barman w cherry road — w wolnych chwilach pisze książkę
24 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Morze mnie gniewne rzuciło na skały, na to mi tylko zostawiając duszę, bym lepiej śmierci bliskiej czuł katusze.
Trzykrotnie cofnął się, nim ostatecznie wyciągnął telefon i pod właściwy numer, opatrzony jeszcze szczególną gwiazdką (jedyny taki na szybkim wybieraniu), wysłał krótką wiadomość. Że idzie, będzie za pięć minut, w zasadzie dwie. Mogłoby się wydawać, że jest w tym coś wyjątkowego, jakaś groźba wisząca w powietrzu, ale zawsze tak było. Ilekroć zrywali, w zetknięciu z jakąś bzdurą, po długim (lecz krótkim) czasie milczenia jeden z nich wymiękał. Godzili się zapominając jakby o minionych pretensjach, krzykach i urazach, których żaden nigdy — tego był pewien — nie zamierzał w sobie pielęgnować. Tak więc norma. Ba, budząc się tego ranka Perry nie był nawet pewien, czy chce zrealizować swój przedziwny plan, bo życie z Percym było przyjemne, łatwe i nieco weselsze. No i kochał go przecież chyba, na swój głupi, dziwny sposób, tak jakby. Cóż, na pewno miał do niego jakąś słabość, a to wystarczająco wiele, by znów zakopać topór wojenny i wrócić do siebie, jak zwykle, po raz setny w tym roku, prawda? Tyle że te wszystkie sprawy, które ostatnio poczęły go dręczyć sprawiały, że nie mógł postąpić znów egoistycznie. Bo przecież ta jego klątwa dosięgnąć miała w końcu i Percy’ego, a na to pozwolić nie mógł. Tuż po pracy, gdy popołudniowe słońce rozgrzewało trotuary, skierował się w kierunku domu Matthewsa. To, co zamierzał mu powiedzieć, było jednak tak głupie, że kilkakrotnie zabrakło mu nie tylko tchu, ale i odwagi. Ostatecznie jednak wylądował przed jego domem, zastanawiając się, czy Percy w ogóle chce go jeszcze oglądać. Może sam uznał, że ta miniona sprzeczka to nazbyt wiele i nie warto już o ten związek walczyć? Wiele by to ułatwiło. Pericles nigdy z nikim nie zerwał. Nigdy nie tak na poważnie, nigdy nie jako pierwszy. Żałował, że nie poprosił Minnie o jakąś praktykę w tej kwestii, ale chyba i tak musiał to zrobić po swojemu, nawet jeśli rozedrzeć miało to jego serce na strzępy. Kiedy naciskał dzwonek tychże drzwi, których próg tak często przekraczał, gotów był się rozmyślić. Bo to wcale nie tak, że nagle wszystko minęło, że nie czuje już nic, że cokolwiek się zmieniło. Tylko że... tak miało być lepiej. Czyż nie? Dla nich obu, może dla Percy’ego bardziej, bo zasługiwał na lepsze życiowe towarzystwo. Te wszystkie wątpliwości sprawiały, że w brzuchu jego raz po raz coś się niemiłosiernie skręcało, a on sam pobladł przy tym strasznie, czując, jak miękną mu nogi. — Cz-cześć — wydusił z siebie, gdy niespodziewanie drzwi się w końcu uchyliły, a los przybliżył go do tego bolesnego rozstania.

percy matthews
pięściarz/instruktor karate dla dzieci — Dom Kultury
23 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Nielegalnie obija mordki różnym ludziom, żeby dostać szybką kasę i zapłacić rachunki, bo emerytura dziadka nie wystarcza. Uczy też dzieciaczki karate. I ma maks przyjazną mordkę, więc zna praktycznie każdego w tej dziurze.
Percy wiedział, że w końcu któryś z nich się ugnie. W końcu byli Wagą i Strzelcem, a te znaki były wyjątkowo kompatybilne i Percy wcale nie musiał być wielką zodiakarą, by to wiedzieć. Wystarczyło, że wiedział, iż dopełniają się przy całej swej sprzeczności charakterów; wiedział, że choć w ich przypadku dość łatwo o nieporozumienie, to jednak nigdy nie trwały one jakoś zatrważająco długo, ponieważ żaden z nich nie był personą małostkową. Poza tym Percy nie lubił się kłócić i konflikty wolał łagodzić zanim jeszcze ostygły. Tylko, że czasem nie potrafił przestać mówić o tym co czuje i myśli, a to chyba mogło trochę przytłoczyć człowieka. Ale zawsze szukał kompromisu – chyba, że akurat był zdania, że sobie wyjątkowo nie zasłużył, wówczas faktycznie skazywał siebie i Perry’ego na ciche dni. Tak jak i teraz; bo przecież już dawno mógł się pogodzić z Campbellem – tym bardziej, że już po paru dniach mocno zatęsknił; a jeszcze bardziej odczuł jego brak, gdy po jednej z walk wyglądał (i czuł się) jak gówno. Cały obolały, nie mogąc się w zasadzie w pełni ruszać przez jeden dzień. Ale zniósł to z zaciśniętymi zębami i słowem nie pisnął. Nawet teraz postanowił trzymać gardę, choć w boku go niemiłosiernie kuło, co zignorował jak zwykle i tylko przyciskał ramię do boku. Naciągnął na siebie grubą bluzę i uznał, że to powinno wystarczyć.
Percy widział kilka scenariuszy tego spotkania. Pierwszym z nich było natychmiastowe pogodzenie się, bo jednak znał siebie na tyle dobrze, że wiedział, iż gdy tylko zobaczy Campbella to prawdopodobnie jedyne co poczuje na jego widok to nie złość, a uzasadnione endorfiny szczęścia. Drugim scenariuszem była wizja początkowego spięcia, wygarnięcia sobie wszystkiego i ostateczne pogodzenie się. No, a trzecia opcja… tej nawet nie dopuszczał do myśli. Bo przecież zawsze tak było – kłócili się i godzili, ale koniec końców było im chyba ze sobą dobrze. Percy, gdy tylko otworzył drzwi chciał wyglądać na obrażonego. Naprawdę! I nawet nachmurzył się nieco, ale widząc Perry’ego w progu drzwi i widząc jego pobladłą cerę, zmarszczył tylko brwi. – Cześć – odparł i przekrzywił głowę, stojąc w tych drzwiach i lustrując chłopaka uważnym spojrzeniem. Nawet do dziesięciu nie zdołał policzyć z utrzymaniem tego naburmuszenia i tylko westchnął, godząc się z własną porażką. Troska jednak wygrała. – Wszystko w porządku? – spytał, wciąż mu się przyglądając i odchrząknął. – Strasznie blady jesteś – dodał jeszcze i otworzył szerzej drzwi, pozwalając, by Perry mógł wejść do środka i prześlizgnąć się tuż obok niego.

pericles campbell
barman w cherry road — w wolnych chwilach pisze książkę
24 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Morze mnie gniewne rzuciło na skały, na to mi tylko zostawiając duszę, bym lepiej śmierci bliskiej czuł katusze.
Zastygły w bezruchu wpatrywał się początkowo w tę twarz, za którą tęsknił bardziej, niż przypuszczał; dopiero teraz jakby zrozumiał, jak długo się nie widzieli. Odnalezione na niej znamiona złości dodać miały mu odwagi, przypominając, w jakim celu tu przybył, choć już ten nikły grymas boleśnie go ukuł. Czy aby na pewno był na to wszystko gotowy? Troska, która nagle przebiła poprzez ten gniew, to jego ciepło, bez którego na pewno sobie nie poradzi, sprawiły, że gotów był się wycofać. Mogli przecież tak wracać do siebie w nieskończoność, przecież nikogo w ten sposób nie krzywdzili. Prawda? — To wszystko tylko przez brak snu — skłamał, uśmiechając się lekko, niewyraźnie, tocząc bitwę z własnymi myślami. Chyba dlatego wolał załatwić to w ten sposób — przychodząc tutaj i dając sobie jeszcze jedną szansę na zmianę decyzji. Tym bardziej, że powody, które nim kierowały, były zwyczajnie głupie. Mijając go zahaczył dłonią o jego palce, na kilka sekund, a jakby skrawek wieczności, nie pozwalając im cofnąć się i wziąć tego za przypadkową bliskość. Oto z czego rezygnuje. Ostatecznie jednak prześlizgnął się do wnętrza domu, dbając już o to, by zachować odpowiednią odległość. Jakiekolwiek czułości, poważniejsze niż to zetknięcie się zagubionych dłoni, sprawiłoby, że zmieniłby zdanie. Do czasu następnej sprzeczki, kiedy to po raz kolejny dostrzegłby, jak tragicznie to wszystko w tym ich związku funkcjonuje.
— Nie odzywałeś się — rzucił z wyrzutem, przysiadając na oparciu kanapy. Początkowo zamierzał krążyć po salonie, w dłonie pochwytując przypadkowe sprzęty i przenosząc tym samym na nie swoją uwagę, ale jednak te słowa, które zamierzał wymówić, były nazbyt ciężkie. A więc musiał siedzieć, teraz jeszcze przypatrując się Percy’emu — bez złości, mimo wszystko przyjaźnie — by po jakimś czasie wzrok zawiesić gdzieś na ziemi. Póki co starał się być odważnym w tej rozpoczynającej się batalii. — I ja też nie — dodał, po czym odkaszlnął, bo wnioski nasuwały się same. Tym razem minęło więcej czasu niż zwykle. Tym razem nie zabiegali o ten kontakt, powrót do siebie, zapomnienie o minionej sprzeczce. Tym razem powaga wkradła się w to ich rozstanie, choć Perry nie potrafił nawet wskazać dlaczego — mówiąc szczerze, powód ich kłótni był dla niego najmniej istotny w tym wszystkim.

percy matthews
pięściarz/instruktor karate dla dzieci — Dom Kultury
23 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Nielegalnie obija mordki różnym ludziom, żeby dostać szybką kasę i zapłacić rachunki, bo emerytura dziadka nie wystarcza. Uczy też dzieciaczki karate. I ma maks przyjazną mordkę, więc zna praktycznie każdego w tej dziurze.
Posłał mu tylko podejrzliwe spojrzenie. Nie do końca uwierzył mu, że ten dziwny wyraz twarzy i bladość wynikały z braku snu, ale na ten moment postanowił to zignorować i nie drążyć. Postanowił dopytać raz jeszcze czy wszystko w porządku, gdy już się pogodzą. Wtedy już na pewno zajmie się tym, by wszelkie troski ulotniły się z głowy Campbella. Zwłaszcza, że naprawdę chciał po prostu uścisnąć palce Perry’ego, gdy tylko poczuł ich muśnięcie, ale te – w jego opinii – wymknęły mu się zbyt szybko. I to go zupełnie rozproszyło. Otworzył nawet usta, by powiedzieć coś jeszcze, ale prędko je zamknął, patrząc tylko jak chłopak przemyka obok i wślizguje się do jego rodzinnego domu. Zamknął za nim drzwi z bijącym sercem i zaraz skarcił się w myślach. Nie wiedział nawet, dlaczego tak bardzo wewnątrz się denerwuje. Chyba po prostu chciał mieć za sobą to całe napięcie między nimi.
Ty też nie – powiedział odruchowo i trochę buntowniczo, krzyżując z mocą ręce na torsie i przyciskając je do boku. Drgnął jednak zaraz i nieco poluzował ten gest, targany bólem, który nagle poczuł. Odchrząknął szybko i wbił spojrzenie najpierw w swoje stopy a następnie przeniósł go na Perry’ego. Uparcie jednak stał z chwilowo zaciśniętymi szczękami, choć tak naprawdę wolałby znaleźć się tuż obok swojego gościa. Skarcił się zresztą za tą upartość. Miał być zły na niego, miał tym razem nie odpuszczać tak łatwo, ale zwyczajnie nie potrafił. Dlatego zawahał się lekko, gdy usłyszał jego kolejne słowa. – No tak, ale… – I nagle się zmieszał i nerwowym gestem przeczesał dłonią włosy, lekko chwytając końcówki kosmyków, jak miał w zwyczaju w sytuacjach, które go wyjątkowo wprawiały w zakłopotanie. Niewiele osób znało ten nerwowy nawyk, ale jeśli już ktoś potrafił rozszyfrować owy gest to właśnie Perry. – Ale teraz tutaj jesteś – dokończył wreszcie naiwnie i niepewnie i z cichym westchnieniem. Nie naciskał jeszcze i wciąż trzymał się z wielu powodów na dystans, ale czuł, że ta rozmowa przebiega w nieco innej atmosferze niż tego oczekiwał.

pericles campbell
barman w cherry road — w wolnych chwilach pisze książkę
24 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Morze mnie gniewne rzuciło na skały, na to mi tylko zostawiając duszę, bym lepiej śmierci bliskiej czuł katusze.
Pragnąc pozostać w tej przyjaźni, bo to nie tak, że chciał całkowicie wykluczyć go ze swojego życia, nie potrafił odnaleźć w sobie odpowiednich słów. Słów, które opowiedzieć mogłyby ten dzień tak, by nic nie zostało im odebrane. Wszystko jednak miało przyjść z czasem, jak zdążył sobie rozplanować — po kłótni i niechęci, mieli jakoś powrócić do swego życia, po prostu w innej niż dotąd roli. Wolałby to wszystko przeskoczyć, odnajdując się już w przyszłości, gdzie te dawne zażyłości rzuciliby w niepamięć. Bo potrzebował Percy’ego i potrzebować będzie zawsze; nie potrafił po prostu deklarować teraz czegokolwiek — nie, kiedy już za jakiś czas miał mieć okazję ucieczki z Lorne Bay. A Matthews mógłby być tym, który jako jedyny mógł sprawić, że porzuciłby ów marzenia, nawet jeśli wcale by o tak śmiały gest nie prosił.
Skinąwszy głową chciał przejść dalej, a usta zdążyły się nawet otworzyć, by wyrzucić z siebie ciąg przedziwnych słów, ale to skrzywienie na twarzy tamtego zostało przez niego dostrzeżone. Wstał więc nagle i ruszył w jego kierunku, łamiąc wszelkie nadane sobie przykazania — dopiero tuż obok, kiedy Percy był na wyciągnięcie dłoni, uprzytomnił sobie, że nie ma prawa. Już nie. — Co się stało? — spytał jedynie, ręce oplatając na wysokości klatki piersiowej. Tak, by nic głupiego nie przyszło mu przypadkiem do głowy. Czy jednak cokolwiek innego teraz miało znaczenie? To całe ich rozstanie wydało się kompletnie głupie i nieważne, nawet jeśli kryła się w nim słuszność. Przestąpił więc z nogi na nogę, uważnie się mu przyglądając. Uśmiech dość niespodziewanie wkradł się na jego twarz, za co szczerze się znienawidził — powinien przecież uciekać w tenże patos cechujące wszelkie rozstania, a nie ulegać najmniejszym odruchom, które Percy w nim od zawsze wywoływał. — Przecież zawsze w końcu przychodzę — słowa opuściły go same, nim zdążył je powstrzymać. One i to rozbawienie, które skrywało się gdzieś zawsze, gdy tak do siebie niestrudzenie wracali. Może po prostu poszukiwał uparcie wciąż sposobu na to, by pożegnać się mogli w zgodzie, choć było to zapewne czcze życzenie.
Tylko że tym razem... chodzi o to, że... — wzrokiem powędrował gdzieś na ziemie, by uniknąć lustrującego go spojrzenia. Bezpieczny odruch, którym dodawał sobie odwagi. Irracjonalne było to wszystko, z czego zdawał sobie sprawę. Zrywać z kimś, kto nadal jest ważny. Musiał jednak, musiał, bo jego łódź, wujek i całe to przeklęte życie, a Percy zasługiwał na dużo więcej. — Zakochałem się. W kimś — rzucił niemalże niesłyszalnie, bez przekonania, bo to naturalnie nieprawda. Skuteczność podobnych wyznań okazywała się jednak najlepszą metodą, więc przewidując, że każdy inny pretekst ku rozstaniu jakoś by obalili, wspólnie, to konkretne zdanie paść musiało.

percy matthews
pięściarz/instruktor karate dla dzieci — Dom Kultury
23 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Nielegalnie obija mordki różnym ludziom, żeby dostać szybką kasę i zapłacić rachunki, bo emerytura dziadka nie wystarcza. Uczy też dzieciaczki karate. I ma maks przyjazną mordkę, więc zna praktycznie każdego w tej dziurze.
Percy’emu ciężko było sobie wyobrazić świat bez chodzącego po nim Periclesa Campbella. Sama świadomość tego, że mógł do niego w każdej chwili napisać sprawiała, że Percy był po prostu spokojniejszy. Był młody – oboje byli – i niby miał świadomość tego, że różnie może się ułożyć w życiu, ale był tak przyzwyczajony do tego, że wracali do siebie zawsze, że chyba nie wyobrażał sobie nigdy sytuacji, w której by tego za którymś razem nie zrobili. Nigdy nie deklarował, że ich związek będzie tym z cyklu „i żyli długo i szczęśliwie”, ale mimo wszystko nie sądził, że dzień rozstania nadejdzie. Co samo w sobie było myśleniem sprzecznym i skomplikowanym, ale wynikało to raczej z tego, iż Percy nigdy się nad tym nie zastanawiał tak dłużej.
Odruchowo cofnął się o krok. I zaraz tego pożałował, bo w jego głowie właśnie zniszczył idealną okazję, by go dotknąć. Wcale nie dlatego, że chciał od niego uciec – po prostu zareagował obronnie na samą myśl, że znów przeszyje go ból, jeśli Perry chociażby go mocniej uściśnie. Momentalnie zrobiło mu się jednak trochę głupio, bo pewnie, że chciałby go przytulić… tylko, że kiedy tamten nagle się zatrzymał, Percy poczuł się jakby oboje utknęli w martwym punkcie i żaden nie wiedział, co dalej. Percy doskonale wiedział jak bardzo analizowanie tego wszystkiego było głupie w tym momencie. Miał ochotę na siebie samego warknąć – ewidentnie za dużo myślał. – Nic… To znaczy… miałem walkę i jeszcze nie wydobrzałem, ale nic mi nie jest. – Uśmiechnął się nawet lekko dla zapewnienia. – To nieważne, serio. Miałeś coś powiedzieć, tak? Przynajmniej tak wyglądasz. Jakbyś chciał coś powiedzieć. – Starał się pośpiesznie zmienić temat, bo jego walka wcale nie była ważna. Nie teraz. Zresztą, zapewne Perry niejednokrotnie widział konsekwencje po walkach i słyszał o jej przebiegach. Pewnie więcej niż kilka razy, o ile tego by chciał.
Ponownie wyraz rozbawienia przemknął przez jego twarz, gdy podniósł na niego wzrok. Może i jego wyznanie było naiwne, ale przynajmniej poskutkowało tym uśmiechem u Perry’ego. Przez krótką chwilę Percy stracił czujność i pomyślał, że chyba nie będzie tak źle, że chyba ponownie wszystko zmierza do pogodzenia się. Niemal odczuł ulgę. Tylko, że po chwili ponownie poczuł wątpliwości. I czekał cierpliwie aż Perry się wysłowi i powie o co chodzi, a kiedy to nastąpiło, nieomal zachłysnął się powietrzem. – Co? – wymsknęło mu się w pierwszej chwili. Dopiero po tym dotarł do niego w pełni sens tych słów, bo tak, słyszał go dokładnie choć chyba wolałby nie. Poczuł ucisk w klatce piersiowej wywołany niepokojem, stresem i przede wszystkim chyba strachem przed utratą kogoś bliskiego. Uparcie patrzył w twarz chłopaka, próbując z niej cokolwiek wyczytać. – Mówisz poważnie? No, bo… jak? I kiedy? I… wybacz, ale ja chyba nie bardzo rozumiem – powiedział po chwili, próbując pozbierać własne myśli. Poczuł się trochę tak jakby Perry rozgniótł mu młotkiem mały palec u stopy. Albo gorzej. Nawet chyba nie do końca potrafił porównać do niczego tego, co czuł.

pericles campbell
barman w cherry road — w wolnych chwilach pisze książkę
24 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Morze mnie gniewne rzuciło na skały, na to mi tylko zostawiając duszę, bym lepiej śmierci bliskiej czuł katusze.
przepraszam, grudzień był ciężki max :crying:

Czyż nie było to po prostu bezpieczne? Niestrudzenie wracać do siebie raz za razem, gdy świat okazywał się zbyt straszny i ciemny; tak łatwo było ulec skrusze i z żalem wymalowanym w oczach po raz wtóry powtórzyć szczere, acz nudne już przepraszam. Może obaj byli po prostu tchórzami i stąd ten cały związek, który bazował przede wszystkim na przyjaźni. To ona przecież tu była ważna, a tak przynajmniej Perry sądził. I to o nią zamierzał zaciekle walczyć — gdyby przecież znów byli razem, w końcu rozdzieliłoby ich coś tak poważnego, że utraciliby się na zawsze. Jeśli zaś odważnie wybraliby przyjaźń, mogli tkwić przy sobie na zawsze i nikt by im już nie mówił, że o tej miłości zaznanej w młodości, na zawsze się ostatecznie zapomina.
Był mu wdzięczny za ten chłód. Za dystans, który ułatwiał wszystko, choć jednocześnie kłuł go nieznośnie i niepewnie. Bo przecież Percy nie powinien tak reagować, nie teraz, nie nigdy. — Jak to nic ci nie jest? — rzucił sceptycznie, lekko się krzywiąc. Mógł kłamać, zbywać go, powtarzać złudne zapewnienia, ale Perry przecież przez te długie lata nauczył się go już w całości. — Pokaż — powiedział stanowczo, wykonując jeszcze dwa kroki do przodu, zapomniawszy o tym swym piekielnym planie. Dla niego jednak to wszystko było proste — to, że zrywając, nie muszą rozstać się tak prawdziwie. Że przyjaźń, czasem może coś więcej, ale po prostu brak deklaracji. Wzajemna troska, na miłość boską, przecież to nie tak, że to wszystko nagle miało się rozmyć. Po prostu przestaliby być tym lokalnym żartem, Perry i Percy, jak postacie z kiepskiej kreskówki. — No tak, ale to nie jest ważne, to nie... — miał już mętlik w głowie, wściekły na siebie za to, że wszedł tu w ogóle. Bo może powinni udać się do knajpy i tam na dzień dobry, nad kawą i niedobrą kanapką, winien mu powiedzieć, że to koniec. Tak chyba robili w filmach, ale nie był pewien — nie miał najmniejszego pojęcia, jak się z kimkolwiek zrywa. I co to w ogóle oznacza. No ale nagle stało się za późno na cokolwiek, więc Perry zaczerpnął większy oddech i mimo zamierającego serca, szykował się do wypowiedzenia kilku nędznych zdań, które zdążył sobie w myślach poukładać.
Wiem — mruknął pospiesznie w odpowiedzi na zadane, krótkie pytanie, czując się jak idiota. Może łatwiej byłoby skłamać, że wyjeżdża. Lub że wstąpił do klasztoru. A może po prostu popełniał właśnie błąd życia. — To nie tak, że planowałem cokolwiek, nie zdawałem sobie nawet sprawy, no bo wiesz, my, to wszystko, przecież się układało, tak jakby, czasem — wyrzucił z siebie na wydechu, unikając jego spojrzenia. — Ja nawet nie wiedziałem, że jakakolwiek dziewczyna może mnie zainteresować, Percy, a potem pomyślałem, że jak my ciągle... no wiesz, to ja się nigdy nie dowiem niczego o sobie — było to marne kłamstwo. Głupie. Może faktycznie Jane się mu spodobała, ale nie powinien wykorzystywać tego wszystkiego jako argumentu. Tak jednak było łatwiej, bo Percy był nie tylko jego pierwszym chłopakiem, ale i pierwszym kimś kiedykolwiek. No więc faktycznie skąd mógł wiedzieć, kim jest, skoro nigdy niczego innego nie próbował? — No i ty mnie przecież nie kochasz — rzucił cicho, może z przesadą, ale czy nie taka była prawda? Byli zbyt młodzi, by pozwalać sobie na tak wiele uczucia. Nie kochali się przecież, nie mogli, po prostu nie.

percy matthews
pięściarz/instruktor karate dla dzieci — Dom Kultury
23 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Nielegalnie obija mordki różnym ludziom, żeby dostać szybką kasę i zapłacić rachunki, bo emerytura dziadka nie wystarcza. Uczy też dzieciaczki karate. I ma maks przyjazną mordkę, więc zna praktycznie każdego w tej dziurze.
No problemo, girl :fox:

Chyba trochę tak, ale Percy był na tyle naiwnie zauroczony ideą bycia z Campbellem, że chyba nigdy wcześniej nie dopuszczał do siebie, że to, co nieustannie robią jest chyba trochę szkodliwe. Ale Percy po prostu bał się świata bez Perry’ego i na samą myśl o takim smutnym świecie panika ściskała jego krtań. Może w tym momencie po prostu nie potrafił zrozumieć, że rozstanie z tym chłopcem stojącym przed nim, nie oznacza przecież, że Perry przestanie istnieć. Tylko, że Percy za nic nie wyobrażał sobie jak mieliby funkcjonować bez… tego związku i bał się czy możliwe w ogóle byłoby powrócenie do bycia przyjaciółmi. Dlatego też nigdy wcześniej nie zaśmiecał sobie głowy tego typu myślami, ponieważ zawsze optymistycznie zakładał, że prędzej czy później znów będą razem.
Daj spokój ¬– zaczął uspokajająco. Choć może w zasadzie wiele by teraz ułatwiło to, że ściągnąłby bluzę. Ale nie chciał stosować tak taniego tricku i przede wszystkim nie chciał, żeby Perry się o niego teraz martwił. Nie potrzebował jego troski, bo doskonale wiedział, że wkrótce poczuje się lepiej – być może dotyk Campbella czy chociażby samo przytulenie go, sprawiałoby, że Percy poczułby choć przypływ endorfin związanych z bliskością chłopaka i choć na moment zapomniałby o bólu, ale nie chciał tego sprawdzać. Poza tym czuł, że Perry chciał mu naprawdę coś powiedzieć. – Przecież wiesz, że się pozbieram. – Uzupełnił tą spokojną wypowiedź, kojącym uśmiechem. Zawsze szybko zbierał siły na nowo, gotów do kolejnych wyzwań.
Dopiero po chwili pożałował tego naciskania na niego, by owszem, powiedział mu, co go tak naprawdę dręczy i do czego tak usilnie zbiera się, by mu powiedzieć. Ten klasztor zdecydowanie bardziej by przemówił do Percy’ego i może nawet Matthews zwyczajnie uszanowałby decyzję chłopaka.
Poczuł najpierw suchość w gardle, wpatrując się w niego z wyczekiwaniem, bo jeszcze przez moment naiwnie wierzył w to, że Perry zaraz rzuci żartowałem, głupku, a Percy z poczuciem ulgi będzie mógł przyłożyć mu lekko poduszką. Ale nic podobnego nie nastąpiło. I przez chwilę rozważał jego słowa, bo naprawdę nie wiedział, jak ma zrozumieć to wszystko, co właśnie padło. – Czyli… chcesz się rozstać tak d-definitywnie, ponieważ chcesz dowiedzieć się więcej o sobie? – podsumował nerwowym tonem, czując jak serce mu bije mocno i jak słupek stresu zaciska się w jego żołądku. Próbował to sobie wszystko poukładać, bo przecież nie mógł mieć pretensji do Perry’ego, że chciał poznać samego siebie i dowiedzieć się więcej o swojej orientacji, ale… ale mimo wszystko czuł ogromne rozgoryczenie i poczuł się zraniony. A nawet niewystarczający.
I w międzyczasie, gdy naprawdę próbował zrozumieć, do czego właściwie Perry zmierzał i powstrzymując się przed zbyt emocjonalną reakcją, poczuł jakby chłopak ponownie strzelił mu obuchem w twarz. – Jak to cię nie kocham? – prychnął z irytacją i z ciężkim westchnieniem, które dodatkowo zabolało w klatce, ale już kompletnie o to nie dbał. – To, że nie chcesz ze mną być, nie daje ci prawa do mówienia mi co ja czuje wobec ciebie, wiesz? – powiedział z urazą i skrzywił się. Nie mógł uwierzyć, że ten sam Perry, którego chyba niejednokrotnie składał do kupy – który zresztą też jego wielokrotnie składał do całości po wielu przeżyciach! – i ten sam Perry, którego jako jedynego przedstawił dziadkowi, i który jako jeden z może trzech osób był u niego w domu, i na którego widok Percy po prostu nie mógł powstrzymać uśmiechu radości, mówił mu teraz w twarz, że go nie kocha.

pericles campbell
barman w cherry road — w wolnych chwilach pisze książkę
24 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Morze mnie gniewne rzuciło na skały, na to mi tylko zostawiając duszę, bym lepiej śmierci bliskiej czuł katusze.
Nie był pewien kiedy po raz pierwszy ugodziła go myśl, że powinni się rozstać. Tuż po zarządzeniu kolejnej przerwy? Czy właśnie nie wtedy człowiek dochodzi do tak destrukcyjnych i zuchwałych przemyśleń? Gdyby ktokolwiek zapytał, podałby właśnie taką odpowiedź — narażony na chwilową samotność, wpatrując się w pusty ekran telefonu, nie odnajdując w sobie sił na wykonanie pierwszego ruchu, doznał nagłego olśnienia. Że to nie działa, że nigdy się nie zmienią, że marnują swój czas bawiąc się w coś, czego nie da się nawet określić. Prawda była jednak taka (należało ją niezwłocznie zapakować i posłać na drugi koniec świata, z wyraźnym wskazaniem, by przenigdy tejże puszki Pandory nie otwierać) że Perry się bał. Kiedy chwyciwszy go za dłoń ciągnął go pewnego deszczowego popołudnia przez miasto, nieustannie śmiejąc się i wierząc, że oto właśnie są najlepsze chwile jego życia, pozwolił sobie na stwierdzenie, że dla Percy’ego gotów jest zrezygnować z własnych marzeń. Że dla niego zostanie, znajdzie lepszą pracę, może wyjadą razem na studia — mu to obojętne, byleby niczego nie kończyć. Że porzuci obsesyjne pragnienie odnalezienia wuja, że zerwie kontakty z mafią, że będzie już tylko jego. A potem, wraz z silnym podmuchem wiatru przyszły ciemne chmury: to jego uczucie musiało być jednostronne. Zrobiło się zbyt poważnie, a jak dotąd każda ważna osoba w jego życiu zostawiała go nagle, więc i tym razem miało być podobnie. Chciał wyprzedzić fakty. Chciał pozbyć się tego jedynego szczęścia, nim zaczęliby wspólnie planować przyszłość. Bo nie zniósłby rozstania wtedy, gdy Percy oficjalnie stałby się całym jego światem. Jak miałby sobie wówczas poradzić? Przesuwał niespokojnym, zmartwionym wzrokiem po jego twarzy, porażony siłą posłanego mu uśmiechu. To faktycznie nie było tak, że pozbywał się go teraz ze swojego życia — powtarzał sobie przecież, że nadal będą mogli się przyjaźnić — ale nagle wstrząsnął nim strach, że Percy nigdy potem się już do niego nie odezwie. I że to właśnie kierując się przezornością Pericles sprawił, że oto największy jego koszmar się ziścił sprawiając, że staną się dla siebie obcymi.
No tak jakby — burknął w odpowiedzi, czując, że nie jest w stanie złapać oddechu. Nie, wcale nie chciał. Nie potrzebował dowiadywać się o sobie czegokolwiek, tym bardziej, że brzmiało to niezwykle tandetnie — niczym fabuła nagradzanego, łzawego filmu drogi, podczas którego główny bohater przemierza cały świat wyłącznie po to, by odkryć, że serce jego wciąż przypisane jest do domu, który porzucił. Idiotyzm. Pericles nie planował nawet jakiejś wielkiej wędrówki, tak więc mógł jeszcze się wycofać z tych swoich naiwnych słów, ale… Łódź. Wujek. Przecież musiał. Zmrużył lekko oczy na ten nagły wybuch irytacji, modląc się o to, by chłopak nie zapewniał go teraz o sile swoich uczuć — może i postępował brutalnie, twardo trzymając się swego paskudnego planu, ale niektóre słowa wciąż mogły skłonić go do odwrotu. — Ja cię nie kocham — rzucił na swoje usprawiedliwienie, słowa te recytując jednak niczym aktor na scenie miernego teatru. On go nie kochał (kłamstwo), a więc Percy nie mógł wmawiać sobie, że darzy go tak głębokim uczuciem. — Ale chciałbym się nadal przyjaźnić — tym razem wzrok desperacko podchwycił jego spojrzenie, ukazując nagromadzone w całym ciele przerażenie. To miało być tym punktem definitywnym — przyzwolenie lub jego brak na dalszą znajomość. Wszystko już zależało tylko od Matthewsa.

percy matthews
pięściarz/instruktor karate dla dzieci — Dom Kultury
23 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Nielegalnie obija mordki różnym ludziom, żeby dostać szybką kasę i zapłacić rachunki, bo emerytura dziadka nie wystarcza. Uczy też dzieciaczki karate. I ma maks przyjazną mordkę, więc zna praktycznie każdego w tej dziurze.
Percy dopiero chyba podczas tej rozmowy uświadomił sobie, że jego świat bez obecności Perry’ego nie byłby taki sam. To jasne i oczywiste, i całkiem logiczne, ale jakoś do tej chwili nigdy wcześniej aż tak go ta myśl nie przeraziła. No, bo jasne, że przed Campbellem umawiał się z innymi osobami i był w związkach, ale nigdy wcześniej tak bardzo się nie bał utraty drugiej osoby, jak teraz. Może wynikało to z tego, że z nim najpierw się przyjaźnił, a później stopniowo Perry stawał się dla niego kimś o wiele bliższym? I trochę przerażająca, i rozdzierająca zarazem była myśl, że kogoś, kto znał go tak dobrze, i o kim Percy zaraz po przebudzeniu myślał, miałoby nagle zabraknąć. I zupełnie nie chodziło o to, że znów miałby być singlem, bo przecież Percy potrafił być sam, ale chodziło o to, że poza stratą chłopaka, straciłby też przyjaciela. Bo przynajmniej na ten moment, Percy obawiał się, że nawet jeśli miałby się przyjaźnić z Campbellem to z całkiem nieczystych i egoistycznych motywacji. A to było całkiem nie w porządku. I kompletnie by sobie w tej kwestii nie ufał.
Naprawdę? – spytał z powątpiewaniem, bo chyba wciąż mimo wszystko naiwnie myślał, że tylko to wszystko mu się wydaje i tak naprawdę Perry wcale nie wypowiedział owych słów na głos. Milczał przez moment i wreszcie wziął głęboki oddech. – Jeśli naprawdę… to chyba faktycznie bez sensu marnować swój czas i… no, chyba rozejść się, tak? No bo… no tak. – Myśli mu uciekały, ale nie dbał już o to czy cokolwiek z tego, co powiedział ma sens. Było mu przykro i nawet nie potrafił na ten moment tego ukryć.
Na moment odwzajemnił to zdesperowane spojrzenie. – To super, ale nie wiem, czy ja chciałbym – powiedział odruchowo i nieco ironicznie. Po czym zamknął oczy i skarcił sam siebie za ten ton, który mu się wymsknął pod wpływem emocji. No, bo troszkę chciał zranić tymi słowami Perry’ego, ale czy na pewno to była prawda? Przecież jeszcze przed momentem myślał tylko o tym, że nie wyobrażał sobie, żeby chłopak tak po prostu któregoś dnia miał zniknąć z jego życia bez postawienia w nim jakiegoś śladu. – To znaczy… chciałbym. Ale szczerze? Nie jestem pewien czy będę potrafił tak bez żalu, nadziei czy czegokolwiek – wyjaśnił z rozgoryczeniem. – I nie jestem już wcale pewien czy ty tego naprawdę chcesz, czy po prostu mówisz tak, bo tak wypada – dokończył ze wzruszeniem ramion.
Miał dość emocji, patrzenia na Perry’ego i całej tej sytuacji, która poszła ewidentnie nie po jego myśli. Czuł, że ten nadmiar go już przytłacza i zdecydowanie potrzebuje pozostać sam. Pouderzać w coś, pobiegać, pozbyć się myśli. Przygryzł mocno wargę i podniósł wzrok na Perry’ego i wypowiedział coś, czego wcześniej w każdej innej sytuacji potwornie by żałował: – Chyba powinieneś iść. Albo ja pójdę, choć to mój dom. Ale jest mi to już zupełnie obojętne – powiedział i ponownie z bezradnością wzruszył ramionami, patrząc wprost na chłopaka. pericles campbell

/zt? [pozwoliłam sobie skończyć, ale już lecę na discord]
ODPOWIEDZ