakieś denne pamiątki. A ja na serio nastawiłam się na wyjazd, nawet jeśli musiałabym kierować samochodem.
Chociaż kocham swoją pracę, dobrze czasem pójść do innej kawiarenki. Przez co byłam naprawdę wdzięczna Lydii. Wyszłam trochę szybciej niż miałam w planie, pochodziłam po okolicy aż w końcu zajęłam naprawdę dobre miejsce. Zamówiłam nasze ulubione kawy. moja miała dodatkową piankę. Za nim się pojawiła, odpisałam na smsy od Helen i cierpliwie czekałam, dodatkowo do zamówienia dodałam babeczki czekoladowe, które mają niby wylewającą się czekoladę z środka, jak tylko przekroi się je na pół.
- Nic się nie stało, Ty wyszłaś za późno, a ja za szybko. Dopasowaliśmy się w swoim własnym tempie, po za tym aż tak długo nie czekałam - Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, poprawiłam swój kucyk, słuchają słów swojej przyjaciółki. Na serio mi tego brakowało, powinnam częściej się z nią spotykać. A nie tylko mamy rozmowy przez kamerkę lub zdawkowe smsy. - Szczerze? Nic się dalej nie zmieniło, wciąż jestem małą księżniczką, która nic nie może. Sądziłam, że to się zmieni, no wiesz w końcu mam siedemnaście lat - Mruknęłam niezadowolona z tego powodu. Nienawidzę tego, zwłaszcza teraz. Zwłaszcza nie po tym co odwalili moi bracia. - Wiesz, że ostatnio byłam na randce? Przyjechał po mnie, Mitchell. Było miło, na serio. Ale moi bracia postanowili wywalić go z domu, kiedy pocałował mnie w usta - Zirytowana bawiłam się brązowym cukrem, który leżał w oddzielnych opakowaniach. Dlaczego nie może to być zwykły cukier? Tylko brązowy, dziwnie smakujący.
- A jak u Ciebie? Na pewno lepiej, niż głupoty z mojego życia

Lydia Blythe
ambitny krab
Martyna
17 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Roztrzepana nastolatka, która tak naprawdę umiera, ale stara się każdy dzień witać z uśmiechem na twarzy.
Nic dziwnego, że dziewczyny się tak dobrze dogadywały, były w tym samym wieku i chodziły do tej samej szkoły, Lydia także starała sobie dorywczo dorabiać jako kelnerka, ale marnie jej to czasami wychodziło. Bardziej zajmowała się domem i ojcem z którym po wyprowadzce Noaha została sama. W końcu brakowało tej kobiecej ręki w domu i doskonale zdawała sobie z tego sprawę, nic dziwnego że tak bardzo dbała o swoich mężczyzn mając wizję tego, że zapewne za parę lat (o ile tyle wytrzyma) już jej zabraknie.
Uśmiechnęła się ciepło w kierunku przyjaciółki zdając sobie sprawę, jak bardzo brakowało jej towarzystwa blondynki, potrafiła ona podnosić ją na duchu zwłaszcza po tych wszystkich zawirowaniach, które ostatnio zdarzyły się w jej życiu. Nadal nie mogła wyrzucić sprzed oczu widoku Nicky'ego bez koszulki.. Zamrugała parę razy oczami wracając na jawę, coś za często jej myśli uciekały w kierunku przyjaciela jej brata. Nadal czuła na skórze jego dotyk i mogłaby przysiąc, że czasami czuje zapach jego perfum. Czy oszalała w tym momencie?
Pokiwała delikatnie głową na słowa Aurory.
- Dziwisz się? Zazwyczaj rodzice mają obsesję na punkcie swoich dzieci a zwłaszcza tych najmłodszych, na szczęście mój ojciec jest ciut inny i pozwala mi robić co tylko chcę. Chociaż wiem, że czasami kręci nosem i tylko mówi, żebym na siebie uważała - wzruszyła delikatnie ramionami na swoją wypowiedź. Chwyciła za kubek parującej kawy, unosząc go do ust. Dmuchnęła delikatnie schładzając gorący płyn i upiła łyk przymykając oczy. To było oczywiste, że Hammond wiedziała jaką rudowłosa uwielbiała kawę, jeszcze z syropem karmelowym za którym przepadała. Zerknęła na babeczkę, ale nie spróbowała jej jeszcze, ostatnio od słodkich rzeczy ją mdliło.. najwyżej odda swoją przyjaciółce.
- Naprawdę? - uniosła brew do góry, zerkając na jej twarz. Lydia poczuła dziwny uścisk w żołądku zdając sobie sprawę, że tamta się już całowała z chłopakiem, a ta jeszcze nie. Czy zrobi to zanim.. zanim umrze? Westchnęła delikatnie. - Nie powinni tego robić, ale w końcu to starsi bracia, nic dziwnego, że tak się zachowują. Dbają o Ciebie - sama coś o tym wiedziała, Noah także był wobec niej opiekuńczy i czasami zastanawiała się czy to właśnie przez niego żaden chłopak się do niej nie zbliża. W tym momencie pomyślała o Nicky'm i mogłaby przysiąc, że zapiekły ją policzki.
- A u mnie to wiesz, nic ciekawego - rozległo się delikatne stukanie paznokciami o blat, kiedy Lydia oparła podbródek o rękę a drugą wystukiwała jakiś tylko jej znany rytm. - Spotkałam przyjaciela Noaha, przywiózł mojego pijanego brata do domu, no wiesz Nicky'ego, ten który zawsze mi dokuczał odkąd nauczyłam się chodzić i mówić i przebywać z nimi jako dzieciak. Nie wiem w sumie po co wrócił, ale cholera gdybyś go zobaczyła.. - westchnęła rumieniąc się delikatnie.

Aurora Hammond
powitalny kokos
Zła Królowa
Uczennica | Kelnerka — HUNGRY HEARTS
17 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Kawka na wynos dzisiaj towarzyszy mi
To cappuccino niesłodzone będę fit
Szekspirowski sznyt całe noce mi się śnił
Gdzie Romeo był
Czasem Lydia ma naprawdę dobrze, jej ojciec jest zapracowany, a brat lata po całym świcie. Jeszcze dodatkowo się wyprowadził, więc ma praktycznie cały dom tylko dla siebie. No i nie ma takich dziwnych akcji, tak jak ja. Naprawdę chciałabym taki luz, nawet jeśli ona ma racje i jedynie się martwią o tą najmłodsza, tak jednak pewnego dnia i ja wyfrunę z domu. Czy w takich momentach będą, wpadać do mojego mieszkania i robić niespodziewane odwiedziny? Mam szczerą nadzieję, że jednak nie. Przyjdę, napiszę lub zadzwonię. Tyle chyba powinno każdemu wystarczyć. No i Ruth pracuje jako glina, jako pierwsza by wiedziała jakby coś mi się tutaj stało, także no tego.
- Nie rozumiem dlaczego tobą się tak nie zajmują, powinnaś jednak to Ty mieć taką opiekę. Chcesz się wymienić? Bardzo chętnie, a może ja zacznę być taką co sprawdza całe twoje życie i będę kontrolować czy idziesz do lekarza? - Wydusiłam. Jeśli nikt się tym nie zajmie, to ja się tym zajmę. Teraz i tak będę miała dużo wolnego, więc nie mam czego się obawiać. Rudowłosa poczułaby jak to jest, kiedy ktoś jest dość mocno wchodzący na cztery litery. Bawiłam się saszetką od cukru, widząc wypieki na jej twarzy. - To jak więzienie. Co się tak rumienisz, czegoś mi nie mówisz. Lydio masz tajemnice przed mną, nie ładnie.. - Pokręciłam głową niezadowolona, wsypałam cukier do swojej kawy. Dodałam do niej dwie saszetki, ale wiedząc że to za mało, dałam jeszcze jedną na wszelki wypadek. Wymieszałam i uderzyłam dwa razy łyżką o kubek, aby żadna kropla się nie zmarnowała.
- Noah? On już jest w mieście, dlaczego ja dopiero teraz się o tym dowiedziałam? - Mruknęłam pod nosem, gdybym wcześniej wiedziała, być może przypadkiem kiedyś bym się tam pojawiła, szukając to Lydii lub jakąś inną śpiewkę bym wymyśliła. Zmarszczyłam czoło, dopiero teraz kiedy przypomniałam sobie dalszą część, jaką mi powiedziała rudowłosa. Pamiętam, że ktoś taki był w ich życiu, ale potem znikł więc zupełnie o nim zapomniałam. Z moim bratem on nie ma jakiś za dobrych relacji, przez co go jeszcze bardziej wywalałam z mojej głowy. Zmrużyłam oczy.
- Jeśli wrócił, nie oznacza to nic dobrego. Był chociaż miły? Czy wciąż jest chodzącym dupkiem? Wiesz, że on ma przekichane u mojego brata, prawda? - Upewniłam się tylko. Nie do końca pamiętam o co tam im chodzi, ale wiem jedynie że ciągnie się to od liceum. Według braciszka mam go unikać, więc tak robiłam. Lydia mogła się z nim spotykać, ale chyba też powinna go jednak w jakiś sposób unikać?

Lydia Blythe
ambitny krab
Martyna
17 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Roztrzepana nastolatka, która tak naprawdę umiera, ale stara się każdy dzień witać z uśmiechem na twarzy.
Tylko, że w jej przypadku ten dom także trzeba utrzymać, dbać o porządek w nim, a że ojciec pracuje ciężko, żeby jego dzieci miały czego tylko zapragną to ona jako jedyna kobieta musiała przejąć pewne obowiązki. Nauczyła się gotować, oczywiście oglądając te wszystkie filmiki na youtubie, w końcu mogła też sięgnąć po książkę kucharską, która jako jedyna była w ich domu. Zrobiła to, ale kiedy zobaczyła tam idealne pismo matki jak najszybciej zamknęła ją i odłożyła na półkę. Czasami wracała do niej myślami, ale bała się, że kiedy tylko zobaczy to pismo to się rozpłacze. To nic, że matki nie pamiętała bo zmarła krótko po jej narodzinach, ale sam fakt że to właśnie przez nią zmarła było w tym wszystkim najgorsze. Temat matki od zawsze był tematem Tabu i tego chciała się trzymać, o czym Aurora wiedziała doskonale, w końcu przyjaźniły się już od dawna.
Westchnęła delikatnie bębniąc palcami o blat stolika, a drugą ręką podparła podbródek przez krótki moment rzucając spojrzeniem po kawiarni w której się znajdowały. Tak jakby szukała natchnienia w otoczeniu.
- No wiesz, moi mężczyźni, jak to lubię ich nazywać nie mają czasu za bardzo, chociaż Noah ostatnio zrobił się cholernie wobec mnie opiekuńczy - wzruszyła delikatnie ramionami nachylając się ku niej. - No wiesz.. myślę, że to przez chorobę i to, że moja śmierć z każdym dniem coraz bardziej się zbliża. Martwi się zapewne o mnie - wiedziała o tym doskonale, ale nie sądziła że ktoś znajdzie jej listę rzeczy, które chce zrobić przed śmiercią i że to będzie jej brat. Posłała jej delikatny uśmiech, prostując się i przekrzywiając delikatnie głowę tak, że kosmyk rudych włosów opadł jej na jedno oko przysłaniając na moment widok, dmuchnęła w niego zniecierpliwiona.
- Ja miałabym mieć tajemnice przed Tobą? Coś Ty! Ani bym śmiała - zachichotała delikatnie, starając się odsunąć wizję Nicky'ego sprzed oczu, tak po prostu nie chciała o nim w tym momencie myśleć i trochę żałowała, że zaczęła jego temat.. och głupia Lydio. - No tak jest, wrócił jakiś czas temu, oczywiście nie chwalił się tym zbytnio, chociaż zdziwił mnie fakt, że nie oczekiwał czerwonego dywanu przed domem, a czemu pytasz? - zmarszczyła delikatnie czoło, wprawdzie widziała czasami jak Aurora zachowywała się przy Noahu, ale nigdy jej nie przyszło do głowy, że mogłaby być nim zauroczona czy coś w tym stylu. przecież był on brzydki i aseksualny.. fuj.
- Był.. na pewno o wiele milszy niż przed tym jak wyjeźdzał, o dziwo rozmawialiśmy względnie normalnie. Chyba nawet mnie przeprosił za to jakim był dupkiem.. a raczej wywnioskowałam to z jego słów, ehh.. po prostu nie wiem co mam o nim myśleć - chwyciła swój kubek i upiła łyk kawy głównie po to, żeby zająć czymś ręce i myśli chociaż na krótki moment.

Aurora Hammond
powitalny kokos
Zła Królowa
lorne bay — lorne bay
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
She likes to run from troubles in her high heels
She loves McDonalds and she hates Beverly Hills
To nie był jej dzień - powtarzała sobie w myślach, idąc ulicą wśród zacinającego w twarz deszczu. Jeszcze pół godziny temu, w mieszkaniu toczył się dramat, bo zepsuła się suszarka, a tak naprawdę fryzura na "mopa" była od samego początku nieunikniona. Może gdyby wstała wcześniej, w domu posiadała parasol i nie mieszkała na takim zadupiu, jej życie miałoby i jaśniejsze strony. Sama była sobie winna. Nie powinna narzekać, a jednak podstępne myśli wykrzykiwały, że to znak z nieba, bo nie powinna była umawiać się na to spotkanie. Brodząc do niedawna białymi trampkami w płytkich kałużach, czuła się idiotycznie. Ale może to przez tą zbyt krótką sukienkę, która z każdym krokiem chciała pokazać światu jaki tyłek ma jej właścicielka. Co ją w ogóle podkusiło żeby się tak ubrać? Może to ta namiastka słońca, którą widziała rankiem za oknem, a może po prostu za długo już chodziła w workowatych ubraniach, w ktore udało jej się wcisnąć dorodny brzuch.. Niezależnie od tego, zamiast wyglądać jak Kopciuszek idący na bal, bardziej przypominała Bridget Jones w najbardziej żenujących epizodach jej życia. Co prawda nie przewidywała po drodze żadnego koryta pełnego świń, ale dzień się dopiero zaczął.
Z cichym westchnieniem, otworzyła drzwi do kawiarni, wchodząc do niej jak na ścięcie. Kawy. jej przełyk w niemym błaganiu, domagał się gorącego, czarnego płynu, który zawsze stawiał ją na nogi. Do tych płynów (z pominięciem koloru i temperatury) zaliczała się jeszcze whiskey, ale to obecnie nie wchodziło w grę. W zasadzie to kawa też nie powinna, ale raz na jakiś czas nie zaszkodzi. Rozejrzała się po stolikach, wśród morza głów, wreszcie dostrzegając tą znajomą. Serce jej zabiło trochę szybciej. Zupełnie niepotrzebnie. Głupie serce.
- Cześć, co takiego chciałeś mi powiedzieć? - rzuciła niespecjalnie miło na powitanie, drepcząc powoli do stolika. Czuła, że palce u stóp miała przemoczone. Znowu w duchu musiała zbesztać się za założenie trampek. Obiema rękami odgarnęła wilgotne od deszczu włosy za uszy. Do niedawna proste, teraz skręcały się w blond spirale.
- Czyżbyś chciał się jednak wycofać z tej życiowej inwestycji? - dodała kpiąco, opadając na krzesło z mokrym klapnięciem, choć pod maską obojętności tak naprawdę kryła się młoda, przerażona kobieta.
ambitny krab
kasandra
radca prawny — ratusz
31 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
003.

Świąteczne zawirowania sprawiły, że Lauriel nie miała zbyt wiele wolnego czasu. Nie dość, że musiała nadrobić trochę rzeczy w pracy, to jeszcze postawiła sobie za punkt honoru, że w te święta przeprowadzi gruntowne porządki w swoim domu. Co prawda podobne postanowienia robiła także w poprzednich latach, ale tym razem naprawdę zamierzała dotrzymać danego sobie słowa. I rzeczywiście, póki co jej się to udawało, choć jeszcze nie zrobiła wszystkiego, co sobie zaplanowała. Na przykład w ogóle nie brała się na razie za kuchnię, ponieważ wiedziała, że będzie z niej korzystać. Co prawda Wigilię z rodziną miała już za sobą, ale i tak zamierzała zrobić jeszcze dodatkową porcję pierników i babeczek. Akurat tego nigdy za wiele i była pewna, że znajdą się chętni, by opróżnić blachy z ciasteczkami.
Najbardziej w świętach lubiła chyba to, że dawały one okazję do tego, by spotkać się z bliskimi osobami. Dla niej nie była to tylko rodzina, ale także przyjaciele, dlatego starała się wykorzystać ten czas także po to, aby się z nimi zobaczyć. Daleko było jej do osoby, którą można byłoby nazwać towarzyską, ale miała garstkę przyjaciół, na której bardzo jej zależało. Do takich ludzi niewątpliwie zaliczyłaby Regan, z którą nie widziała się już chyba całe wieki. Za taki stan rzeczy Lauriel winiła między innymi siebie, bo niestety przez ogrom pracy w ratuszu nie miała dla przyjaciółki tyle czasu, ile by sobie życzyła. Dlatego zależało jej na tym, aby się z nią spotkać, nawet gdyby oznaczało to niezrealizowanie pewnych świątecznych planów, które miała Buchanan albo zostanie chwilę dłużej w pracy.
Szczerze mówiąc, po całej tej manii pieczenia, którą urządziła sobie przed rodzinną wigilią, nie miała już siły na gotowanie czegokolwiek, przynajmniej na razie, dlatego postanowiła zaprosić Regan do kawiarni. Na miejscu pojawiła się chwilę wcześniej, niż się umówiły, dlatego nie zaskoczyło ją to, że przyjaciółki jeszcze nie było. Zajęła jeden z wolnych stolików, a następnie otworzyła menu i zaczęła rozglądać się za czymś dla siebie. Od czasu do czasu spoglądała na wejście, aby sprawdzić, czy jej przyjaciółka pojawiła się już w środku.

Regan Buckley
powitalny kokos
zimna matcha latte
szuka ojca — mieszka w hotelu
27 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedy jestem sama to czuję, że mam taką moc, Którą mogłabym zniszczyć wszystkie moje paranoje. Którą mogłabym uzdrowić cały chory świat.
nr. 2


Wstała lewą nogą, co w zasadzie zdarzało się jej chyba codziennie, odkąd przybyła do Lorne Bay. Zignorowała bajzel i chaos, jaki panował w jej pokoju hotelowym i po prostu wskoczyła pod prysznic. Pieniądze powoli się jej kończyły, co wcale nie napawało jej optymizmem. Może powinna nieco zaoszczędzić, zamiast wydawać fortunę na drogie żarcie, dobry alkohol, wieczory w knajpach i kosmetyki, których zapomniała wziąć z domu. Czuła się tutaj okropnie, ale spaliła już za sobą most, więc nie było mowy o powrocie.
Najgorsza myśl, jaka kłębiła się ostatnio po jej głowie była taka, że nie miała pojęcia co ze sobą zrobi, jeśli jednak nie odnajdzie ojca lub jeśli odnalezienie go nie przyniesie jej żadnych korzyści.
Po godzinie wyszła z hotelu i pojechała do śródmieścia, aby zjeść jakieś śniadanie i napić się porządnej kawy. Była rozkojarzona i na lekkim kacu, zarówno fizycznym, jak i moralnym. Humor ani trochę jej nie dopisywał, chociaż od jakiegoś czasu naprawdę się starała, aby nie być tak ogromną pesymistką. Trudno jednak było się uśmiechać, kiedy miało się za sobą tak dramatyczne wydarzenia. Starała się odpychać te wspomnienia jak najdłużej mogła, inaczej pewnie tylko by płakała. Zaciskała zęby i szła do przodu.
Weszła do piekarni i kafejki, po czym zamówiła sobie kanapkę, kawałek sernika i cappuccino. Po namyśle wzięła jeszcze espresso, żeby gwałtownie postawić się na nogi. Podczas posiłku i popijania kawy, przeglądała gazetę. Telefonu nie włączała odkąd uciekła, więc nie korzystała z internetu, a w gazecie były tylko newsy dotyczące samej Australii i póki co nie pojawiło się w niej nic niepokojącego o niej lub jej mężu. To chyba dobrze?
Z westchnieniem odłożyła gazetę, dokończyła posiłek i powoli się zebrała, zastanawiając się co robić dalej. Słońce dzisiaj było wyjątkowo mocne, więc zmrużyła oczy, gdy tylko wyszła na ulicę. Zauważyła swoje auto po drugiej stronie i mimo że miała dziwne uczucie, że nie zaparkowała chyba tak blisko, to całkowicie je olała. Podeszła bliżej i nacisnęła przycisk na kluczykach do auta, aby wyłączyć alarm i odblokować zamek. Ze zdziwieniem przyjęła, że nic się nie stało. Spróbowała uparcie jeszcze kilka razy, jakby myślała, że nagle w magiczny sposób rezultat będzie inny, mimo że wszystko robiła tak samo. Przeklęła siarczyście pod nosem i zajrzała do wnętrza auta przez szybę. Znowu naszło ją uczucie, że coś tu nie gra. Zajrzała do tyłu i z przerażeniem stwierdziła, że na tylnym siedzeniu przymocowany jest fotelik dla dziecka. Czy to jakiś żart? Keegan chciał założyć rodzinę i mieć dzieci. Czy to jakiś znak? Czy to jakaś kara Boska za jej grzechy? Czy ktoś ją znalazł i teraz próbuje ją nastraszyć i sukcesywnie płatać figle, aż ta postrada zmysły? O ile już ich rzecz jasna gdzieś nie zagubiła. Mimo, że już od bardzo wielu lat nie sięgała po religię, tłumacząc sobie, że jej nie potrzebuje, to nagle przeżegnała się, jakby chcąc odpędzić zły urok. Z jakiegoś powodu nie pomyślała o najprostszym rozwiązaniu, czyli takim, że to zwyczajnie nie jest jej auto.

Ephraim Burnett
mistyczny poszukiwacz
Zaraza
komodor, Dyrektor Generalny Operacji Morskich — w Royal Australian Navy
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
I cannot look weak. Not in front of my men, not in front of your men, not at all. For some time now I have been holding my entire world together with both hands, keeping my men in line, seeing to their needs, and the only way that endures is if I look the part.
twelve
zara & ephraim
Nie musiał robić zakupów w Port Douglas. Mógł spokojnie skierować się ku bliższym sklepom w Lorne Bay, ale kapitan zrobił to z intencją. Spędzał wszak jak najmniej czasu w miasteczku, preferując — lub wyszukując sobie powody — do opuszczania jego granic. Normalnie wybrałby się zapewne motorem, jednak przejazd samochodem, który na dobrą sprawę sam się prowadził, o wiele bardziej pasował mu do aktualnego humoru. Zresztą ktoś mógłby powiedzieć, że mężczyzna wybrał auto z powodu lenistwa, bo nie chciało mu się przebierać w strój motocyklowy. Wyprasowany garnitur w najmniejszych zakątkach materiału zdobił więc sylwetkę marynarza, gdy lawirował między stoiskami uginającymi się od ciężaru owoców i warzyw. Nie zwracał szczególnie uwagi na fakt, iż wyróżniał się wśród klienteli małego marketu, gdyż całkowicie pochłonięty był nie przeglądaniem cytrusów, a własnymi niespokojnymi myślami. Minął wszak ponad miesiąc, odkąd przedstawił swoją wizję Leonie na temat ich przyszłości. Nie. Nie zamierzał kontynuować tego cyrku zwanego ich małżeństwem, a odkąd pozbył się obrączki, było to w jego umyśle jedynie kwestią czasu. Turner nie wydawała się też szczególnie opierać jego decyzji, lecz Ephraim widział, że nie tego się spodziewała. Lub właściwie nie była w stanie się z tym faktem pogodzić. Przez osiem lat byli wszak — jak mu się wydawało — zgranym duetem. Szybko jednak jego wiara w żonę posypała się, a ostatni, niecały rok był jazdą bez trzymanki. Wiadomość o tym, że nie był ojcem ich dziecka, próba wmówienia mu, że to dzięki niemu Leonie wiedziała, czym była miłość, a w chwilę później kolejne zdrady za jego plecami... Nie. To było za dużo. Odkąd wypowiedział to na głos — fakt, iż nienawidził Lorne Bay — było to takie oczywiste. Gdyby w końcu nie przyjechał za Leonie, gdyby nie pozwolił sobie na okazanie zainteresowania w jej kierunku, nic z tego, co aktualnie miało miejsce, nie wydarzyłoby się. Wiódłby inne życie. Z kimś innym. Z daleka od kłamstw i zdrad. A przynajmniej w to chciał wierzyć.
Wychodząc ze sklepu, nie miał zbyt wielu produktów, bo zwyczajnie też nie miał pomysłu na to, czego potrzebował. Głowę całkowicie miał w innym miejscu, nie wspominając o fakcie, iż przyuważył dziwne poruszenie w miejscu, gdzie zaparkował. Zmarszczył brwi, przypatrując się sytuacji, a im bliżej się znajdował, tym wyraźniej widział blondynkę siłującą się z klamką jego BMW. Z tej perspektywy nie mógł dostrzec twarzy, którą zapewne w innym przypadku by rozpoznał. Zamiast tego jednak miał pogląd na plecy widocznie zdenerwowanej — jak mniemał — nieznajomej. Zaalarmowany i wyraźnie ostrożny podszedł w okolicę przedniego koła i ułożył siatkę na chodniku. Normalnie otworzyłby drzwi kierowcy i odjechałby bez większych trudności. Tutaj jednak drogę blokowała mu blondynka. - Mogę w czymś pomóc? - spytał, stając metr za ramieniem kobiety i przypatrując się uważnie temu, co robiła. Nie chciał i nie miał powodu, by być na nią złym bądź wściekłym. Jeżeli tak widocznie chciała się włamać — co swoją drogą wyglądało jak najgorsza próba kradzieży, biorąc pod uwagę środek dnia oraz otaczających ich ludzi — mogła próbować. Ten konkretny model akurat świetnie opierał się wszelkim próbom wtargnięcia — szczególnie z zamówionymi podczas jego produkcji rozszerzeniami, które zażyczył sobie Ephraim. Wiedział, że pewnie powinien był dzwonić właśnie na policję, by zgłosić potencjalną złodziejkę i wydać ją stróżom prawa, ale po prostu... Chryste. Chciał spokoju, a gdziekolwiek wychodził, problemy same się mnożyły. Naprawdę nienawidził tych okolic...
Zara Lockard
easter bunny
chubby dumpling
szuka ojca — mieszka w hotelu
27 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedy jestem sama to czuję, że mam taką moc, Którą mogłabym zniszczyć wszystkie moje paranoje. Którą mogłabym uzdrowić cały chory świat.
Czasami była jak ocean, jedne dni były ciche, spokojne, inne wzburzone i wręcz niebezpieczne, ale przede wszystkim nosiła w sobie tą nieznaną głębię i nawet ona sama nie wiedziała co się może w niej kryć. Być może kiedyś ta głębia ją pochłonie, tak jak pochłonęła już jej męża. Obecnie w jej życiu panował chaos i jak widać kobieta zaczynała tracić kontrolę. Nic nie szło według planu, co doprowadzało ją do coraz większej frustracji. Dalej tkwiła w tym miasteczku, szukając ojca, który nie miał o niej zielonego pojęcia i zdawało się, że wszystko co robi ani trochę nie zbliża jej do celu. Poza tym uciekała przed przeszłością, przed tym, co stało się w Szkocji i konsekwencjami z tego tytułu. Najzacieklej jednak uciekała chyba przed własnym “ja”, co przecież nie mogło się udać, bo nie było na świecie miejsca w którym mogłaby ukryć się przed samą sobą. Miała wrażenie, że nic już nie ma większego sensu, udawała uśmiechy, więc nikt nie wiedział że jest wrakiem człowieka. Tak naprawdę cały ciężar, który zbierał się w jej życiu przez dwadzieścia siedem lat, spoczywał na jej kruchych ramionach. Chyba sama zaczynała być swoim największym wrogiem i nie była pewna czy ma siłę, by dalej walczyć.
Wcześniej miała dobre życie, dostatnie i takie, jakie sobie wymarzyła - zepsuła to jednak swoją zaborczością, zazdrością i paranojami. Nie chciała niczego, co się zdarzyło, nie mogła jednak cofnąć czasu za pomocą czarodziejskiej różdżki i naprawić swoich błędów. Będzie musiała borykać się z nimi do końca życia.
Starała się nie myśleć o tym wszystkim i nie pozwolić aby panika, strach i depresja położyły na niej swoje zimne, białe palce. Mimo wszystko była rozkojarzona i wyjątkowo nieswoja, chociaż bardzo się starała. Dołóżmy do tego brak snu i kiepską dietę, a wszystko zrobi się jasne. Ten moment, i podobne jemu, były ceną, którą musiała płacić za złe wybory.
Patrzyła na fotelik w "jej" aucie z miną bliską zrozpaczonej. Jakim cudem ktokolwiek mógł go tam wsadzić i przede wszystkim: po co? Zmarszczyła brwi i przetarła czoło dłonią. Na przednim siedzeniu zauważyła reklamówkę, której też nie mogła sobie przypomnieć. Wzięła ją z hotelu? Czy może podłożyła ją ta sama osoba, która wsadziła do auta fotelik? Przeniosła wzrok na kubek po kawie, tkwiący w uchwycie i westchnęła ciężko.
Nie usłyszała kroków zbliżającego się mężczyzny, więc nagłe słowa, które dobiegły do jej uszu odrobiną ją zaskoczyły. Drgnęła i odwróciła się, skupiając wzrok na przybyłej postaci. Miała wrażenie, że gdzieś już widziała tą przystojną twarz. Nie mogła sobie jednak w pierwszej chwili przypomnieć.
Nie, dziękuję. Poradzę sobie — odpowiedziała, po czym wróciła do przyglądania się pojazdowi. Jeszcze tego by brakowało, żeby ktoś zaczął zadawać niewygodne pytania i oceniać ją za jej nieporadność. Żeby własnego auta nie umiało się otworzyć, to już trzeba być totalnym pechowcem. Może powinna gdzieś zadzwonić? Tylko, że wtedy musiałaby podać swoje dane, miejsce pobytu i to wszystko mogłoby zostać wytropione przez policję, która być może szuka jej w związku ze śmiercią Keegana. Jeszcze raz spróbowała otworzyć auto przyciskiem na kluczyku.

Ephraim Burnett
mistyczny poszukiwacz
Zaraza
komodor, Dyrektor Generalny Operacji Morskich — w Royal Australian Navy
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
I cannot look weak. Not in front of my men, not in front of your men, not at all. For some time now I have been holding my entire world together with both hands, keeping my men in line, seeing to their needs, and the only way that endures is if I look the part.
Gdyby słyszał część myśli Zary, bez trudu by ją zrozumiał. Z chęcią ucieczki. Zniknięcia. Zapomnienia tego, co było wcześniej i rozpoczęcia życia na nowych warunkach z daleka od grzechów wcześniejszych dni. W końcu bez trudu mógł solidaryzować się z konfliktem wewnętrznym, a tyczącym się kłopotliwego małżonka aż nadto. Nawet jeżeli problemy Zary prezentowały się zupełnie w odmiennym świetle od tych, z jakimi zderzał się sam kapitan. I chociaż wiele podobieństw oraz porozumienia byłby w stanie z siebie wyłuskać, daleko było mu do reakcji, jakich podjęła się kobieta. Nie wspominając o samej pewności trzymania się od używek z dala, Ephraim zdecydowanie nie chciał uciekać. Nie miał takiej natury. W charakterze, a także wykutym w skale wojskowym doświadczeniu. Pomimo wszystkiego, co się wydarzyło między nim a Leonie, nie zamierzał po prostu zostawiać wszystkiego i pozwolić sobie na luksus rezygnacji. Wyparcia. Trwał mocno w swoich postanowieniach oraz słowach, a jeszcze silniej czynach. Ktoś mógłby wykłócać się z nim, że nie chciał walczyć o żonę, jednak czym innym była dla Burnetta walka o kogoś, kto na to zasługiwał, a co innego o... No, właśnie. Kogo? Kłamcę? Manipulantkę? Surowo ją osądzał czy mówił prawdę? Używał słów — według niego — adekwatnych, bo przecież sama Leonie zdawała się nie rozumieć, co zrobiła. Oczywiście też, że pragnął wynieść się z Lorne Bay i nie odwracać się za siebie i ktoś mógłby mu zarzucić w tym chęć ucieczki, lecz silnie by się pomylił. To nie była ucieczka. Nie w takim znaczeniu, w jakim widziała to Zara. Tak. Chciał wyjechać. Chciał odgrodzić się od przeszłości; wkrótce z wyjątkowym oddechem ulgi podpisując papiery rozwodowe i zabrać Teresę jak najdalej z tego pieprzonego miejsca. Nie prędzej niż przed załatwieniem wszystkich swoich sprawunków i zamknięcia definitywnie rozdziału. Bo tak jak mówił tamtej kobiecie, nienawidził Lorne Bay. Za to, co reprezentowało, za to, czym było w jego wspomnieniach. Za to, czego w nim doświadczył. Oczywiście, że nie brał pod uwagi wyprowadzki poza granice Australii, bo nie było takiej potrzeby. Do tego jako kapitan czuł wyjątkowe związanie z ojczyzną, ale nie. Queensland było za małe, aby pozwolić mu odetchnąć w spokoju.
Na szczęście coś — lub właściwie ktoś — kazało mu oderwać się od ciągle zajmujących mu umysł myśli i zajęcia się sprawą przy jego własnym aucie. Skłamałby, gdyby przez chwilę — z oddali — nie pomyślał, że przy jego samochodzie znajdowała się Leonie. Nie miał ochoty na dalsze rozmowy z żoną, które nie wiązały się ze zdrowiem psychicznym Teresy lub ich rozwodem. Będąc już bliżej, z łatwością dostrzegł swój błąd oraz w duchu odetchnął z ulgą. Nie zgadzał się wzrost, budowa sylwetki — kobieta przed nim miała zdecydowanie węższe biodra — a także i sama twarz, gdy odwróciła się do niego po usłyszeniu pytania.
Nie, dziękuję. Poradzę sobie.
Ephraim zmarszczył brwi, zdając sobie sprawę, iż znał — lub chociażby kojarzył — kobietę stojącą przed nim. Skąd? Chyba jeszcze nie potrafił dopasować tych rysów, ale zdecydowanie przyciągały spojrzenie i łatwo zapadały w pamięć. W połączeniu jednak z sytuacją, w jakiej przyszło mu zobaczyć blondynkę, wszelkie punkty kojarzenia, zdawały się mieć utrudnione zadanie. Nie chciał też stać obok i zastanawiać się, dlatego sięgnął do kieszeni garniturowych spodni i wyciągnął klucze. - Rozumiem, ale to mój samochód - zauważył, nie chcąc być niegrzecznym. - Pozwoli pani? - dodał, łapiąc się na tym, że wciąż analizował w głowie, z kim miał do czynienia i skąd znał nieznajomą. Być może także przypatrywał się jej dłużej, niż powinien, dlatego zmusił się do odwrócenia wzroku. Skontrolował także zakupy, które położył oparte o samochodowe koło i gdy podnosił siatkę z ziemi, coś pojawiło się w jego umyśle, co wyjątkowo go zaskoczyło. Wyprostował się i przez moment w ciszy na nowo zaczął przyglądać się kobiecie, na moment porzucając fakt, iż mogło się to jej wydać impertynenckie. Myśl, która przejęła męski tok myślenia była jednak zbyt silna. - Przepraszam najmocniej. Ale jest może pani znajomą mojej żony? Leonie Turner? - odezwał się finalnie. Najwyżej miała zaprzeczyć, jednak Ephraim nie mógł pozbyć się uczucia, że właśnie miał do czynienia z kimś, kogo przedstawiła mu jego małżonka. Cóż... Wkrótce była. Teraz jednak nie miało to większego znaczenia.
Zara Lockard
easter bunny
chubby dumpling
ODPOWIEDZ