Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
outfit (płaszczyk jest, bo w Australii przecież zima. 19 stopni, ale jednak).

Poprawiła kucyk przyglądając się we wstecznym lusterku swego pickupa i sprawdziła telefon upewniając się, czy nie przegapiła wiadomości. Czekała na wieści od paru osób i z pracy, bo ostatnio zlecenia kulały, było ich mało, a ona potrzebowała kasy. Nie wyrabiała się z opłatami, długiem ojca i nowymi życiowymi problemami, które pojawiły się na zakręcie. Właściwie nie wyrabiała się z niczym i właśnie dlatego bardzo rozsądnie za resztki kasy kupiła sobie ekstazy i kokainę. Zamiast iść na terapię, za którą zapłaciłaby więcej, postawiła na brak rozsądku i najgłupszą decyzję na świecie. Niestety było już po ptakach. Narkotyków nie wzięła (trzymała go w schowku), ale straciła trochę kasy, której już nie odzyska. Przecież nie wróci do dilera i nie powie, że jednak już nie chce. Aż tak durna nie była, chociaż ostatnio popełniała same błędy zwłaszcza pod wpływem ciążących na duszy emocji przygniatające jej klatkę piersiową jak zwłoki kolegi, które wylądowały na niej tuż po wybuchu bomby.
Starała się jednak robić dobrą minę do złej gry. Chciałoby się powiedzieć, że – jak zawsze – ale były osoby, przy których kiepsko jej to szło. Przy nich nie umiała udawać i w efekcie odpychała ich od siebie, żeby nie musieć się „spowiadać”. Wyznawanie grzechów, trosk i bólów zawsze kiepsko jej szło.
Jedną z tych osób była Sameen, która wprost wytknęła zachowanie Paxton i ani trochę się nie myliła. W całej sytuacji nie pomagała poruszona sprawa Isabelle, przez co czuła się dziwnie obnażona. Nawet nie umiała napisać do Galanis i wprost zapytać o ewentualne postępy. Nie, żeby nie chciała. Uznała jednak, że kobieta sama o tym wspomni, jeżeli naprawdę uda jej się zdobyć coś istotnego albo po prostu dotrze do wszystkich informacji (co na pewno zajmie więcej czasu niż tydzień lub dwa). Upominanie się byłoby słabe zwłaszcza, że Eve nic za to nie płaciła i jednocześnie bała się podjąć decyzję w dość istotnej kwestii, czyli – co dalej?
Wolała o tym nie myśleć.
Umiejętnie spychała te ważne kwestie na dalszy plan zajmując się bieżącymi obowiązkami. Jedną z nich był Tyfon, z którym stanęła przed drzwiami do apartamentu.
- Tęskniłeś? – zapytała widząc, jak pies wciska nos w szparę między framugą na drzwiami i mocno wciąga powietrze. Nie obyło się bez merdania ogonem, bo wreszcie wracał do dobrze sobie znanych terenów. Nawet na korytarzu czuł ekscytację, przez co Paxton zaczęła myśleć, że spędzał tam sporo czasu (jak się Sam na niego wkurzyła, to spał na wycieraczce).
- Hej, przyprowadziłam twoją zgubę. – Uśmiechnęła się, bo może i w błoto wydała tę kasę na niezażyte dragi, ale świadomość ich posiadania sprawiała, że czuła się spokojniejsza. Miała w zanadrzu coś, co mogło „pomóc” i nie uwzględniało wynurzania się przed mądrą głową z dyplomami na ścianie i kajecikiem w dłoni. – Jak pisałam, bardzo dobrze mu idzie. Zna już dużo komend, ale musisz się z nimi obyć. – Nauczenie psa to jedno, ale właściciel również musiał umieć dobrać odpowiedni ton, postawę oraz komendę do określonego zachowania psa. – Parę z nich masz tutaj. – Podała Sameen cienką teczkę, którą dawała każdemu. Ot, krótki poradnik w kwestii tego wszystkiego, co było ważne i z podstawowymi komendami. – Dobrze będzie, jeżeli zrzuci trochę ciałka. Poprzedni właściciel musiał go rozpieszczać. – Aż za bardzo, bo jak wiadomo otyłość u psów również sprowadzała się do tego, że czworonoga dopadały inne choroby z tym związane i najwyraźniej w świecie było mu ciężko z większą niż standardowa masa. - Regularne posiłki w zupełności wystarczą. - Bez dokarmiania psa pomiędzy nimi, do czego niektórzy właściciele mieli tendencję, a potem się dziwili, że "Ciapek sunie brzuchem po podłodze".

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
66.

Nie wklejam stroju, bo ona standardowo była w czarnych spodniach i jakiejś zwykłej koszulce. Wyjątkiem było to, że nauczyła się przebywać w swoim domu bez butów, więc tak chodziła. Dotychczas uważała, że najlepiej to butów nie ściągać, bo nie wiadomo kiedy przyjdzie jej uciekać albo walczyć o życie. A buty dawały jej komfort. W końcu jednak zluzowała.
Cieszyła się, że ostatnio miała dużo rzeczy, którymi mogła się zająć. Potrzebowała tego, żeby odciągnsc myśli od ostatniego spotkania z Eve i od ostatniego spotkania z Zoya. Nadal do końca nie przetrawila wyznania Henderson o tym, że Zoya była w niej zakochana. Nawet nie wiedziała czy to uczucie nadal w niej żyło czy zostało wygaszone po tym jak Sameen zaginęła w akcji. Sprawa Isabelle pozwoliła jej na delikatny powrot do pracy i na myślenie o wszystkim tylko nie o swoim życiu prywatnym. Bo jak się okazuje, rzeczywiście takie miała. Dodatkowo nie mogła sobie odpuścić i musiała się dowiedzieć kto stał za jej porwaniem. Nie wiedziała czy powinna się czegokolwiek obawiać czy może już wrócić do jakiegoś swobodnego życia i brania kontraktów bez obawy, że to kolejna pułapka.
Tak czy siak, pracowała tak intensywnie, że jej poszukiwania doprowadziły ja na jakieś strony ogrodnicze i z okularami na nosie czytała artykuły o uprawie mango indyjskiego. Siedziała przy biurku, w które całkiem niedawno zainwestowała. Lekturę przerwała w momencie kiedy usłyszała kroki na klatce schodowej. Wiedziała, że to nie Zoya bo sprawdziła niedawno jej lokalizacje i Henderson była w Cairns. Chwyciła broń leżąca na biurku i nasłuchiwała. Gdyby szli po nią to nie zachowywaliby się tak głośno. Po sekundzie usłyszała kroki psa i jakimś cudem rozpoznała, że to Tyfon. Możliwe, że dlatego, że wiedziała, że Eve do niej przyjdzie, albo dlatego, że może psy mają charakterystyczny, indywidualny chód jak każdy człowiek. Schowała pistolet do kabury przymocowanej do biurka i wstała otworzyć drzwi.
Nie spodziewała się, że Tyfon tak na nią zareaguje. Nie sądziła, że ja lubi. Klęknęła, żeby umożliwić psu rzucanie się na nia. Sama zaczęła go głaskać i przytulać i pewnie nawet pod wpływem chwili wymsknelo jej się, że za nim tęskniła. Materac bez Tyfona był zbyt duży i zbyt pusty. - Cześć.- Dopiero teraz przywitała się z Eve i wstała, żeby szerzej otworzyć drzwi i zaprosić ja do środka. -Czyli nie jest taki głupi jak myślałam.- Skomentowała i wpatrywała się w psa nie mogąc uwierzyć w to jak momentalnie poprawił jej się humor na jego widok. Nie żeby miała zły humor. Po prostu siedziała skupiona i wyciszona, a teraz miała ochotę iść z nim biegać albo wejść pod kołdrę żeby się do niego przytulać. Boże, zależało jej na tym psie. -Jego poprzedni właściciel był Grekiem. A poza lenistwem to ci dużo jedzą. Może z nim było tak samo.- Poklepała psa po głowie. Wątpiła, żeby jej zmarły przyjaciel tak zapuścił psa. Obstawialwby raczej Zoye, ale nie chciała rzucać pustych oskarżeń. Wzięła od Paxton teczkę i podziękowała jej. -Okej, tak zrobię.- Nachyliła się w stronę psa i odpiela mu smycz, żeby mógł sobie spokojnie biegać. -Napijesz się czegoś?- Zapytała zwracając się do Eve. -Nie mam zbyt wiele ale coś tam mam. A jak nie mam to pójdę do Zoyi.- Wiecznie coś brała od Henderson bez jej zgody, więc tym razem z pewnością nie będzie miała wyrzutów sumienia. -No i powiedz ile mam ci zapłacić za Tyfona. Miałam sprawdzić w internecie cennik, ale wypadło mi z głowy.- Skierowała się w stronę biurka, otworzyła szufladę i wyjęła plik banknotów gotowa na odliczanie odpowiedniej sumy.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- To nie tak, że jest wyjątkowo gruby. Uwierz mi, widziałam gorsze przypadki, ale jak na swoją rasę, to waży dość sporo. – Możliwe, że swego czasu się rozleniwił, nie robił za dużo i był tylko karmiony bez możliwości wychodzenia tego. Powodów mogło być wiele. Paxton nikogo o nic nie oskarżała a jedynie zasugerowała wprowadzenie zmiany. W tym przypadku były to regularne posiłki bez dokarmiania Tyfona pomiędzy nimi (zwłaszcza chipsami, do których chyba miał ciągotę, bo raz ukradł Eve całą paczkę).
- Wystarczy woda. Nie zajmę ci dużo czasu. – Wyciągnęła telefon z kieszeni, sprawdziła godzinę i weszła nieco głębiej apartamentu. Miejsce było zupełnie inne od tego, które pamiętała. To już nie była pusta przestrzeń z materacem po środku. Nadal brakowało wielu rzeczy, ale i tak było w nich więcej gratów niż wcześniej. Robiło się przytulniej, przez co Eve była ciekawa, co takiego wpłynęło na ów zmianę. Nie tylko w przestrzeni, ale też w zachowaniu Sameen, która wydawała się jakaś odmieniona witając z Tyfonem.
Z zaskoczeniem spojrzała na pieniądze czując się jak w barze, kiedy pierwszy raz Galanis wyjęła podobny plik i zapłaciła za drinki wszystkich.
- Nic nie płacisz. – Pokiwała głową na boki. – Dużo dla mnie robisz. – Sprawa Isabelle na pewno była bardziej skomplikowana od przekazania pieniędzy państwu Barlowe, więc przysługi nie były wyrównane. – Nigdy się za to nie wypłacę. – Ani nie odwdzięczy, ale mogła się starać choćby przez wytresowanie Tyfona, co dla niej i tak było czystą przyjemnością. Im więcej pracy tym lepiej. Zawsze to sobie powtarzała. – Nie wspomnę już o obrazie, który dałaś mi na święta. – Za niego też nie będzie wstanie się odwdzięczyć. Nie stać jej. – Nie miałam okazji ci za niego podziękować i choć kiepsko komponuje się ze starymi meblami, to znalazłam dla niego odpowiednie miejsce. – Mogłaby powiesić go w salonie, ale przewijało się tamtędy tyle osób, że bała się o kradzież. Powiesiła więc go w starej sypialni brata, w której czasami spała, kiedy miała dość własnego łóżka. Ktoś kiedyś próbował jej wmówić, że w swojej sypialni miała żyły wodne, ale ani trochę w to nie wierzyła. Żyłę wodną to ona co najwyżej miała w głowie (zamiast mózgu).
Od kiedy nosisz okulary? – zapytała i oparła się ramieniem o ścianę patrząc na Sameen, która zdecydowanie była inna. Przynajmniej na pierwszy rzut oka wyglądała tak, jakby doszła do siebie po tym, co jej się ostatnio przydarzyło. To dobrze dla niej. Po dłużej chwili gapienia się wzięła głęboki wdech, przesunęła wzrokiem na bok i dopiero teraz zauważyła laptopa. - Przeszkadzam ci? - zapytała, bo nie chciała zabierać Sameen zbyt dużo czasu. Zresztą sama nie miała go zbyt wiele, ale znów zauważyła coś interesującego. Nie chciała podglądać, ale fakt, że na ekranie wyświetlało się mango, był dość intrygujący.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Pokiwała tylko głową i wpatrywała się przez chwilę w Tyfona. Nigdy nie zarzucilaby mu tego, że jest gruby. Nie wyglądał na takiego. Nie wyglądał nawet żeby miał lekką nadwagę. Właściwie to nawet jakby był gruby to dla Sameen nie robiłoby to większej różnicy. Pewnie lubilaby go tak samo. Grube koty ja na przykład śmieszyły. Zdawała sobie sprawę z tego, że nie było to zdrowe dla zwierzaków, ale może była osobą, która lubiła trochę więcej ciała do tulenia. Tym bardziej, że spanie z Tyfonem uwielbiała. Chociaż pewnie będzie nienawidziła jak nadejdzie pora upałów.
-Myślałam, że zostaniesz na jakiś czas.- Nawet nie próbowała ukryć lekkiego zawodu. Przyglądała się przez chwilę Eve i na ułamek sekundy zawiesiła wzrok na jej stroju. To było zdecydowanie coś innego. Niczego jednak nie skomentowała. Skoro Eve weszła głębiej to Sam skierowała się do kuchni gdzie nalała z dzbanka do szklanki wody dla Eve. Wróciła do niej i wręczyła jej szklankę.
-To co dla ciebie robię jest zwrotem przysługi za to co ty zrobiłaś dla mnie.- Eve nie wahała się kiedy Sameen poprosila ja o pomoc. Zrobiła co miała zrobić i zrobiła to w błyskawicznym tempie. -To jest twoja praca, nie kolejny dług.- Uśmiechnęła się i nie wiedziała nawet ile wyłożyć, bo nie miała pojęcia ile kosztuje tresura psa. Musiało to być drogie więc otwarcie zaczęła odliczać kwotę i przy każdym banknocie posyłała Eve pytające spojrzenie. Wiedziała, że Paxton nie weźmie więcej pieniędzy niż powinna. -To był prezent.- Zoya ja nauczyła, że prezenty można dawać bez okazji i z okazji i nie trzeba się za to odwdzięczać. - Podobał ci się?- Nie miała okazji wcześniej zapytać, więc cieszyła się, że Paxton poruszyła ten temat. -Byłam akurat na aukcji. Licytowali dużo jego obrazów, ale ten spodobał mi się najbardziej.- Wyznała z delikatnym uśmiechem.
-Nie noszę.- Odpowiedziała zażenowana bo oczywiście zapomniała, że nadal ma je na nosie. Szybko je zdjęła i odłożyła na biurko. -Do czytania i komputera.- Wzrok szybko się męczy, a oczy bolą. Powinna iść z tym do lekarza, ale tradycyjnie nie ma czasu. -Nie. Czytam z ciekawości o uprawie mango.- Machnęła ręką, bo to taka głupota, że aż wstyd się przyznawać. -Masz jakieś plany?- Zapytała wskazując na jej strój. Ciekawość zwyciężyła. W dodatku chciała odwrócić uwagę od głupiego mango.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Daj spokój. Moje nie umywa się do twojego. – Trochę musiała się wygimnastykować, żeby jakoś rozsądnie i zgodnie z prawem spłacić długi Barlowe. To nie była łatwa sprawa. Przekazanie tak dużej kwoty i potem wyłożenie jej na dług. Wszystko musiało grać i buczyć, bo nie chciała pakować rodziny Sameen w kłopoty ze skarbówką. To jednak nie było aż tak trudne, jak praca odwalana teraz przez blondynkę. Na pewno poświęci na to więcej czasu, energii i ewentualnych funduszy niż Paxton.
Była gotowa dalej wykłócać się o brak konieczności zapłaty. Nie chciała brać od Galanis pieniędzy, ale też nie przyzna się, że ich potrzebowała. Od kiedy zaczęła prowadzić ośrodek żyła z miesiąca na miesiąc. Raz było lepiej a raz gorzej, ale nigdy nie mogła pochwalić się wybitnymi oszczędnościami. Koszty prowadzenia ośrodka, utrzymanie całego terenu, psów, samej siebie (chociaż na siebie to żydziła) i długi ojca dawały jej się we znaki, ale nigdy na to nie narzekała. Dopiero po paru latach przyznała się przyjacielowi Kellanowi, że potrzebowała pożyczki, co zrobiła z ogromną trudnością podobną do tej, z jaką patrzyła na palce przekładające kolejne banknoty.
- Wystarczy – rzuciła i podeszła do Sameen jednocześnie zakrywając jej dłoń z gotówką. Tym gestem chciała ją zatrzymać , bo im dalej w las tym bardziej było jej głupio. – Tyle wystarczy. – Zapewniła odnośnie kwoty, którą odliczyła Galanis. Zabrała swoją dłoń i poczekała aż kobieta przekaże gotówkę. – Dziękuję. - Nie patrzyła na nią (na kasę). Zacisnęła ją w dłoni i nieśpiesznie schowała do kieszeni. Torebkę zostawiła w samochodzie, więc później upora się z przełożeniem wszystkiego do portfela.
- Tak, podobał. Escher jest dość nietypowy. Nie jestem znawcą – Nie była też wykształcona tak dobrze, żeby móc wypowiadać się o obrazach. Nie lawirowała ani nie używała fantazyjnych słów. – ale kiedy zobaczyłam zdjęcie jego obrazu w jakimś albumie to mi się spodobał. Zmusza do myślenia i zastanowienia się nad odniesieniem tego do świata. – Możliwe, że każdy obraz tak miał, ale na Paxton działał akurat ten rodzaj sztuki. – Wolę nie pytać, ile musiał kosztować. – Znów się uśmiechnęła starając się ukryć krępację tym, że ją samą nie byłoby stać na tego typu zakup. Możliwe, że nigdy nie dorobiłaby się na kupno obrazu. Takie rzeczy były poza jej zasięgiem i przez to momentami czuła się maluczka przy Sameen.
- Do twarzy ci w nich – dodała patrząc jak okulary w szybkim tempie lądują na biurku.
Spojrzała w dół tak, jakby zapomniała o swoim ubiorze. Czuła się dziwnie, bo rzadko kiedy wskakiwała w coś innego niż Jeansy, t-shirty i koszule. Stawiała na wygodę w pracy.
- Dawno nie byłam w barze, a kiedy już do niego zaszłam to chłopcy uznali, że znów się odcinam od ludzi i umówili mnie na spotkanie. – Wzruszyła ramionami nie chcąc nazywać tego wprost randką. Trzy miesiące temu też jej taką zafundowali i co? Facet ją wystawił. – Szczerze powiedziawszy, to nie mam ochoty tam iść. Tylko, że jeśli tego nie zrobię to przez pięć lat będą mi to wypominać. – Paxton była słowna i przyjmowała wyzwania. Umiała powiedzieć nie, ale jednocześnie wiedziała, że chłopcy zrobili to dla jej dobra. - Uprawa mango jest dość ciekawa. Kiedyś mogę ci o tym opowiedzieć. - Wróciła do poprzedniego tematu znów zerkając na ekran laptopa. A to ciekawe.. okulary, inne zachowanie, mango na laptopie. Wszystko wyglądało zupełnie inaczej niż kiedyś, kiedy była tu po ich sprzeczce na plaży.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Nie chciała już drążyć tematu, która robiła dla której więcej. Wtedy, dla Sameen nie było ważniejszej sprawy niż spłacenie długu farmy rodziny Barlowe. Jak zostało to już zrobione, to miała poczucie, że może sobie swobodnie odejść na bok i nie zakłócać ich spokoju. Poza odwiedzinami u ojca. To postanowiła kontynuować, chociaż i tak dawno tego nie robiła. Głównie dlatego, że obawiała się tego, że może trafić na Raine. A to byłoby dosyć niezręczne jakby została przyłapana na odwiedzaniu czyjegoś ojca. No tak czy siak w jej mniemaniu, sprawa Isabelle była oddaniem przysługi za spłacenie tego długu. Trenowanie Tyfona było inną sprawą. Nie chciała tutaj korzystać ze znajomości, nawet jeżeli dla Eve była to przyjemność. W rozumowaniu Sam, nadal była to jej praca, za którą normalnie pobierała pieniądze, więc ona nie chciała być wyjątkiem.
-W porządku. – Odparła starając się zignorować dłoń Eve. Posłała jej uśmiech i wręczyła jej odliczoną część banknotów. Resztą z powrotem zawinęła i wrzuciła niedbale do szuflady, z której je wyjęła. –To ja dziękuję. – Powiedziała i wskazała na psa, który już zdążył wygodnie ułożyć się na jej materacu. Sameen wiedziała, że jak Eve wyjdzie to Sam nie wróci do pracy tylko położy się do łóżka, żeby móc przytulać się do puchatego psa. Nie mogła się tego doczekać.
-Wydaje mi się, że ze sztuką jest tak, że nie musisz być znawcą. Możesz całe życie nie interesować się malarstwem czy ogólnie sztuką, ale pewnego razu zobaczysz obraz, rzeźbę, film, cokolwiek, co przemówi do ciebie jak nic innego nigdy. – Wzruszyła delikatnie ramionami. –Interpretujesz to na swój sposób, tworzysz z tym dziełem nienaruszalną więź i nie wiem, po prostu z tego korzystasz ciesząc się, że ktoś kiedyś i gdzieś stworzył coś co otworzyło ci oczy na sztukę czy cokolwiek innego. – Machnęła ręką, bo to wszystko brzmiało jak takie bzdury, że nawet nie chciała się w to zagłębiać. Wierzyła po prostu, że każdy człowiek, czy się do tego przyznawał czy nie, chciał mieć jakieś powiązanie z czymś co znajdywało się na tej planecie, żeby mieć jakieś dziwne poczucie bezpieczeństwa i przynależności. –To prezent, więc nie powinnaś wiedzieć ile kosztował. – Odwzajemniła uśmiech i sięgnęła po kubek stojący ma biurku, w którym była już zimna herbata. Kochała parzyć herbaty po to, żeby ich nie wypijać, albo żeby pić je na zimno.
-Spotkanie? – Zapytała rozbawiona unosząc brwi. –Spotkanie biznesowe? – Domyśliła się, że chodzi o randkę i oczywiście postanowiła udawać, że absolutnie jej to nie rusza. –No cóż. Muszę się z nimi zgodzić. Dobrze zrobili. – Nawet się uśmiechnęła i postanowiła resztę swojej reakcji ukryć w kubku. Nawet nie piła tej herbaty, po prostu przez chwilę moczyła w niej usta i zastanawiała się czy sama zdecydowała się na kupno tak paskudnej herbaty czy może zabrała to od Zoyi.
-Nie, nie. Dzięki. – Zaśmiała się i odstawiła kubek, bo czuła się jak idiotka. –Nie jest to coś co będę chciała zagłębiać, albo czym jestem zainteresowana na dłużej. Pracowałam, nawinął się temat uprawy mango i chciałam sprawdzić czy wszystko trzyma się kupy. I czy mango zwykłe, a indyjskie uprawia się inaczej. – Wyjaśniła. Zdecydowanie to indyjskie było lepsze. Aż nabrała ochoty na mango.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Zabiorę go po weekendzie i jeszcze doszkolę. Potem umówimy się na godzinę góra dwie oficjalnego przekazania. Pokażę ci co i jak. – Na razie po prostu „odprowadzała” psa do domu, bo ten miał takie szczęście, że jakiś dach nad głową posiadał. Tresowane przez nią czworonogi zazwyczaj nie miały oficjalnych właścicieli. Dopiero potem znajdowały takowego powiązanego z daną specjalizacją, na którą ów psiak był szkolony. Pracował i żył z policjantem, żołnierzem, ratownikiem, strażakiem; różnie bywało. Tyfon za to miał dom i najwyraźniej bardzo za nim tęsknił, co Eve widziała po nim i tym jak uspokoił się będąc w swoim kojcu.
- Coś w tym jest. Pewnie masz rację. – Mogłaby rozwinąć temat, ale wzruszenie ramionami i machnięcie ręką Sameen dało jej do zrozumienia, że kobieta chyba nie chciała zagłębiać się w ten temat a ona nie będzie naciskać. Była otwarta na dyskusje, ale wiedziała, że nie sięgała do poziomów mądrych głów a w jej oczach.. cóż, Sam dla niej była mądra. Znała się na wielu rzeczach, bo albo chciała coś o nich wiedzieć albo musiała w ramach reaserchu do swojej pracy. A Eve? Mogła pochwalić się dyplomem treserki i pięciominutowym rekordem ukończenia jednej z najtrudniejszych krzyżówek.
- Nie do końca. – Pokiwała głową tak, jakby zastanawiała się nad motywem przewodnim spotkania, na który się wybierała. Serio, to było trudne. – Bardziej jak randka, ale nie wiem z kim. – To się nazywała randka w ciemno, więc to nadal była randka, ale oczywiście trudno było o tym mówić wprost. – Chłopcy myślą, że dobrze wiedzą, kogo mi trzeba. – Prychnęła i wypiła pół szklanki wody, bo coś wyjątkowo zaschło jej w gardle. – Wyjdzie gorzej, jak znów zostanę wystawiona. Wtedy będą mnie przepraszać na kolanach. – Miałaby wreszcie święty spokój z ich zabawą w swatkę. Jeden raz mógł trafić się jakiś niewdzięcznik, ale żeby to miało się powtórzyć? Nawet Paxton miała granicę i dumę, która została wtedy nadszarpnięta.
- Wstydzisz się? – Miała wrażenie, że Sameen się tłumaczy z czegoś, co niedawno robiła. – Nie ma nic dziwnego w nabywaniu wiedzy. Zawsze podczas rozmowy możesz zabłysnąć ciekawostką. Ja na przykład kiedyś trochę się ich nauczyłam, żeby podczas randek wyjść na mądrą i dzięki temu wiem, że krewetki mają serce w głowie, świnie nie mogą spojrzeć w niebo albo, że kwakanie kaczki nie odbija się echem i nikt nie wie dlaczego. – Jeżeli Galanis uważała, że czytanie o mango było głupie, to ciekawostki wymienione przez Eve powinny zmienić jej zdanie.
Uśmiech, który znów zawitał na jej twarzy, kiedy jak głupia mówiła o kaczkach i świniach, nieco zelżał.
- Jak się czujesz? – zapytała poważnie. Wiedziała, co działo się z Sameen i jak źle wyglądała. Teraz prezentowała się inaczej – lepiej. To jednak nie zmieniało faktu, że wciąż mogła mieć problemy ze zdrowiem albo ze sferą psychiczną.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
-Jasne. – Skinęła głową i skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej. Nieobecność Tyfona była jej teraz trochę na rękę. Sama musiała być dużo poza domem i nie wszędzie mogła ze sobą zabrać. Co prawda czasami go ze sobą zabierała i miło było od czasu do czasu otworzyć do kogoś gębę podczas długiej przejażdżki samochodowej. Gorzej tylko jak przyjdzie jej robić coś poza autem i Tyfon niekoniecznie będzie rozumiał, że ma nie robić absolutnie nic. Gdzie miałaby go w takiej sytuacji zostawić? Przecież nie zostawi go w aucie, żeby ktoś jej wybił szybę w ramach ratowania psa.
-Znają cię prawdopodobnie najlepiej, więc może rzeczywiście wiedzą czego potrzebujesz. – Posłała jej pokrzepiający uśmiech. –Jestem pewna, że nie umówiliby cię z kimś kto w ich oczach na ciebie nie zasługuje. – Byłoby to bardzo chamskie z ich strony. Podczas swoich wizyt w tym barze zdążyła zauważyć jaką relację Eve miała z mężczyznami i jacy byli opiekuńczy wobec niej. Istniała szansa, że rzeczywiście wiedzą kogo potrzeba Eve. Tym bardziej, że rozumieli część jej traum i problemów. Sami zmagali się z czymś podobnym.
-Czego? – Zapytała zmieszana. –Czytania o mango? – Parsknęła śmiechem. –Nie wstydzę się. Po prostu robiłam coś związanego z pracą w co nie chcę się zagłębiać. – Wyjaśniła. Nie dyskutowała o swoich kontraktach, a jednak dziewczyna musi jeść, więc musi myśleć o tym, żeby do tej pracy wrócić. Tym bardziej, że ostatnio była rozrzutna. I to bardzo. –To z kaczkami jest… interesujące. – Zamyśliła się na chwilę i zastanawiała się czy kiedyś miała okazję słyszeć kaczkę w jaskini i czy było echo czy nie. Niestety nie miała takiego wspomnienia, więc po prostu będzie musiała zrobić teraz research na ten temat. –To możesz te ciekawostki zachować na dzisiejsze spotkanie. – Zauważyła. –Ja bym tam chętnie podyskutowała o tych kaczkach. – Spojrzała w stronę okna i myślami uciekła w stronę kaczek. Takie niepozorne zwierzęta, tak pospolite, a skrywają w sobie tak ciekawą tajemnicę. Sameen nawet na chwilę zapomniała, że ma towarzystwo i że Tyfon wrócił. Eve miała rację, sprzedanie takiej ciekawostki komuś działało cuda. Ona na przykład będzie o tym myśleć długo.
-Hm? – Spojrzała na Eve nieco nieobecnym wzrokiem. –Dobrze. – Odpowiedziała ostrożnie, bo raz, że została wyrwana ze swoich kaczych przemyśleń, a dwa to to, że nie wiedziała o co Paxton konkretnie pyta. Już zapomniała o tym przez co przeszła po powrocie i jak wracała do siebie. Jest szansa, że uszkodzili jej banię i miała teraz problemy z zapamiętywaniem rzeczy. –A ty? – Zapytała, bo jednocześnie przypomniało jej się, że to Eve miała ostatnimi czasy specyficzny humor. Domyśliła się, że może jest lepiej skoro wybierała się teraz na randkę.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Jasne. – Teraz to Eve czuła się głupio, że miała dobre oko i wyłapała na laptopie obrazek z mango. Mogła w ogóle tam nie patrzeć, ale kiedy Galanis odkładała okulary wzrok automatycznie powędrował na okrągły owoc.
Dopiła wodę do końca, ale dalej trzymała szklankę. Nie chciała odkładać jej byle gdzie. Wolała odstawić naczynie do kuchni, jak już będzie wychodzić, do czego najwyraźniej się nie śpieszyła. Stresowała się spotkaniem i jak wspominała nie miała na nie ochoty, bo wciąż mimo wszystko nie czuła się najlepiej. Starała się, jak zawsze i dodatkowo miała ewentualny wspomagacz w samochodzie, ale wolała po niego nie sięgać. Nadal zastanawiała się, czemu kupiła ten szajs, ale o dziwo posiadanie go ją uspokajało, bo posiadała wyjście awaryjne z każdej sytuacji (albo raczej ze swego życia).
- Tak myślisz? Bo wiesz, tobie wystarczył tekst o tym, że na drugie imię mam Deborah. – A co Eve wyznała wtedy jako wielką wstydliwą tajemnicę. Coś tajnego, czego nikomu nie zdradzała. Sekret ponad wszystko niczym enigma, której należy pilnować za wszelką cenę. – Myślę, że dopiero to przekonało cię, żeby dać mi szasnę. – Żartowała sobie. Przynajmniej próbowała, bo dobrze wspominała tamten czas i może nieco drażniła się z Galanis, którą wtedy łatwo było ugadać. Przynajmniej tak wydawało się Paxton, co przecież mogło mijać się z prawdą. Może wcale jej nie ugadała na dziwne słówka i żarty? Może kobieta po prostu chciała spędzić z kimś czas?
- Ręka w porządku? – sprecyzowała znacząco patrząc na kończynę. – Nie masz koszmarów? – dodała wprost z wyraźną troską w głosie, bo po czymś takim każdy zmagałby się z traumą i nie było w tym nic złego/wstydliwego lub cokolwiek, co człowiek mógł czuć. Jak Eve, która wstydziła się swoich słabości, co uważała za durne, ale tylko u innych. Sama mogła popełniać ten błąd.
- Nadal kiepsko, ale się trzymam. Nikt za mnie tego nie zrobi, prawda? – Nikt jej nie podniesie i nie utrzyma. Nie istniały mentalne lub emocjonalne kule, jak te podpierające osobę z gipsem u nogi (lub bez niej). – Może im dłużej będę udawać, że jest w porządku, to wreszcie to sobie wmówię? – Prychnęła z rozbawieniem, jakby to było zabawne, ale tak naprawdę był to śmiech przez łzy. – Do czego potrzebujesz Tyfona? – zapytała od razu, żeby zmienić temat. – Pisałaś w wiadomości, że go potrzebujesz. – Sameen nie musiała odpowiadać. Paxton po prostu złapała się czegoś, co odsunęłoby jej myśli od własnej psychiki. Spychać to ona umiała. Spychała problemy, ludzi od siebie.. zaraz dostanie certyfikat i będzie mogła zawodowo jeździć spychaczem. Zawsze co nieco dorobi.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Zaśmiała się krótko na wzmiankę o drugim imieniu Eve. Oczywiście nie śmiała się z imienia. Kompletnie o tym zapomniała. Przez chwilę wpatrywała się w pustą szklankę, którą trzymała Eve i uśmiechała się głupio sama do siebie. –Tak, tak. Tak było. – Pokiwała głową i jeszcze raz zachichotała. –Tak, myślę, że to sprawiło, że postanowiłam ci w ogóle zaufać. W końcu powierzenie komuś swojego drugiego imienia to spory krok. – Zażartowała sobie chociaż bardziej na usta cisnęło jej się zapytanie Eve, że co z tego, że wtedy ją to przekonało jak teraz skończyły właśnie tak. Eve szła na randkę, a Sameen nie mogła się doczekać tego, żeby położyć się na materacu i wtulić się w psa, którego jeszcze niedawno nawet nie lubiła. Wszystko z tamtych czasów brzmiało dla niej tak obco i odlegle. Nie było to nie wiadomo jak dawno temu, ale aż przeszedł ją zimny dreszcz na myśl o osobie, którą kiedyś była. Nie, żeby wstydziła się tamtej osoby, albo była nią zażenowana. Po prostu wiedziała, że się zmieniła. Tortury zrobiły swoje. Może uszła z życiem, ale straciła ważną część siebie.
-Tak. – Uniosła nawet rękę. –Kolejna blizna do kolekcji i ból, który czasami lubi o sobie przypomnieć. Ale tak to w porządku. – Przyłożyła palec do cienkiej, parocentymetrowej blizny znajdującej się po wewnętrznej stronie ręki i powiodła po niej opuszkiem palca. Jeszcze parę miesięcy i będzie się trzeba przyjrzeć, żeby coś zobaczyć. –Mam. – Odpowiedziała bez cienia jakiegoś zażenowania. Powinna być bardziej zażenowana gdyby koszmarów nie miała. Nie wiodła łatwego, szczęśliwego i kolorowego życia. –Ale mam koszmary właściwie od zawsze, więc… to po prostu miła odmiana, bo tym razem dotyczą nowych przeżyć. – Uśmiechnęła się niemrawo, bo uznała, że dobrą decyzją będzie obrócenie tego w jakiś niewinny żarcik. Co prawda nie żartowała. Jej mózg odblokował nowy zestaw koszmarów.
Pokiwała głową. –Dobrze wiesz, że to nie kwestia wmawiania sobie czegokolwiek. – To raczej mogło prowadzić do nieciekawych rzeczy. –Wydaje mi się, że chodzi bardziej o nie wiem… przyzwyczajenie się do tego i do nauki życia z tym. – Niestety na to nie było żadnego lekarstwa, które w pełni przywracało człowieka do zdrowia. Były leki, ale i one pomagały na krótko. Albo nie pomagały wcale. –Może powinnaś pójść z tym do profesjonalisty. – Zasugerowała. Ona sama prędzej dałaby sobie plecy na sucho ogolić niż iść do specjalisty, ale wiadomo… to była ona i jej mroczne sekrety, których nie chroniłaby nawet tajemnica między lekarzem, a pacjentem.
-A. – Podrapała się po skroni i odchrząknęła. –Nie mam koszmarów jak z nim śpię. – Wypaliła. –A może mam, ale… jego obecność pomaga mi przespać całą noc. A będę musiała wyjechać, więc potrzebuję być wyspana i mieć siłę. – Zauważyła, że tak samo działa na nią spanie w obecności drugiego człowieka. Ale też tego nie mogła potwierdzić, bo spała tylko z Zoyą. –Chcesz jeszcze wody? – Zapytała i nie czekając na odpowiedź wzięła od niej szklankę.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Rozumiem. Powtarzające się koszmary mogą się znudzić. Aż do porzygu. – Wcale nie chodziło o nudę ani odgrzewanie tego samego kotleta. Człowiek frustrował się, że w kółko przeżywał ten sam koszmar. To mogło być wkurzające i zarazem mocno niszczyło psychikę. Paxton coś o tym wiedziała i doskonale rozumiała słowa Galanis o tym, że tym razem śnić jej się będzie coś nowego. Ile razy można przeżywać ten sam koszmar? Przecież to jedynie oznaka tego, że człowiek się z tym nie uporał a przecież.. chciał się uporać. Tylko nie umiał.
- Nie chodzi tylko o Isabelle – przyznała cicho i wbiła wzrok w ścianę nad biurkiem. – Nauczyłam się z tym żyć i ze śmiercią chłopaków też. Wiem, że nadal to przeżywam. Raz lepiej a raz gorzej. – Niestety Galanis miała okazję widzieć to gorzej, ale wcześniej Eve miała się lepiej. Jasne, że czasami miała gorsze ni lub słabszą tarczę, którą się osłaniała przed światem (i świat przed sobą). – Ale nie chcę się przyzwyczajać i żyć ze świadomością, że brat mnie nienawidzi, przyjaciółka uznała, że jestem chujową znajomą albo że jakiś wariat nawiedza moją ex na farmie i podobno mnie szuka. Że ojciec pozostawił po sobie sam syf, który ciągnie się za mną jak psia kupa przylepiona do buta. - Do niedawna było w miarę dobrze, a potem zaczęło się chrzanić i już nie wiedziała w co włożyć rękę, od czego zacząć, co powinna odkręcać najpierw albo czy nie lepiej po prostu zostawić ten świat w cholerę. Już kiedyś to rozważała i to była bardzo kusząca opcja. - Mam już dość terapeutów. Jakoś to ogarnę. – Wiedziała, że musiała. Przecież to nie tak, że siedziała i przeżywała. Działała, bo tylko tak jako tako pozbędzie się części problemów. – Po prostu się nawarstwiło i mnie to przytłacza, ale.. jakoś to ogarnę – powtórzyła, bo jeszcze nie wiedziała jak dokładnie ogarnąć niektóre sprawy. Wiedziała, że część z nich pozostanie z nią już na zawsze, ale całą resztę mogła naprawić.Cholera, wybacz. Nie lubię tego. Nienawidzę marudzenia zwłaszcza w swoim wydaniu. – Uśmiechnęła się krzywo, bo jak Sam wiedziała, Eve starała się nie żalić. Naprawdę tego nie lubiła. Wolała działać i działała, ale ogarnięcie tego wszystkiego zajmie trochę czasu. – Zresztą, sama wiesz jak to jest walczyć z czymś w pojedynkę. – Posłała jej niemrawy uśmiech. Nie chciała obrazić kobiety, ale Eve zdawała sobie sprawę, że przez większość swego życia Galanis mogła polegać tylko na sobie. Że była jedyną osobą, której mogła zaufać.
- Rozumiem. – Szkoda, że Sam wcześniej o tym nie powiedziała, ale już po ptakach. – Kiedy wrócisz a ja nadal go będę tresować, to mogę ci go przywozić na noc. – Jeżeli to pomoże, bo przecież nie chciała, żeby blondynka miała koszmary. Co jak co, ale nigdy nie życzyła jej złego, a nawet chciała dla niej jak najlepiej.
- W sumie jeszcze mogę się napić. – Sama nie wiedziała czemu. Mogła zrzucić to na konieczność uzupełnienia dziennej dawki wody, ale z drugiej strony kiepsko jeżeli randkę zacznie od wizyty w toalecie bo oczywiście, że będzie musiała wysikać te dwie szklanki wody.
Poszła za Sameen do kuchni chowając ręce w kieszeniach płaszcza, którego nawet nie zdjęła. Przecież zaraz miała wyjść, a jednak nadal tu była.
Wiesz, że pewna kobieta zmarła od nadmiaru picia wody? To chyba było w Wielkiej Brytanii. – Jak dobrze kojarzyła, bo akurat szczegóły tej konkretnej ciekawostki gdzieś jej umykały. - Brzmi jak abstrakcja. - Z drugiej strony tej wypitej wody było dość sporo jak na ludzkie możliwości. Co za dużo to nie zdrowo.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Pokiwała tylko w milczeniu głową. U niej niespecjalnie miało znaczenie to czy miała koszmar czy nie spała. Śniła o wszystkim co robiła w pracy, co robiono jej, czasami zdarzały się koszmary wydarzeń z dalekiej przeszłości. Nigdy nie miała pojęcia, do którego etapu swojego życia powróci tej nocy. Zawsze było coś. Czasami zdarzało się, że śniła o niespecjalnie ważnym morderstwie sprzed paru lat. Chciałaby wiedzieć od czego jest to zależne. Na razie miała tylko swoją teorię, że dusze osób, które zamordowała nie mogły po śmierci zaznać spokoju, więc decydowały się na to, żeby ją nawiedzać. Skoro oni nie mogli mieć spokoju to czemu ona miała go mieć? Absolutnie się im nie dziwiła. Tym bardziej, że nie zawsze mordowała tych, którzy na to zasługiwali. Najczęściej kierowała się wyłącznie kwotą jaką otrzyma za wypełnienie kontraktu.
-No to są akurat rzeczy, które możesz zmienić i do których nie musisz się wcale przyzwyczajać. – Wzruszyła delikatnie ramionami. –Życie jest dla żywych, więc jeśli masz jakieś sprawunki do załatwienia z żywymi, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby to zrobić. Nikt nie będzie cię oceniał za to, że wykonałaś pierwszy krok, albo, że okazałaś, że ci zależy. Tak mi się wydaje. Nie wiem. – Znowu wzruszyła ramionami. Takie rozmowy zawsze były dla niej ciężkie, bo nie wiedziała czy to co ślina przyniesie jej na język spotka się z aprobatą. –Próbowałaś iść z tym na policję? – Zasugerowała. Postanowiła się w to nie mieszać mimo, że zdziałałaby więcej niż policja. Dostała już nauczkę, wiedziała, że nie musi ratować każdego. –No jasne, rozumiem. Plusem jest chyba to, że tak do końca nie jesteś z tym sama. W sensie wiem, że to z czym walczysz tutaj to jest walka indywidualna. – Popukała się po głowie, żeby pokazać o czym mówi. –Ale wszystko inne… masz znajomych, przyjaciół, kobietę, z którą pracujesz. – Znowu zapomniała jej imienia, ale nawet nie pamiętała tego, że już je zapomniała. –Jeśli nie chcesz korzystać z pomocy specjalistów to korzystaj z pomocy bliskich. Jestem pewna, że ci pomogą. A rozmowa to pierwszy krok. Właściwie to drugi. Wydaje mi się, że wypłakanie się i kilka godzin dobrego snu to pierwszy krok. – Gdyby ona miała takie emocjonalne problemy, to właśnie zaczęłaby od płakania. Wydawało jej się, że to mogłaby być najlepsza terapia. Żeby zmyć z siebie po prostu te wszystkie negatywne uczucia, przemyśleć wszystko znowu, będąc wypranym z emocji, wziąć prysznic i iść spać.
Odwzajemniła równie niemrawy uśmiech, ale niczego nie skomentowała. Wiedziała jak to jest walczyć w pojedynkę, ale jednocześnie miała świadomość tego, że ona i Eve, to jednak dwa różne światy. Sameen była bardziej upośledzona emocjonalnie i niekoniecznie pozwalała sobie na to, żeby emocje tak nią targały.
-Nie musisz. Mam co robić, więc będę sobie radzić. Wolę, żeby się skupił. A nie chcę ci też zawracać głowy. Tym bardziej, że sama nie będę miała czasu, żeby być w domu i go odebrać. – To był jej ulubiony lek na wszystkie zmartwienia. Rzucenie się w pracę, żeby nie myśleć absolutnie o niczym innym.
Pokiwała głową i ponownie napełniła szklankę i postawiła ją na stole, bo Eve miała zajęte ręce. Sięgnęła też do szafki po szklankę dla siebie. Sobie też nalała, ale zdecydowanie mniej.
-Próbujesz mnie wyrwać na ciekawostkę o kobiecie, która zmarła? – Zapytała unosząc brew. Upiła łyka wody. –Kiedyś wypiłam za dużo wody, nie pamiętam czemu, ale do tego stopnia, że miałam przezroczysty mocz. Wtedy też dowiedziałam się, że przesadne nawodnienie organizmu też może być złe. – Nie wiedziała tylko, że może od tego umrzeć.

Eve Paxton
ODPOWIEDZ