stolarz — Plane Wood Carpenter
32 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
robię meble, ciągle pomagam na farmie i chcę spełnić marzenie o archeologii, ale życie pisze własne scenariusze
Zlecenia dla przyjaciół Jerry zawsze realizował po swojej regularnej pracy. Wynikało to z prostego faktu, że organizował je poza kolejką i pobierał opłatę jedynie za materiał, nie naliczając samej robocizny i montażu. Dlatego podjechał pod dom rodziny Hammondów już późnym popołudniem, zamiast normalnie w godzinach pracy. Co prawda obiecał przywieźć Maxine komodę dopiero za trzy dni, ale miał w tym terminie kilka innych załatwień, dlatego sprężył się wcześniej i tak oto zawitał pod jej dom trochę wcześniej, zupełnie bez zapowiedzi mając cichą nadzieję, że natrafi na właściwego członka rodziny Hammondów. Zaparkował swojego pickupa niemalże pod drzwiami, żeby daleko nie nosić wszystkich elementów, a i tak zanim zapukał, postawił przy drzwiach swoją skrzynkę z narzędziami, którą - jak na to po cichu liczył - podrzuci Max, żeby wzięła ją ze sobą, gdy on będzie tachał poszczególne elementy mebla. Ściągając szuflady na podjazd narobił tyle hałasu, że już nie musiał nawet anonsować nijak swojego przybycia, bo gdy tylko znalazł się na schodach prowadzących do domu, drzwi stanęły otworem, a zza nich wyłoniły się ciemne włosy Maxine. Ha, idealnie! Lepiej trafić nie mógł.
- Niespodzianka! - zawołał na wydechu do dziewczyny i poprawił sobie w uścisku szufladę, żeby mu zaraz nie przytrzasnęła stopy. - Powitania i pogawędki zostawmy sobie na później. Gdzie z tym? - zapytał od drzwi i siłą rozpędu wszedł do środka, żeby nie tracić impetu. - Tylko szybko. To cholernie ciężkie! Huh! - mówił stękając wyraźnie pod ciężarem przenoszonych szuflad. Zachciało jej się, kurde mol, komody z prawdziwego drewna, które zawsze było cięższe niż najtańsza płyta, to teraz musiał się nadźwigać i nastękać!
Ale czego się nie robiło dla przyjaciół, prawda?

Maxine Hammond
Spoiler
Plotka, jaka mogła dobiec do uszu Max dotyczyła rzekomo sekretnych schadzek Jerry’ego i Cobie. Swój początek miała od tego, że Cassandra, jedna z sąsiadek Lyonsów i przyjaciółka jego babci, wracając rowerem między farmami dostrzegła jak Jerry opuszczał wieczorem farmę Cobie po tym, jak dziewczyna odpytywała go przed egzaminem. Plotka podawana z ust do ust narosła do historii o tym, że wymieniona wcześniej dwójka spotyka się od dawna, Cobie już została zaakceptowana przez dziadków Lyons - przecież Hayes odwiedzała farmę pod nieobecność Jermaine’a w Lorne Bay - a to wszystko pod nosem mieszkającej na farmie Lyonsów Marianne, która - aby zapomnieć o dawnym ukochanym - rzuciła się w wir pracy spędzając długie godziny w klinice weterynaryjnej. Czy coś w tym stylu. To plotka - każda historia około tego może być równie prawdopodobna!
lisowa
A.
lek. wet. || inst. jazdy — Stadnina koni Huntingtonów
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Sometimes I still have to take a deep breath and remind myself that not everyone will breake me like
you did.
Była wkurzona i każdy, kto tylko dostrzegał charakterystyczną kreskę na czole, wolał schodzić jej z drogi. Nie spodziewała się przecież tego ktoś, kogo uważała za pełnego dobra i honoru, postanowi skrzywdzić jej przyjaciółkę. Jej humoru nie polepszał również fakt, że rozstała się ze swoim chłopakiem. Całość więc wzmacniała w niej pogląd, że mężczyźni to dupki, którzy nie nadają się do niczego, jak do pomocy.
- Yaay! – udała ironicznie entuzjazm, kiedy wszedł do jej rodzinnego domu. Ostrzegła swoje rodzeństwo o wizycie Jerry’ego, dlatego też kilkoro z nich wpadło na szybkie powitanie w przedsionku.
- Do góry po schodach, jeśli możesz. A ja zrobię Ci kawy – Lyons na pewno wiedział, który to był jej pokój, choć dostanie szoku, kiedy zobaczy, że ściany zmieniły kolor. Z chłodnej i ponurej bieli, stały się ciemną kawą, która imitowała kolor lasu. Na ścianie przy łóżku naklejona została foto tapeta, imitująca fragment prastarej puszczy w mglisty i raczej chłodny poranek.
Hammond pozwoliła mu przejść i sama zniknęła w kuchni. Słyszała, jak biedny Jermaine taszczył dziadostwo po schodach, a jej myśli błądziły od współczucia do złości. Motała się w nich tak, jak kocięta we włóczce i za żadne skarby nie potrafiła się z nich wyplątać. Kiedy zaparzyła kubek gorzkiej kawy, wyjęła z lodówki także piwo. Pomyślała, że może wolałby napić się czegoś zimnego i relaksującego, a nie – czarnej, niczym smoła i gorącej jak samo piekło, kawy.
- Dzięki. Nie wiedziałam do kogo się zgłosić z tym. Mogłabym w sumie zrobić to z tatą, ale on jest… no jest bardziej naukowcem, niż siłaczem – z jego opowieści, Maxine wywnioskowała, że raczej wolał zatrudnić specjalistów, niż wykonywać prace remontowe. Jerry był drugą osobą, jaka przyszła jej do głowy. Pierwszą był rzecz jasna Pearce, ale Max nie upadła na głowę, aby go prosić.

Jermaine Lyons
sumienny żółwik
13#9694
stolarz — Plane Wood Carpenter
32 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
robię meble, ciągle pomagam na farmie i chcę spełnić marzenie o archeologii, ale życie pisze własne scenariusze
Wniesienie samych szuflad to niby nic, a i tak zasapał się, zanim dotarł do sypialni Maxine. W której czekało go niemałe zaskoczenie! Przez chwilę myślał, że pomylił pokoje, ale pojawienie się w drzwiach Max z kubkiem kawy i butelką piwa potwierdziło przypuszczenia.
- Nie dziwię się, że chciałaś taką komodę, pasuje super do nowego wystroju - pokiwał głową z aprobatą, przyjmując z podzięką kubek z parującym napojem. Postawił na starej komodzie kawę, a za piwo podziękował przeczącym pokręceniem głowy. Był samochodem, a popołudnie zaplanował z Lily. - Przygotuj miejsce na ustawienie nowej komody. Jak już ją wniosę i złożę, to za żadne skarby świata jej nie ruszymy - sapnął zbierając się w sobie. Musiał jeszcze na górę donieść cały korpus, a ten ważył zdecydowanie więcej!
Zbiegł na dół po schodach i ściągnął najcięższy element na podjazd. Przesunięcie całości pod schody było najprostszym krokiem, teraz trzeba było wnieść ją na górę. Stękając pod nosem - puszczając co jakiś czas wiązankę niecenzuralnych słów - podnosił komodę schodek po schodku. W połowie drogi był przekonany, że zaraz albo wypluje płuca, albo zatoczy się do tyłu, a ciężki mebel przygniecie go do ziemi i zostanie po nim czerwona plama. Na szczęście udało się wtachać całość górę bez ofiar. Zwykle miał do do takich zadań Roberta, dziś - mimo kilkorga rodzeństwa Max, które przyszło się przywitać - nikt nie był skory do pomocy. Jerry jednak nie miał pretensji, ale uśmiechnął się pod nosem, gdy wreszcie wepchnął komodę do pokoju Maxine.
Zanim jednak zabrał się do roboty, usiadł na podłodze opierając się plecami o ścianę i sięgnął po kubek z gorącą kawą. W tym stanie chętniej sięgnąłby po piwo, ale miał z tyłu głowy wieczór z córką. - Daj mi chwilę. Muszę odetchnąć, starość nie radość - wzruszył ramionami uśmiechając się wesoło. Nie wyczuł parszywego nastroju Max. Ale czego po nim oczekiwać? Był tylko niezbyt spostrzegawczym facetem! - A ty w tym czasie opowiadaj, co u ciebie - podmuchał w parujący jeszcze kubek z kawą i upił kilka łyków napoju. - U mnie w sumie trochę się zadziało od ostatniego spotkania! - oczy rozbłysły mu z podekscytowaniem. - Nie wiem, na ile wiesz od Mari albo słyszałaś plotki, sam czasami nie dowierzam, że to się serio dzieje... Ale dobra, dawaj ty pierwsza - ostudził swój zapach i ruchem głowy zachęcił ją do rozmowy.

Maxine Hammond
lisowa
A.
lek. wet. || inst. jazdy — Stadnina koni Huntingtonów
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Sometimes I still have to take a deep breath and remind myself that not everyone will breake me like
you did.
Hammond gramoliła się do góry i skierowała do swojego pokoju, w którym słychać było krzątanie się przyjaciela. Następnie zaś nogą uderzyła w drzwi, aby popchnąć je w stronę futryny i tym samym odciąć się od wścibskich spojrzeń swojego rodzeństwa.
Żyjąc w tak licznej grupce, Max nigdy nie miała prywatności, ani dostępu do łazienki o normalnych porach. Każdy zresztą, kto miał braci i siostry, zapewne przeżywał podobne katusze i chociaż wielokrotnie miało się ochotę popełnić morderstwo, jakoś nie sposób było gniewać się na nich długo.
- Może uznałabym Cię za starego, gdybym nie widziała, jak przed chwilą skakałeś po tych schodach – zażartowała miękko. Dla niej stary, to był ojciec, który po wejściu na ganek łapał zadyszkę i bóle krzyża. Jermaine brykał po jej domu, jak koziołek po górskich skałkach. Nawet Maxine nie dawała rady wejść do góry na raz, chociaż w jej przypadku brak kondycji brał się raczej z niewydolności jej płuc. Astma miała to do siebie, że przypominała o sobie w najmniej oczekiwanych momentach: wspinaczki po stopniach były jednym z ryzyk, które dało się jakoś wywnioskować. Ale jak wytłumaczyć prezentowanie referatu na zajęciach w szkole średniej? Lub też stanie w kolejce piekarni?
Max próbowała robić dobrą minę do złej gry. Wystarczył jednak tylko temat plotek, a aż się coś w niej zagotowało. Nim zdążyła usiąść, podniosła się i zaczęła krążyć nad swoją ofiarą.
- Czy Ty sobie żartujesz? – wymamrotała, łypiąc na niego spode łba. Zastanawiała się, czy ktoś mu przypadkiem nie zabrał jednej klepki. Zawsze wydawał się być taki spokojny, poukładany i MĄDRY. Tymczasem zachował się tak, jak myślała, że nigdy tego nie zrobi.
- Miałeś taką fajną dziewczynę, Jerry, na dodatek masz z nią dziecko i co? I jajco, bo Ty myślisz w kategoriach zabawy i obracania się z jakimiś wypacykowanymi szlaufami. Czy Ty na pewno masz ponad trzydzieści lat? Czy może dopadł Cię kryzys wieku średniego? To wiesz co, Lyons, radę mam. Samochód sobie zmień, ale Marianne to nie krzywdź już no! – wybuchła tak, że aż sama nie potrafiła w to uwierzyć. Pech chciał, że Maxine była oddaną przyjaciółką i dziewczyną, która ostatnie, czego chciała to jej kolejnych łez.
- Albo mózg sobie kup, dzbanie jeden – tym razem już dorzuciła nieco spokojniej, patrząc na zszokowanego cieślę u swych stóp.

Jermaine Lyons
sumienny żółwik
13#9694
stolarz — Plane Wood Carpenter
32 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
robię meble, ciągle pomagam na farmie i chcę spełnić marzenie o archeologii, ale życie pisze własne scenariusze
Jerry najpierw łypnął białymi zębami w szelmowskim uśmieszku, a później zrobił minę zbolałego staruszka i nawet pochylił się na tej podłodze, żeby rozmasować “obolałe” miejsce na plecach. - Hohoho, to się tylko tak wydaje! Okupuję to później bólami i łupaniem w krzyżu! - przedrzeźniał idealnie głos swojego dziadka, ale jego - na szczęście! - jeszcze nic aż tak nie bolało. Skrzywił się niby w grymasie, wymamrotał jakieś “łojojojoj”, pobujał się chwilę i znów wyprostować, kiedy Maxine nagle zmieniła swój ton wypowiedzi.
Jerry uniósł brew i wodził za nią wzrokiem, gdy chodziła po pokoju w tę i z powrotem. Podwinął nawet nogi bliżej siebie, żeby się o nie nie potknęła, bo wydawała się być konkretnie rozemocjonowana. Jerry często sobie żartował, teraz poniekąd też, ale nie rozumiał totalnie, do czego odnosiła się Max. Pokiwał głową - może trochę prowokacyjnie, jego instynkt samozachowawczy zawodził, bo ciągle nie łapał, że Hammond jest nabuzowana nerwami - zgadzając się z jej opinią, że i owszem miał bardzo fajną dziewczynę (właściwie to prawidłowa forma powinna brzmieć “znów ma”, ale to ciągle była tajemnica!). Bał się wtrącić komentarza werbalnego, bo gdyby do tego bucowatego pokiwania głową doszły słowa “ano tak, potwierdzam, potwierdzam, naprawdę fajna” Max gotowa byłaby jeszcze odwinąć się i skopać leżącego!
- Hmm… - nie udało mu się przebić przez zdenerwowanie Maxine i przerwać jej słowotok z zapytaniem czym jest “wypacynkowany szlauf”. Szlauf kojarzył mu się z wężem ogrodowym, stąd też nie rozumiał głębi tego porównania. No i po co zakładać pacynkę na szlaufa? Że niby pod ciśnieniem wody wyskoczy w powietrze podczas finałowej sceny robiąc wielkie show? W dodatku w promieniach słońca rysując w powietrzu piękną tęczę? I dlaczego miałby się z nimi obracać?! A może to przedstawienie baletowe dla Lily? I że niby powinien założyć jeszcze różową tiulową spódniczkę? I dopasowane do ciała body? I tańczyć wdzięcznie z tym szlaufem po ogrodzie? No serio, totalnie mu się to nie spinało! Żeby nie zdradzić się z tym, że śmieje się do własnej wizji podsuniętej przez wyobraźnię zagryzł wargi i zasłonił twarz ręką. No i w tym nastroju palnął najgłupsze, co w ogóle mógł: - Nie stać mnie na zmianę samochodu… - wtrącił trochę bezmyślnie, jakby to była najistotniejsza rzecz w trakcie całego wywodu. Zresztą, na mózg też nie było go stać... Chociaż biorąc pod uwagę fakt, że mózg na czarnym rynku narządów kosztował niecały tysiąc dolarów australijskich, to może faktycznie dostałby szybciej nowy mózg niż samochód? - Eeeee… Max? Spokojnie, przecież nikt nikomu nie robi krzywdy? - chyba?, dodał w myślach, bo może Mari jej coś o nim opowiedziała? Może znów coś zjebał i jeszcze nie wiedział co? Musiał się tego wydowiedzieć i zrobił minę taką jak Martin na tym gifku włącznie z gestykulacją rękami. - Możesz mi wyjaśnić, o co chodzi? Bo naprawdę staram się ciebie zrozumieć, ale… no… - uderzy go w twarz, jak zwerbalizuje jej swoją wizję z baletnicą tańczącą w tęczy pojawiającej się pod wpływem wody wydostającej się ze szlaufa...?

Maxine Hammond
lisowa
A.
lek. wet. || inst. jazdy — Stadnina koni Huntingtonów
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Sometimes I still have to take a deep breath and remind myself that not everyone will breake me like
you did.
Maxine wpatrywała się w niego, jak na jakiegoś wariata. Źrenice rozszerzyły jej się, a następnie zmniejszyły, gdy spojrzała na światło nad ich głowami.
- Czy Tobie się zwoje wyprostowały, Lyons?! – ryknęła, czując jak jej ciało na moment wiotczeje i napina się. Nie rozumiała jego wypowiedzi i tego, że skupił się na tak prozaicznej rzeczy, jaką był jakiś głupi samochód.
- Ja niby jestem niespokojna? – wyburczała, krzywiąc swoją twarz w grymasie czystego gniewu. Ten zwrot działał jak płachta na byka. Była rozjuszona tym, że nie podchodził poważnie do sedna problemu i tym samym zgrywał się i udawał, że wcale nie krzywdził Marianne.
Brunetka zamachnęła się ręką w jego stronę i prawdopodobnie tylko odległość uchroniła go przed lekkim ciosem.
- A powiedz mi, czym Ty w ogóle pomyślałeś, kiedy postanowiłeś to zrobić, co? Przecież masz rodzinę, która Cię kocha, masz Lilkę i ja… ja naprawdę myślałam, że one dla Ciebie coś znaczą, że są ważne i nigdy im tego nie zrobisz – rycerz w lśniącej zbroi na koniu okazał się być ogrem. Tylko osła brakowało, choć jeśli się przyjrzeć, to był w pokoju ktoś, kto gadał bez ładu i składu.
- Nie udawaj, że nie wiesz. Nie znoszę, jak ktoś robi z siebie debila i próbuje udawać, że nie wie o co chodzi. Przecież was widzieli, Jerry. Na mieście, u Ciebie na ganku. Czy ja muszę mówić dalej? – oparła się o ścianę po przeciwległej stronie i zjechała na dół, na jego wysokość. Lewą nogę wyprostowała, a drugą podkuliła i oparła brodę.
- Wiem o was. Właściwie to wszyscy o was wiedzą. I nie rozumiem dlaczego, Jerry? – wybuchła niemalże płaczem, nie zdając sobie sprawy z tego, że cała ta scena była absurdem. Kłamstewko siedziało na jej kanapie i zacierało rączki, spoglądając na zdziwionego Jermaine z niemałą satysfakcją.
Jermaine Lyons
sumienny żółwik
13#9694
stolarz — Plane Wood Carpenter
32 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
robię meble, ciągle pomagam na farmie i chcę spełnić marzenie o archeologii, ale życie pisze własne scenariusze
Czekaj, co?! Dokładnie to wyrażała w tym momencie mina Jerry'ego. Zdecydowanie przestał klaunować, bo dalej nie rozumiał, co tu się działo. Jej pytanie uznał za retoryczne, bo chyba sama postawa Maxine świadczyła o jej zdenerwowaniu, nie musiał tego potwierdzać. Ale dalej… co się tu odjaniepawlało?! Hammond znów próbowała wjechać mu na sumienie, a Lyons ciągle nie rozumiał. Nawet przeczesał w pamięci kilka ostatnich wydarzeń, po których Marianne mogłaby się na niego za coś obrazić, ale jedynym "przewinieniem" w jego mniemaniu mogło być podwiezienie na Carnelian Land kobiety, która niedawno nabyła starą farmę po nieżyjących już Simmonsach. Zepsuł jej się samochód na środku drogi i Jerry po prostu ją podwiózł, nic więcej. Nawet nie pamiętał jej imienia. Ale to nie mogło być to, przecież Harding nie była zazdrosna o takie przypadki! Chyba znała go wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć, że podobne romanse są nie w jego stylu?
I nagle padło coś, co wytrąciło Jerry'ego z równowagi. Jak to - wszyscy o nas wiedzą? Zdaje się, że dobrze się pilnowali! Zatem jak się dowiedzieli? Ktoś ich zauważył, kiedy piknikowali w Cairns? A może Lily coś zauważyła i powiedziała o tym pani w przedszkolu, która przekazała plotkę dalej? Co nie zmieniało faktu, że dalej nie spinało mu się "krzywdzenie Mari i Lily" z tym, że "wszyscy o nich wiedzą". A może właśnie o to jej chodziło? Może Max nie chciała, żeby Jerry wracał do Marianne, żeby znowu jej nie skrzywdził?
To wywołało u niego bunt. Nie zamierzał znajdować się w pozycji ofiary, dlatego podniósł się do pionu, odstawił kubek na bok i krzyżując ręce na klatce piersiowej patrzył gniewnie na brunetkę.
- Kto ci o nas powiedział? Mari? - to była pierwsza kwestia, jaką musiał wyjaśnić. Skoro wszyscy wiedzieli… kurwa. Lily też? Nie chciał, żeby to się tak wydało, to w ogóle miało się nie wydać przez najbliższe miesiące! Ale skoro już się stało, Jerry nie zamierzał odpuszczać, czy to się podobało Hammond, czy też nie. Wreszcie wziął życie w swoje ręce i nie da się tak łatwo pozbawić pewności siebie! - Posłuchaj, Max - mówił niby spokojnie, ale z pretensjonalnym zniecierpliwieniem. - Mam już dość tej huśtawki. W waszych oczach jestem raz dobry, raz zły i zawsze uważacie, że to wasze zdanie jest to najwłaściwsze! - Kim byli owi "oni"? Szeroko pojęci bliscy Marianne, którzy uważali, że Jerry - chociaż fajny i dobry z niego człowiek - nie jest odpowiednim mężczyzną dla Harding. - Nigdy wam nie dogodzę, zawsze będę niewystarczający. I wiesz co, Hammond? Mam to, kurwa, gdzieś! Kocham ją, rozumiesz? Zmieniłem się. Wyjazd uświadomił mi, co w moim życiu jest najważniejsze i teraz nikt mnie nie powstrzyma! Ani ty, ani te plotkujące żmije! Jeszcze się przekonacie! Czy wam się to podoba, czy nie, zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby to właśnie przy mnie - akcentując mocniej dwa ostatnie słowa dla lepszego efektu dotknął czubkiem palca wskazującego własnego mostka - była szczęśliwa! - wycelował teraz palec w Maxine i dźgnął nim powietrze między nimi. Nie wyładowało to jego frustracji, dlatego odwrócił się, podniósł jedną z szuflad i ze złością wcisnął ją na jej miejsce w komodzie. Nie ma to jak łączyć pozbywanie się złej energii razem z pracą, utylitaryzm w najczystszej postaci!

Maxine Hammond
lisowa
A.
lek. wet. || inst. jazdy — Stadnina koni Huntingtonów
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Sometimes I still have to take a deep breath and remind myself that not everyone will breake me like
you did.
- Moje rodzeństwo, Jermaine. Mam ich sporo. Są jak wróble z gry o tron – Max miała wrażenie, że było ich znacznie więcej, niż koali w pobliskim rezerwacie. Tam, gdzie ktoś szedł, mógł bez większego cienia zawahania się założyć, że spotka Hammonda. Chodzili stadnie, niczym chmara flamingów, byli głośni i niezwykle pro rodzinni.
Max pewnego wieczoru została przyatakowana przez Sophie, która siedząc przy kuchennym stole i zażerając się kanapką z serem i majonezem wybulgotała, że widziała, jak Lyons układa sobie życie z kimś innym. I wszystko byłoby fajnie i pięknie, bo przecież miał do tego prawo, gdyby nie fakt, że Marianne nie została o tym fakcie poinformowana. Brunetka, jak na dobrą przyjaciółkę przystało, widziała, że łączyło ich coś więcej, niż Lills – nic więc dziwnego, że zaczęła drążyć i w akcie czystej złości postanowiła utrzeć panu alvaro z Lorne Bay nosa.
Zamiast tego, zatrzymała się w pół kroku i zmierzyła go uważnym spojrzeniem.
- Wiesz co jest złe, Jerry? – parsknęła, choć to, że niebezpiecznie zbliżył się do niej, zmusił ją do cofnięcia się o krok.
- Robienie papki z mózgu osoby, na której podobno Ci zależy – syknęła.
- Mówienie wszystkim, że jest dla Ciebie najważniejsza i zrobisz dla niej wszystko, po czym szlajasz się po kątach miasta z tym… z tym… – czymś. Nie miała szacunku do ludzi, którzy wbijali na trzeciego do relacji. Kiedyś na fizyce usłyszała nieśmieszny żart, w którym okazało się być sporo prawdy.
Jeżeli ciało A działa na ciało B, to ciało C się nie wpierdala.
- Wiesz co, nawet mi Cię nie żal. Zasłużyłeś sobie na to, aby Mari sprzedała Ci soczystego kopniaka w dupę! Na Twoich wiejskich miłostkach cierpią one obie, Ty, Ty… Ty krzywdzicielu zawiasów szafek! – odwróciła się do niego plecami, czując, jak zaczynają w tej złości piec ją oczy. Chwyciła wkrętarkę, jaką przyniósł i zaczęła rozglądać się za czymś, co mogłaby skręcić.

Jermaine Lyons
sumienny żółwik
13#9694
stolarz — Plane Wood Carpenter
32 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
robię meble, ciągle pomagam na farmie i chcę spełnić marzenie o archeologii, ale życie pisze własne scenariusze
- No do Varysa trochę ci brakuje - na pewno kilogramów, chociaż trzeba przyznać, że masz kilka innych cech rekompensujących braki, jak bujniejsze włosy i jaja na pewno większe od Pająka. - Ale fakt, Hammondów jak mrówków, przed wami niczego nie da się ukryć… - mruknął bardziej do siebie pod nosem, niż bezpośrednio do Maxine. I tak utrzymał część komentarza tylko w myślach, bo całość mogłaby być dodatkowym paliwem, które jeszcze bardziej rozsierdziłoby jej wzburzoną krew.
W Jerrym też się gotowało, ale im więcej nieporozumień wkradało się w tę rozmowę, tym Lyons był bardziej skołowany i już naprawdę nie wiedział, o co im chodziło. No i nieco ochłonął dostrzegając niebezpieczny ruch, gdy Max tak energicznie złapała za wkrętarkę. Wściekła kobieta z taką maszyną nie była dobrym połączeniem. Jerry nawet przez chwilę patrzył na wiertło i żałował, że z lenistwa i wygody wolał wersję akumulatorową urządzenia zamiast tej sieciowej. Sieciową Max musiałaby najpierw podłączyć do prądu, żeby wywiercić mu nią dziurę w brzuchu - a obraz ten niezwykle realnie stanął mu przed oczami - a do akumulatorowej wystarczyło naciśnięcie przycisku zasilania. I już, jelitka okręcają się wokół wiertełka...
Spokojnie, Lyons, naoglądałeś się za dużo thrillerów, skup się na tu i teraz…
Papkę z mózgu Jerry także zinterpretował po swojemu - czyżby chodziło jej o Cobie, z którą (chyba?) wszystko sobie wyjaśnili? Fakt, zależało mu na blondynce, bardzo ją polubił i chyba nawet można powiedzieć, że się zaprzyjaźnili, ale co do tego miało szlajanie się z czymś - CZYM, do jasnej anielki?! - po mieście? I jakieś wiejskie miłostki?
- Nikomu nie robię papki z mózgu! - uniósł się przy pierwszych sylabach, ale mając na uwadze wkrętarkę pod władzą Maxine zacisnął mięśnie twarzy, żeby opanować podniesiony ton, ale słabo mu to wyszło. - Zaraz ja ciebie kopnę w dupę, Hammond, i tyle będzie! O czym ty do cholery bredzisz?! Jakich wiejskich miłostkach?! Jakie szlajanie się, co ty wymyślasz?! - wywrócił oczami. - Ja cały czas mówię o Marianne! Ale skoro wiesz, że znów jesteśmy razem i dalej mnie o coś opierdalasz, to musisz mi powiedzieć wprost, o co ci chodzi, bo w całym moim szerokim wachlarzu umiejętności akurat czytania w myślach jeszcze nie posiadam! - warknął ironicznie będąc bliskim tupnięcia nogą niczym rozkapryszona księżniczka, ale poprzestał na rozłożeniu rąk do boków i oparciu ich ostatecznie na biodrach łypiąc na Maxine groźną miną w oczekiwaniu wyjaśnień.

Maxine Hammond
lisowa
A.
ODPOWIEDZ