doradca klienta — bendigo bank
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
zaproś mnie na swój ślub, niech widzę jak inny cię będzie trzymał za rękę, niech cierpię, niech cierpię i już;
Tak, każdy facet stawał się wrażliwcem, jeśli w grę wchodziło zagrożenie członka. Ogólnie zachowywali się tak, jakby fajfus pomiędzy nogami był ich najcenniejszym skarbem, więc starali się go chronić przed obrażeniami z całej swojej niewidzialnej mocy. A ten, kto nigdy nie oberwał kopa w jajka w ogóle nie miał pojęcia, czym był prawdziwy ból, Chyba nawet upadek z wysokości nie bolał tak bardzo jak przypadkowe uderzenie podczas grania w piłkę, kiedy to Archer chciał zrobić wślizg, a jeden z kolegów zahaczył o jego przyrodzenie. Ogólnie ała i łzy w oczach. Pomińmy fakt, że upadku z wysokości nawet za bardzo nie pamiętał, bo szybko stracił przytomność, którą odzyskał po kilku dniach w szpitalu. Kojarzył jedynie jak powiew chłodnego powietrza rozwiał mu jasne włosy. I że spadał. A później nie czuł już nic. Przypominał sobie, że w myślach nazwał się pizdą, tak wcześniej inni, którzy zasugerowali, że nie potrafi nawet wspiąć się na słup. I że nawet spadając uświadomił sobie, że przegrał zakład i będzie musiał kupić Jo obiecane piwa. Były jeszcze przebłyski światła i wrzask załamanych głosów. Pamiętał mdłości, ale nie mógł z nimi nic zrobić. A także chłód i ciemność. I jeszcze tę głupią obawę, że powinien wracać do domu, bo mama będzie się martwić, kiedy nie pojawi się na kolacji.
- Cicho już, babo - Archie skarcił Raine, ale nie przeszkodziło mu to w szerokim uśmiechu. - Ja ci tutaj życie chcę ratować, poświęcać dla ciebie, a ty niczego nie doceniasz - oczywista sprawa, że bohaterstwo Brooksa niewiele dałoby w walce z potworami, ale miał pewną przewagę, bo potwory NIE ISTNIAŁY.
Dalej wodził wzrokiem po rozmaitościach w postaci kamiennych posążków i kolorowych, płóciennych obrazów, ale nie mógł ich do niczego przypasować
- Piękna - podsumował figurkę o dziwnych kształtach, która rzeczywiście wyglądała, jakby stworzona była wyłącznie do rodzenia dzieci. - Wspaniała, doprawdy. A te wyglądają jak mniejsze wersje tych dużych rzeźb z William Ricketts Sanctuary. Żona dziadka Linda ma podobne w salonie - oznajmił, bo dziadek Lind po śmierci swojej żony ożenił się ponownie z kobietą o aborygeńskich korzeniach. Sam Archer niewiele wiedział o ich kulturze, w głowie jedynie utkwiły mu jakieś opowieści nowej babci. - Też nie za bardzo interesuję się tym wszystkim. Chyba będziemy musieli nadrobić, bo trochę wstyd - tak, zdecydowanie powinni w jakiś wieczór opatulić się kocem i poczytać o obrzędach, wierzeniach i zwyczajach Aborygenów. - No, ale co może stać się jak weźmiemy sobie po jednej? Chyba nie sądzisz, że są nawiedzone i że później nas coś opęta? - spojrzał z lekkim rozbawieniem na Barlowe, ale nie uważał, żeby wierzyła w takie zabobony. On sam też w nie nie wierzył i nie sądził, żeby po przywłaszczeniu sobie jednej figurki mogłoby wydarzyć się coś strasznego.

Raine Barlowe
mistyczny poszukiwacz
-
studentka mechatroniki — przyszły technik turbin
22 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Powracająca po kilku miesiącach do Lorne Bay studentka mechatroniki, która próbuje zacząć życie na nowo.
- Ej no, trochę doceniam! - co prawda to były tylko słowa, ale Archer, właściwie przez całą ich znajomość, deklarował się z robieniem tych wszystkich męskich rzeczy, żeby Raine nie musiała. Czy to, jeśli chodziło o prace naprawcze wokół jej chatki, czy też przenoszenie kłody drzewa na ognisko i chociaż z Barlowe była taka Zosia Samosia, to jednak bardzo doceniała wszystkie miłe gesty, które dla chłopaka zdawały się być zupełnie naturalne. Bo czasem, pomimo wiecznego kontrolowania wszystkiego dookoła, miło było mieć kogoś, kto o nią dbał, nawet jeśli na co dzień mocno się przed tym broniła. - Jak co? - zmarszczyła brwi, bo nigdy nie była w okolicach Melbourne, skąd więc miała wiedzieć jak wyglądają rzeźby z jakiegoś parku? Od razu zrobiło się jej trochę głupio, że taka była nieobyta w świecie, może to była tak oczywista oczywistość, że każdy powinien wiedzieć? A jednak czasem właśnie każdy miał problem z powiedzeniem czegoś tak banalnego, że się czuł jakby miał jedną szarą komórkę, do tego na spółę z jakimś kolegą. - A znasz kogoś, kto wie takie rzeczy? No bo jednak czytanie na Wikipedii to raczej żadne informacje - oprócz żony dziadka Linda. Najlepiej byłoby znaleźć kogoś w ich wieku, żeby miał dobre podejście. A może w domu kultury był jakiś edukator, który przeprowadzał różne warsztaty? Straszny wstyd, że nic nie wiedzieli, chociaż wspólne doszkalanie się pod kocem było pewnie bardziej kuszącą opcją. - No co ty, nie możemy zabrać takich rzeczy, Archie! - zbeształa chłopaka, bo co to w ogóle za pomysł? Nie chodziło o samo nawiedzenie, za mało filmów z Indianą Johnsem obejrzała, żeby bać się podobnego ryzyka, chociaż potworów to już bardziej. Zabawne, jakie śmieszne figle czasem płata wyobraźnia. - Przecież to tak, jakbyś poszedł do rezerwatu i zrywał jakieś kwiatki, ktoś autentycznie wydrążył tę figurkę i ma dla niego znaczenie, a co ty byś z tym zrobił? Postawił dla ozdoby? - sama zbierała całą masę szpargałów i pewnie właśnie taka figurka by się jej przydała, nawet oczami wyobraźni widziała dla niej miejsce w swoim salonie. - Ej patrz! - rozważania na temat moralności podwędzenia figurki ze świątyni przerwał jej widok podwiędniętych kwiatków, leżących przed jedną z figurek. - Ktoś tu niedawno był, pewnie się chciał pomodlić, czy coś, woow! - pociągnęła Brooksa za rękę, jakby sama się bała podejść bliżej. - A ty wierzysz w takie modlenie się? No wiesz, że jest jakaś istota i jak się ktoś pomodli, to ona pomoże? - Raine wierzyła w istnienie jakiegoś bytu, w końcu skądś wszechświat musiał się wziąć, ale czy ten byt rzeczywiście interesował się życiem ludzi na Ziemi? W to już mocno powątpiewała, a chrześcijański Bóg wydawał się jej być mniej prawdopodobnym, niż siły natury i różne rytuały.

Archer Brooks
raine barlowe
nata#9784
me, myself & I
doradca klienta — bendigo bank
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
zaproś mnie na swój ślub, niech widzę jak inny cię będzie trzymał za rękę, niech cierpię, niech cierpię i już;
Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Raine dałaby sobie radę ze wszystkim sama. Była zdolna, mądra i potrafiła o siebie zadbać, ale mimo to Archer lubił wykazywać inicjatywę, służąc pomocą w tych niby typowo męskich zajęciach. Chciał być miły, a spędzanie czasu z Barlowe weszło mu w nawyk. Co więcej, każdego dnia lubił ją coraz bardziej i bardziej.
- To taki park z rzeźbami. Wujek Deacon zabrał nas tam kiedyś na wycieczkę. Strasznie dziwne miejsce, czułem się tam nieswojo. Jak chcesz, to możemy kiedyś się wybrać, ale robisz to na własną odpowiedzialność. bo będą ci się te figury śnić po nocach - fakt, urodziwe to te postaci rzeźbione w kamieniu nie były i równie dobrze można je zamieścić w jakimś domu strachu w wesołym miasteczku. Brooks rozumiał, że to sztuka, ale nie czaił zachwytu nad takimi szkaradami.
Zrobił zawiedzioną minę, kiedy dziewczyna uświadomiła go, że nie mogą zabrać na pamiątkę niczego, co znajdowało się w starej świątyni. A szkoda, Archie lubił różne bibeloty, które nie miały istotnej wartości użytkowej.
- Ciekawe czy składał też coś w ofierze. Może jakieś zwierzę? W ogóle ludzie dalej trzymają się takich rytuałów? - zamyślił się na moment, wodząc wzorkiem po wnętrzu pomieszczenia. Nie wierzył w takie rzeczy. Sam rzadko chodził na grób ojca, żeby się pomodlić, bo niewiele miał wspólnego z chrześcijańskim Bogiem, a co dopiero z innymi bóstwami. - Czy ja wiem - wzruszył lekko ramionami. - W czym niby taka istotna miałaby pomóc? Że niby ma takie pozaziemskie moce i wpływa na wszechświat, żeby ten przychylał się nam i pomagał w realizacji planów? Sama posłuchaj, jak absurdalnie to brzmi. Ty wierzysz w coś takiego? - zerknął niepewnie na Barlowe, ale chyba oboje zbyt racjonalnie podchodzili do wielu rzeczy i wierzenia raczej odkładali na drugi plan. Brooks chyba musiałby stanąć z jakąś istotą twarzą w twarz, żeby zaakceptować jej istnienie, a i nawet wtedy miałby wątpliwości do jej autentyczności. - Chyba powinniśmy wracać, Raine. Niedługo zacznie się ściemniać - dodał, bo spacerowanie po Tingaree o zmierzchu nie było zbyt rozsądne, a już na pewno nie należało do najbezpieczniejszych. No i mieli jeszcze kawałek drogi do przejścia po wyjściu ze świątyni i przejściu przez most.

Raine Barlowe
mistyczny poszukiwacz
-
studentka mechatroniki — przyszły technik turbin
22 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Powracająca po kilku miesiącach do Lorne Bay studentka mechatroniki, która próbuje zacząć życie na nowo.
- Zwierzę? To to się jeszcze robi? No jak można? W ogóle ofiary to takie bezsensowne rzeczy, co się w ogóle potem z nimi robi? Wyrzuca? To nie jest wtedy jakaś profanacja? Nie lepiej po prostu podziękować? - Raine sama nie wiedziała jak to jest z jakimikolwiek wierzeniami, bo nigdy nie była specjalnie religijna, tak samo jak jej rodzina. W momencie, w którym musieli się zmierzyć z utratą najstarszego dziecka, posiłkowali się każdym możliwym rozwiązaniem, ale nic nie działało i do reszty stracili nadzieję w sprawiedliwą siłę wyższą. A jeśli nie była sprawiedliwa - po co w ogóle o cokolwiek prosić, wiecznie mając zgubną nadzieję i jeszcze myśląc, że to może w czymkolwiek pomóc. - Wierzę, że było coś przed wielkim wybuchem, bo skądś się wszechświat musiał wziąć, ale czy był to staruszek z brodą, czy jakiś inny bożek, to tak naprawdę nikt nie wie, ale ludzie lubią w to coś wierzyć - wpajane od zawsze wielkie religie świata miały w swoich założeniach tyle dziur, że nawet zadający tysiące pytań przedszkolak wiedział, że coś jest nie tak. Barlowe naprawdę nie rozumiała ślepego podążania za czymś większym, ale ona miała naukę, która pomagała jej zrozumieć otaczający ją świat i wyjaśnić przyczyny różnych zjawisk, co z pewnością miało tutaj jakiś wpływ.
- Ale nic ze sobą nie bierz, dobra? - zapytała jeszcze, bo motyw z przypadkowym, albo ukradkowym zgarnięciem czegoś cennego, co potem prowadzi niemalże do katastrofy, był dość wyraźnie przedstawiany w filmach, a nawet jeśli Raine nie wierzyla w opętanie przez jakiegoś ducha, z powodu bezczeszczenia świątyni, lepiej było dmuchać na zimne. I tak, z pomocą jej latarki w telefonie, trafili do tego samego otworu, którym weszli, potem czekała ich przeprawa przez rzekę, w której Barlowe mogła opłukać rękę, a potem już dużo spokojniejszy powrót do jej chatki - przynajmniej mieli trochę bliżej, mieli też chatkę na wyłączność, a to było zdecydowanym plusem, kiedy cały czas buziakami wymieniali się jednak ukradkiem, nie chcąc, żeby ktokolwiek ich przyłapal.

zt. x2

Archer Brooks
raine barlowe
nata#9784
me, myself & I
krawcowa — Dream Sewing Supplies
22 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Prawie zawsze idę przez życie, nie myśląc o tym, kim jestem ani co mam robić. Działam impulsywnie, a potem w jednej chwili, dosłownie w ciągu sekundy, potrafię sobie wytłumaczyć wszystkie nici, związki, całe krosno mojego życia, jakby to wszystko miało sens. Jakbym zawsze była szczęśliwa i wiedziała, co robię.
Nigdy by się nie spodziewała, że spotkanie z Mattie będzie związywać jej żołądek w supeł ze stresu. Przez lata była jedną z najbliższych jej osób, jej najlepszą przyjaciółką. To jej opowiadała o swojej mamie, o strachu, który w najgorszych chwilach szeptał jej do ucha, że jest taka sama. Będzie przez całe życie szukać sensu w ludziach, dla których będzie tylko sylwetką. Z początku smukłą i młodą, potem, za parę lat wymienną. Nie zmieni tego, nie ucieknie. Takie było jej przeznaczenie.
Mattie patrzyła na nią wtedy tak ciepło, jakby te wszystkie obawy były złym snem. Mogła przetrzeć oczy i być kimkolwiek zapragnie. Nauczyła ją marzyć, iść naprzód. Dlaczego więc czuła się teraz tak niepewnie? Może nie rozmawiały od jakiegoś czasu, ale część niej nadal była tamtą Jazz. Nie powinna odetchnąć z ulgą, że w końcu miały pretekst by porozmawiać? Gdy jedna z klientek zaproponowała uszycie sukni ślubnej według projektu, pomyślała, że to doskonała okazja. Indywidualne zamówienia były chodzącą reklamą. Potem, gdy dowiedziała się czyj projekt ma uszyć, omal wszystkiego nie odwołała. Dopiero po kilku dniach, rozmowie z panią Jones i wypiciu połowy butelki wina, napisała do Mattie wiadomość z propozycją spotkania. Szczerze, sama uważała to za przejaw własnego tchórzostwa. Nie zadzwoniła, nie przyszła do niej. Napisała tylko krótki sms i poprosiła o spotkanie na moście, w miejscu, w którym kiedyś uczyła się poskramiać swój lęk wysokości. Teraz także miała nadzieję, że znajdzie tu odwagę.
- Cześć - przywitała się, gdy zauważyła zbliżającą się, znajomą sylwetkę i nerwowo wytarła spocone dłonie o tylne kiszenie spodni. - Ja… Czy Ty…
Nie umiała zacząć. Chciała jednocześnie przeprosić, zapytać czy nie chce jednak zawrócić, usiąść w jakimś innym miejscu, i przemilczeć cały chaos, który kłębił się w jej myślach.
- Przepraszam, chyba wypiłam za dużo kawy. Dobrze Cię widzieć, Mattie.
Lekki, rozciągający jej usta uśmiech, nie dosięgnął oczu. Jej spojrzenie było mgliste od nadmiaru wątpliwości. Nie była pewna czy jest gotowa na ponowne spotkanie z przeszłością.

mathilde bennett
powitalny kokos
Koala
Mama na pełen etat — Sprzątająca ładne domy
21 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Marzycielka, która projektuje ołówkiem szczęście innych, choć sama dla siebie nie potrafi naszkicować własnego.
Pamiętała jak niegdyś były niemal nierozłączne.
Łączyło ich wiele emocji i prozaicznych gestów, dzięki którym stawały się sobie bliższe. Serce trzepotało w piersi, a uśmiech wykrzywiał pełne wargi, gdy żartowały na tematy proste i te bardziej skomplikowane. Potrafiły też wymieniać się intymnymi szczegółami z życia, co dla samej Mathilde było kuriozalnie trudne.
Nienawidziła mówić o sobie, a także o szaleństwie Lotte, mimo iż wcześniej nie dostrzegała tego, co już od lat stawało się niemal namacalne. Tłamsiła w sobie irracjonalny ból, który niczym dzikie pnącza oplatał jej dziewczęce serce. Strach przed staniem się podobną do rodzicielki był dostatecznie paraliżujący, by rozmyślać i prawić morały innym. Umiała słuchać, dlatego z takim zaangażowaniem pozwalała mówić Jazz.
Obecnie, gdy czuła się samotna, tęskniła za obecnością dawnej przyjaciółki, których ścieżki skrzyżowały się nagle, niespodziewanie i wcale niezamierzenie. W głębi duszy i w przeciwieństwie do swojej partnerki, cieszyła się na to spotkanie. Nie rozmawiały zbyt długo, by móc chować urazę, choć przecież Bennett nie miała pojęcia o wszystkim, a przynajmniej nie o tych najistotniejszych elementach ich przyjaźni.
- Hej – odparła bez zastanowienia, uśmiechając się tak jak miała to w zwyczaju. Oczy jej błyszczały, a nieopisana radość napędzała do swobodnego sposobu bycia. Przypominała w tym niestrudzoną niczym hipiskę, dzięki czemu chociaż ona zdawała się być dostatecznie rozluźniona, by nie czuć wstydu i żalu. - Lubiłam, kiedy się jąkałaś – zażartowała, a następnie wsparła się o balustradę mostu.
- Nie pij zbyt wiele kawy, bo jeszcze nie będziesz mogła się skupić w trakcie współpracy… – delikatny przytyk, lecz ten był utkany z sentymentalnej nuty. - Ciebie również, ale czy to nie zabawny zbieg okoliczności? Tkwić teraz razem i pragnąć przygotować najpiękniejszą suknię. To nam trochę zajmie, Jazz – powiedziała szczerze, nie do końca wiedząc jak pogodzić wszystkie obowiązki. Uległa jednak poczuciu, że musiała w pełni skupić się na obowiązkach. - Nie przeszkadza ci to?

Jazz Watson
happy halloween
Booyah
brak multikont
krawcowa — Dream Sewing Supplies
22 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Prawie zawsze idę przez życie, nie myśląc o tym, kim jestem ani co mam robić. Działam impulsywnie, a potem w jednej chwili, dosłownie w ciągu sekundy, potrafię sobie wytłumaczyć wszystkie nici, związki, całe krosno mojego życia, jakby to wszystko miało sens. Jakbym zawsze była szczęśliwa i wiedziała, co robię.
Czasem gdy nie mogła zasnąć, albo trochę wypiła i dopadały ją czarne myśli, zastanawiała się czy na pewno łączyła je przyjaźń. Potrzebowały się wzajemnie, tego akurat była pewna. Tylko czy to wystarczyło? Czy gdyby urodziły się gdzieś indziej, w domach, gdzie trawnik zawsze był nienagannie zielony, a rodzice byli zgranym, szczęśliwym małżeństwem, nadal połączyłaby je nić zrozumienia? Chciałaby mieć co do tego pewność, znaleźć dowód na to, że te wszystkie lata nie były zwykłym przypadkiem.
Lubiłam, kiedy się jąkałaś – zwykły żart, zaledwie kilka ulotnych sylab. A jednak speszył ją na tyle, że stała te parę kroków dalej i patrzyła w nieokreśloną dal. Bała się, że jeśli się odwróci i jak zwykle teatralnie przewróci oczami, przyjaciółka zauważy róż na jej policzkach.
- Doprecyzuj. Pytasz o to czy będzie mi przeszkadzała praca z Tobą, czy o to jak bardzo wkurzające będzie to, że będę musiała się Ciebie słuchać? - odparła, zerkając na nią przez ramię. Przez chwilę miała wrażenie, że czas się cofnął. Mattie miała znów naście lat, niesforna grzywka zasłaniała jej świat, a jednym z ich największych problemów był dylemat, co chcą zjeść na obiad. - Zresztą, to raczej ja powinnam od tego zacząć. Nie będzie Ci przeszkadzać, że będę Ci się kręcić pod nogami?
Chciała zapytać wprost czy ma do niej żal za zostawienie jej w najważniejszym momencie, ale mimowolnie ujęła to pytanie w lżejsze słowa. Jakby samo jej ciało powstrzymywało ją od zaprzepaszczenia tej okazji. Może mogła jeszcze wszystko naprawić, zawrócić, ułożyć swój los na nowo.
Zakołysała się niepewnie na piętach. Obiecała sobie kiedyś, że gdy tylko będzie mogła powie to, co powinna powiedzieć już dawno temu. Teraz albo nigdy.
- Wiesz, chciałabym… - znów zgubiła sens po jednym wydechu. Uśmiechnęła się pod nosem z własnej głupoty. - Jakoś niepokojąco często to ostatnio przyznaję, no ale Ty na to zasługujesz, więc zacznijmy od tego. Przepraszam, że byłam taką gówniarą. Po całości skopałam te ostatnie parę lat. I zanim zapytasz, tym razem nie mam żadnej wymówki. Nie umiem wyjaśnić, dlaczego tak wyszło.
Nie kłamała, naprawdę nie rozumiała całej siebie.

mathilde bennett
powitalny kokos
Koala
Mama na pełen etat — Sprzątająca ładne domy
21 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Marzycielka, która projektuje ołówkiem szczęście innych, choć sama dla siebie nie potrafi naszkicować własnego.
Mathilde nie była niczego pewna w swoim życiu.
Czuła natłok obowiązków, które znacznie ją przytłaczały, ale obecność istot takich jak Jazz w jej życiu była idealną odskocznią. Niegdyś ich drogi się rozdzieliły, lecz na nowo mogły być blisko siebie, dzięki czemu nie miały kontaktu zbyt długo, by nadrobić to w jedno popołudnie.
Serce ciemnowłosej dziewczyny zadrżało, gdy spoglądała na uśmiechnięte oblicze dawnej przyjaciółki (a może i obecnej?), bowiem od dawna nie miała możliwości kosztować smaku spontaniczności, która kiedyś niemal w nadmiarze im towarzyszyła.
- A wkurzało cię kiedykolwiek słuchanie mnie? To bardzo niegrzeczne, moja droga… – powiedziała z subtelnym oburzeniem, ale i rozbawieniem. Wydawać się mogło, że Bennett jest skora do delikatnych, słownych przepychanek, wszak zawsze lubiła łapać za słówka innych i pilnować prowadzonej dysputy, by miała większy aniżeli mniejszy sens. Częstokroć jej rozmówcy czuły się niekomfortowo przez to, ale to pomagało także zweryfikować najbliższych, dzięki czemu Mattie bardzo starannie dobierała sobie przyjaciół.
- Oczywiście, że nie. Znasz mój gust i wiesz, czego oczekuję od sukni, prawda? Wydaje mi się, że ta współpraca będzie miła – mówiła zgodnie z prawdą. Nie widziała powodów do kłamstwa, dlatego im dalej w to brnęły, tym mocniej utwierdzała się w przeświadczeniu, że ta współpraca będzie niemal idealna. Serce biło szybciej, bo im dłużej rozmyślała o chwilach spędzonych z Watson, tym bardziej cieszyła się, że padło właśnie na nią.
Słowa dawnej przyjaciółki wbiły ją w niemałą konsternację. Oddychała z trudem, a jednocześnie miała wrażenie, że nie powinno wracać do tego tematu. Wiele się zmieniło przez tych kilka ostatnich miesięcy. Dostatecznie tyle, by stracić poczucie rzeczywistości. Te sentencje przypominały jej te, które wypowiadał do niej Ledger parę dni wcześniej, a teraz to samo słyszała od dziewczyny, która nadal miała specjalne miejsce w jej sercu.
- Wiesz, każda z nas coś skopała, bardziej czy mniej… Po prostu dajmy sobie szansę, że uda nam się wszystko naprawić… To chyba możemy sobie obiecać, co nie? – spytała z nieznacznym uśmiechem, który rozciągnął jej pełne wargi. Chciała przekazać Jazz wszystko, czym mogłaby ją uraczyć, ale strach paraliżował ją w pełni.
Wstydziła się własnych wyborów.
- Nie ufasz naszej przyjaźni? Wszyscy przecież popełniamy błędy…

Jazz Watson wybacz mi tę obsuwę, ale życie mnie zgniotło
happy halloween
Booyah
brak multikont
kierownik supermarketu w Cairns — Coles
25 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Wastin' our youth on each other that beautiful summer we lost one another, but we'll always have the soundtrack
of us fallin' into love. And I know that we can't go back but we'll always have the soundtrack.
023.
{outfit}

Nie wiedział za bardzo czego ma się spodziewać po tym wszystkim, ale jak go Mati zapraszała to oczywiście nie mógł, a przede wszystkim nie chciał odmówić. Siedział sobie grzecznie w domu... znaczy w domu, na łódce. Trochę się dalej stresował po swoim ostatnim spotkaniu z mamą, bo bał się, że teraz jego rodzicielka go będzie nachodzić, w sensie będzie podchodzić pod łódkę i z obrzydzeniem patrzeć na Gaie. Tragedia. Jeszcze nie daj boże zacznie go namawiać żeby zmienił miejsce zamieszkania. Tu mu było dobrze, wbrew temu co sobie mama myślała. Nie potrzebował wielkiej chaty tak jak Gaia, bo nie chciałby mieszkać w czymś takim sam. Łódka była dla niego po prostu idealna i wpasowywała się w jego osobowość. Poza tym ludzie, którzy mieli wiedzieć gdzie go szukać, już wiedzieli gdzie go szukać więc głupio byłoby się teraz przeprowadzać i wysyłać każdemu smsa z nowym adresem. Dużo roboty. Szkoda nerwów i czasu. No więc żeby nie przedłużać, to Bruno sobie siedział zadowolony. Grał pewne na chillu w simsy, gdzie miał swoją ulubioną rodzinę, o dziwo nie był to on z Mati, bo Zimmerman Junior nie był aż takim kripem. Zapauzował grę żeby wyjść sobie na szluga i gdy odpalał papierosa na górnym pokładzie zobaczył Mathilde i jego dzień, tydzień, rok, nagle stał się o wiele, wiele lepszy. Oczywiście już nie powinien tak mieć, bo przecież byli tylko przyjaciółmi i doskonale o tym sobie zdawał sprawę, ale co poradzisz. Chciał się odkochać, nawet próbował zasięgnąć porady u Bjorna, jak to zrobić. W końcu nikt tak nie znał sie na takich sercowych sprawach jak on. Jeżeli chodziło o heteroseksualne związki to zawsze się go słuchał! Jak chodziło o homoseksualne związki to słuchał się Gai, bo ona miała więcej pojęcia na ten temat. No w każdym razie starał się o tym jakoś zapomnieć i ruszyć do przodu.
- What's uppp??? - Przywitał ją niczym ze Strasznego Filmu i wiedział, że Mati to rozbawi, a przecież on lubił robić z siebie debila żeby wprawić innych w dobry humor. Każdy miał jakiś talent, Bruno miał akurat ten. - Pisałaś, ze gdzieś mamy iść, ale to jakieś konkretne plany? - Zapytał stojąc jeszcze na łódce, ale okazało się, że owszem, plany są konkretne więc wyłączył lapka, wziął skręta, paczkę fajek i wyszedł z łódki żeby dołączyć do Mati na brzegu. Przytulił ją mocno, bo tak przecież robią przyjaciele, którymi byli. - To co to za plany? - Zapytał, gdy zaczęli się już kierować powoli w stronę wyjścia z portu.

mathilda brubaker
przyjazna koala
catlady#7921
Luna- Joshua - Zoey - Ellasandra - Eric - Cece - Cat - Judith - Benedict - Owen
lorne bay — lorne bay
100 yo — 200 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
WYLOSOWANO KARTĘ ZADANIA
obieżyswiat Niech każde z was wstawi na instagram swojej postaci lub wyśle smsowo zdjęcie (do dowolnych osób), które mogłoby być zrobione w lokacji, w której toczycie rozgrywkę. (Zdjęcie musi wpasować się klimatem do fotografii przedstawionej w wizualizacji; jednocześnie zabrania się skorzystania ze zdjęcia, które zostało tam przedstawione).

Ilość wylosowanych kart: 1
Zebrane żółwie: 1
Karta ochrony: brak
Łączny licznik postów: 1
towarzyska meduza
mistrz gry
brak multikont
wykładacz towarów w supermarkecie — supermarket
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Pracownik sklepu Coles. Wykłada towar na półki, odnosi jogurty z działu elektroniki na miejsce. Pomaga jak trzeba, a nawet sprawdzi na zapleczu czy jest inny rozmiar tego sweterka, który tak bardzo ci się podoba
024.
Mathilda jak tylko usłyszała o żółwiach to wiedziała, że będzie musiała zaprosić na to Bruna. Chciała mu się jakoś miło odwdzięczyć po tym jak zabrał ją na pingwiny. Chociaż jak tak teraz o tym myślała, to podejrzewała, że to ich wyjście na pingwiny było randką. A ona już wtedy myślała o Joshu. Nie, jako o swoim chłopaku. Po prostu wrócił, więc siedział jej w głowie. No tak czy siak naturalne było dla niej to, że zobaczy się tu z Brunem. Chciała mu pokazać, że mogą się nadal przyjaźnić. Pewnie będzie to trudne, ale nie niemożliwe. Wytłumaczyła Joshowi, że musi się tam udać z Zimmermanem i w sumie nawet ładnie się złożyło, bo Josh musiał kryć czyjeś zmiany, bo ktoś tam zaniemógł czy coś. Obiecała, że zobaczą się później w domu i szczęśliwa ruszyła na spotkanie z Brunem. Joshowi obiecała, że będzie mu wysyłała foteczki.
Mathilda wsiadła w swoje naprawione auto, pojechała do mariny i wyszła, żeby iść do łodzi Bruna. Od razu gęba ucieszyła jej się na jego widok. – What’s uuuuupppppp??? – Odpowiedziała tym samym tonem, który zaserwował jej Zimmerman. Przez cały czas się uśmiechała. Aż miała ochotę mu powiedzieć, że w sumie to jebać to co miała do pokazania, że tym razem powinni zostać na chacie, zapalić blanta i obejrzeć wszystkie Straszne Filmy. Tym bardziej, że jego kuzynki ulubioną postacią jest Brenda. – Tak. Chce ci pokazać coś super. Nie pożałujesz. – Chciała być tajemnicza tak jak on kiedy prowadził ją na te pingwiny. Miała tylko nadzieję, że Bruno nie odbierze tego jako randki. Ale nie, na bank nie odbierze. Już to ustalili. Wyszli z tej mariny i wsiedli do jej auta i skierowali się w odpowiednią stronę. Mati niczego mu nie zdradziła. Zamiast tego po drodze rozmawiali o pierdołach i jego rodzinie w Simsach. No, ale w końcu dojechali i Mati kiwnęła głową, żeby za nią szedł. Spojrzała na niego dopiero jak dotarli na most.
- Dobra. Teraz mogę ci powiedzieć. – Oznajmiła dumna z siebie, że tyle wytrzymała i że niczego mu nie zdradziła. – Pamiętasz jak zabrałeś mnie na pingwiny? To ja chciałam cię zabrać na coś podobnego. Zaczął się właśnie okres, w którym wykluwają się małe żółwie. Tutaj będziemy w stanie je zobaczyć. – Zrobiła jakiś piruet rozkładając ramiona, żeby pokazać mu tą piękną miejscówkę. – Ludzie są na plaży. Nikt nie pomyślał, żeby przyjść tutaj. Mamy to miejsce tylko dla siebie. Cho. – Machnęła ręką i ostrożnie zaczęła schodzić w dół. Jak już tam dotarła to aż się zachwyciła widokiem. – Wyślę fotkę Joshowi. – Powiedziała i wyciągnęła nawet telefon, zrobiła zdjęcie i wysłała je swojemu chłopakowi.
lorne bay — lorne bay
100 yo — 200 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
WYLOSOWANO KARTĘ AKCJI
wymiana Posiadany przez was licznik żółwi zostaje wymieniony z licznikiem pary z poprzedniego pola planszy.

Para posiada kartę "ochrona", licznik waszych żółwi pozostaje bez zmian.

Ilość wylosowanych kart: 2
Zebrane żółwie: 1
Karta ochrony: brak
Łączny licznik postów: 2
towarzyska meduza
mistrz gry
brak multikont
ODPOWIEDZ