lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
39 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Detektyw z wydziału zabójstw, który pięć lat temu o mało co nie otarł się o śmierć. Wrócił do czynnej służby parę miesięcy temu, nie wiedząc o tym, że jego niedoszły zabójca wyszedł z więzienia.
001.

Wolny dzień od pracy, to dzień który najczęściej spędzał ze swoim psem, niż z ukochaną żoną. Po tym co się stało te 5 lat temu, gdy o mało co nie zginął między parą się wiele zmieniło. Była wściekła na niego za to, że poszedł odwiedzić swojego mordercę w więzieniu, ale bardzo chciał go poznać i dowiedzieć się co nim wtedy kierowało, że tak po prostu go zaatakował. Bał się odpowiedzi i tego co zobaczy w jego oczach i po pierwszym spotkaniu miał dość, jednak wrócił za dwa tygodnie gdy wszystko przemyślał.
Nie wiedział jednak, że Liam wyszedł już z więzienia i że to co się stało tak po prostu może się powtórzyć, z jednej strony tego się by obawiał, gdyby nagle stanął z nim twarzą w twarz. Czuł się jednak bezpiecznie przy swoim psie, Yuki po tym jak wyszedł ze szpitala stała się jego nieodłącznym towarzyszem, pomagała mu nawet w zwykłych czynnościach kiedy żony nie było w domu. Psioczyła trochę na to, że widocznie bardziej kochał tę suczkę niż ją. Może była w tym szczypta prawdy?
Wybrał się na spacer, jako że parę miesięcy wrócił do pracy i jeszcze nie chcieli go za bardzo przemęczać miał więcej wolnych dni. Tęsknił za swoją partnerką w pracy, która narzekała, że przydzielono jej kogoś nowego i niedoświadczonego, teraz mogli znowu pracować razem a Marcus czuł się spełniony. Chociaż te ziarno niepewności zostało w nim zasiane i czasami łapał się na tym, że spoglądał za siebie czy ktoś przypadkiem go nie śledził, tak jak teraz idąc z Yuki na spacer. Mężczyzna od zawsze uwielbiał ciche miejsca, gdzie w spokoju mógł sobie spacerować, a Tingaree miało wiele takich miejsc, dlatego puścił luzem psa i przystanął na moście zerkając jak Yuki pobiegła na drugą stronę ginąc mu z oczu. Nie martwił się o nią, wytresował ją tak, żeby reagowała na wszystkie komendy. Sam wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów, odpalił jednego i zaciągnął się zaciskając wolną rękę na linie od mostu skierował spojrzenie przed siebie. Na moment przymknął oczy delektując się delikatnym wiatrem, który mierzwił mu włosy powodując artystyczny nieład.
- Yuki! Do nogi! - krzyknął zerkając w kierunku skąd zniknął pies, ale ta nie przybiegła, zmarszczył czoło kiedy usłyszał dochodzące warczenie. - Yuki?! - krzyknął głośniej dopalając szybko papierosa a peta wrzucił do wody i skierował kroki w stronę warczącego psa. Co takiego tam znalazła.. albo co gorsza, kogo?

Liam Nielsen
powitalny kokos
nick
43 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś szanowany chirurg, aktualnie po odsiadce za usiłowanie zabójstwa swojej obsesji. Poczciwy człowiek, chociaż Marcus pewnie ma inne zdanie na ten temat. Aktualnie pracuje jako ochroniarz w Shadow.
#3

Liam uwielbiał zwierzęta i ostatnio zastanawiał się nad przygarnięciem jakiegoś czworonożnego przyjaciela. Nie był jednak pewien czy będzie w stanie opiekować się zwierzakiem, bo na razie uczył się na nowo zajmować się sam sobą (po pięciu latach spędzonych w więzieniu było to sporym wyczynem), więc chyba z adopcją zwierzaka musiał się nieco wstrzymać. Niemniej jednak gdy podbiegł do niego pies (o wdzięcznym imieniu Yuki, jak się zaraz okazało) Liam nie mógł się powstrzymać przed przywitaniem go, nawet jeśli ten upiornie na niego ujadał. Czyżby zrobił coś temu psiakowi...? To przecież niemożliwe, bo widział go pierwszy raz na oczy, ale Yuki wydawała się warczeć właśnie na niego; zupełnie, jakby go znała i jakby nie chciała, żeby się zbliżał.
- Cóż to za warkot, piękna nieznajoma? - uśmiechnął się do psa, kładąc dłonie na swoich biodrach i przyglądając się zwierzakowi czujnym, niemal równie zwierzęcym wzrokiem co Yuki jemu.
Spacery były ostatnimi czasy nieodłącznym towarzyszem Liama - nie wyobrażał sobie zakończyć dnia bez choćby krótkiego spaceru po okolicy. Tinagree było tak dzikim i tak pięknym miejscem, że miał wrażenie, że podczas każdego spaceru odkrywał je na nowo. Tym razem, mimo że był zmęczony po długiej zmianie w klubie i że robił się senny od przyjmowanych leków, postanowił zrobić choćby krótką rundkę po okolicy, ciesząc się jednocześnie wolnością i przyjemnym, lekko chłodnym wieczorem.
Nie spodziewał się jednak, że spotka osobę, która właśnie zmierzała w jego kierunku i która najwidoczniej była właścicielem psa; tego samego psa, który ujadał na niego tak, jakby Liam przynajmniej... napadł jego pana. Ciekawy zbieg okoliczności, prawda?
- Marcus...? - wyrwało mu się, chyba poza jego świadomością, a jego ramiona opadły nieco. Wyglądał teraz tak, jakby zobaczył ducha. A przecież przypuszczał, że Cooper wciąż mieszka w miasteczku. Przypuszczał, że nadejdzie kiedyś chwila, że na siebie wpadną i było to więcej, niż prawdopodobne - to było wręcz nieuniknione. Ale mimo wszystko nie spodziewał się, że ta chwila nastąpi tak szybko.
I że spadnie to na niego jak ciężki głaz niemalże wciskający go w ścieżkę.

Marcus Cooper
niesamowity odkrywca
potworek#6021
39 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Detektyw z wydziału zabójstw, który pięć lat temu o mało co nie otarł się o śmierć. Wrócił do czynnej służby parę miesięcy temu, nie wiedząc o tym, że jego niedoszły zabójca wyszedł z więzienia.
Nigdy nie spodziewałby się, że stanie twarzą w twarz z demonem, zaledwie sprzed pięciu lat, ale nadal przed oczami widział wyraz jego twarzy kiedy dźgał go w brzuch i to nie jednokrotnie. Gdyby nie jego partnerka z pracy to zapewne Marcus zadławiłby się własną krwią, był jej wdzięczny za to, że zareagowała w porę i odstraszyła napastnika. Owszem, złapano go, ale to była tylko i wyłącznie kwestia czasu w końcu zaatakował detektywa na służbie a za to są wysokie wyroki.
Prawnik Marcusa utrzymywał go w przekonaniu, że Liam długo nie wyjdzie z więzienia, jednak teraz kiedy podążył za nerwowym warkotem Yuki zdał sobie sprawę z kim stanął twarzą w twarz. Te wszystkie cholerne wspomnienia z tamtego dnia spowodowały, że mimowolnie pragnął załapać za miejsce gdzie podczas służby trzymał broń, powstrzymał się jednak w ostatniej chwili nawiązując z nim kontakt wzrokowy. Co on do cholery tutaj robił?
- Yuki! Siad do cholery - warknął na psa, podchodząc do niego i chwytając go za obrożę, suczka zareagowała dopiero kiedy poczuła dotyk swojego właściciela i potulnie cofnęła się siadając obok jego nogi. Nadal jednak nieufnie spoglądała w kierunku stojącego naprzeciwko niej mężczyzny, jakby bała się, że ten nagle rzuci się na bruneta z zamiarem dokończenia tej sprawy. Dopiero po tych paru minutach kiedy uspokajał psa (także i siebie, głaskając delikatnie sukę po łbie) zdołał spojrzeć prosto na posturę swojego niedoszłego mordercy czując, że to spotkanie tak nie powinno przebiegać. A jeśli będzie chciał dokończyć to co zaczął? Marcus odetchnął głęboko, unosząc z pewnością głowę do góry.
- Liam.. - wyrzucił a raczej wypluł jego imię ze swoich ust, patrząc na niego ciut krzywo. Te wszystkie godziny spędzone na rozmowach w tym momencie nic nie dały, widział nadal w nim osobę, która chciała go skrzywdzić.. która do cholery chciała go zabić. Rzucił szybkie spojrzenia po okolicy co zapewne nie uszło jego uwadze.
- Co tutaj robisz? Mój adwokat mówił, że nadal siedzisz w więzieniu - no tak.. ostatnio go nie odwiedzał, po prostu nie chciał go widzieć, a teraz miał go przed sobą i co najgorsze, nie oddzielała ich ta cholerna szyba dzięki której czuł się bezpiecznie.

Liam Nielsen
powitalny kokos
nick
43 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś szanowany chirurg, aktualnie po odsiadce za usiłowanie zabójstwa swojej obsesji. Poczciwy człowiek, chociaż Marcus pewnie ma inne zdanie na ten temat. Aktualnie pracuje jako ochroniarz w Shadow.
Liam również oddałby naprawdę wiele, żeby do tego spotkania nie doszło. Oczywiście, chciał go zobaczyć, chciał go chronić przed złem tego świata, ale w pewnym sensie wiedział przecież, że do tej pory chyba największym zagrożeniem, jakie spotkało Marcusa, był właśnie on - Liam Nielsen. Jak więc może chronić go lepiej, niż trzymając się od niego z daleka?
Wiele oddałby również za to, żeby teraz pomiędzy nimi znalazła się szyba, która oddzielała ich od siebie podczas widzeń w więzieniu. Dzięki niej Marcus mógł czuć się bezpiecznie, a Liam wiedział, że nawet gdyby chciał, to nie będzie w stanie zrobić mu krzywdy. Potrzebował tej szyby chyba równie mocno, co potrzebował jej Cooper. Teraz, gdy jej zabrakło, poczuł się słaby i bezbronny.
Kącik jego ust drgnął w półuśmiechu, gdy usłyszał swoje imię z ust mężczyzny. Nawet wyplute w ten sposób w ustach mężczyzny brzmiało dobrze. Wyprostował się i splótł dłonie za plecami, patrząc na niego; wyglądał na spiętego i trochę tak, jakby walczył z przemożną chęcią ucieczki.
- Wyszedłem miesiąc temu. A ty chyba powinieneś zmienić adwokata - wzruszył delikatnie ramionami i przesunął wzrokiem po sylwetce Marcusa, opamiętując się jednak szybko. Odchrząknął krótko i powrócił spojrzeniem do jego twarzy.
- Nie odwiedzałeś mnie ostatnio. Zrobiłem coś niewłaściwego? - milczał przez chwilę, błądząc wzrokiem po jego twarzy, jakby chciał z niej wyczytać to, o czym Cooper teraz myślał. - Jak się czujesz?

Marcus Cooper
niesamowity odkrywca
potworek#6021
39 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Detektyw z wydziału zabójstw, który pięć lat temu o mało co nie otarł się o śmierć. Wrócił do czynnej służby parę miesięcy temu, nie wiedząc o tym, że jego niedoszły zabójca wyszedł z więzienia.
Napięcie było wyczuwalne w powietrzu, tak jakby nagle temperatura podskoczyła o parę stopni do góry, mimo że czuł zimny powiew wiatru na plecach, który targał delikatnie jego koszulkę. Starał się zachowywać po prostu normalnie, ale stojąc przed Liamem gdzie rozdzielał ich Yuki, nie był pewien jak powinien się zachować. Powinien się odwrócić i po prostu odejść w swoją stronę? A może porozmawiać z nim jak człowiek z człowiekiem kiedy nie oddzielała ich więzienna szyba.
Zakodował sobie w głowie, żeby jak najszybciej po spotkaniu z Nielsenem opierdolić swojego adwokata za brak jakichkolwiek informacji, że jego niedoszły zabójca wyszedł z więzienia. Czasami Marcus nadal nie mógł się pozbyć widoku jego twarzy a przede wszystkim oczu kiedy zadawał mu te cholerne ciosy nożem w brzuch. Gdyby nie Niamh, to zapewne byłby martwy. Dziękował wtedy w duchu kobiecie, że ta przybyła szybko na miejsce zbrodni i była w stanie go uratować przed śmiercią, a mógłby przysiąc, że widział jak całe jego życie przelatuje mu przed oczami.
- Tak, zdecydowanie powinienem - rzucił w jego stronę dość swobodnym tonem zastanawiając się skąd nagle pojawił się w jego głosie spokój, nadal jednak patrzył nieufnie w stronę mężczyzny, który mógł to zauważyć. Yuki chyba wyczuwała nastrój swojego pana, bo sama nie odrywała spojrzenia od Liama, jakby była nagle gotowa skoczyć mu do gardła i je rozszarpać. Przy niej Cooper chociaż czuł się trochę bezpieczny, chociaż nigdy nie wiadomo co może takiemu psychopacie przyjść do głowy, czyż nie? Nawet gdy starał się go zrozumieć to tak czy siak za takiego go uważał, to było silniejsze od niego.
- Wróciłem do czynnej służby ostatnimi czasy i nie miałem po prostu czasu na odwiedziny - nie minął się w tym momencie za bardzo z prawdą, dopiero ostatnio pozwolono mu wyjść w teren co przyjął z niewyobrażalną ulgą. Nie lubił siedzieć za biurkiem, wiedział że powinien się oszczędzać bo takie przeżycia wpływają na jego psychikę. Tak jak teraz, był czujny i każdy nawet najmniejszy dźwięk był w stanie go wyprowadzić z równowagi, nawet gdyby gdzieś niedaleko chrupnęła gałązka.. Ugryzł się na moment w język patrząc na niego swoimi ciemnymi oczami. Jak mógł się czuć?
Jak owieczka prowadzona na rzeź, stoję przecież ze swoim niedoszłym zabójcą twarzą w twarz i nie dzieli nas nic oprócz cholernego psa. Na pewno jestem kurewsko spokojny.
- Jak widać wracam do formy.. - na moment zaczerpnął powietrza - a Ty?

Liam Nielsen
powitalny kokos
nick
WETERYNARZ — CAIRNS AQUARIUM
23 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Jest w 1/3 Aborygenką, zamieszkuje dzielnicę Tingaree i pracuje w oceanarium. Od roku poszukuje zaginionego chłopaka, ale marnie jej idzie. Robi wszystko, by nie być powiązaną z szemranymi interesami ojca, i to idzie jej nieco lepiej.
[14]

Jedda niemal z ulgą przyswoiła wiadomość, iż Pete chce się z nią spotkać. Właściwie, gdy tylko odczytała komunikat, stwierdziła, że idealnie się składa, bo i ona chciała się z chłopakiem zobaczyć. W ostatnim czasie wpadła w wir poszukiwań Tilly, pracy i nieustannego uciekania z celownika, więc i trochę nic dziwnego, że nie potrafiła znaleźć czasu dla chłopaka. Możliwe, że nie odpowiadała przez jakiś czas na jego wiadomości przez ostatnie kilka tygodni – co było do niej zupełnie niepodobne – ale za tym jej dziwnym zachowaniem stał oczywiście solidny powód. Podejrzewam, że ostatnim razem Jedda zachowywała się w ten sposób, gdy w dziwnych okolicznościach zaginął jej były-nie-do-końca-były chłopak Johann. Wtedy sama była o krok od ucieczki z Lorne Bay, byleby odnaleźć swoją sympatię. Ostatecznie tego nie zrobiła, ale sprawa ciągnęła się za nią aż do teraz.
I wreszcie ją tknęło, że to trochę nieładnie ignorować swojego przyjaciela. Poza tym jej zachowanie mogło być nieco alarmujące, a ostatnie, czego chciała to by ktoś się o nią martwił. Wolała stać po drugiej stronie barykady i martwić się o kogoś. No i musiała z ręką na sercu przyznać, że spotkanie z Pete’m zawsze należało do lepszych momentów jej życia, dlatego przystała spontanicznie na propozycję spotkania. Była nawet taka niecierpliwa, że ogarnęła się w mgnieniu oka i wyszła mu naprzeciw, pojawiając się przed jego domem.
Hej, przystojniaku – przywitała się z uroczym uśmiechem już na wstępie, gdy wreszcie wyszedł ze swojego domu i pokonał te kilka stopni, które ich dzieliło. Nawet pomachała do jego rodziców, którzy spoglądali na nią zza okna, a którzy to po tym niewinnym geście z rozmachem zasunęli firankę. – Widzę, że twoi staruszkowie nadal za mną nie przepadają – stwierdziła złośliwie, krzyżując ręce na piersi. Nie miała im tego w zasadzie za złe – choć nie do końca rozumiała czemu ona była winna w tym przypadku. Nie była ani swoim ojcem, ani swoim bratem i na pewno nie odpowiadała za ich występki i gdyby tylko to cokolwiek dało to przecież spróbowałaby im przeszkodzić. Ale jej zdanie i czyny naprawdę niewiele znaczyły, a wręcz były zbywane protekcjonalnymi słowami i buziakiem w czoło. I wreszcie Jedda po prostu się poddała.
Odsunęła te myśli i zaproponowała, by wybrali się do ich stałego miejsca, w którym pewnie jeszcze za młodszy lat niejednokrotnie przesiadywali i pili swoje nielegalne pierwsze trunki. Ale Jedda naprawdę lubiła ten most. Jak i cała dzielnicę Tingaree, bo miejsce to było jej bliskie od dziecka. Usiadła na moście, spuszczając nogi i spoglądając przez chwilę na wodę. Nagle podniosła wzrok i skierowała go na twarz przyjaciela, i szeroko się do niego uśmiechnęła. – Zastanawiałeś się kiedyś nad wyprowadzką z Tingaree? – zagadnęła niespodziewanie. Prawdę mówiąc… ona w ostatnim czasie trochę się nad tym zastanawiała, zwłaszcza w obliczu ostatnich wydarzeń, które miały miejsce w jej życiu.
Pete Corowa
wystrzałowy jednorożec
no anu
brak multikont
student, przewodnik wycieczek — Kuranda Visitor Centre
22 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Chłopak z Tingaree. Student kultoroznawstwa, którego bardzo fascynuje sztuka aborygeńska. Oprowadza wycieczki po Kurandzie, więc z nim na pewno nie zgubisz się w lesie.
/ po grach

Co poradzić na to, że relacje ich rodziców wyglądały dokładnie tak, a nie inaczej? To przecież nie ich wina, że sprawy poukładały się w niezbyt korzystny sposób, a oni sami byli już następnym pokoleniem. Owszem, być może Pete nie powinien patrzeć na Jeddę jak na dobrą znajomą, ale nie potrafił. Przecież znali się od dawna, lubili, więc dlaczego miałby nagle zmienić front? Przecież nie będą się ze sobą kłócili, prawda? Zresztą, naprawdę lubił spędzać z nią czas. Wychowali się w tej samej okolicy, w dodatku w tej samej kulturze, nic więc dziwnego, że nawet uciszyła go wizja spotkania.
- Mówisz mi to zdecydowanie zbyt rzadko - uśmiechnął się. Mógłby teraz powiedzieć, że i ona była ładna, ale nie chciał, żeby zabrzmiało to jak nieco wymuszony komplement. Ten na pewno padnie jeszcze z jego ust, ale w odpowiednim momencie, kiedy Jedda będzie się go najmniej spodziewała.
I racja, jego rodzice nie patrzyli zbyt przychylnie na ich znajomość, ale co mieli do gadania? Pete był dorosły i mógł widywać się, z kim chciał.
- Wiesz, nie tyle za tobą, ile za twoim nazwiskiem - westchnął. - Próbuję im przetłumaczyć, że nie jesteś twoim ojcem, ale sama doskonale wiesz, jakie jest pokolenie naszych rodziców.
Ha, pewnie za kilkadziesiąt lat, kiedy on sam będzie w ich wieku i sam będzie miał dzieci, będzie zachowywał się dokładnie tak, jak oni, ale póki co jeszcze się tym nie martwił. W tym momencie wolał przyjemnie spędzać czas z przyjaciółką.
Ich most był super. Ich, bo jednak mało kto zapędzał się w te rejony, więc zdecydowanie będą mogli spokojnie sobie porozmawiać. Usiadł więc tak samo, jak ona, ale zamiast w wodę, zerkał przed siebie.
- Ja? Nie, nigdy - odparł od razu. - Może raz czy dwa, kiedy byłem w liceum, ale teraz zdecydowanie nie. Za bardzo lubię tę okolicę i wiesz, to wszystko - a poprzez wszystko rozumiał całą aborygeńską kulturę, wierzenia, sztukę. Za dobrze się tu czuł, tu żyła cała jego rodzina i chyba nie umiałby odnaleźć się w innym miejscu.
- Dlaczego pytasz? - przeniósł na nią spojrzenie.

Jedda Corrente
powitalny kokos
młody Corowa
WETERYNARZ — CAIRNS AQUARIUM
23 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Jest w 1/3 Aborygenką, zamieszkuje dzielnicę Tingaree i pracuje w oceanarium. Od roku poszukuje zaginionego chłopaka, ale marnie jej idzie. Robi wszystko, by nie być powiązaną z szemranymi interesami ojca, i to idzie jej nieco lepiej.
Zaśmiała się w odpowiedzi na jego słowa i tylko przewróciła oczyma. – Zawsze łasy na komplement? – stwierdziła kpiąco i nawet lekko go szturchnęła ramieniem, gdy już znalazł się blisko niej. I ona go lubiła, był trochę takim stałym elementem jej życia tak samo jak to, że ich przynależność do Tingaree była przecież czymś stałym. Można nawet powiedzieć, że Pete Corowa wyłącznie swoją obecnością przypominał jej o społeczności, w której wychowywała się od małego.
Skinęła tylko potwierdzająco głową, bo w zasadzie niezbyt wiele miała tutaj do dodania. Miał rację. Co więcej, sądziła nawet, że takie tłumaczenia naprawdę niewiele mogły zmienić w światopoglądzie jego rodziców i w tej wyrobionej opinii. Bardziej pomocne byłyby czyny, ale w tym przypadku Jedda naprawdę nie miała pojęcia, co jeszcze mogłaby zrobić poza byciem uprzejmym wobec państwa Corowa. Przynajmniej na ten moment. Ona pewnie jako rodzic też byłaby ostrożna, ale mimo wszystko starałaby się nie wyciągać pochopnych wniosków – choć z drugiej strony… pewnie łatwo było tak powiedzieć, nie posiadając dzieci.
Ich most był czymś za czym Jedda również by tęskniła, gdyby przyszło jej się wyprowadzić. Są takie miejsca, których nie da się w żaden sposób zastąpić, ale wciąż… to tylko jakieś symboliczne miejsce, jakiś kawałek ziemi. Wsparła się rękoma na barierce i lekko przechyliła głowę. – Bo ja trochę tak. Czasem – przyznała z westchniem – Zwłaszcza… no wiesz, po tym jak Johann zniknął – dodała jeszcze i lekko wzruszyła ramionami. Raczej to nie była tajemnica, że odkąd jej chłopak tak po prostu zaginął, Jedda wielokrotnie myślała o przeprowadzce, ucieczce, jakiejś akcji poszukiwawczej – jak zwał tak zwał. A w tym momencie trochę się chyba chciała podzielić tymi swoimi wątpliwościami.
Pete Corowa
wystrzałowy jednorożec
no anu
brak multikont
student, przewodnik wycieczek — Kuranda Visitor Centre
22 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Chłopak z Tingaree. Student kultoroznawstwa, którego bardzo fascynuje sztuka aborygeńska. Oprowadza wycieczki po Kurandzie, więc z nim na pewno nie zgubisz się w lesie.
- Zawsze - przytaknął z uśmiechem. Ten byłby jeszcze szerszy i radośniejszy, gdyby Jedda rzeczywiście podzieliła się z nim swoimi odczuciami odnośnie więzi on-ona-Tingaree.To nie tak, że zamierzał zaraz prowadzić w mieście jakąś krucjatę przeciwko wszystkim, którzy mają inne zdanie, niż on. Może to oni powinni walczyć z nim? Może jego postawa nie była do końca życiowa, ale nie mógł poradzić nic na to, że czuł naprawdę duży związek ze swoją dzielnicą, a także swoją rodziną.
No właśnie. Chyba tylko tyle i aż tyle mogła zrobić dziewczyna. To nie jej wina, że miała takiego, a nie innego ojca i że rodzina Corowa miała takie, a nie inne problemy, przez co rodzice chłopaka patrzyli na jego przyjaciółkę w taki, a nie inny sposób. On, jak na prawdziwego przyjaciela przystało, zawsze będzie ją bronił i starał się, by jego krewni nie patrzyli na nią jedynie przez pryzmat ojca. Niby to nic, ale co więcej mógł zrobić ktoś tak młody, jak Pete?
- Tak, rozumiem - odparł po chwili. - Są momenty, kiedy wydaje mi się, że byłoby mi łatwiej w innej części miasta, bo... Sama wiesz. Niektórzy patrzą na ciebie, jak na jakiegoś odmieńca - żeby nie powiedzieć wieśniaka - i pewnie dlatego pozwalam, żeby ludzie mówili na mnie Pete, a nie Petyarre. Jestem dumny z moich korzeni, zawsze będę i Tingaree zawsze będzie dla mnie szczególnym miejscem na ziemi, ale w pełni cię rozumiem.
Może to właśnie przez to jego cholerne przywiązanie do ziemi i własnej okolicy, którą znał, sprawiło, że prawdopodobnie straci dziewczynę, którą naprawdę lubił. Został w Lorne, na zajęcia dojeżdżał, bo jego rodziców nie było stać na to, żeby posłać go na zagraniczne studia. Nie, to nie był ten moment, kiedy chłopak zamierzał obarczać Jeddę i jej ojca całkowitą winą za to, że jego rodzinie się nie wiodło, przez co całe jego życie mogło się nieco zawalić, bo jednak naprawdę lubił swoje życie. Po prostu... Może gdyby miał kasę, pewne sprawy wyglądałyby inaczej.
- Nie masz żadnych nowych informacji? - zerknął na nią.

Jedda Corrente
powitalny kokos
młody Corowa
WETERYNARZ — CAIRNS AQUARIUM
23 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Jest w 1/3 Aborygenką, zamieszkuje dzielnicę Tingaree i pracuje w oceanarium. Od roku poszukuje zaginionego chłopaka, ale marnie jej idzie. Robi wszystko, by nie być powiązaną z szemranymi interesami ojca, i to idzie jej nieco lepiej.
Sama świadomość tego, że Pete stoi za nią murem niezależnie od sytuacji i tego, w jaki sposób była ukształtowana rodzina Jeddy, wystarczyła. Jego podejście do niej zawsze, ilekroć się nad tym zastanowić, rozlewało w jej sercu przyjemne ciepełko i momentami Jedda zastanawiała się czy naprawdę zasłużyła sobie na takiego przyjaciela. Tyle, że przecież nie była jak jej rodzina i w gruncie rzeczy nie była złą osobą, więc i dlaczego nie miałaby zasługiwać na otaczanie się dobrymi osobami? Rozkminy na miarę Jeddy Corrente.
Uśmiechnęła się ze zrozumieniem, kiwając głową. Choć ona osobiście tego nie doświadczała już od jakiegoś czasu – zdecydowanie bardziej widoczne to było w jej przypadku w latach dzieciństwa – to jednak potrafiła wczuć się w sytuację i wejść w buty osoby, która nie jest postrzegana przez rówieśników jak ktoś im równy. – Szkoda, bo Petyarre brzmi jak jakaś ekskluzywna, egzotyczna i droga potrawa – oznajmiła z rozbawieniem Jedda w celu rozładowania trochę tego napięcia. Nawet zatrzepotała przy tym rzęsami. – No wiesz. Jak ravioli z kawiorem – dobra, tego totalnie nie powinno się łączyć – ale chyba rozumiesz o co mi chodzi – palnęła i może trochę bez sensu, ale cóż, trochę improwizowała, bo żadna inna rzecz nie przyszła jej do głowy. Ogarnęła się jednak i spoważniała. – No właśnie… wydaje mi się, że nie każdy rozumie co to znaczy przywiązani do… no, ziemi, de facto – oznajmiła z głośnym wypuszczeniem powietrza i nagle się uśmiechnęła. – Ale ty tak – dodała, nieświadoma w sumie tych wszystkich myśli w jego głowie. Bo pewnie, gdyby choć przez chwilę o tym pomyślała i zdała sobie sprawę, że problemy finansowe biorą się poniekąd właśnie z winy jej rodziny, pewnie czułaby się winna nieco bardziej. Pewnie nawet na tyle, by zrobić coś tak szalonego jak zapłacić anonimowo za semestr na uczelni, na której chciał studiować.
Nie – odpowiedziała odruchowo. Ale zawahała się po chwili i przez jej twarz przebiegł cień. – To znaczy… – wymamrotała zaraz, odwracając wzrok. Nie chciała go obarczać tymi wszystkimi szaleństwami, które miały w tym momencie miejsce w jej życiu, ale z drugiej strony podzielenie się choć częścią dziwnych zdarzeń, być może byłoby pomocne. – Żadnych legalnych informacji, które miałaby ruszyć sprawę do przodu, ale… powiedzmy, że pojawiło się nowe spojrzenie na tą sprawę – wypowiedziała powoli, ostrożnie dobierając swoje słowa.
Pete Corowa
wystrzałowy jednorożec
no anu
brak multikont
studentka mechatroniki — przyszły technik turbin
22 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Powracająca po kilku miesiącach do Lorne Bay studentka mechatroniki, która próbuje zacząć życie na nowo.
69.

- Widzisz, mówiłam ci, że tu gdzieś jest ten most! - zawołała tryumfalnie, pokazując Archerowi palcem (choć mama mówiła, że to nieładnie), kiedy ich oczom ukazała się drewniana konstrukcja niczym z filmów o Piratach z Karaibów. A skoro teraz Johny Depp był usuwany ze wszelkich produkcji filmowych, to może oni by się załapali na jakąś kontynuację przygód o niestrudzonych podróżnikach, poszukujących zaginionego skarbu? Co prawda o żadnym skarbie w Tingaree nie było jej wiadomo, ale skoro oboje mieli wolną niedzielę, to z plecakami wyposażonymi w napoje i przekąski, mogli ruszyć na swoją małą przygodę, nawet jeśli chodziło tylko o okoliczny las. - I co, jak polecimy do tej Nowej Zelandii to też będziemy tak łazić? Bo ja wtedy będę musiała sobie chyba kupić jakieś porządniejsze buty. Wiesz w ogóle, ile jest rodzajów butów w zależności od aktywności? Myślisz, że one się tak bardzo różnią? - sama od lat nosiła ten sam model vansów, które pasowały jej do wszystkiego i były idealne na każdą porę roku. Może dlatego, że w Lorne Bay niespecjalnie się pogoda różniła w zależności od kolejnych miesięcy, ale grunt, że raczej nie miała z nimi problemów, bo też nie biegała, ani nie ćwiczyła na siłowni, a te zajęcia na uczelni, które miały razem z Harper zaliczyć, dało się w ogóle odrobić przez jazdę na rowerze, przez co ostatnio prawie sobie wypluły płuca, próbując godzinną trasę pokonać w trzydzieści minut, bo pierwsze trzydzieści Raine musiała się koleżance wygadać o Archerze.
Temat wyszedł oczywiście tak sam, ale wtedy po raz pierwszy dziewczyna sama przed sobą przyznała, że ani trochę nie chciałaby, żeby Brooks się zakręcił wokół innej i że trochę by chciała, żeby z ich całowania wyszło coś więcej. Z tym, że jednocześnie strasznie się bała co będzie, jak z tego więcej wyjdzie nic i wpłynie to na ich przyjaźń, przez całe lato gorąco pielęgnowaną. Stali się prawie nierozłączni i Barlowe już czasem się mieszało w rozmowach, kiedy padało słowo "dom", o które miejsce im właściwie chodzi. Jednak wraz z nowym semestrem miała zdecydowanie mniej czasu, bo nie rzuciła pracy w kawiarni, więc cieszyła się każdym takim luźnym wypadem, choćby miał oznaczać chodzenie po jakichś krzakach.
- A nie zarwie się to? Nie wygląda na specjalnie stabilne - postawiwszy jedną stopę na pierwszej desce, odwróciła się w stronę Archera z pytającym wyrazem twarzy i skorzystała z chwili przerwy, żeby wyciągnąć z plecaka butelkę wody.

Archer Brooks
raine barlowe
nata#9784
me, myself & I
ODPOWIEDZ