lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
34 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Internistka, uważająca swoją pracę jako misję. Bezkonfliktowa, wiecznie uśmiechnięta i chętna do pomocy. Miłośniczka samotnych, nocnych spacerów i nieporadnego odnawiania ścian w starym domu babci, do którego pół roku temu się wprowadziła.
Pierwszy
outfit
Życie w pojedynkę jest ponowną nauką siebie samego. To, co będąc w związku wydawało się niemożliwe, nagle stawało się codziennością, czymś czego realizacja okazywała się dziecinnie łatwa. Tak też Leah nauczyła się samotnie korzystać z myjni samochodowej, zmieniać uszczelki w kranach czy też bez problemu udawać się na zakupy do sklepów budowlanych. Internetowe wskazówki pozwoliły jej nabrać pewności w wyborze odpowiednich narzędzi czy farb potrzebnych do odnowy domu babci. Wprawdzie większość rzeczy została już wymieniona na nowsze a jedyne co jej pozostało to czekać na dowóz mebli, to i tak w każdej wolnej chwili potrafiła znaleźć jakąś wadę w swoim nowym lokum, którą w przerwach między dyżurami musiała naprawić.
Przez ostatnie miesiące bywała w sklepie budowlanym tak często, że śmiało mogła otrzymać rabat stałego klienta. Większość sprzedawców już świetnie ją znała i zawsze była chętna do pomocy. Stąd też jej samotne wędrówki po sklepie były rzadkością, a jeśli już miały miejsce były spowodowane natłokiem klientów.
Tak też było dzisiaj, kiedy to odpuszczając sobie konsultacje ze sprzedawcą udała się wolnym krokiem do sekcji z narzędziami. Po wskazówkach otrzymanych od młodszego brata oraz uprzejmego sąsiada pewna była odnalezienia prawidłowego klucza. Ostrożnie chwytając w dłoń każdy po kolei, próbowała rozszyfrować jego numer oraz przeznaczenie nie chcąc przyznać się przed samą sobą, że daleko jej do mistrza w tym zakresie. Jej zagubienie w wyborze odpowiednich narzędzi musiało być tak widoczne, że skłoniło jednego ze sprzedawców do interwencji. Usłyszawszy wykrzyczane na cały sklep swoje imię, wychyliła się zza regału rozbawiona całym zajściem.
- Spokojnie, obejrzę jeszcze kilka filmów na youtube i będę mogła starać się o etat w waszym sklepie. - nie chciała aby pracownik odrywał się od rozmowy z innym klientem tylko dlatego, że ona nie potrafiła poradzić sobie z wyborem narzędzi. I kiedy wydawało się, że sytuacja została zgoła opanowana, obsługiwany przez pracownika klient zainteresował się ich wymianą zdań na tyle, że odwrócił się w jej stronę wywołując w jej żołądku konkurs taneczny twista.
Kiedy trafiła na niespokojne spojrzenie Dawseya, poczuła, że super mocą, którą chciałaby w tej chwili posiadać jest niewidzialność. Jej pewność siebie uleciała razem z dobrym humorem gdzieś między jedną wiertarkę a drugą, kolana zwiotczały a ona przestraszona schowała się z powrotem między regałami jakby były one labiryntem, który oddzieli ją od byłego męża. W celu uspokojenia swoich emocji zacisnęła powieki odchylając przy tym głowę do tyłu. Przecież wszystko miała już poukładane w głowie a to spotkanie miliony razy sobie już przepracowała w myślach. Nie tak miało to wszystko wyglądać; była przekonana, że wszystko co związane z Dawseyem zostawiła dawno za sobą ale rzeczywistość postanowiła zaskoczyć ją do tego stopnia, że kilkusekundowe spojrzenie wzburzyło jej spokój do tego stopnia, że wyzwaniem było wybranie po tym wszystkim odpowiedniego klucza francuskiego.

dawsey carleton
powitalny kokos
anonima
onkolog — w szpitalu w cairns
38 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
jednak przeczuwam powoli, że zacznie pierś moja bić i marzę o ludzkiej doli, chcę kochać, cierpieć, żyć
005.
I let you get away
There goes my happily ever after
{outfit}
Majsterkowanie nie leżało w naturze Dawseya. Potrafił naprawić parę rzeczy, ale nie był fachowcem w tym fachu. Zdecydowanie lepiej umiał obchodzić się ze zwierzętami czy ludźmi. Kochał szpital, w przeszłości przebywał tam w każdej wolnej chwili, zajmując się swoimi pacjentami najlepiej jak potrafił. Resztę czasu poświęcał Lily i Leah. Ewentualnie książkom. Albo dziewczynom i książkom jednocześnie. Kochał, kiedy Leah leżała wtulona plecami w jego klatkę piersiową, a Lily bawiła się gdzieś w pobliżu, gdzie mogli mieć na nią oko. Zazwyczaj wtedy trzymał w ręku jakąś powieść, ale nie mógł się skupić na fabule, kiedy blond włosy żony łaskotały go w twarz. Uśmiechał się pod nosem i wąchał je do utraty tchu. Zupełnie zwariował na punkcie Dużego Anioła i Małego Aniołka. Wydawało mu się, że są tak kompatybilni, że kiedy Mały Aniołek odszedł, jego rodzina się rozpadła. Tak naprawdę był zafiksowany na błędzie. Przez cały czas myślał, że śmierć Lily to czyjeś niedopatrzenie, a nie następstwo choroby. Mylił się, ale zupełnie nie wiedział na kogo zrzucić winę za to co się stało, kogo ukarać. Przecież nie mogło być tak, że to jakieś idiotyczne przeznaczenie, bo niby w jaki sposób miałby dać mu w mordę? Po rozwodzie nie spotkał więcej Leah. Rzucił się w wir pracy jeszcze bardziej, poznał Wandę, która na początku była jego… zabawką. Ciężko było mu się do tego przyznać teraz, nawet przed samym sobą, ale kobieta była dla niego zwykłym pocieszeniem, dopóki nie zrozumiał, że rzeczywiście ją pokochał. Nie taką szaloną miłością jak Leah, nie taką zwariowaną, nie był zakochany. Kochał Wandę statecznie, dojrzale, bezpiecznie. W jakiś sposób chronił swoje serce, by ponownie nie spotkało go to, co w przeszłości. Pożar skutecznie pozbawił go stuprocentowej władzy w ręce. Poruszał nią, ale nie tak sprawnie jak kiedyś, więc operowanie nie wchodziło już w rachubę, odszedł stamtąd, jeszcze bardziej zakopując się w swoim żalu. Owszem, wiedział, że jego niepowodzenia są wyłącznie jego winą, ale teraz było za późno na naprawę czegokolwiek. Wandzie starał się wynagrodzić każdą przykrość, którą jej sprawił, ale była jeszcze masa ludzi, która zasługiwała choćby na przeprosiny. Leah była jedną z nich, ale dawno temu przyrzekł sobie, że zostawi ją w spokoju. Da jej żyć tak, jakby nigdy nie istniał. Nie zrani jej więcej.
Chatka w Tingaree nie była pierwszej nowości. Parę rzeczy się rozpadało, dlatego zdecydował się wymienić kilka spróchniałych desek na pomostku, doprowadzić do ładu salon i może zająć się w końcu pokoikiem dziecięcym? Tak, chyba to był główny powód, dla którego znalazł się w LB Hardware. Pod pretekstem kupienia sprzętu, wszedł do sklepu budowlanego i udał się na dział farb. Nie wiedział, jaką płeć będzie miało dziecko, dlatego nie chciał dostosowywać koloru ścian według takich kryteriów. Chyba zamierzał wziąć zieloną. Taką, jak liście za oknem rozświetlone wschodzącym słońcem. I niebieską, by namalować skrawek nieba, może parę chmur, żółtą, by na niebie umieścić kilka gwiazdek. Pogubił się, nie wiedział, co jeszcze powinien wziąć, dlatego poprosił o pomoc pracownika. Rozmawiali przez chwilę o tym, jakie pędzle będą mu potrzebne, kiedy usłyszał głos, który go zmroził. Jak w transie poszedł w tamtym kierunku. Pracownik coś do niego mówił, ale Dawsey już tego nie słyszał. Właśnie widział Anioła, pięknego blondwłosego Anioła, mógłby przysiąc, że to była ona. Niemalże biegł, by ją zobaczyć. Kiedy znalazł się w odpowiedniej alejce, zatrzymał się gwałtownie. Przyjrzał się jej uważnie. Nadal była tak samo piękna. Czas, który minął niczego nie odebrał jej pięknej twarzy. Czy zwariował po raz kolejny w swoim życiu? - Chryste, Leah, powiedz, że nie zgłupiałem - poprosił, chociaż nie był pewien czy w ogóle chciała z nim rozmawiać?
34 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Internistka, uważająca swoją pracę jako misję. Bezkonfliktowa, wiecznie uśmiechnięta i chętna do pomocy. Miłośniczka samotnych, nocnych spacerów i nieporadnego odnawiania ścian w starym domu babci, do którego pół roku temu się wprowadziła.
Wydawało się jej, że klucz trzymany przez nią w dłoni waży chyba tonę. Przed oczami zaczęły migotać jej brunatne plamy a ona sama nie potrafiła utrzymać się równo na nogach. Ostrożnie więc odłożyła na miejsce narzędzie i podpierając się regału ruszyła wolnym krokiem przed siebie, chcąc opanować swój nagły brak kontroli nad ciałem i umysłem. Liczyła się przecież z tym, że prędzej lub później dojdzie do takiego spotkania jednak nie sądziła, że jej organizm zareaguje w tak skrajny sposób.
Westchnęła głośno gdy jej ucieczka została udaremniona a droga do niej odcięta przez pojawienie się naprzeciw Dawseya. W pierwszej chwili jakby zignorowała jego pytanie; skupiona była na dogłębnej analizie zmian w jego twarzy i ciele, zliczeniu nowych znamion czy zmarszczek. Może nieco pobladł? Chociaż biorąc pod uwagę stan, w którym znajdował się gdy ostatni raz dane jej było go widzieć, teraz wyglądał jak okaz zdrowia.
Choć nieświadomy, w jej mniemaniu nie powinien stawiać jej w takiej sytuacji. Najrozsądniejszym wyjściem było udanie, że żadne z nich nie dostrzegło obecności drugiego. Dawsey swego czasu był przecież mistrzem w tego typu zabawy, więc i teraz nie powinien zmieniać zasad tej gry. Wypuściła głośno powietrze z ust pozwalając przy tym swoim barkom swobodnie opaść, jakby w geście zrezygnowania, porażki.
Zgłupiał.
Pierwszy raz jakieś kilka lat temu gdy spotkali się w barze. Potem jeszcze kilka razy przy wzniosłych uroczystościach w ich życiu. Potem jego głupota przerodziła się w paranoję a ta doprowadziła do rozpadu ich małżeństwa. Jej usposobienie wzięło jednak górę nad emocjami i zamiast wylać z siebie nieprzychylny komentarz na temat ich spotkania, obojętność na jej twarzy została nagle zastąpiona nieśmiałym uśmiechem. Takim, którego przy pierwszym spotkaniu mają w zwyczaju używać ludzie onieśmieleni sytuacją.
- Zawsze wiele brakowało Ci do pełni psychicznej równowagi więc nie zaprzeczę Twojemu pytaniu. - dała z siebie naprawdę wiele aby to zdanie zabrzmiało jak najbardziej przyjaźnie albo chociaż aby nie było przesycone żalem. Nie miała zamiaru rzucać się w męskie ramiona, zapewniać o tym jak bardzo jej brakowało jego obecności. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że przez te lata mężczyzna mógł ułożyć sobie życie na nowo. Życie, w którym nie było miejsca na kogoś takiego jak ona. Drżenie rąk zamaskowała poprzez skrzyżowanie ramion pod klatką piersiową, tak jakby ta rozmowa nie miała dla niej żadnego większego znaczenia. Nie potrafiła przyznać się przed samą sobą, że było wręcz przeciwnie. Żal przeplatany z tęsknotą mógł sprowadzić tę rozmowę na niebezpieczne tory a tego wolała uniknąć, biorąc pod uwagę wskazówki swojego terapeuty.
- Remontujesz dom? - wskazała szybkim ruchem głowy na puszki farby zgromadzone w jego koszyku. Ich wielobarwność nie pozwoliła rozszyfrować jej co dokładnie potrzebowało renowacji w domu byłego męża, stąd też szybko przeniosła wzrok z męskich zakupów na jego twarz, uśmiechając się przy tym.

dawsey carleton
powitalny kokos
anonima
onkolog — w szpitalu w cairns
38 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
jednak przeczuwam powoli, że zacznie pierś moja bić i marzę o ludzkiej doli, chcę kochać, cierpieć, żyć
Może ucieczka rzeczywiście byłaby najlepszym wyjściem z tej sytuacji? Tyle, że było już za późno. Ujrzał ją, a nogi same powiodły go w jej kierunku. Chryste, jak on za nią tęsknił! Miał wrażenie, że minęły wieki, a jednocześnie jakby… nie było tego wszystkiego, jakby ten czas nie minął, jakby przyszli tutaj razem. Wyglądała dokładnie tak samo jak ją zapamiętał, naprawdę niewiele się zmieniła, nadal była piękna i urzekająca, i poczuł dziwne ukłucie żalu na myśl, że tym razem musi się trzymać od niej z daleka i może ją nazwać wyłącznie byłą żoną. Przez tę jedną chwilę miał ochotę się kopnąć, spoliczkować i uderzyć głową w mur, by dać sobie nauczkę za to, jak paskudnie ją zostawił. Bo absolutnie nie obwiniał jej o ten rozwód. To on był głupcem, który myślał wyłącznie o sobie. Głupcem i egoistą, który nie dał wsparcia swojej żonie, kiedy najbardziej tego potrzebowała. Gdyby on również pozwolił sobie na jakąkolwiek pomoc, może to wszystko nie skończyłoby się w taki sposób? Może nie próbowałby znaleźć winnego, a jego małżeństwo przetrwałoby? Nie miał pojęcia i nie chciał wracać do tych myśli. Bo to by znaczyło, że żałował swojego obecnego życia, a przecież tak nie było! Kochał Wandę i dziecko, które miało pojawić się na świecie, ale przeszłość uderzyła w niego z taką mocą, że niewiele brakowało, by upadł na kolana.
Kąciki jego ust uniosły się ku górze. Uwielbiał jej odpowiedzi, zawsze w punkt. Chciał coś odpowiedzieć, ale po prostu stał i gapił się na nią. Zresztą, co właściwie miałby powiedzieć? Chciał w ogóle usłyszeć, co u niej słychać? Nie chciał być hipokrytą, ale chyba oszalałby, gdyby dowiedział się, że ułożyła sobie życie na nowo. Więc tak, był cholernym hipokrytą i nadal – głupkiem i egoistą. – Tak, można tak powiedzieć – odpowiedział, nie wchodząc w szczegóły. Nie chciał mówić jej o dziecku, choć nie wiedział, skąd ta decyzja. Być może nie chciał jej zranić bardziej niż dotychczas, nie chciał, by pomyślała, że zastąpił Lily? – Ty chyba też, co? – zapytał, wskazując głową klucz. – Pięknie wyglądasz, Le – powiedział cicho, mówiąc do niej tak, jak robił to kiedyś. I zaraz pożałował swoich słów.
34 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Internistka, uważająca swoją pracę jako misję. Bezkonfliktowa, wiecznie uśmiechnięta i chętna do pomocy. Miłośniczka samotnych, nocnych spacerów i nieporadnego odnawiania ścian w starym domu babci, do którego pół roku temu się wprowadziła.
I gdzieś teraz w promieniu kilkuset metrów mogłaby spaść bomba a to nie zmieniłoby absolutnie nic. Nie drgnęłaby ani o milimetr w obawie, że przez to mogłaby stracić go ponownie z oczu. I chociaż nienawidziła go w równym stopniu co pragnęła, z tego przypadkowego spotkania postanowiła czerpać jedynie pozytywy. Bo za kwadrans i tak każde rozejdzie się w swoją stronę, żegnając drugiego z uśmiechem na ustach. Zapomną o sobie już wieczorem gdy każde z nich będzie tuliło się do osób, które zastąpiły ich sobie wzajemnie. Zapomną, bądź będą próbowali zapomnieć dla dobra swojego i najbliższych. Będą okłamywali swoją świadomość i tłamsili jakiekolwiek wspomnienie, które przerodzić by się mogło w niebezpieczny sen. Z obawy, że przeszłość jednak nie została domknięta na ostatni zatrzask jak mogłoby im się wydawać.
Remont domu mógłby wskazywać na poprawę w życiu Dawseya. Nie chciała jednak ciągnąć go za język; stwierdziła, że gdyby sam chciał opowiedzieć coś więcej, zapewne by to uczynił. Zatem skupiła się na swojej opowieści, przez chwilę zawieszając wzrok na poszukiwanym kluczu.
- Remontuję dom babci. Wprowadziłam się tam jakiś czas temu. Większość rzeczy już została uporządkowana jednak krany nadal nie chcą współpracować. Więc podejmuję cotygodniową walkę i uparcie twierdzę, że sama poradzę sobie z hydrauliką odmawiając pomocy taty i brata. - przewróciła teatralnie oczami, świadomie sama wątpiąc w swoje umiejętności. Naprawy domowe były jednak pewnego rodzaju terapią, więc nie potrafiła z nich do końca zrezygnować. Wiedziała, że gdy przestanie zajmować głowę tak błahymi sprawami, jej lęki znowu powrócą.
Tak jak teraz, przez jeden niewinny komplement. Odwróciła głowę do boku wydając z siebie cichy pomruk zastanowienia. Powinna postawić granicę, zawrócić mu uwagę, jednak najzwyczajniej w świecie nie potrafiła. I nie chodziło już o próżną potrzebę słuchania komplementów, chodziło o to, że przez chwilę, sekundę, było jak dawniej.
- Zewnętrznie może i tak. Wewnątrz mnie nie znajdziesz żadnego piękna. - drżący, cichy ton mógł nieco zbić mężczyznę z tropu. Zapewne oczekiwał jedynie podziękowań, być może zwrotnego komplementu, jak to robiło się ze wzgląd na dobre wychowanie.
Cała drżała i być może było to dostrzegalne. Jednak mimo to odważnie wlepiła wzrok w męską twarz traktując to spotkanie jak pewnego rodzaju wyzwanie, które musi wygrać.
- Czemu mi to mówisz? - teraz mogłaby dodać gdyby zdobyła się na większą odwagę. Czemu nie mówił jej tego w momencie gdy potrzebowała jakiegokolwiek wsparcia.

dawsey carleton
powitalny kokos
anonima
onkolog — w szpitalu w cairns
38 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
jednak przeczuwam powoli, że zacznie pierś moja bić i marzę o ludzkiej doli, chcę kochać, cierpieć, żyć
To dziwne, ale Dawsey czuł dokładnie to samo. A może to wcale nie było dziwne? W końcu, na dobrą sprawę, nie porozmawiali. Przecież on nawet nie podjął żadnej decyzji o rozstaniu! Nawet o nim nie myślał, a kiedy zobaczył papiery rozwodowe, wiedział, że kocha swoją żonę, ale jest już zwyczajnie za późno. Jest za późno na odbudowę ich małżeństwa, kiedy poległ jako mąż w tak istotnym momencie. Mógł zacząć o nią walczyć i przez parę chwil nawet tego chciał, ale czy miał prawo niszczyć jej życie? Nie miał. Chciał, żeby była w końcu szczęśliwa. Nie chciał swoją osobą przypominać jej śmierci córki, nie chciał chyba próbować. Zwyczajnie nie miał siły, był zbyt pogruchotany, by zacząć teraz walczyć o Leah. Walka o Lily całkowicie wypruła go ze wszystkiego. Ze wszystkich pozytywnych emocji. Poddał się, tak po prostu. Teraz mógł tego żałować, ale nie mógł o tym mówić. Nie tylko ze względu na nią, bo przecież nie chciał mącić jej w głowie, ale również ze względu na Wandę, którą kochał i ze względu na siebie. Sobie też nie chciał mieszać. Jego życie, na tyle, na ile mogło być w porządku, właśnie takie było. Już nic nie będzie jak dawniej, nic nie uszczęśliwi go w stu procentach, ale było normalnie. Bez szaleństw i właśnie tak musiało pozostać. – Jeśli chcesz, mogę ci pomóc. Trochę się w tym podszkoliłem od kiedy nie pracuję w szpitalu – powiedział, choć przecież właśnie zasugerowała mu, że nie potrzebuje niczyjej pomocy. Niczyjej zawierało w sobie również Dawseya. Sam nie wiedział, czemu wspomniał o szpitalu, skoro nie chciał o nim mówić. Unikał tego tematu jak ognia, nie wracał do niego nawet myślami, a osobom, które dopiero poznawał, nie wspominał, że w szufladzie jego biurka są zamknięte dokumenty potwierdzające jego wyższe wykształcenie. Każdemu mówił, że sprząta klatki w Sanktuarium i tak już miało pozostać. – To wewnątrz ciebie było zawsze najwięcej piękna – odpowiedział zgodnie z prawdą. Była najlepszą osobą na świecie. Była jego Aniołem i dla niego nadal się nie zmieniła. Nie tylko anielska twarz, ale również anielskie usposobienie. – Nie wiem – wzruszył ramionami. Wcale nie dlatego, że wypadało, choć pewnie tak było. Byłej żonie wypadało powiedzieć jakiś miły komplement, a później zabrać swoje rzeczy i zniknąć, ale teraz wydawało mu się, że ktoś zalał jego nogi betonem. – Po prostu… tak jest – chciał inaczej zakończyć to zdanie, ale zrezygnował. Jasna cholera, był takim idiotą. Powinien jak najszybciej stąd odejść.
34 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Internistka, uważająca swoją pracę jako misję. Bezkonfliktowa, wiecznie uśmiechnięta i chętna do pomocy. Miłośniczka samotnych, nocnych spacerów i nieporadnego odnawiania ścian w starym domu babci, do którego pół roku temu się wprowadziła.
Ich rozmowa, choć mogąca przypominać pogawędkę dwojga dawnych przyjaciół, naszpikowana była wszelkimi rodzajami emocji, które rozrywały kobietę od środka. Była pełna podziwu dla byłego męża, że z taką łatwością potrafił prowadzić z nią rozmowę, obsypywać komplementami. Zupełnie jakby nie widzieli się dwie doby, podczas których Dawsey przeszedł jakąś przyspieszoną terapię, która ukończył z wyróżnieniem i w nagrodę dostał czerwoną bransoletkę za bycie prymusem. Miała ochotę go udusić a za chwilę rzucić mu się w ramiona i powiedzieć jak bardzo za nim tęskniła. Jej myśli jednak uspokoiły się i zostały zawładnięte zupełnie innym problemem jakim było to, że jej były partner nie świadczył już pracy w szpitalu. Wiedziała, że sklep z narzędziami nie jest najlepszym miejscem na rozmowy i dopytywanie o powody takiej decyzji, stąd zdecydowała się na dość odważną, jednak w jej mniemaniu jedyną słuszną odpowiedź na męską propozycję.
- Jasne, jeśli tylko będziesz miał ochotę i czas. Może znajdziesz też inne awarie. - nie lubiła przyznawać się do błędów, jednak istnienie rzekomych błędów budowlanych w jej domu było więcej niż pewne. Przecież samotnie w większości zajmowała się remontem, więc nie sądziła aby każda jej interwencja miała zakończyć się powodzeniem. Naprędce zaplanowała już sobie w głowie cały scenariusz ich kolejnego spotkania; to podczas niego miała zamiar wypytać o teraźniejsze życie mężczyzny, nie musząc walczyć z dziwnym przeświadczeniem, że ktoś im się przygląda. - Nie zmieniłam numeru od lat. Jeśli go skasowałeś, mogę podyktować, wtedy w wolnej chwili się odezwiesz. - miał prawo przecież odciąć się od niej w każdym elemencie swego życia a ona nie powinna w żaden sposób go oceniać. I gdy wydawało jej się, że ich rozmowa zmierza w bezpiecznym kierunku, jej emocje zostały zupełnie rozchwiane przez kolejne słowa mężczyzny.
Wiedziała, że nie chciał źle. Błądził gdzieś po omacku jakby chcąc załagodzić dawne rany, jednak nie zdawał sobie zupełnie sprawy z tego, że posypywał je jedynie solą. Jej pełne bólu spojrzenie mogło przekazać mu nieme nie mów tak, proszę, nie zadawaj mi bólu, którego nigdy nie odważyłaby się wypowiedzieć na głos. Zacisnąwszy usta w cienką linię, łzawy wzrok odwróciła do boku, zainteresowana niezwykle wystawą wierteł. Przez chwilę milczała, jakby analizując każde wgłębienie w narzędziach bądź przeliczając je w myślach. Wszystko po to aby uspokoić roztrzęsione dłonie czy rozedrgane serce. Nigdy nie sądziłaby, że jedna podróż do sklepu z narzędziami wzbudzi w niej tak wiele emocji.
- Dziękuję, doceniam Twoje miłe słowa. - których przez ostatnie miesiące ich wspólnego życia było tak niewiele. Wtedy wydawało się jej, że już na zawsze straciła atrakcyjność w oczach męża. Że w pewien sposób obwiniał ją o śmierć dziecka albo przynajmniej o to, że nie potrafiła tak bardzo walczyć o sprawiedliwość jak on. I to jej zdaniem mogło tak bardzo rzutować na ich relację.
- Ten żółty kolor będzie za jasny do tego niebieskiego. Musisz zmienić farbę, może weź tę bardziej intensywną? Bo rozumiem, że będziesz je łączył w jakimś pomieszczeniu? Bo wiesz, jeśli każda z tych farb jest przeznaczona do innego pokoju to słabo wybrałeś. Musisz stonować trochę kolory bo po dłuższym czasie będziesz odczuwał zdenerwowanie co będzie wynikiem przebodźcowania. Kolory w pomieszczeniach, w których żyjemy są bardzo ważną kwestią, pomyśl o niej. - jej zupełnie niespodziewany słowotok dotyczący farb wybranych przez mężczyznę, zaskoczył chyba ją samą przez co na koniec wypowiedzi musiała wziąć głęboki wdech. Sądziła, że będzie to dobry element do zmiany tematu rozmowy, bo gdyby Dawsey połasił się na kolejny komplement, najprawdopodobniej opuściła by sklep z płaczem wywołanym żalem i bólem.

dawsey carleton
powitalny kokos
anonima
studentka mechatroniki — przyszły technik turbin
22 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Powracająca po kilku miesiącach do Lorne Bay studentka mechatroniki, która próbuje zacząć życie na nowo.
22.

Pierwszy dzień wiosny postanowiła przywitać ogrodowymi porządkami. Kiedy wynajmowała swoją małą chatkę w Sapphire River, kierowała się raczej ceną, niekonieczne jego wszystkimi otaczającymi walorami, a boleśnie świadoma tego, co oferuje jej klimat Australii, nie do końca nawet zapuszczała się w krawędzie okalającej budynek działki, nie chcąc spotkać na swojej drodze żadnego jadowitego pająka, który mieszkał tam długo przed nią, albo obudzić ze snu przerażającego wombata, który w zemście za swojego kolegę chciałby ugryźć ją w nogę. Bała się też kości, to akurat wypierała ze swoich myśli, ale po znaleziskach, które odkryła wraz z Carlie, wolała mieć się na baczności.
Skoro pożegnała swój samochód z Niną i butelką rumu, nie miała żadnego środka transportu, a nie chcąc wykorzystywać Lorcana, który i tak podwoził ją kilka razy na uczelnię w Cairns, postanowiła... tak, wykorzystać kogoś innego i korzystając z okazji, że miała numer przyjaciółki zapisany w telefonie, zaproponowała jej wspólną wycieczkę do sklepu z narzędziami, w którym miała nadzieję znaleźć też artykuły ogrodnicze.
- Dzięki, serio dzięki, że mnie tu przywiozłaś. Postaram się być szybka w tych zakupach, ale nie wiem czy mogę coś obiecać - posłała kobiecie uśmiech, pchając wózek do pierwszej z alejek, jakby intuicyjnie kierując się do śrubokrętów i przeróżnych kluczy, których akurat miała w domu pełen zapas. - Muszę chyba kupić kawałek siatki do załatania dziury w ogrodzeniu, jakiś drucik, takie nożyce do krzaków i chaszczy - zaczęła wyliczać na palcach, chcąc na głos wypowiedzieć swoją listę, żeby upewnić się, że o niczym nie zapomniała. - No i chciałabym chyba jakieś kolorowe kwiatki, żeby to jakoś ładnie wyglądało, tak na tarasie na przykład - dodała jeszcze, bo uważała, że to miejsce jej małej posiadłości miało akurat ogromny potencjał, a wraz z pieniędzmi za wrak swojego samochodu, mogła pozwolić sobie na mały remont ogródka.

Sameen Galanis
raine barlowe
nata#9784
me, myself & I
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
20.

Sameen poza tym, że wróciła sobie z tej Rosji i została dźgnięta w Lorne Bay nożem w plecy to w sumie miała dużo czasu. Co prawda gojenie się rany było strasznie chujowe i dokuczliwe, ale leki od Quintona pomagały jej przetrwać te ciężkie czasy. Chociaż kurwowała niesamowicie i miała nadzieję, że jego dłonie są dłońmi magicznymi i pozszywał ją tak pięknie, że blizna, która jej zostanie będzie tylko cieniutkim wspomnieniem tego jak zakompleksieni są mężczyźni w Lorne Bay.
Oczywiście Sam nie mogła odmówić swojej siostrze. A właściwie to przyjaciółce. Chociaż bardziej siostrze. Zgodziła się na przejażdżkę w sekundę po tym jak Raine zapytała. Zmieniła sobie opatrunek, ogarnęła się, wzięła jakieś hajsy, żeby później wykombinować jak zapłacić za zakupy Raine, wsiadła do swojego nowego Jaguara i odebrała siostrę/przyjaciółkę z jej domu. Całą drogę do jej domu jarała się nowym autem i nawet przeszło jej przez myśl, że może akurat ten konkretny pojazd powinna sobie zostawić na dłużej. Albo i na zawsze. Piękna maszyna.
-Nie ma problemu. Mówiłam ci przecież, że możesz na mnie liczyć. - Poważnie nie miała z tym żadnego problemu. Pewnie gdyby nawet do niej napisała jakby ta była w Rosji to pierdolnęłaby wszystko i wróciła do Australii, żeby jej pomóc. Na szczęście już była na miejscu. -Nie spiesz się, Raine. Mam cały dzień wolny i zero planów, więc jestem cała twoja. - Może nie powinna rzucać tak lesbijskiego tekstu siostrze/przyjaciółce, ale no nie oszukujmy się... Sameen ciężko było dobrać ładne i wyszukane słowa. Skierowała się za Raine w stronę alejek ze śrubokrętami i przyglądała się różnym modelom. Aż miała kilka flashbacków do momentów kiedy mordowała ludzi śrubokrętami, kiedy rozłupywała czaszki kluczami francuskimi albo kiedy łamała kości młotkami. Jeden młotek nawet podniosła i ważyła go przez chwilę w ręce i zastanawiała się czy to przypadek, że ktoś zostawił tutaj młotek czy ktoś je śledzi i rzuca jej jakiś szejd. -To widzę, że czekają cię poważne prace w ogrodzie. - Uśmiechnęła się pod nosem. -Co cię tak wzięło na ogarnianie ogrodu? - Zaciekawiła się i odłożyła młotek tam gdzie go znalazła.
-To jest bardzo dobry pomysł. Z kwiatkami. - Podeszła do Raine, żeby wyrównać z nią krok. -Mi się ostatnio podobają trzykrotki i reo meksykańskie. Ale nie wiem czy wolisz coś takiego czy bardziej po prostu zwykłe kwiatki. - Wzruszyła ramionami, bo średnio się znała na roślinach, ale jak widziała coś co cieszyło jej oczy to chciała to poznać bardziej. Tak, Sameen robiła research i sprawdzanie backgroundu nawet roślinom. Przykre. -Jakbyś potrzebowała pomocy z tym ogrodem to mogę się zaoferować. Mimo, że nic o tym nie wiem. - Ale znając ją to w ciągu jednej nocy mogłaby śmiało zostać specjalistką.

Raine Barlowe
studentka mechatroniki — przyszły technik turbin
22 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Powracająca po kilku miesiącach do Lorne Bay studentka mechatroniki, która próbuje zacząć życie na nowo.
Skoro Sam miała taki piękny samochód, a do tego czerwony (więc wiadomo, szybki jak błyskawica), w drodze do sklepu pewnie i ona go komplementowała, przy okazji trochę tak w środku, w Raine, opłakując, że nie ma już swojego i zginął śmiercią tragiczną w zgniatarce. - I chcesz swój wolny dzień spędzić w sklepie? - Raine mogła pomyśleć o milionie innych sposobów spędzania wolnego czasu, który były ciekawsze, bardziej produktywne i po prostu, cóż, lepsze. - Więc możemy porobić jakieś... inne rzeczy - tak właśnie objawiło się to jej milion pomysłów, ale może pójdą później coś zjeść? Albo ugotują? Albo posiedzą na plaży? Ten dzień był też zupełnie wolny dla Raine, więc mogły go spędzić razem, a fakt, że wszelkie swoje romantyczne odczucia kierowała w stronę jednego konkretnego chłopaka sprawiał, że nawet nie pomyślała o tym, że słowa Sam mogły jakoś dziwni zabrzmieć.
- Wiesz co? - ewidentne nie wiedziała, skoro właśnie zapytała. - Te chaszcze z tyłu domku są wielkie, w ogrodzeniu mam dziurę, a tak sobie pomyślałam, że pierwszy dzień wiosny to akurat idealna okazja, żeby się tym zająć. Coś, jak karta na siłownię w Nowy Rok - zaśmiała się pod nosem, bo miała nadzieję, że jej zapał nie będzie równie słomiany co większości sportowców, którzy po świątecznym obżarstwie chcą wziąć się za siebie i kuszeni reklamami tańszych karnetów wykupują je, żeby już nigdy nie skorzystać.
- A to ja nawet chyba nie wiem nawet jak wyglądają - odwróciła się w jej stronę, mrużąc oczy, jakby próbowała połączyć nazwę z roślinami, które widziała kiedyś u mamy w domu, czy ogródku, ale ona sama miała tylko przyschniętego kaktusa, co dość dobrze świadczyło o tym, jak dba o kwiatki. - Ale chciałabym w salonie coś takiego dużego! Co prawda on jest tak mały, ze wszystko będzie duże, ale taka wiesz, palma, albo monstera, o! On chyba były modne już jakiś czas temu, to może nie będą teraz tak drogie? - jak się czasem rozglądała za roślinami w internecie, tak bardziej z ciekawości, za każdym razem była zszokowana ceną.
- To chyba nie będzie nic miłego i przyjemnego, tylko porządki, porządki i jeszcze raz porządki - westchnęła głośno, bo szczerze powiedziawszy - wcale nie chciało się jej aż tak bardzo, ale jak już wszystko kupi, to głupio będzie nie wykorzystać, prawda? - Ale dzięki Sam, ty jesteś taka kochana! - posłała jj promienny uśmiech, bo chyba nigdy w życiu nie spotkała jeszcze czlowieka, który był tak dobry jak ona.

Sameen Galanis
raine barlowe
nata#9784
me, myself & I
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
-Jasne, że nie mam nic przeciwko. – Odparła z uśmiechem i beztrosko wzruszyła ramionami. Sameen tak rzadko bywała w sklepach, że taki dzień był dla niej jakiegoś rodzaju dziwną atrakcją. A sklep z narzędziami to zawsze dodatkowa inspiracja, a nawet możliwość do uzupełnienia swojego mini arsenału. Chociaż nie, teraz nie będzie tego planować, bo co jak zacznie kupować podejrzane ilości młotków i Raine zacznie zadawać pytania? –Poza tym nie ma znaczenia co robię. Cieszę się, że mogę spędzić czas z tobą. – To właśnie Raine stała się najbliższą rodziną Sam. Czy tego chciała czy nie. Galanis zdążyła poznać wszystkie siostry, ale to z Raine kliknęło najbardziej. Z Audrie właściwie też, ale ta była tak zabiegana w pracy, że nie miały możliwości spotykać się zbyt często. No i była też mama, której Sam nie zdążyła jeszcze poznać, bo po prostu się bała. –Spokojnie, naprawdę nie mam nic przeciwko łażeniu po sklepach. – Głównie dlatego, że Sam nie wiedziała co się robi w wolne dni, bo ona siedziała i nostalgicznie gapiła się przez okno i tak jej życie leciało. –No chyba, że masz na coś ochotę. – Zaproponowała, żeby nie było, że Sam jest jakąś sztywniaczką. Chociaż była. Ale nie z własnej winy.
Pokiwała głową. –Myślę, że to dobry okres na takie porządki. Człowiek za bardzo się nie spoci, a rośliny nie pospalają się przez wysokie temperatury tylko sobie ładnie wyrosną. – Może jednak Sam miała jakieś niewielkie pojęcia o roślinach. Co prawda bardziej o tych trujących, bo przecież uczyli ją jak robić trucizny i nawet truli ją jak była dzieckiem, żeby się uodporniła. Będzie musiała sobie tą wiedzę odświeżyć. –Reo meksykańskie jest takie spiczaste i jedna strona liścia jest taka fajnie fioletowa. Mogę ci załatwić jak będziesz chciała. – Pewnie gdzieś można było dostać taką roślinkę w Australii, ale Sam nie miałaby problemu z tym, żeby dać to Raine w prezencie. –Palma? – Zaśmiała się. –Przeniesiesz ją później do ogrodu czy są takie palmy, które można mieć w domu? – Nie wiedziała, więc wolała dopytać zanim zrobi z siebie debila. –O tak, monstery są interesujące. – Skinęła. –Wydaje mi się, że nadal jest na nie boom, ale są już bardziej dostępne i ceny są też przystępne. – Dobrze, że Zoya nie była jakąś fanatyczką kwiatów, bo pewnie narzuciłaby Sam to, żeby sobie jakiegoś kwiatka kupiła. Żeby ładnie się komponował z materacem w jej domu.
-W porządku. Lubię pracę fizyczną. – Innej nawet nie znała, więc pewnie nie byłoby to jakoś super męczące. Przynajmniej nie dla Sam. –Nie jestem. – Odparła odwzajemniając uśmiech. Pewnie by umarła gdyby się dowiedziała, że Raine ma ją za taką dobrą. –Masz jakąś listę zakupów? – Dopytała i rozejrzała się po sklepie. –Tam jest dział z ogrodnictwem, więc myślę, że znajdziemy wszystko czego potrzebujemy. – Wskazała odpowiedni kierunek.

Raine Barlowe
ODPOWIEDZ