komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpaść po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Obchodzenie dziewięćdziesiątego pierwszego dnia bez kokainy wydawało mu się abstrakcyjnym pomysłem. Nie dość, że nie było dnia w którym nie myślałby o tym białym proszku i idealizował go tak jak pijak dziewczynę o czwartej nad ranem, to jeszcze cholera, momentami miał wrażenie, że nachapał się tego tak dużo, że jakby ktoś zaczął nim gwałtownie pociągać… to mieliby białe święta w Australii. Mimo wszystko jednak chciał spędzić czas z Horsie, czując, że zaniedbywał ją ostatnio.
Poprawka, od wszystkich odciął się grubą linią, bo zdawał sobie sprawę, że bez tej jednej usypanej nierówno, jest lekko nieobliczalny. Może to i prochy sprawiały, że zachowywał się jak naćpany sadysta, ale bez nich również nie czuł się sobą. Tylko jakimś przymulonym egocentrykiem, który nawet nie umie zagaić rozmowy, więc przesiaduje pół dnia na kanapie i rozmyśla, w jaki sposób można sobie jeszcze spierdolić życie.
Właściwie powinien wydać taki poradnik. Na pewno miałby większe wzięcie niż program kulinarny jego starego, który właśnie przewijał się w tle. Prawdziwy Netflix&chill, nawet jeśli powziąłby tak absurdalny pomysł, żeby zabrać się za swoją najlepszą przyjaciółkę, to widok ojca oblizującego śmietanę z palców jakiejś hostessy skutecznie mu to wybijał z głowy. Były też inne przeciwskazania, na przykład fakt, że Canavan jako jedna z niewielu osób traktowała go w miarę dobrze, więc psucie takiej relacji seksem zakrawało na desperację.
Za to alkohol wchodził jak złoto, połowa Jacka już poszła, a on wciąż robił kolejne drinki (z colą, barbarzyńca), czując, że pewnie przekreśla jakąś kolejną złotą zasadę terapii. Powinien być w ogóle czysty, ale nie był święty i wiedział, że bez butelki sobie nie poradzi. Zwłaszcza, że mieli powód do świętowania, jak i do picia na smutno. Do wyboru, do koloru, ty debilny, uzależniony od wszystkiego toksycznego, człowieczku.
- Widziałem się z Lorry – przyznał się jej, gdy Netflix postanowił dokonać żywota i sam się wyłączył. Szkoda, że to nie działało z jego ojcem na żywo. Życie byłoby znacznie prostsze, gdyby nie musiał udawać zainteresowanego przy walkach o kasę ze swoją macochą. – Chyba już pozmiatane. Niby mnie nie kocha, ale nie chce. W sumie nawet się nie dziwię – podzielił się jakże dojrzałą refleksją człowieka, który spieprzył wszystko, co było do spieprzenia i teraz tak naprawdę tylko babrał się w bagnie coraz bardziej.
Nalał jej i sobie kolejną porcję alkoholu, po czym wziął się za przegryzanie chipsów, które maczał w dipach według receptury jego cudownego starego.
- Myślisz sobie czasem, że powinniśmy się bzyknąć? – pytanie całkiem na serio, choć uśmiech nie bardzo.

hortense canavan
28 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
If you ever feeling lonely, if you ever feeling down, you should know you're not the only 'cause I feel it with you now.
  • 1
Natomiast Hortense odliczała dni, od kiedy dowiedziała się o raku. Minęło ich sześćdziesiąt siedem, a ona nadal nie zrobiła niczego, co mogłoby wydostać ją z tej sytuacji. Jak zwykle grała śmiechem, żartami, nabijaniem się, wygłupianiem jakby diagnoza nie miała miejsca. Starała się nie dopuszczać do siebie myśli, że jest… chora. Co to był w ogóle za wymysł? Kto wpadł na tak idiotyczny pomysł, żeby w ogóle jej o tym powiedzieć? Nie wiedziała. Nie wiedziała też, kiedy to wszystko się skończy, ale do tego dnia również odliczała. Okazało się, że im więcej liczb zapisywała w swoim pamiętniku, tym bardziej go nienawidziła. Zapisywanie każdej drobnostki z jej życia przestało ją cieszyć, od kiedy dowiedziała się, że przyjdzie jej skończyć je szybciej niż jej się wydawało. Wcale nie zmieniła swojej rutyny, nadal najwięcej czasu spędzała w szklarniach, zachowywała się tak, jakby nic się nie wydarzyło. Odwiedzała rodziców, pływała łódką, spotykała się z przyjaciółmi, z Richardem – jej wrzodem na tyłku i ukochaną siostrą. Nie powiedziała nikomu, jakby to miało powstrzymać bieg wydarzeń. Kilka razy próbowała wspomnieć coś rodzicom, ale zwykle obracała to w żart. Czasami wspominała, żeby zaopiekowali się jej kwiatami albo zrobili z nich niesamowity wianek, który chciałaby mieć na głowie, kiedy będą palić jej zwłoki. A kiedy mama pytała, co w ogóle plecie, odpowiadała w swoim stylu, że się nabija, bo przecież nigdzie się nie wybiera. Nikt przecież lepiej nie zajmie się jej tulipanami, prawda? W końcu sama w to wierzyła. Czasami jednak nabierała wątpliwości, a wtedy potrzebowała alkoholu. Wylądowała, więc u Richarda. Nie znała lepszej osoby, z którą mogłaby porozmawiać. A po za tym, Remington był twardy, nie rozpłacze się jak mała dziewczynka, nie zacznie jej przytulać, pocieszać i udawać, że wszystko będzie dobrze. Ale minęło sporo czasu, który spędziła na jego kanapie, a z jej ust nadal nie wyrwał się żaden dźwięk na ten temat.
- I co? – zapytała, szczerze zainteresowana. – Daj jej już święty spokój, co? – skomentowała. Nie była osobą, od której Rick usłyszy, że powinien o nią walczyć. Po tym, co jej zrobił, powinna go zamordować. Hortense właśnie tak by zrobiła. Urwałaby mu jaja za wszystkie krzywdy, które by jej wyrządził. A jednak, dogadywali się bardzo dobrze. Był jednym z najlepszych ludzi w jej życiu, o czym na głos, jednak nie wspominała. Napiła się whiskey. Była obrzydliwa, ale Hortense przełknęła ją szybko. Pieczenie w gardle nie ustępowało, pomimo wypicia dwóch szklanek. – Że ty i ja? – zapytała, bo naprawdę nie zrozumiała tego pytania. – Czy ty i Lorry? – westchnęła cicho i powtórzyła: - Daj jej święty spokój. A ja nie jestem desperatką – tak, to był żart. Ale nie, nigdy o tym nie myślała. Kochała ich relację i za wszelką cenę nie chciała jej zmieniać.

Richard Remington
powitalny kokos
martyna
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpaść po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Robienie sobie z przyjaciółmi maratonów filmowych miało odwrócić uwagę Richarda od tego, że jego życie już dawno straciło smak. Było boleśnie mdłe, ciągle przeżywał to samo i codziennie budził się z poczuciem, że przyszło mu żyć jak w Dniu Świstaka. Nudne dni przychodziły jeden po drugim, każdy podobny do poprzedniego. Nawet nie umiał ponumerować panienek, które wyrywał w alkoholowym cugu, w który wpadał za często. Wszystkie bowiem zdawały się być identycznie głupie i nieciekawe. Czasami był jak wielki bachor, którego jedynym żądaniem było to, żeby go bawić! Sam kompletnie nie umiał się sobą zająć, przez co był w gruncie rzeczy ciągle nieszczęśliwy i niewyspany, bo zarywał wiecznie noce na egzystencjalnych rozterkach człowieka, który zdawał sobie sprawę w czym rzecz. Brakowało mu kokainy, tej przyprawy, która zamieniała jego życie w ciąg nieprawdopodobnych zdarzeń i sprawiała, że każdy dzień różnił się od poprzedniego. Przy tych uroczych wspominkach z momentów jego chwały zapominał, że sprawiała też, że był agresywny, nieczuły i że puszczał się aż miło, zapominając o potrzebach swojej dziewczyny.
Nic więc dziwnego, że w chwili rzadkiej refleksji wcale nie żałował pozbycia tego balastu ze swoich żył, co jednak nie znaczyło, że nagle zacznie mu się żyć lekko i przyjemnie. Na to był już był zbyt zepsuty i bardzo doceniał, że mimo wszystko Canavan dzielnie trwała u jego boku, na przekór tego, że znała całą prawdę na jego temat. Normalni ludzie już dawno spieprzyliby, gdzie pieprz rośnie, ale nie ona i mimo, że nie umiał i nie chciał do końca wyrażać tego słowa, to nie wyobrażał sobie bez niej swojego życia.
I bez jej trzeźwych osądów.
- Łatwo ci mówić. Kochaliśmy się – zauważył cierpko, bo to nadal był temat tabu, ale przecież nie sądził, że z tego cokolwiek będzie. Raczej podtrzymywał złudną nadzieję, że wrócą z Lorry do początkowego etapu, gdzie było pięknie, bo taka motywacja była dla niego konieczna, by uczęszczać na te porypane spotkania dla trudnych ludzi. Ostatnie go tak wkurzyło, że nie pokazywał się przez dwa tygodnie. – I na litość boską, nie krzyw się, tylko powiedz, co chcesz, a ja ci naleję! – zauważył jej grymas i zabrał szklankę. Tak wyglądała troska w jego wykonaniu, ale nawet jak się starał, stawał się zwyczajnie zbyt szorstki i nerwowy. – Ja i ty – uściślił, tylko po to by wykrzywić twarz w grymasie. Fajnie, nawet seks z nim zakrawał już na desperację? Ale roześmiał się nagle, bo i sam sobie ich na razie nie wyobrażał w takiej sytuacji. – Na pewno jestem dobry… w czymś. Może to z powodu tego, że mam pieniądze? – zastanawiał się głośno, dochodząc do etapu, w którym zaczął nawet podważać swoje umiejętności seksualne. – A co u ciebie poza notorycznym odrzucaniem moich usług seksualnych?

hortense canavan
28 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
If you ever feeling lonely, if you ever feeling down, you should know you're not the only 'cause I feel it with you now.
Przeciwieństwa rzeczywiście się przyciągały. Ta para była tego idealnym przykładem. Richard był dupkiem, o czym Hortense nie omieszkała mu dość często wspominać. Tak jak o tym, że nie ma szacunku do ludzi, że powinien niektórych z nich zostawić w spokoju, że powinien się leczyć, dać sobie spokój z tą całą nienawiścią do świata, który przecież nie jest aż tak zły. A przede wszystkim dać sobie spokój z nienawiścią do siebie, bo może nie zdawał sobie sprawy, ale niszczył sobie życie tak, jakby samego siebie nie lubił. Że powinien dać sobie spokój z prochami, z alkoholem. I oczywiście, że jest głupim, nadętym bufonem, ale że go kocha. Bo tak było. Nie wiedziała, dlaczego jest taka wyjątkowa, ale Richard był dla niej łagodny i cierpliwy, był jej przyjacielem, bratnią duszą. To durne, ckliwe określenia, ale on naprawdę był dla niej wyjątkowy. Może to samolubne, egoistyczne, ale dobrze jej było w tym miejscu, jako jedna z wyjątkowych osób w życiu Remingtona. Między innymi dlatego go kochała, bo widziała w nim coś, czego inni nie potrafili dostrzec. Że był świetnym facetem, że miał w sobie więcej dobra niż komukolwiek mogłoby się wydawać. - Nieprawda - burknęła. - Gdybyś ją kochał, to byś nie ćpał, nie zdradzałbyś jej, nie robiłbyś jej krzywdy. Kurwa, to jest takie trudne, Rick? Nie ranić osoby, którą kochasz? Najwyraźniej jej nie kochałeś, więc za nią nie łaź - nikt nie powie ci tak dobitnej prawdy, jak twój przyjaciel. Ale Hortense nie zamierzała owijać w bawełnę. Nie zamierzała go przekonywać, że powinien o nią walczyć, że powinni spróbować, że Lorry jest głupia, że go nie chce. Nie, ona była bardzo mądrą dziewczyną, która nie wchodziła więcej do rzeki, w której tonęła. Jak on to sobie wyobrażał? Że nagle wpadnie mu w ramiona, bo się kochają? Miłość to nie wszystko. Westchnęła głośno, by pokazać mu, jak działa na nią jego humor. - Też mam pieniądze. A przynajmniej wystarczająco, żeby się za nie nie puszczać - odpowiedziała. Nawet gdyby ich nie miała nie zrobiłaby takiego kroku. To nie tak, również, że panie do towarzystwa uważała za gorszy sort, po prostu to nie była jej pasja. - Całkiem… - chciała powiedzieć dobrze, naprawdę chciała powiedzieć, że dobrze, ale to słowo nie chciało jej przejść przez gardło, bo musiałaby okłamać Richarda. A oni przecież mieli niespisaną zasadę, że nie okłamywali się wzajemnie. To nic, że przez dwa miesiące, Hortense nie mówiła mu prawdy. Nie pytał, więc nie mówiła, ale teraz zapytał. - ...umieram - odpowiedziała, a po chwili zaśmiała się. Podniosła ręce w pojednawczym geście. - Okej, okej, nie jest tak dramatycznie. Ale mam raka - naprawdę ta kretynka próbowała obrócić to w żart, ale wyszło bardzo nieśmiesznie. Żałośnie, wręcz. Zaczęła, więc mówić, żeby nie dać Richardowi dojść do słowa: - Nie wiem, co to za gówno, bo nie poszłam na badania i na pewno nie pójdę. Ale coś jest nie tak z moją głową. Przysięgam ci, że kiedyś ją sobie odrąbię, bo zawsze przynosi mi tyle kłopotów - westchnęła głośno i nie wiedziała, co dalej ma jeszcze mówić, dlatego napiła się whiskey i próbowała patrzeć gdzieś ponad Richardem, na żyrandol.

Richard Remington
powitalny kokos
martyna
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpaść po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Zwykle ludzie go irytowali samą obecnością. Taki miał charakter, że wrodzone ADHD, połączone z wiecznym poszukiwaniem adrenaliny sprawiało, że nie był miłym misiem. Niegdyś mu to nawet przeszkadzało i próbował się zmienić, ale walka z wiatrakami była męcząca, a z niego nie był żaden Don Kichot, tylko prosty chłop, który nie ogarniał, że życie nie polega na znajdywaniu sobie wrogów. Gdyby faktycznie tak było, to wygrałby w przebiegach, bo potrafił urządzić awanturę z byle powodu. Obecnie zaś był ultrazdenerwowany, bo zamiast kokainy na języku miał dropsa o smaku jakiejś burżujskiego owocu, który miał sprawić, że zapomni o ćpaniu. I na dodatek o byłej dziewczynie.
Gdyby takie słowa padły z ust kogokolwiek innego, to już wyzywałby go na pojedynek, ale Horsie pozwalał na więcej. Od reguły bowiem zawsze były wyjątki, a dziewczyna kimś takim była. Bo mimo całej otoczki młodego gniewnego, to przy niej jedynie Dick się otwierał i sprawiał wrażenie, że na kimś mu zależy. Pewnie mylne – tyle o nas wiemy na ile sprawdzono – ale nie wyobrażał sobie scenariusza, w którym miało zabraknąć jego najdroższej przyjaciółki. Nawet jeśli sprzedawana przez dziewczynę prawda była jak uderzeniem obuchem w łeb.
- Naprawdę myślisz, że to dlatego jej tak zrobiłem? Bo jej nie kochałem? – pokręcił głową, wcale się z tym nie zgadzał i był gotowy wytoczyć jej masę argumentów, by udowodnić jej swoją tezę, ale tak naprawdę do tego samego wniosku doszedł wtedy na tym dzikim pikniku. Wiedział, że Irving jeszcze go kocha, ale jeśli miała być szczęśliwa, to na pewno nie z nim. Jemu trzeba było kogoś, kto go ustawi, złapie za ryj i zrobi wszystko, by chodził jak w zegarku. Z tego też powodu postanowił pozostawić ten temat, zakopać wręcz ten motyw utraconej miłości i przejść do rzeczy trywialnych jak rozmowy o pieniądzach i ich nadmiarze.
Tak się przynajmniej głupio łudził, ale potem usłyszał słowa, które docierały do niego w zwolnionym tempie. Śmierć, rak, głowa, O CZYM ONA DO NIEGO MÓWI?!
Nigdy nie sądził, że to możliwe, ale momentalnie wytrzeźwiał. Naprawdę wręcz dosłownie czuł, że bąbelki alkoholu opuszczały jego ciało i umysł. Nagle był boleśnie świadomy tego, co przyjaciółka zechciała mu przekazać i poczuł, że świat wiruje w niesamowicie szybkim tempie, a on sam odczuwał tak wiele i jednocześnie pustkę. Potrzebował kilku minut, które wlekły się jak wieczność, ale musiał poukładać sobie to wszystko.
Ustawić klocki na właściwym miejscu, dojść do etapu, gdzie panika opuszcza jego ciało i znowu jest w stanie pić alkohol. Przynajmniej tak sobie naiwnie myślał, ale zanim zdążył zrobić cokolwiek… Cóż, aż cały zadrżał i zwalił karafkę z drogim alkoholem na podłogę.
- Jak to nie byłaś u lekarza?! – właśnie to, nic innego interesowało go w tej chwili, bo przecież jeśli Horsie jest chora, to on ma pieniądze, koneksje, dadzą radę to wszystko ogarnąć, ale potrzebowała do tego pomocy medycznej, więc jak ona mogła mówić, że nie była się przebadać?! – I dlaczego mi nie powiedziałaś od razu? – a poruszali tyle nieważnych i błahych rozmów, jakoś powinna poradzić sobie z wepchnięciem tematu raka (o którym mówiła tak bardzo mimochodem) do ich konwersacji.

hortense canavan
ODPOWIEDZ