komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpaść po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.


hector silva
kelner — beach restaurant lorne bay
21 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Kończę się w twoich oczach
Umiem być ciszą
Kończę się w twoim śnie
Wybryki miały jedną podstawową zaletę: bardzo łatwo można je było wyprzeć z pamięci, zastąpić innym wspomnieniem, umniejszyć albo gloryfikować - tak łatwo było przecież przykleić im jednoznacznie negatywną łatkę, jakby to wszystko, co działo się w trakcie można było tak po prostu anulować, jak nieudaną bankową transakcję. Każdy, kto kiedyś ugiął się pod pokusą wybryku wiedział jednak zapewne, że łatwiej było zaakceptować ową płynącą z tamtych ulotnych doznań rozkosz; zagarnąć ją jako swoją i przestać się głupio obawiać (bo czym to było, jeśli nie strachem?) własnych opinii na temat siebie samego. Bo można było stanąć przed lustrem, strzelić sobie w pysk i nazwać się puszczalskim ścierwem, ale ta sama dłoń, która wymierzała policzek, mogła też poklepać go czule, w ramach uwertury do całej lawiny śpiewnych komplementów i podziękowań - bo był przecież moment, w którym taki głupi wybryk przestawał być wybrykiem, żeby ewoluować w sposób na zgarnianie dla siebie tych ciepłych, przesłodzonych słówek.
Tak naprawdę niczego więcej nie potrzebował; te wszystkie epitety rozbrzmiewały same szumnie w głowie, teraz, kiedy przewracał oczami na tę zbędną uszczypliwość (ekscytującą zapowiedź?) i odbierał od niego paczkę papierosów. Nie widział sensu ani w ich artykułowaniu, ani w słuchaniu, bo przecież to, co działo się wewnątrz było tylko jego, bo przecież sam potrafił pogładzić się po policzku albo klepnąć się w plecy z suchym (ojcowskim może?): dobra robota. Nie potrzebował tego od swojego gospodarza i - tym bardziej - nie chciał, żeby mężczyzna potrzebował tego od niego. Teraz był czas na zaspokojenie innej, do bólu fizycznej potrzeby, dlatego też, kiedy tylko jego nadal bezimienny kompan się z niego zsunął, Hector podciągnął się na materacu do siadu, tak żeby móc oprzeć się plecami o wezgłowie łóżka.
- Zapalniczka? - rzucił tylko po to, żeby w tym samym momencie dostrzec ją na szafce, do której teraz to on z kolei sięgnął. Odpaliwszy swojego papierosa, podsunął ogień pod końcówkę kiepa dzierżonego przez mężczyznę. Słysząc jego propozycję o podwózce zaśmiał się krótko, bo co innego mu pozostało? - Poradzę sobie. Może spotkam po drodze inną podwózkę - posłał mu porozumiewawcze spojrzenie, które odbiło się od jego oczu, a potem jak bumerang wróciło do warg. Wciąż z papierosowym dymem drapiącym w podniebienie, sięgnął do nich swoimi ustami, uderzając w nie jednocześnie nikotynowym oddechem. Zabawa. To były dobre fajki, nie te chujowe ściny, za które bulił w kioskach i tak zbyt duże pieniądze. Podciągnął jedno z kolan bliżej klatki piersiowej, żeby móc wesprzeć na nim łokieć ręki, która trzymała papierosa. Lubił patrzeć, więc patrzył; obserwował, jak jego klatka piersiowa unosi się i opada z powrotem, jak usta nabierają w płuca tytoniowy odór.
Aż w końcu wstał, nie zważając na to, że zakręciło mu się lekko w głowie. Kolekcjonowanie elementów ubrania będzie pewnie teraz przypominało grę przygodową, ale to nic. Zaciągnąwszy się ostatni raz, ugasił papierosa na krawędzi szafki, nie dostrzegając żadnej lepszej alternatywy.
- Lubię cię, Patrick. Nie spierdol tego, to zostawię ci mój numer na lodówce - zażartował, krzywiąc się lekko, chociaż... chociaż coś bardzo intensywnie kusiło, żeby jednak tę złośliwą obietnicę spełnić.

Dick Remington
niesamowity odkrywca
kaja
ODPOWIEDZ