dziennikarz — The Cairns Post
29 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Dziennikarz, niespełniony żeglarz i posiadacz czarnego notesu, który wszędzie ze sobą zabiera, w przeciwieństwie do ukochanej, której już nie ma
- Oj nie, raczej wątpię - roześmiał się wesoło, bo nie posądzał Odette o to, żeby była wariatką. Doskonale wiedział, że zwyczajnie się o niego martwiła i jak pewnie większość jego znajomych, chciała sprawić, żeby przestał myśleć o Regan i zaczął myśleć o przyszłości. O rodzinie, dzieciach, stabilizacji. W końcu nigdy nie był facetem, który na pierwszym miejscu stawiał swoje samotne życie, kawalerstwo i możliwość zabawy, a co więcej, nawet kiedy miał teraz czas możliwość spróbować nowych rzeczy z nowymi kobietami, nie korzystał z tych okazji tak często. Co więcej, przy ostatnim przypadku, kiedy przyprowadził dziewczynę do domu, skończyło się na pijackiej grze w szachy i spaniu w osobnych łóżkach, a to jakoś świadczyło o tym, co w głębi uważa o one night standach i przelotnych relacjach. Co prawda nie było w nich nic złego, ale po prostu nie były chyba dla niego i zdecydowanie lepiej odnajdował się w sytuacjach, w których budował z kimś najpierw jakąkolwiek więź emocjonalną.
Nie chodziło o wielkie uczucia i wyznawanie sobie miłości, ale chciał wiedzieć, że przynajmniej w jakiejś małej części ma z tą drugą osobą coś wspólnego i to właśnie było mu potrzebne. Randkowe show nie miałoby więc żadnej racji bytu, bo zwyczajnie nie da sę poprzez idiotyczne zadania poznać kogoś w jakikolwiek sposób. - Wiesz stary, chyba, że pójdziesz ze mną, wtedy nie ma żadnego problemu - uśmiechnął się szeroko, bo nie wyobrażał sobie kumpla w podobnej sytuacji, a jednak podobne sytuacje kojarzyły mu się bardziej ze studenckimi latami, kiedy bawili się z kumplami w barach i wymyślali kolejne głupie rzeczy, z których potem wychodziły śmieszne historie, wspominane czasem latami.

Link Burke
przyjazna koala
nata#9784
adwokat — WINSTON & STRAWN
32 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Prawnik, troskliwy brat, trochę zgryźliwy, lekkoduch, miłośnik podróży.
Lincoln teoretycznie wszystko rozumiał, ale może to i lepiej, że nie miał pojęcia o ostatnim szachowym podrywie swojego kumpla, bo pewnie zachowałby się idealnie na poziomie gimnazjum, wyśmiewając go z tego poczynania. Właściwie z tak odmiennym podejściem do związków i życia codziennego, to poniekąd sukces, że tych dwóch panów przez lata utrzymało więcej niż poprawną relację. Może jednak te różnice są kluczem ich powodzenia? Od zawsze zdroworozsądkowe, pełna ciepła i rodzinności podejście Rusty'ego nieco sprowadzało na ziemię tego przebojowego, nie myślącego o jutrze Linka, który potrafił być szalony (choć nie wszyscy się z tym zgodzą), tak więc nawet na "starość" jakoś współgrali. Choć wciąż odczuwali zupełnie inne potrzeby.
- Pod jednym warunkiem, zawsze wybierzesz mnie na rajskim - zaśmiał się, zdradzając chyba nieco za wiele ze swoich ostatnich emocjonujących rozrywek. Skoro wiedział, jak to działa, nawet najmniejsza zasada, to jednak musiał to śledzić, nie? Ups. Z drugiej strony, może nie ma co się wstydzić, każdy czasem potrzebował po ciężkim dniu dobrego odmóżdżacza, który pozwoli się nieco dowartościować. Co prawda to egoistyczne, właśnie też przez takich ludzi spadał ogólny poziom kultury, ale... Co poradzić? Shit happens. Everywhere. Everytime. A to jeszcze wcale nic tak poważnego.

Rusty Overgaard
przyjazna koala
leośka#3525
dziennikarz — The Cairns Post
29 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Dziennikarz, niespełniony żeglarz i posiadacz czarnego notesu, który wszędzie ze sobą zabiera, w przeciwieństwie do ukochanej, której już nie ma
- Wybiorę cię na czym? - nie miał pojęcia o czym on mówi, może to fragment z jakiegoś randkowego programu, o którym Rusty nie wiedział? Nie wiedział nawet jakie ma kanały w telewizorze, czasem włączał ten sportowy, częściej jednak po prostu korzystając z serwisów informacyjnych, ewentualnie aplikacji streamingowych, żeby móc oglądać tylko to, co rzeczywiście chciał. Rzadko miewał czas na takie rzeczy, które nazywał po prostu głupotami i nie rozumiał co w nich widzą jego znajomi. Nie oznaczało to oczywiście, że relaksował się tylko przy muzyce klasycznej i tomikach poezji, ale jego odpoczynek i odmóżdżenie już bardziej polegały na rozwiązywaniu sudoku, którego "zapasowy" tomik zawsze mial gdzieś schowany w domu.
- Dobra, czas odejść od steru - zarządził, kiedy już wypłynęli na otwarte wody, gdzie ryzyko kolizji było zdecydowanie mniejsze, a Rusty mógł w stu procentach skupić się na rozmowie z Linkiem i zajrzeniu do turystycznej lodówki z jedzeniem, żeby znaleźć tam coś więcej niż bezalkoholowe piwo. - Czujesz to? - zapytał, przymykając na chwilę oczy, z głową odchyloną w tył, rozkoszując się powiewem wiatru w przydługich kosmykach, zupełnie innego niż ten na lądzie, zwiastującego wolność i przygodę. Tego, który zawsze był w stanie poprawić mu humor, ukoić nerwy i dodać energii na kilka nadchodzących dni. Było coś poetyckiego i magicznego w żegludze, dlatego właśnie miał nadzieję, że nie jest w swoich odczuciach odosobniony, a Link podziela jego podejście choć trochę i również się dobrze bawi, bo o to przecież w tym wypadzie chodziło.

to co, kończymy?

Link Burke
przyjazna koala
nata#9784
adwokat — WINSTON & STRAWN
32 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Prawnik, troskliwy brat, trochę zgryźliwy, lekkoduch, miłośnik podróży.
-Nieważne, Rusty, nieważne. Po prostu wybierz mnie zawsze i wszędzie - dodał, puszczając oczko przyjacielowi wyraźnie rozbawiony. Skoro Overgard nic nie skojarzył, to przynajmniej jeden z nich pozostawał normalny. Bardzo dobrze.
-Oczywiście, czują to nawet ryby, ty świntuchu - oczywiście Lincoln Burke, nie byłby sobą, gdyby nie zepsuł Rusty'emu tej idealnej chwili, dokładając do tego jakiegoś kuksańca w bok niczym dzieciak z podstawówki. Tak na siebie działali kumple i nie ma w tym nic złego, jak długo takie zachowanie nie jest męczące oraz sytuacja pozwala na to, by oni mogli sobie na nie pozwolić. A dziś mogli, bo to miał być relaks w męskim gronie, tylko ich dwójka, nieskończone wody, zapasy jedzenia i rozmowy - poważniejsze oraz te mniej, choć wiadomo... Ostatecznie skończyło się na lżejszych tematach, bo obaj zdecydowanie tego właśnie potrzebowali. Pełnego oddechu od wszelkich komplikacji, które zostawili gdzieś na lądzie. W razie co, wiedzieli, przecież, że mogą zawsze na siebie liczyć, również w kryzysie. A dziś... Dziś miało być po prostu lekko i tak też minął im ten rejs. Lekko, przyjemnie, bez zbędnych komplikacji oraz zgrzytów. Dosłownie rajski wypad.

/ ztx2

Rusty Overgaard
przyjazna koala
leośka#3525
18 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
   Ostatnio nie działo się najlepiej. Chyba cała rodzina Hudsona miała teraz etap, w którym przyszło jej wchodzić pod górkę. Chłopak miał nadzieję, że w końcu wyjdą z tego wszystkiego na prostą i będzie tak, jak dawniej. Nigdy nie należał do ludzi, którzy lubili żyć przeszłością. Było całkowicie przeciwnie, zawsze wyglądał na to, co będzie i co może się wydarzyć. Nie zastanawiał się nad tym, lubił bowiem dowiadywać się o tym, co los postanowi postawić na jego drodze, ale nigdy wcześniej nie myślał, że przyjdzie zarówno jemu, jak i jego rodzinie, mierzyć się z tyloma rzeczami na raz. Nie miał łatwo, nie chciał się oczywiście porównywać z innymi. Byli przecież ludzie, którzy mieli gorzej i tacy, którym życie przyniosło znacznie mniej zmartwień i trosk. Nie miał pojęcia, w której grupie ludzi się znajdował, ale nie było to dla niego aż takie ważne. Nie miał w zwyczaju narzekać na to, że było mu ciężko, lub że ma najgorzej ze wszystkich, bo wiedział, że tak nie jest, niemniej jednak wszystko związane z jego życiem, przeżywał prawdopodobnie za mocno. Zganiał to oczywiście na swój wiek, bo akurat znajdował siew tym okresie, że hormony w nim buzowały, a przez to różne emocje rządziły jego ciałem, czynami i słowami. Nie wykluczał, że właśnie w tym tkwił problem jego obecnego stanu. Rozstanie ze swoją drugą połówką ciągle było jego największym problemem. Nie mógł się skupić na niczym innym i przez to wszystko zapomniał, że inni członkowie jego rodziny cierpią podobnie.
   Z rodzicami był blisko, a przynajmniej na tyle blisko, na ile pozwalały ich grafiki. Rodzice Hudsona byli lekarzami, więc swój czas mieli mocno ograniczony, a przez to cały ich rodzinny plan był podyktowany właśnie rodzicami. Nawet Hudson układał swoje obowiązki w taki sposób, by wyciągnąć jak najwięcej wspólnego czasu z każdym z rodziców, a najlepiej obojgiem na raz. Pamiętał doskonale, jak dawniej udawało im się wyłuskać czas aby zjeść coś na mieście, zazwyczaj w jakiejś restauracji, która znajdowała się blisko szpitala w którym pracowali. Doceniał też to, że jego staruszkowie nie mieszali się zbytnio w jego życie, a więc mógł on sobie robić co chciał, chociaż zazwyczaj nie robił rzeczy, których inni rodzice by nie popierali, więc pewnie nie miał nawet okazji do tego, by przekonać się do czego jego staruszkowie są zdolni. Nie miał pojęcia, czy jego rodzice nie wpadliby na pomysł, żeby wysłać go do szkoły z internatem, żeby tylko mieć nad nim więcej kontroli, jeśli postanowiłby zrobić jakieś głupstwo. O niektórych rzeczach oczywiście im nie mówił, jak chociażby o pierwszym wypitym piwie, wypalonym skręcie czy wymknięciu się z domu, by w środku nocy pojeździć samochodem, na co nie miał żadnych uprawnień. Z drugiej jednak strony nadrabiał to wszystko dobrym zachowaniem w domu oraz wyjątkowo dobrymi ocenami. Był ambitny i nigdy nie trzeba było go zmuszać do nauki i zaglądania w podręczniki, więc wydawało mu się, że właśnie to wystarczyło rodzicom by być z niego w miarę zadowolonym. Teraz jednak wszystko się skomplikowało. Trochę opuścił się w nauce, skupiając jedynie na tych przedmiotach, które były mu potrzebne do szczęścia. Pozostałe przedmioty olewał. Pokryło się to jednak z wypadkiem ojca Hudsona i jego późniejszym powrotem do krainy żywych. Obecnie chłopak zrozumiał, że może powinien poświęcić ojcu odrobinę więcej uwagi, zważywszy na fakt, w jakim stanie się ten znajdował.
   Weekend zaczął więc od informacji, że podczas ich ostatniej wizyty na rodzinnej łodzi, zostawił tam legitymację szkolną, która była mu teraz niesamowicie potrzebna. Matka chłopaka nie miała czasu na jazdę i szukanie, więc Hudsonowi udało się wyciągnąć na poszukiwania swojego ojca, z którym to chciał spędzić trochę więcej czasu. Uważał, że zmyślone poszukiwania (bo legitymacja bezpiecznie leżała sobie w jego pokoju) były lepsze niż ciągnięcie niekomfortowych rozmów o pogodzie. Na jachcie na pewno nawiążą się jakieś głębsze i ciekawsze rozmowy. Poza tym był ciekaw, ile w jego ojcu pozostało z jego ojca.
   – Nie mam pojęcia, gdzie mogła mi wypaść, mam nadzieję że nie do wody – mruknął od niechcenia, gdy znaleźli się już na pokładzie.
Irving MacNee
sumienny żółwik
Hudson
lorne bay — lorne bay
52 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Powrót Irvinga do świata żywych nie był prosty dla całej rodziny Duke-Macnee. Choć sam powrót był nowiną bardzo szczęśliwą, skutki uboczne wypadku nadal będą ciągnąć się za nimi przez długie miesiące, jeśli nie lata. Najgorzej znosiła to oczywiście Enrica. Nie dość, że musiała uporać się z faktem, że nie pamięta jej własny mąż, dodatkowo stawała przed wyzwaniem wyleczenia jego amnezji jako lekarz. Nie było nikogo innego, komu bardziej zaufałby w powierzeniu tego zadania, aczkolwiek zadanie, które przed sobą postawiła mogło być po prostu zbyt duże nawet dla niej. Ich początek w szpitalu był dość wyboisty. Żona właściwie przez większość okresu rekonwalescencji po prostu go unikała. Dopiero po powrocie do domu, z czego nawiasem mówiąc też nie była początkowo zadowolona, udało im się dojść do porozumienia i poznać się trochę na nowo. Oboje byli tak zdesperowani, że zgodzili się nawet na użycie hipnozy jako części terapii w celu odzyskania pamięci. Jeśli ktokolwiek znał ich rodzinę, wiedział, że żadne z nich w zabobony nie wierzyło. Sam Szkot mógł być trochę przesądny, lecz bardziej pod kątem odpukania w niemalowane niż wierzenia w ezoterykę czy guślarstwo. To tylko dowodziło dedykacji obojga do odzyskania dawnego życia.
W tym wszystkim były jeszcze ich dzieci. Kontakt z najmłodszym synem, który nadal z nimi mieszkał, był czymś, co Irving najbardziej bał się spartaczyć. Nawet zdążyli się o to z Enricą pokłócić zaledwie kilkanaście minut po wejściu do domu. Oni jako wieloletni lekarze doskonale rozumieli z czym wiąże się amnezja, ale jak to przetłumaczyć nastolatkowi? Jak powiedzieć, że ojciec, który wychowywał cię przez prawie osiemnaście lat po prostu o tobie zapomniał? Nawet jeśli Hudson był naprawdę mądrym chłopakiem, w tym wieku ciężko jest przetrawić takie informacje. Jak na dobrego ojca przystało, wypytał o wszystko swoją żonę by nadal być dla niego jak najlepszym rodzicem, ale pomimo tego, że był teraz w domu większość dnia przebywając na zwolnieniu, nie do końca wiedział jak ugryźć ten temat. Nie unikał syna, ale przyjął bardziej taktykę dania mu przestrzeni, której teraz pewnie potrzebuje ufając, że sam się do niego zwróci, kiedy będzie na to gotów.
Zdawało się działać, skoro pewnego dnia poprosił go o przejażdżkę na ich jacht, na którym to podobno zostawił swoją legitymację. Irving mógł mieć amnezję, ale miał swoje podejrzenia, że to wszystko jest po prostu podpuchą by mogli porozmawiać w cztery oczy na neutralnym gruncie. W końcu był w śpiączce przez ostatnie kilka miesięcy, a nie podejrzewał Enriki o to, że zabrała ich syna w jakąś morską podróż, skoro z ich dwójki to on znał się na tym zdecydowanie lepiej. Nie mniej nie oponował za tą małą wycieczką. Oczywiście musiał udobruchać swoją żonę zanim pozwoliła mu znów wsiąść za kółko, ale rozumiała, że wypadek nie był jego winą i w końcu musiała mu na to pozwolić.
- Jesteś pewien, że miałeś ją na jachcie? - spojrzał badawczo na syna unosząc lekko jedną brew również wchodząc na pokład - Pewnie powinniśmy sprawdzić w środku. - odpowiedział trochę ciszej rozglądając się po głównym pokładzie próbując zmusić swój umysł do znalezienia tego cholernego klucza, który posortuje jego wspomnienia.
Może znajdzie go właśnie na ich jachcie?

Hudson Duke
ambitny krab
Way
18 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
   Hudson nawet nie próbował się zastanawiać, przez co aktualnie przechodził jego ojciec. Nie miał pojęcia, jak to jest żyć z amnezją, bo utrata pamięci była dla niego pojęciem prawdziwie abstrakcyjnym. Owszem, w trakcie swojej edukacji zdarzyło mu się zapomnieć o kilku słówkach czy pojęciach, ale nie było to wynikiem utraty pamięci a tym, że po prostu nie udało mu się ich w pełni nauczyć. Niektóre wspomnienia oczywiście były zapominane, ale jeśli nie zwracało się na nie uwagi, więc siłą rzeczy nie były one nikomu potrzebne. Nie wyobrażał sobie jednak, że udałoby mu się zapomnieć o tym kim jest, kim są jego rodzice i czym on sam się zajmuje. To właśnie było abstrakcyjne. Nie chciał sobie zaprzątać tym głowy, miał przecież swoje zmartwienia i nie był neurobiologiem ani neurologiem, by wgryzać się we wszelkiego rodzaju niuanse i prawidłowości. Nawet nie lubił mózgu i układu nerwowego. Był najgorszym działem z całej biologii i jego mama musiała mu wszystko jakoś przystępnie wyjaśnić. Nauczyciele bowiem kiepsko uczyli. On sam wolał poznawać rzeczy w szczegółach, żeby dzięki temu lepiej skupić się na sprawach ogólnych, które nauczano w liceum. No i gdzie lepiej uczyć się zagmatwanych szczegółów obwodowego i ośrodkowego układu nerwowego, jak nie od matki lekarza? Rozumiał więc, że w głowie jego ojca dzieją się rzeczy, których on sam nie był w stanie jeszcze ogarnąć. Nie chciał więc naciskać, chociaż czasami pewnie zdarzyło mu się zapytać mężczyznę, czy pamięta o czymś konkretnym, przy czym wprowadzał go później w zakłopotanie, gdy odpowiedź była twierdząca. No oczywiście Hudson mógł to wykorzystać na wiele sposobów, jak na przykład próbę pozyskania od ojca „obiecanych kiedyś” pieniędzy albo mógł też wymyślać fakty, by uniknąć kłopotów. Nie zniżał się do takiego poziomu, bo wydawało mu się, że sam nie byłby pocieszony, gdyby ktoś takie numery sprawiał jemu, jeśli znalazłby się w podobnej sytuacji. Jak widać nie był aż taki okropny. Z drugiej jednak strony o ile nie chciał drążyć tematu amnezji, to był szalenie ciekawy jak będzie wyglądać proces przypominania sobie wszystkiego oraz tego, co jego ojcu uda się przypomnieć. W końcu o wielu wspomnieniach się zapomina naturalnie, bo nie są one potrzebne. Był więc ciekawy skąd mózg wie, o czym sobie przypomnieć, a o czym nie.
   Jeśli miał spojrzeć się „z boku” na swoją relację z rodzicami, to uznałby ją za typową. Oczywiście była ona dość zażyła, jednak nie na tyle, by chłopak dzielił się z nimi wszystkimi swoimi przeżyciami. Nie mógł przecież rozmawiać z rodzicami o swoich miłostkach i zauroczeniach, a także o rzeczach, które robił z nastawieniem „muszę to zrobić, żeby później nie żałować”. Rodzice na pewno nie byliby zadowoleni z faktu, że ich syn wymknął się kilka razy na wieczorne wojaże samochodowe z osobami, które mogły być pod wpływem niepewnych substancji. Wolał im oszczędzić tego typu faktów, ale nic nie stało na przeszkodzie, żeby nie podzielić się nimi z przyjaciółmi. Taki stopień relacji wydawał mu się oczywisty i normalny, bo przecież rodzice też nie chwalili się mu ze swoich intymnych momentów. Aż pokiwał głową, tym bardziej nie chciał o tym myśleć i niesamowicie doceniał fakt, że nie posiadał zbyt wylewnych rodziców
   – Tak, miałem, zawsze mam ją przy sobie, a w pokoju już szukałem – powiedział. No logicznym chyba było, że nie ciągnąłby ojca na jakąś łódkę, gdyby miało się okazać, że (nie)zaginiona legitymacja była w jego pokoju. Dobrze, że Hudson potrafił wymyśleć kłamstwa na szybko i było to odrobinę niepokojące, że przychodziło mu to z taką łatwością. – Możemy tam zacząć – stwierdził. Raczej nie było sensu szukać legitymacji na pokładzie. Uśmiechnął się jednak lekko i przyjaźnie.
Irving MacNee
sumienny żółwik
Hudson
lorne bay — lorne bay
52 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Powrót do normalności zdecydowanie nie był łatwy. Z jednej strony był sobą, a z drugiej jednak nie posiadał tych wszystkich wspomnień, które czyniły go częścią tej rodziny. Starał się jak mógł robiąc dobrą minę do złej gry, aczkolwiek powoli zaczynał już tracić nadzieję czy faktycznie kiedykolwiek znajdzie ten klucz, który pozwoli mu na nowo poukładać wszystkie wspomnienia. Enrica robiła, co mogła. Próbowali różnych metod, lecz i u niej zaczynał widzieć już zwątpienie gdy każda kolejna nie przynosiła oczekiwanych rezultatów. Może nie znał jej tak dobrze, jak kiedyś, lecz chciał wierzyć, że nadal potrafi chociaż z częściowym sukcesem odczytać jej nastroje. Oni jednak byli w stanie uporać się z tym we dwójkę. Oboje byli lekarzami, mieli już trochę więcej niż dwadzieścia lat, więc rozumieli jak to wszystko musi działać. Z jego synem było inaczej. Początkowo trochę go unikał, nie wiedział jak podejść do tematu. Teraz było trochę lepiej, ale nadal czuł wyrzuty za każdym razem jak na niego patrzył. Wyrzuty do samego siebie ponieważ nie mieściło mu się w głowie jak ojciec może zapomnieć własne dziecko. To było dla niego nie do pomyślenia. Robili różne podchody, lecz tutaj o wiele trudniej było powrócić do chociaż jako-takiej normalności. Zapewne było dużo rzeczy, których syn mu nie mówił, a może chciał? Nigdy nie porozmawiali tak naprawdę jak on to widzi. Czy jest w ogóle w stanie patrzeć na niego jak na swojego ojca wiedząc, że ten zupełnie go nie pamięta?
Dlatego ucieszył się na tę małą wyprawę. Może tutaj, na bardziej neutralnym terenie niż ich dom będą w stanie trochę się przed sobą otworzyć? Irving naprawdę chciał wiedzieć, co chodzi po głowie Hudsona. Może nie pamiętał wszystkiego, co razem przeżyli, ale podobnie jak z Enricą, to nie znaczy, że nie jest już jego ojcem. Nadal się o niego troszczył. Ze wspomnieniami, czy bez.
- Naprawdę? To jakiś szkolny wymóg? Ja w twoim wieku widziałem swoją legitymację chyba tylko jak ją dostałem i oddawałem, a znalezienie jej zajęło mi dwa dni. - zaśmiał się cicho na wspomnienie rozsierdzonych rodziców, dla których hańbą było spóźnić się z oddaniem legitymacji.
- A co tam tak w ogóle w szkole? Masz jakieś problemy? Dramaty, dziewczynę? - uśmiechnął się do syna wymownie pobieżnie rozglądając się po małym pomieszczeniu.

Hudson Duke

Boże, przepraszam za taką zwłokę. Trochę krócej ale nie chcę tak zalegać. Przepraszam!
ambitny krab
Way
18 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
   Hudson nie był lekarzem , ale bardzo kręciła go medycyna, wiec właśnie w tym kierunku chciał się rozwijać. Nie mówił tego jeszcze rodzicom, ale wydawało mu się, że doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że ich pociecha pójdzie w ich ślady, biorąc pod uwagę, jak bardzo przykładał się do wymaganych przedmiotów. Biologia i chemia były jego ulubionymi przedmiotami w szkole i do nich przykładał się najmocniej, pozostałe przedmioty stawiał na drugim miejscu. Nie miał potrzeby uczyć się wybitnie, ale nie znaczyło to, że nie miał dobrych ocen. No może kiedyś tak było, bo obecnie wyraźnie opuścił się z ocenami. Nie były one już takie jak dawniej, co martwiło przed wszystkim nauczycieli, którzy nie wiedzieli, gdzie znajduje się problem. Na szczęście chłopak tłumaczył się stanem swojego ojca i stresem, który z tego powodu odczuwał. Udawało się mu dzięki temu udobruchać nauczycielkę, żeby ta niepotrzebnie nie męczyła jego rodziców.
   Z ciekawości trochę zaczął czytać o tym, czym, ta amnezja jest, bo wiedział jedynie tyle, że można ją dostać, jak się mocno uderzy w głowę. Nie miał jednak zielonego pojęcia, jak to się działo, że traciło się wspomnienia. Wszelkie informacje, które dostawał prowadziły jedynie do tego, że znajdywał więcej pytań niż odpowiedzi. Nie miał bowiem zbyt szerokiego zaplecza z dziedziny neurobiologii, by być w stanie zrozumieć wszystkie te rzeczy. Nie mówiąc już o tym, że sam mózg był okropnie złożonym organem. Z tego też względu chłopak dość szybko zrezygnował z dowiadywania się podłoża choroby, może w przyszłości uda mu się to wszystko ogarnąć, jak już pójdzie na studia, chociaż wątpił, że zwiąże się właśnie z neurologią.
   – A, bo wiesz… – zaczął, nie spodziewając się, że jego staruszek zacznie zadawać jakieś pytania. Hudson miał bowiem nadzieję, że mężczyzna łyknie wszystko bez drążenia tematu zaginionej legitymacji. No ale nie powinien się dziwić, że tak nie było, skoro legitymacja była powodem, dla którego się tutaj znaleźli. – Dzięki legitymacji mam zniżki na komunikację miejską, kino… niektóre restauracje – wyjaśnił. Może i byli bogatą rodziną, ale nie było nic złego w korzystaniu ze zniżek. Hudson je uwielbiał, bo znaczyło to, że czegoś może kupić sobie więcej. – Nie, nowa legitymacja to za dużo roboty, musiałbym robić nowe zdjęcie, a to co mam teraz jest bardzo ładne – stwierdził. No bo halo, zdjęcie było najważniejszą rzeczą w legitymacji, a to, które Hudson miał było naprawdę ładne. Aż strach pomyśleć, jak wyszedłby na innym zdjęciu.
   – No wiesz, w szkole okej, ale tematy uczuciowe lepiej zostawmy na później – powiedział, uśmiechając się słabo. Nie pomyślał, że ojciec zapomni o tym, że Hudson woli chłopców, no nic młody miał nadzieję, że mężczyzna ten fakt sobie jednak przypomni, bo nie chciał robić coming outu po raz drugi. Nie miał na to nerwów i nawet nie chciał rozwodzić się nad tym tematem, bo przecież niedawno jego chłopak go zdradził… no i chociaż wątpił, żeby ojciec akurat o to wypytywał, to jednak samo wspomnienie o tym było dla blondyna dość nieprzyjemne.
   – A ty jak się czujesz? Nie chcę naciskać, więc nie musisz odpowiadać, ale co pamiętasz sprzed wypadku? – zapytał, bo jednak ciekawość w końcu wzięła nad nim górę.
Irving MacNee

nic się nie przejmuj, ja jestem bardzo cierpliwy. xD
sumienny żółwik
Hudson
lorne bay — lorne bay
52 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Dopiero w takich momentach, gdy zostawali sami, Irving zaczynał sobie uświadamiać ile tak naprawdę stracił wraz ze swoimi wspomnieniami. Mógł nadal być tym samym nienajgorszym ojcem ponieważ z tego, co się już od małżonki dowiedział, jego charakter aż tak się nie zmienił, aczkolwiek ta cholerna amnezja pozbawiła go czegoś więcej niż tylko przyjemnych momentów z rodziną czy tego kiedy ktoś ma urodziny. Stracił całą wiedzę na temat swoich własnych dzieci i choć pewnie gdyby to przed Enricą przyznał ta podcięłaby mu kilka nerwów we śnie, lecz to była jedna z tych rzeczy, które najbardziej go trapiły. Zupełnie nie miał pojęcia co lubił jego własny syn. Może podzielił jego pasję od żeglowania? Może jest dobry w jakimś sporcie i niedługo będzie mecz na którym on powinien się pokazać, a o którym zupełnie nie pamięta? Jakie są jego marzenia, plany na przyszłość? Gdzie chce pójść na studia? Jaki ma charakter? Wybuchowy po nim, a może spokojny po matce, czy może zupełnie jakaś mieszanka? Nie wiedział tak naprawdę nic, a zdawało mu się, że był przy każdym najważniejszym dla niego momencie. Na pewno nie wyznawał podejścia swojego własnego ojca, że z rodziną to najlepiej na zdjęciu i chłopaki powinny robić wszystko by przydać się rodowi. Nie mógł być tego typu ojcem, prawda? Lecz za cholerę niczego nie pamiętał. Wiedział tylko tyle, ile zdążył wyciągnąć od swojej małżonki. Za mało, o wiele za mało.
Nie mieli też okazji nigdy porozmawiać o jego amnezji. Chociaż to pewnie wyjaśniłaby najlepiej jego żona, on pewnie potrafiłby to ubrać w trochę prostsze słowa, tylko... Jemu też ich brakowało. Nawet będąc lekarzem nie wiedział o amnezji zbyt wiele. Nie do końca dlatego, że nie była to jego specjalizacja, a po prostu dlatego, że jedyną regułą w tej chorobie zdawał się być fakt, że następowała po jakimś urazie głowy. Nigdy nie było wiadomo jak wiele zostało zapomniane oraz czy te wspomnienia kiedykolwiek wrócą. Może to i lepiej, że nigdy nie posadził syna w salonie i nie zaczął o tym ględzić ponieważ tylko skomplikowałby całą sytuację, a później dostał jeszcze po łbie od Enrici, że bierze się za rzeczy, o których nie miał pojęcia. Tylko, że on nie potrafił po prostu tak bezczynie czekać. To nie było w jego naturze.
- Mhm... Same najważniejsze rzeczy... - uśmiechnął się do syna nieco zadziornie zaczynając węszyć tutaj jakiś drobny spisek.
Nie mógł nic poradzić na to, że nie wszystko pamiętał, aczkolwiek trochę ciężko było mu uwierzyć, że nastolatek szuka swojej legitymacji ponieważ tak zależy mu na jakichś zniżkach. Jeszcze gdyby pochodził z jakiejś biedniejszej rodziny, lecz oni radzili sobie całkiem znośnie i nie podejrzewał ani siebie ani małżonki o skąpstwo względem ich latorośli.
- To już prędzej mogę zrozumieć, ale z tymi zdjęciami to pewnie problemu nie masz. Wszyscy po mojej stronie rodziny są cholernie fotogeniczni pomimo tych smutnych buziek. - zaśmiał się cicho po czym szybko spoważniał - Tylko nie powtarzaj tego matce. - wyszeptał konspiracyjnie puszczając mu oczko.
Po tym, co zdążył zauważyć na zdjęciach, jej część rodziny nie była obdarzona takim samym błogosławieństwem i za wyjątkiem jej samej zawsze wychodzili na zdjęciach trochę koślawo. Ona zawsze wyglądała dobrze pewnie dlatego, że zazwyczaj mieli zdjęcia razem, więc jej się udzielało od jego majestatu. Tego oczywiście za żadne skarby nie powie, bo następnym razem na drogę wystąpi mu coś gorszego niż rowerzysta.
- Masz rację, to jeszcze nie czas na takie zwierzenia. - uśmiechnął się do chłopaka przepraszająco upominając się w myślach by znów czegoś takiego nie chlapnąć.
- Jak się czuję..? Fizycznie nie najgorzej. - opadł na krzesło barowe opierając się o blat - Mentalnie trochę gorzej. Ta amnezja jest cholernie upierdliwa. Pamiętam większość swojego życia, lecz mam problemy z przypomnieniem sobie tych najważniejszych fragmentów. Was. - spojrzał na syna badawczo próbując ocenić jego reakcję.

Hudson Duke
ambitny krab
Way
18 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
   Hudson nigdy na swoje życie nie narzekał. Nie żyło mu się bowiem źle, co więcej mógł powiedzieć, że jego życie dotychczas było bardzo przyjemne, bo nie musiał przejmować się zbyt wieloma rzeczami. Teraz dopiero to wszystko tak na niego spadło i nawet nie mógł się po tym pozbierać. Lubił uważać się już za dorosłego, ale był jeszcze młody i niewiele w życiu doświadczył, by móc pochwalić się jakąkolwiek wiedzą życiową. Dopiero teraz przyszło mu zbierać to całe doświadczenie. Na rodziców też nigdy nie narzekał. Nawet nie przyszło mu to do głowy. Jego rodzice często pochłonięci byli pracą i ufali mu na tyle, by go nie kontrolować. Hudson nigdy tego nie wykorzystywał, bo z natury był dość spokojnym chłopakiem. Nigdy nie pakował się w kłopoty, dobierał sobie dobrych przyjaciół (a przynajmniej tak uważał) i nie był konfliktowy. Zawsze wiedział, jak się miał zachowywać, żeby przypadkiem nie narobić problemów sobie i rodzicom. No i tkwili sobie oni w tej swojej symbiozie i zapewne tak by było, gdyby nie te wszystkie wydarzenia. Młody Duke podupadł nieco na nauce, bo chociaż dalej skupiał się na najważniejszych dla niego przedmiotach, to na pozostałe nie chciał tracić czasu. Marnowanie energii na coś, co nie było mu do szczęścia potrzebne było przecież głupie, a on wolał ten czas wykorzystywać na zamartwianie się nad sobą i to jeszcze z całkiem głupich powodów. Rozstania nie były w końcu aż tak poważne, żeby miały niszczyć komuś życie, a już na pewno nie zakończenia licealnych miłości. Może po prostu za dużo tego wszystkiego pojawiło się w jednym momencie i chłopak po prostu ugiął się nad ciężarem?
   Uważał, że z rodzicami miał bardzo dobrą relację. Nie była ona oczywiście zbyt bliska, bo rodzice nie powinni wiedzieć przecież wszystkiego (tak mu się wydawało), ale Hudsonowi to nie przeszkadzało. Doceniał bardzo, że rodzice dawali mu więcej przestrzeni i w wielu przypadkach chcieli, by to on sam o sobie decydował, bo w końcu nie był już małym dzieckiem. Oczywiście ciągle zabraniali mu pewnych rzeczy albo też kazali robić inne, jak na przykład chodzenie na te głupie i nudne przyjęcia organizowane dla lekarzy i innych mądrych ludzi. Zawsze się na nich nudził i gdy tylko się zbliżały, to znajdował jakieś preteksty, żeby się na nich nie pojawiać.
   – Im więcej zniżek, tym więcej mi zostaje pieniędzy – powiedział, jakby to był powód, dla których akurat on potrzebował zniżek. Owszem mieli pieniądze, o które Hudson nie musiał się martwić. Duke nie musiał nawet korzystać z tych wszystkich zniżek, ale skoro były, to miał zamiar korzystać ile tylko się dało. Dzięki temu zamiast jednej pizzy mógł kupić na przykład dwie, jeśli poszedł do pizzerii w piątek po siedemnastej. Widział w tym wiele sensu. No ale dzisiejszego dnia legitymacja była tylko pretekstem do wyjścia na neutralny grunt.
   – Chcesz powiedzieć, że rodzina mamy jest niefotogeniczna? – uśmiechnął się. On sam uważał, że jego rodzina miała dość dobre geny. On sam nie był w stanie stwierdzić, do kogo był bardziej podobny, bo o ile włosy odziedziczył po matce, to jego charakter chyba był mieszanką obu rodziców.
   – No tak, podobno starsze wspomnienia są trwalsze – kiwnął głową. No cóż, przyszło im mieć tylko nadzieję, że ta amnezja nie potrwa zbyt długo. Nie chodziło oczywiście, że będzie źle, gdy mężczyzna nie będzie pamiętać, tego co się działo, ale były to jednak wspólne wspomnienia, które wpływały na relację. A tak to startowało się z całkowicie nową kartą, przez co relacja mogła się rozwinąć w zupełnie inny sposób.
Irving MacNee
sumienny żółwik
Hudson
lorne bay — lorne bay
52 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Ciężko było sobie wyobrazić przez co teraz może przechodzić Hudson. Irving w jego wieku musiał się martwić tylko ocenami oraz uganianiem się za koleżankami z innych klas. Jego ojciec nigdy nie był wielce obecny w jego życiu. Podobnie z matką. Pojawiali się najczęściej dopiero wtedy, kiedy w jego życiu pojawiały się jakieś kłopoty, a to wbrew pozorom nie zdarzało się aż tak często ponieważ zawsze potrafił balansować na tej cienkiej granicy pomiędzy zabawą, a obowiązkami tylko czasami lądując na dywaniku u dyrektora. W przypadku jego syna chciał wierzyć, że pełnił większą rolę w jego życiu niż tylko osoby karcącej jego zachowania. Pewnie nauczył się na błędach w swojej rodzinie stając się przeciwieństwem swojego ojca, co też niekoniecznie musiało być dobrym rozwiązaniem, bądź znalazł jakąś złotą formułę, która chociaż jemu wydawało się odpowiednia. Nie odbierając nic jego małżonce, nie wydawał się być typem kobiety, która po wszystkich godzinach spędzonych w szpitalu zamienia się w typową kurę domową i zajmuje się wszystkimi potrzebami swoich chłopaków. To po prostu nie było w jej charakterze i on całkowicie to akceptował. To raczej on zajmował się rodzinnym ogniskiem. Zdecydowanie się w tym odnajdował. Gotowanie, sprzątanie... Kto by pomyślał, że ten głośny i rubaszny szkot w ich czterech ścianach zamienia się w dumnego koguta domowego gotowego zmierzyć się z każdym problemem.
Pomimo tego ich synowi na pewno nie było łatwo nawigować pomiędzy swoimi własnymi problemami, które ma każdy nastolatek, a tą niecodzienną sytuacją w domu, kiedy nie może zbytnio liczyć na wsparcie własnego ojca ponieważ ten go po prostu nie pamięta. W tym całym ratowaniu swojego związku oraz próbach przywrócenia Irvingowi pamięci małżeństwo mogło trochę zapomnieć o swoim potomstwie. Dlatego chwile takie jak te były dla niego cenne i starał się by było w tym wszystkim jak najmniej niezręcznie.
- Cieszę się, że masz takie podejście do pieniędzy, ale nie chciałbym żeby jakieś oszczędzanie ograniczało twoje możliwości. - odpowiedział dość miękkim głosem jak przystało na dobrego ojca - Pracujemy z twoją mamą nie tylko dlatego, że ratowanie ludzkiego życia, to nasze powołanie, ale też również dlatego, że pozwala nam to zapewnić wam wszystkie możliwości, jakich moglibyście potrzebować by stać się tym, kim chcecie. - uśmiechnął się do chłopaka ciepło by za chwilę się roześmiać - Cóż... Przynajmniej twoja mama ciężko haruje, bo ja w tym momencie jestem na zwolnieniu i pewnie jeszcze przez jakiś czas nie pozwolą mi wrócić.
Udawał obojętnego, lecz to całe siedzenie w domu zaczynało mu już działać na nerwy. Najchętniej wróciłby już do pracy by zaprzątnąć sobie umysł czymś innymi niż kolejne próby odnalezienia klucza do swoich własnych wspomnień. Czasami trzeba było po prostu dać sobie czas i on to próbował zrobić, tylko jak, skoro nie miał żadnego sensownego zajęcia, a dom można wysprzątać tylko określoną ilość razy zanim przyjdzie mu ponownie fugować kafelki w łazience.
- Ja? W życiu. To twoje słowa, za które przyjdzie ci odpowiadać przed mamą. - zrobił chytrą minę jakby miał donieść na własne dziecko, chociaż oczywiście by tego nie zrobił.
Nie chciałby by podzielił jego los, gdy podobne słowa przed laty padły z jego ust. Enrica potrafi być naprawdę kreatywna, kiedy chce się komuś odgryźć, albo to on zasłużył na specjalne traktowanie.
- I tak i nie, aczkolwiek to jest dziedzina twojej mamy i nie będę się tutaj wypowiadał, bo będzie wiedziała, że się wymądrzam. Nie pytaj jak, po prostu wie. - uśmiechnął się dość rozbawiony - A Ty jak się z tym wszystkim czujesz?

Hudson Duke
ambitny krab
Way
ODPOWIEDZ