31 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Billy chciałby wiedzieć, co właściwie było jego normą. Ostatnie lata spędził w bazach wojskowych, i nawet gdyby je pamiętał, odnalezienie się w Lorne Bay przyszłoby mu zapewne z trudem. Jego normalność różniła się chyba od normalności większości ludzi jeszcze zanim wszystko tak koncertowo się schrzaniło.
Zastanawiał się, co nim kierowało, gdy decydował się walczyć w cudzej wojnie. Czy w ogóle liczył się z konsekwencjami? Tak łatwo przyszło mu ryzykować własnym życiem? Czuł się obco we własnym ciele. Zupełnie tak, jakby zamienił się życiem z kimś zupełnie przypadkowym i teraz musiał się mierzyć z konsekwencjami cudzych czynów. Źle się czuł z myślą, że jego niepamięć najbardziej raniła osoby wokół niego. Nie był jednak w stanie udawać, że są mu bliscy, kiedy patrząc na nich, miał często kompletną pustkę w głowie.
Odkąd tylko Carys zajęła miejsce przy stoliku, nie oderwał od niej wzroku na dłużej niż kilka sekund. Studiował jej twarz w skupieniu, jakby była przybyszem z innej planety lub najciekawszym przedstawicielem ludzkiego gatunku, jakiego było dane mu widzieć. A może to on był z innej planety... Nieważne. Rzecz w tym, że go fascynowała.
- Jasne - skinął głową i sięgnął dłonią do kieszeni spodni, w której znajdowało się małe pudełeczko. Przez chwilę obracał je między palcami, jakby się wahał. Czy jeśli postawi je przed nią już teraz, Carys po prostu sobie pójdzie? Chciałby, żeby sobie poszła?
Jakieś postępy?
Zacisnął palce na pudełku, zatrzymując dłoń w powietrzu. Nie odpowiedział od razu, jednak nie zastanawiał się też zbyt długo.
- Rehabilitacja przebiega dobrze - zaczął, świadomie odbiegając od tematu amnezji - Może nie będę biegać w maratonach... Ale przynajmniej przyszedłem tu o własnych siłach - Jeszcze jakiś czas temu wydawało mu się to niemożliwe, a na każdą myśl o potencjalnej konieczności poruszania się na wózku lub przy pomocy laski, miał ochotę rzucać talerzami.
- Wyglądasz... inaczej - nie, żeby był specem od jej wyglądu. Ledwie pamiętał o jej istnieniu. Może to przez jej włosy? Wydawało mu się, że zwykle je wiązała. W strefie zmilitaryzowanej miałoby to całkiem sporo sensu.
Nie kontynuował tej myśli, sam nie będąc pewien do czego właściwie zmierza. Zamiast tego powrócił do tematu zaginionego wisiorka. Postawił pudełeczko na stoliku i podsunął je w stronę blondynki. - Dlaczego mi go dałaś? - Właściwie nie był pewien, czy wisiorek był podarunkiem, czy też przypadkowo znalazł się wśród jego rzeczy. Może Knightley była w stanie rzucić na sytuację nieco więcej światła.
powitalny kokos
o sole mio
lorne bay — lorne bay
25 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Skoro dla Carys powrót okazał się trudny, mogła sobie tylko wyobrażać, co przeżywał Billy, który spędził w ten sposób znaczną część swojego życia, a teraz miał odnaleźć się w szarej codzienności, w dodatku z problemami zdrowotnymi i amnezją. Niezłe kombo, nie ma co. Ciekawe zjawisko, że w chwili podejmowania decyzji o narażaniu własnego życia dla innych, dla idei, człowiek nie zastanawia się nad tym, co będzie potem. Tak jakby zupełnie nie brał pod uwagę, że to potem nastąpi. Blondynka nie była pewna, czy nie lepiej było tam zostać. O ironio, wydawało się to łatwiejszym zadaniem, niż próba normalnej egzystencji, wśród ludzi, którzy nie umieli jej nawet zrozumieć, których problemy były tak skrajnie różne i nic nie znaczące w porównaniu z tym, czego sama doświadczyła.
Czuła się... dziwnie. Niezręcznie. Niekomfortowo. I długo mogłaby tak jeszcze wymieniać. A wszystkie te uczucia potęgowały się, gdy czuła na sobie jego wzrok. Nie wiedziała co ma o tym wszystkim myśleć. Wróć, powinna w ogóle o tym nie myśleć, bo to z całą pewnością niczego nie oznaczało. I tak niczego nie pamiętał, nic się w tej kwestii nie zmieniło. Gdyby nastąpił jakiś niesamowity przełom, ta rozmowa przebiegałaby pewnie w zupełnie inny sposób. Tymczasem wszystko zmierzało w jednym kierunku, mającym raz na zawsze zakończyć ich dziwną znajomość. Carys widziała to już oczami wyobraźni. Odbierze od niego pudełeczko, zamienią kilka grzecznościowych zdań i każde pójdzie w swoją stronę, by nigdy więcej się nie zobaczyć. Chyba że przypadkiem, gdzieś w sklepie, kiwnął do siebie głową i to będzie wszystko. Dosyć marny koniec, trzeba przyznać, relacji która przypominała filmowy scenariusz. Słysząc jego odpowiedź, mimowolnie się uśmiechnęła. Chociaż nic nie było takie, jakby sobie tego życzyła, to jednak z całego serca pragnęła, by życie i zdrowie Underhilla wróciło do względnej normy. Nawet jeśli będzie to wieloletni proces, to zasługiwał na tę normalność jak mało kto.
- Bardzo się cieszę, naprawdę, świetnie to słyszeć! - oznajmiła szczerze i uśmiechnęła się. - Fajnie, że przynajmniej w tym zakresie widać rezultaty - dopowiedziała, nim zdążyła pomyśleć nad sensem swoich słów. Nie powinna mówić niczego takiego. Nie powinna w żaden sposób okazywać swojego rozczarowania, że niczego nie pamięta. Że ich nie pamięta. Nie mając pomysłu jak teraz z tego wybrnąć, po prostu odwróciła głowę w drugą stronę, wpatrując się jak niespokojne fale uderzają o brzeg. Westchnęła cicho, nie wiedząc co właściwie powinna mu odpowiedzieć. Była świadoma tych zmian, które i on dostrzegł. Wyglądała po prostu zdrowo. Odzyskała utracone kilogramy, nie miała już sińców pod oczami, spowodowanych notorycznym zmęczeniem. Miała ten komfort, że mogła nosić czyste, świeżo uprane rzeczy i dowolnie je ze sobą łączyć, zamiast zakładać wciąż te same spodnie i koszulę, jak to miało miejsce dawniej, na misji. Jeśli musiałaby wybierać, wolałaby wrócić do tamtej wersji siebie, gdyby tylko wszystko inne także wróciło, razem z nim. - Chyba obojgu służy nam normalne życie - skwitowała krótko, próbując zdobyć się na uśmiech, co nie do końca wyszło tak, jak planowała. Nie mogła się nadziwić, że udało się im, a zwłaszcza jemu, przeżyć tamto piekło, a mimo to Carys nie odczuwała szczególnie wielkiej wdzięczności, przynajmniej jeśli chodziło o jej życie.
Chciała jeszcze coś dodać, by nieco rozluźnić atmosferę i zejść na bardziej przyziemne, lekkie tematy, ale w tym samym czasie zadał jej pytanie, którego się nie spodziewała usłyszeć. Naturalne było, że chciał poznać okoliczności, ale Knightley nie sądziła, że zdecyduje się na to teraz. Wbrew pozorom nie było jej łatwo do tego wracać i o tym mówić. Bo wraz ze wspomnieniami, wracały uczucia. Underhill znajdował się w tym przypadku w lepszej pozycji, bo przez swoją amnezję, mógł poruszać ten temat bez zbędnego rozczulania się, zupełnie jakby rozmawiali o pogodzie. - Nie wiem... sama już nie pamiętam - mruknęła niepewnie, wahając się, co tak naprawdę powinna mu odpowiedzieć. - Chyba po prostu chciałam, żebyś o mnie pamiętał. I miał przy sobie coś, co doda Ci otuchy w momentach zwątpienia. Wiem, dziecinada - stwierdziła i zaśmiała się na końcu, jakby w ten sposób pragnęła zamaskować swoje prawdziwe odczucia.
powitalny kokos
mango
31 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Billy chyba nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, co przeżył. Gdy pamięć o jego przeżyciach z Afganistanu zniknęła, to tak jakby ich nie było. Uczestnicząc w spotkaniach terapeutycznych dla weteranów zrozumiał, jak bardzo jego doświadczenia różnią się od doświadczeń innych żołnierzy. Myślał, że wśród kolegów po fachu będzie czuł się jak swój. Że ich zrozumie i że sam odnajdzie wśród nich zrozumienie. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Właściwie, spotkania te jedynie wzbudzały w nim poczucie winy, że nic nie pamięta. Kilkukrotnie słyszał nawet, jak wielu z nich oddałoby wszystko, by tylko móc zapomnieć.
Być może niepamięć o złych chwilach była błogosławieństwem. Amnezja jednak działała zgoła inaczej. Nie pamiętał również tych dobrych momentów; chwil spędzonych z Carys.
W jej towarzystwie czuł się zapewne podobnie niekomfortowo, co ona w jego. Było sztywno. Dziwnie. Prawdopodobnie najlepiej byłoby jak najszybciej zakończyć te spotkanie - po prostu zwrócić jej wisiorek i pójść do domu. Jakaś jego cząstka jednak, pragnęła namiastki normalnej konwersacji z panną Knightley. Może nie była mu już bliska, ale czy na pewno lepiej było, by stali się sobie naprawdę obcy?
Fajnie, że przynajmniej w tym zakresie widać rezultaty
Uśmiechnął się pod nosem i skinął głową. Fajnie. Nie dopowiedział już niczego, bo i nic nie przychodziło mu do głowy. Chyba wolałby, żeby blondynka dobitnie wyrażała swoje rozczarowanie jego osobą. Byłoby to ciut łatwiejsze do zniesienia niż jej smutne oczy i zbolały wyraz twarzy. Niezależnie od tego, czy się właśnie uśmiechała, zawsze miał wrażenie, że gdy na niego patrzy, bije od niej smutek.
- Chyba - przytaknął - Ale strasznie mnie nudzi - przyznał po chwili, bo choć nie pamiętał o sobie zbyt wiele, to powoli stawało się dla niego jasne, że brakowało mu adrenaliny. Może nawet był od niej nieco uzależniony. - Nie masz czasem dosyć tej... - tu zamaszystym gestem wskazał na przestrzeń przed nimi - normalności? - Był naprawdę ciekawy. Wbił w nią wzrok, oczekując na odpowiedź.
Co zaś się tyczyło wisiorka, nie mógł się powstrzymać od cichego parsknięcia, gdy Carys wspomniała, że jego zadaniem było przypominanie mu o niej. Zaraz się jednak zreflektował, bo jego reakcja wcale nie miała oznaczać, że jej zachowanie uważał za dziecinne. - Nie, nie... Nie dziecinada - pokręcił głową - Po prostu... beznadziejnie się spisał - Musiała przyznać, że było to nieco ironiczne. Wzruszył ramionami i uśmiechnął się delikatnie. - Na twojej szyi pewnie spisze się lepiej.
powitalny kokos
o sole mio
lorne bay — lorne bay
25 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Carys mogła sobie tylko wyobrażać, że to, jakich wydarzeń ona była świadkiem, w rzeczywistości było niczym w porównaniu z doświadczeniami, które mieli żołnierze. Może gdyby nie te powiązania, łączące ją z Billy'm, cieszyłaby się z jego amnezji, która być może oszczędziła mu traumy? Uporczywych flashbacków, w których wojna wracała do niego nawet tutaj. Mimo wszystko czasem niewiedza bywała błogosławieństwem. Choć z drugiej strony, to właśnie nasze przeżycia w dużej mierze nas kształtują. Pewnie gdyby była na jego miejscu, czułaby się teraz mocno zagubiona i jakby obdarta z własnej tożsamości, nie mając pojęcia kim tak naprawdę jest i kim była.
Uśmiechnęła się pod nosem, kręcąc lekko na boki głową, jakby z udawaną dezaprobatą. Tak, nie ma co się oszukiwać, życie, jakie teraz prowadzili, nijak się miało do tego, co działo się jakiś czas temu. Teraz adrenaliny mogły im dostarczyć przepychanki w sklepowych kolejkach podczas wyprzedaży, co doskonale obrazuje skalę zmian, jakie nastąpiły w ich egzystencji. - Czasem... tak, czasem mam - mruknęła po chwili zastanowienia, w odpowiedzi na jego pytanie. - Ale przynajmniej żyję. Tam nie byłoby to takie oczywiste - dopowiedziała i wzruszyła ramionami. Coś za coś, chciałoby się powiedzieć. Aż taką bohaterką chyba nie była, żeby umierać dla sprawy. Chociaż rozumiała co miał na myśli. U niej ta tęsknota za wrażeniami i potrzeba by sobie ich dostarczać trochę już zmalała, w ciągu miesięcy zdołała się już powoli zaaklimatyzować w nowym otoczeniu. I jak najrzadziej starała się wracać myślami do tego, co działo się tam, mimo że było to trudne zadanie, bo jej psychoterapeuta chyba za nadrzędny cel ich spotkań postawił sobie wypytywanie właśnie o wydarzenia z Afganistanu. Carys miała przeczucie, że robił to chwilami z czystej i niezdrowej ciekawości, a nie w ramach pomocy.
Nie do końca wiedziała jak ma zinterpretować to parsknięcie. W pierwszej chwili zaczęła sobie oczywiście wyrzucać, że jest ostatnią idiotką, która nie powinna była mówić mu takich rzeczy, zwłaszcza biorąc pod uwagę okoliczności. Dopiero jego słowa nieco ją uspokoiły i pozwoliły lepiej zrozumieć co miał na myśli. - Cóż.. niestety nie żyjemy w świecie, w którym cuda się zdarzają, a przedmioty mają jakąkolwiek magiczną moc sprawczą - rzuciła, niby ze śmiechem, ale można było usłyszeć w jej głosie ledwo wyczuwalny żal. Wolałaby chyba egzystować właśnie w takim zaczarowanym świecie, niż w tej szarej rzeczywistości. Pewnie dlatego miała takie problemy z optymistycznym nastawieniem i cieszeniem się z życia. Bo miała za duże oczekiwania, których nic ani nikt nie potrafił spełnić. - Nie wiem, czy chcę go mieć na szyi. Ale na pewno miło będzie go zachować w formie... pamiątki - oznajmiła, robiąc krótką przerwę zanim dokończyła zdanie, jakby szukała odpowiednich słów. - Co zamierzasz teraz robić, po tym, jak tamten etap się zakończył? - zapytała, nim zdążyła to sobie przemyśleć. Od razu poczuła, że teraz to ona wykazuje przesadną ciekawość, zupełnie jak jej terapeuta. Trudno, była autentycznie zaciekawiona, jaki ma teraz pomysł na życie. Kto wie, może będzie chciał zrealizować jakieś marzenie z dzieciństwa i zostać np... listonoszem?!
powitalny kokos
mango
31 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Powrót do normalności chyba dla każdego w tej sytuacji byłby trudny. Billy nie wiedział do końca, co jego normalnością było, i chyba względnie normalnie czuł się jedynie w towarzystwie swojego psa. Choć Pudding również poznał w Afganistanie, i choć jej również nie pamiętał, poczciwa psina zdawała się nie mieć mu tego za złe. Gdyby tylko odbudowywanie relacji z ludźmi przychodziło mu z taką łatwością...
Ale przynajmniej żyję. Tam nie byłoby to takie oczywiste
Trudno było się z tym nie zgodzić. Billy czuł się nieco głupio, że tak drąży, bo zapewne już kiedyś ją o to pytał, ale atmosfera między nimi i bez tego była już napięta - jak bardzo mógłby to jeszcze zepsuć? Widocznie miał coś wspólnego z jej terapeutą. - Czemu w ogóle zdecydowałaś się na wyjazd? - wypalił, choć sam nie znosił podobnych pytań - Może nie pamiętam tego, co się wtedy działo... Ale gdybym cię tam teraz zobaczył, wysłałbym cię do domu - dodał po chwili. Był niemal pewien, że próbował. Musiał próbować, prawda? Jeśli rzeczywiście mu na niej zależało... Jak bardzo by mu jej nie brakowało, wolałby, żeby była bezpieczna w domu.
Na słowa odnośnie magii pokiwał jedynie głową. Szkoda, doprawdy. Gdyby mógł mieć magiczne wisiorki, pewnie miałby całą ich kolekcję, a Underhill niekoniecznie uznawał się za fana biżuterii czy akcesoriów wszelakich. Jego styl można było opisać jako prosty i schludny. Niczym typowy facet zaopatrzył swoją szafę w kilka t-shirtów o tym samym kroju, różniących się jedynie nieznacznie kolorem lub innymi detalami. Kolekcja jeansów, bluz czy skórzanych kurtek również nie była szczególnie zróżnicowana czy ciekawa.
- Dlaczego nie? - zmarszczył brwi - Jest już niemodny? - zapytał w formie żartu, ale w sumie, czort wie. Może rzeczywiście wiocha się już z takimi błyskotkami pokazywać. Nie znał się.
- Co zamierzam robić...? - powtórzył po niej, jakby chciał sobie dać więcej czasu do namysłu. Przez chwilę milczał, wpatrując się w horyzont. - Nie wiem - po tak długiej przerwie Carys pewnie spodziewała się jakiejś konkretniejszej odpowiedzi - I cholernie mnie to wkurza - męczył go brak jakiegokolwiek planu - Może na początek wrócić do zdrowia... - klepnął się w udo, po czym postukał się palcem w głowę i posłał blondynce nieco niemrawy uśmiech - A potem... potem zobaczymy. Chyba nie zagrzeję tu na długo miejsca - dodał, sugerując możliwość wyjazdu z Lorne Bay. Może i była to urocza miejscowość, ale Billy raczej nie planował na ten moment osiadać tu na stałe.
powitalny kokos
o sole mio
studentka mechatroniki — przyszły technik turbin
22 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Powracająca po kilku miesiącach do Lorne Bay studentka mechatroniki, która próbuje zacząć życie na nowo.
60.

Popołudniowe słońce padało na twarz Raine idealnie tak, że nie widziała absolutnie niczego. Archie spóźniał się już siedem minut, a tak przynajmniej jej się wydawało, bo wyświetlacz telefonu dziewczyny wyglądał jak lustro. I wszystko przez to słońce! Normalnie to ona była zawsze spóźniona, ale tym razem miała wolny od Hungry Hearts dzień, w którym zamierzała świętować pobicie rekordu w napiwkach, a wiadomo, że jak świętować, to z Brooksem. Choć napisała mu, żeby spotkali się przy stołach piknikowych, to pewnie się nie spodziewał, że Raine rzeczywiście przygotuje coś do jedzenia, a ona miała nawet ze sobą lody! Właśnie dlatego tak bardzo jej zależało na czasie, bo stojący pod stołem koszyk z przekąskami jeszcze jako tako mógł wytrzymać, ale te lody to nie.
Dość późno się zorientowała, że jej pomysł był przeidiotyczny, ale juz było za późno, najwyżej porzuci je gdzieś ukradkiem i będą się musieli zadowolić resztą. Bo Raine Barlowe, kompletne beztalencie kulinarne, postanowiła upiec ciasto! Przystroiła je nawet bitą śmietaną i owocami, a koszyk z nim przypięła w samochodzie pasami, żeby się przypadkiem nic tam nie poprzesuwało i uważnie sprawdzała czy wszystko z tym ciastem ok, bo to był jej taki pierwszy raz i była maksymalnie przejęta!
- No w końcu! - żadnego hej, ani nic z tych rzeczy, ale poderwała się od razu na równe nogi i mina jej trochę zrzedła, nie dlatego, że nie chciała widzieć Brooksa, bo bardzo chciała, tylko jak mogła teraz zrobić niespodziankę? - Dobra, zamknij oczy i usiądź! Albo usiądź i zamknij oczy! Tylko zero podglądania, Archie - wydała sztywne rozkazy i upewniła się, że te oczy przymknął, a potem z kosza wyciągnęła dwie butelki (jeszcze) zimnej lemoniady, dwa talerze, takie prawdziwe, domowe, piknikowych papierowych nie miała i okrągłą tortownicę z ciastem, bo w saumie nie wiedziała, czy to się jakoś inaczej pakuje, bo było to jej pierwsze ciasto w życiu. - Dobra, już możesz - łaskawie pozwoliła mu otworzyć oczy, chociaż w zależności gdzie akurat spojrzał, mógł zobaczyć albo ciasto, albo Raine z ogromnym nożem i szerokim uśmiechem.

Archer Brooks
raine barlowe
nata#9784
me, myself & I
doradca klienta — bendigo bank
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
zaproś mnie na swój ślub, niech widzę jak inny cię będzie trzymał za rękę, niech cierpię, niech cierpię i już;
11.


Spędzanie czasu z Raine weszło mu w nawyk. To znaczy, zawsze spędzali razem dużo czasu, na pewno o wiele więcej niż z innymi ludźmi, ale od teraz to już w ogóle przechodzili samych siebie. Ale Archie wcale nie narzekał z tego powodu i ochoczo przystawał na każdą propozycję dziewczyny. Tak było i tym razem, kiedy umówili się przy stołach piknikowych, jednak Barlowe nie chciała pisnąć nawet słówka o tym, co będą robić. A on nie dopytywał, bo lubił niespodzianki i trochę było mu głupio, że to ona częściej organizowała takie spotkania. Ale co poradzić, po prostu musiał zwrócić jej honor i przyznać, że była w tym znacznie lepsza i wykazywała się znacznie większą kreatywnością.
- Przepraszam! - zawołał już z daleka, kuśtykając w stronę dziewczyny. - Musiałem pomóc mamie w rozpakowywaniu zakupów. Raz na dwa tygodnie robi takie ogromne, cztery razy wracałem po nie do samochodu - tak, to prawda, pani Brooks lubiła tym sposobem zaoszczędzić czas i zwykle wracała ze sklepu niespodziewanie, a Archer zbiegał wtedy na dół w tempie błyskawicznym i zwykle wyskakiwał na zewnątrz w damskich klapkach, bo w takich momentach nie za bardzo zwracał uwagę na to, co wciskał na stopy.
Posłusznie zajął miejsce na drewnianej ławce i zacisnął powieki tak mocno, że masz zobaczył jasne, migające punkciki. Nie miał zamiaru podglądać, bo wtedy nie było żadnej frajdy, dlatego otworzył ślepia dopiero za pozwoleniem Raine.
W pierwszym momencie jego wzrok zatrzymał się na ostrzu noża, później na uradowanej twarzy Barlowe, a dopiero na końcu na leżącym przed nimi cieście.
- Już myślałem, że czymś ci podpadłem i chcesz się mnie pozbyć, a ciało zakopać na plaży - no dobra, trochę się obsrał chłopak, ale tylko przez chwilę, bo zaraz jego twarz rozpromieniła się, a kąciki ust uniosły w szczerym uśmiechu. - O rany, kupiłaś ciasto! - podekscytował się, ale bardzo proszę go nie winić, że był taki niedomyślny, okej? Po prostu nie przypuszczał, że Raine była skłonna upiec ciasto. I to jeszcze dla niego! Sama tyle razy narzekała, że nie potrafi gotować i w kuchni sieje zamęt, to jak miał na to wpaść? Nic dziwnego, że jego pierwszą myślą był zakup wypieku w pobliskiej cukierni. No bo skąd, do cholery, miał wiedzieć, że ona zrobiła tego placka własnymi rękami? Skąd? No skąd? Nie był jasnowidzem Jackowskim, żaden z niego wróżbita Maciej, a z chirologią miał tyle wspólnego, co nic. A i ona nie określiła się klarownie, po prostu postawiła przed nim ciasto, więc czego oczekiwała? Że po tym, jak znał ją tyle lat, nagle uraczy ją okrzykiem ŁAŁ, UPIEKŁAŚ CIASTO? Nie, to się nie wydarzy. Raine ledwo co umiała zrobić spaghetti bolognese, czego ostatnio nauczył ją Archer i prawie podczas tych prób kulinarnych skopcili jej kuchnię, więc to chyba oczywiste, że własnoręczne stworzenie ciasta wydawało się jakąś alternatywną rzeczywistością.

Raine Barlowe
mistyczny poszukiwacz
-
studentka mechatroniki — przyszły technik turbin
22 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Powracająca po kilku miesiącach do Lorne Bay studentka mechatroniki, która próbuje zacząć życie na nowo.
- No a to nie łatwiej wziąć wszystkie torby na raz? - spojrzała na niego jak na kosmitę i do głowy jej nie przyszło, że wielkie zakupy Brooksów to nie to samo co wielkie zakupy Raine. Nie dość, że ona była jedna sama, a ich to jakaś niezliczona ilość, do tego z niespodziewanymi gośćmi, jak sama Raine, to jeszcze jak porównywała ile je ona, a ile wcina Archie, nie było się co z zakupami dziwić. Oczywiście nie jadła samych sałatek, ale też przez swój brak umiejętności gotowania miała czasem dziwną relację z jedzeniem i potrafiła odłożyć obiad na następny dzień, bo po prostu na samą myśl o próbie upichcenia czegoś dobrego jej się odechciewało. - Ja zawsze biorę na raz! - to była akurat prawda, próbowała jakoś wszystkie torby zabrać do domu za jednym zamachem, a jeszcze musiała pokonać schody, przez co czasem miała walk of shame do samochodu, żeby pozbierać wszystko, co jej zdążyło wypaść.
- Jeszcze masz czas - spróbowała swój uśmiech zmienić w taki złowieszczy, ale wiadomo, że by się na to nie nabrał. No i łatwiej by było poćwiartować i rozpuścić w jakimś kwasie, ewentualnie rzucić gdzieś przy siedlisku rekinów. Nie, żeby interesowała się sposobami na ukrycie ciała, nic a nic. - Nie kupiłam ciasta! - jęknęła zrezygnowana i opadła na siedzisko przy stole obok Archiego, nożem wymachując bez żadnej kontroli, prawie mu nawet nim przejechała po policzku, zanim z brzdękiem nie wylądował na jednym talerzyku. - Upiekłam ciasto, nie widać? - widać przecież, że domowe, własnoręcznie robione, a nie jakieś kupcze ze sklepu. - Czekoladowe, z bitą śmietaną i tu jest kiwi, i truskawki, i maliny, i borówka - jedna się jej ostała w domu, bo resztę w stresie zjadła, jak doglądała, czy to ciasto się w ogóle piecze.
I jasne, że wykonanie przez nią ciasta to był szok. Dla niej nawet był, bo nie spodziewała się, że jakkolwiek wyjdzie, ale nawet je przecięła na pół (chociaż pół to tak powiedziane na wyrost, bo jedna część była zdecydowanie grubsza, a druga miała dziury, jednak załatane tą bitą śmietaną), no i wyglądało przy dekorowaniu na takie, które wyszło! Nie był to biszkopt, więc uniknęła ubijania, a czekoladowy smak ukrywał ewentualne przypieczenie, za to owoce i śmietana suchość. I okej, wyglądało tez trochę koślawo, ale równocześnie było to jej pierwsze ciasto i zrobiła je zupełnie sama!
- No Arch, upiekłam ciasto! - szturchnęła go tym łokciem, którym się z nim stykała, bo choć sama z siebie była niesamowicie dumna i przecież wiadomo, że cholernie jej zależało na opinii chłopaka! Właśnie przez to, że doskonale widział jak wyglądały jej poprzednie popisy kulinarne, ale może przede wszystkim dlatego, musiał być testerem, chyba jej trochę ufał. - I pobiłam rekord napiwków w pracy, czaisz? To własnie to świętujemy! - może nie było to dopięcie super ważnej transakcji, ani dokonani czegoś przełomowego, ale Raine lubiła być najlepsza, nieważne o jaka sprawę chodziło!

Archer Brooks
raine barlowe
nata#9784
me, myself & I
doradca klienta — bendigo bank
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
zaproś mnie na swój ślub, niech widzę jak inny cię będzie trzymał za rękę, niech cierpię, niech cierpię i już;
- Taka silna jesteś, co? - uśmiechnął się do niej zawadiacko i chociaż Archer nie miał się za mięczaka, to wcale nie musiał tego udowadniać, a na pewno nie nosząc zakupy, których naprawdę było DUŻO (biorąc pod uwagę, że kilkoro Brooksów mieszkało jeszcze w rodzinnym domu) i serio trochę ważyły (zwłaszcza, jeśli dochodziły do tego zgrzewki wody, mleka i inne butelki, puszki oraz słoiki). - Następnym razem zadzwonię, żebyś przyszła pomóc, Herkulesie - mrugnął porozumiewawczo, ale oboje wiedzieli, a przynajmniej Archie miał taką nadzieję, że Raine posiada taką świadomość, że on nigdy w życiu nie pozwoliłby jej niczego dźwigać, choćby sam miał się z nadmiaru ciężaru zesrać.
- No... - omiótł wzrokiem ciasto i faktycznie widać było, że robione, bo nie było to najładniejsze ciasto, jakie kiedykolwiek widział, ale nie ma co oceniać książki po okładce. - Widać - zgodził się z nią, jednak sam nie do końca miał pojęcie, co chciał przez to powiedzieć. - Ale faktycznie ma dużo owoców! - podekscytował się, bo o ile czekolada i bita śmietana to sama słodycz, to owoce zawsze dodawały takiej kwaskowatości. - Zraz, czekaj - zmarszczył brwi, jakby niezupełnie docierało do niego, co tu się wydarzyło. - Upiekłaś ciasto? Całkiem sama? - chyba jeszcze ze cztery razy będzie musiał się upewnić, ale co się dziwić? Od jakichś dziesięciu lat Raine nie przejawiała ani krzty umiejętności kulinarnych, więc miał prawo robić na widok ciasta wielkie oczy i być w niemałym szoku.
Z początku nieco niedowierzał, a jak już uwierzył, to pozostały wątpliwości co do jakości. A co, jeśli tak naprawdę chciała go otruć? Tylko z drugiej strony, jaki miałaby w tym cel?
- Czaję! - zareagował podobnie do niej i nawet przyklasnął, chcąc okazać swój suport. - To ile aktualnie wynosi rekord w napiwkach? - dopytał, bo jak wiadomo, zawsze trzeba mierzyć wyżej, a on mocno wierzył, że wkrótce Raine pobije kolejny rekord, tym samym ponownie stając na podium. - Fajnie, że chcesz ze mną świętować, serio. Szkoda tylko, że nie dałaś znać, bo nic dla ciebie nie mam - a powinien mieć, bo Barlowe zasłużyła na małą nagrodę. - A może jednak mam - podniósł się na moment z ławki i pochylił nad stołem, żeby musnąć usta dziewczyny. W ostatnim czasie buziaczki weszły im w nawyk i choć nie potrzebowali do tego najmniejszego pretekstu, to każdy powód do pocałunku był dobry.

Raine Barlowe
mistyczny poszukiwacz
-
studentka mechatroniki — przyszły technik turbin
22 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Powracająca po kilku miesiącach do Lorne Bay studentka mechatroniki, która próbuje zacząć życie na nowo.
- Wolałabym jednak być Megarą, tylko talia mi się trochę nie zgadza - zaśmiała się wesoło, bo akurat nie miała żadnego problemu ze swoim ciałem, ani nic, ale w tych wszystkich bajkach kobiece postaci miały baaardzo szerokie biodra i baaardzo wąskie talie, przez co pewnie niejedna dziewczynka wpadła w jakieś kompleksy. Bo Megara była tym pełnym pakietem - miała charakter, była ładna, do tego śpiewała i w ogóle była taka niezależna, bo nie czekała bezczynnie, aż ją książę uratuje. - No i nie byłabym tak silna, ale to mogę ci oddać rolę Herkulesa! - nawet bardziej pasował, bo jednak był facetem i włosy miał jaśniejsze. Może nie był taki napakowany, ale to też dobrze, bo to wcale nie wyglądało dobrze. Przynajmniej dla Raine, ale wiadomo, każdy ma swoje różne gusta.
- Widać? - powtórzyła teraz podejrzliwie i przyjrzała się temu ciastu, bo halo, może coś z nim jednak było nie tak, że Archer uznał, że widać? - No, bo jest sezon przecież! - lato w pełni, to i słodko-kwaśne owoce też w pełni, a wiadomo, że były dużo lepszym dodatkiem i dekoracją niż jakieś kremy, bo kremy to tylko dodawały słodyczy i mdłości, a wiadomo, że najlepsze torty to takie nie za słodkie. - Całkiem sama, tylko ja i internet, zero pomocy nikogo! - okej, dzwoniła do mamy chyba siedem razy, dopytując ją najpierw o miary, potem o to, czy proszek do pieczenia jest ważnym składnikiem, potem o rośnięcie ciasta, a później jeszcze o jego przecinanie. I jak miała kryzys, będąc bliską płaczu, kiedy jej to przecięcie nie pomogło, a mama powiedziała, że tym kremem wszystko zakryje. Ale to była taka pomoc zdalna, więc Brook nic o niej nie musiał wiedzieć!
- Nie wiem czy ci mogę podawać takie finansowe informacje, czy to nie jest ściśle tajne - zmrużyła oczy, bo ją to tak na poważnie zastanowiło, czy tu nie sprzedaje jakichś wewnętrznych i ściśle tajnych danych, które mogą być wykorzystane przeciwko Hungry Hearts. - Powiem ci może potem na ucho! - zadecydowała, bo podobno nie można było nikomu mówić o swojej pensji, ale już jak się dzieliło z kimś gospodarstwo domowe to tak. A oni prawie dzielili, przecież ostatnimi czasy to Archie spędzał u niej tyle czasu, jakby był lokatorem na gapę. Ale wcale jej to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, a od imprezy to już się w ogóle nie mogła doczekać zawsze aż wpadnie, nawet jeśli w planach mieli po prostu siedzieć na tarasie i godzinami gadać o głupotach. - No ale ja mam, to jakbyś ty coś przyniósł, to już byłoby za dużo - machnęła na to ręką, bo nie spodziewała, ani nie oczekiwała na żadne prezenty. Już same te napiwki były wystarczającą nagrodą. - Masz? - nie wiedzieć czemu, ale buziaka się nie spodziewała, uśmiechnęła się jednak znów szeroko. - Czekaj, możesz jeszcze raz? Bo coś nie byłam gotowa - sama się tym razem trochę nachyliła, bo przelotny pocałunek zostawił tylko na jej ustach delikatne mrowienie i aż się prosiły o więcej!
Nawet nie zauważyła, że końcówki włosów upaćkała w tej bitej śmietanie, ale to już trudno, będzie je musiała po prostu z lepkości umyć. - Dobra, to będzie teraz chwila prawdy - ostrożnie zdjęła osłonkę blaszki, a potem wbiła nóż w ciasto, odkrawając trójkątny kawałek, który przed nałożeniem na talerz, rozleciał się na całkiem sporo kawałków. Spróbowała z drugim, ale efekt ten sam - wyglądało to jak misz-masz wszystkiego, albo w ogóle ciasto DIY, więc trochę jej mina zrzedła, bo bała się, że nie będzie smaczne, więc chociaż mogłoby być ładne.

Archer Brooks
raine barlowe
nata#9784
me, myself & I
doradca klienta — bendigo bank
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
zaproś mnie na swój ślub, niech widzę jak inny cię będzie trzymał za rękę, niech cierpię, niech cierpię i już;
Archer nijak miał się do siłacza i daleko było mu do roli jakiegoś osiłka, który mógłby przenosić skały, ale w sumie, jakby tak się bardziej zastanowić, dla Raine byłby w stanie to zrobić. I dla mamy, oczywiście. Nie, żeby był jakiś maminsynkiem (a tak naprawdę to trochę był), ale rodzicielka zajmowała specjalne miejsce w jego sercu. Głównie dlatego, że wychowała siedmiu synów całkiem sama. No dobra, miał w tym swój udział również wujek Deacon, ale i tak pani Brooks należały się pokłony i oklaski na stojąco.
Umówmy się, ciasto prezentowało się nieźle, ale trochę mu brakowało do perfekcyjnego wyglądu. Trzeba jednak przyznać, że nadrabiało dekoracjami i owoce zrobiły robotę. No i akurat co do tego, że wypiek będzie smaczny, to Archie nie miał najmniejszych wątpliwości! Najwyżej się potrują i spędzą resztę dnia na zmianę biegając do kibla. Miało to w sobie dozę romantyzmu, takie bycie razem w przesranych chwilach.
- I dobrze, że nie była gotowa, bo chodzi o zaskoczenie. Chyba nie chcesz, żebym informował cię za każdym razem, kiedy zamierzam dać ci całusa? - zerknął na nią z lekko zmrużonymi oczami, jakby serio podejrzewał ją o taki występek, ale zaraz uśmiechnął się szeroko i ponownie musnął jej usta, tym razem delektując się nimi nieco dłużej.
A potem klapnął z powrotem na ławkę i z uniesionymi wysoko brwiami obserwował, jak ciasto podczas krojenia rozpada się na mniejsze kawałki. Z jednej strony miał ochotę wybuchnąć niepohamowanym śmiechem, ale z drugiej nie chciał, żeby Barlowe zrobiło się przykro. Bo Brooks naprawdę doceniał, że upiekła je całkiem sama, był z niej mega dumny i nie mógł się doczekać aż spróbuje wypieku!
- To nic - powiedział natychmiast i sięgnął po widelczyk. - Jako prawdziwy ekspert zaraz ocenię twoje kulinarne popisy - właściwie żaden z niego znawca, po prostu lubił jeść, ale wydanie werdyktu czy coś jest smaczne czy niekoniecznie nie powinno stanowić żadnego problemu. I owszem, Archie mógłby udawać, że coś smakowało wybornie, jednak Raine z pewnością momentalnie wywnioskowałaby z jego miny, że łgał jak pies. Ale (pewnie ku swojemu lekkiemu zdziwieniu) wcale nie musiał niczego udawać. - Ej - spojrzał na Raine, cały czas przeżuwając pierwszy kęs wypieku. - Jest super! Serio, sama spróbuj - i nie czekając aż dziewczyna sięgnie po swój widelczyk, od razu wpakował jej własny do ust. Oczywiście wcześniej nabierając na niego trochę ciasta, przecież nie chciał poszerzyć jej uśmiechu w tak drastyczny sposób. Od tego było rozśmieszanie! - No iiii? - uważnie przyglądał się jej reakcji, w międzyczasie wylizując kącik ust z czekoladowej polewy. To znaczy własny kącik ust, bo lekko się ubabrał, chociaż jej usta również mógłby wylizać z nadmiaru słodkości.

Raine Barlowe
mistyczny poszukiwacz
-
studentka mechatroniki — przyszły technik turbin
22 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Powracająca po kilku miesiącach do Lorne Bay studentka mechatroniki, która próbuje zacząć życie na nowo.
- Nie no, ustaliliśmy chyba, że nie - zmrużyła oczy, tak sam jak on, bo trochę się jej zacierały wspomnienia z tamtej nocy, chociaż jednocześnie, paradoksalnie, były bardzo wyraźne. Chyba dalej nie docierało do niej w stu procentach, że mieli ten swój układ, przypieczętowany pocałunkiem pakt, który sprawiał, że teraz bez żadnych oporów i niezręczności mogli się całować. Miało to sens, bo było takie przyjemne, oni oboje byli singlami i Raine w ogóle nie widziała żadnych minusów, chociażby tego, że już wcześniej niejako zachowywali się jak para, ale teraz to już w ogóle. I jakby Archie oświadczył jej, że jednak poznał jakąś dziewczynę, to chyba nie byłaby w stanie stuprocentowo ręczyć za to, że zachowałaby spokój, a ta potencjalna dziewczyna miałaby z nią mocno pod górkę.
Z sercem w gardle prawie, bo tak się chyba mówiło, że serce podchodziło do gardła, kroiła to ciasto z prawdziwą rozpaczą, kiedy się tak rozpadało. W cukierniach to pewnie mieli całą masę sposobów na to co zrobić, żeby się dłużej trzymało, ale Raine nawet nie miała czasu, żeby je dłużej potrzymać w lodówce i to pewnie był jej największy błąd. Wycelowała upaćkany kremem nóż w Brooksa, gdy brał pierwszy kęs do ust, nie dlatego, że mu chciała jakoś grozić, raczej niemo zadawała kluczowe pytanie: no i?, ale może powinna odłożyć nóż, bo jeszcze sobie, albo jemu zrobi krzywdę. - Serio? - ten jego entuzjazm był trochę podejrzany, szczególnie, że oboje znali wcześniejsze popisy kulinarne Barlowe, ale zanim cokolwiek zdążyła powiedzieć, wcisnął jej porcję do ust, trochę niechlujnie, bo jakimś cudem bitą śmietanę miała nawet na nosie, ale jak tak przeżuwała, w oczekiwaniu na jakiś zły kawałek, taki na przykład słony, bo zamiast cukru mogło się jej sypnąć soli, to nic jednak nie wyczuła. - Ejj! - sama była zaskoczona tym, że coś z kuchennych rzeczy się jej udało. Jej, Raine Barlowe. - Może ja jednak zostanę kucharką, co ty na to? - dość odważne stwierdzenie jak na kogoś, kto zaledwie kilka dni wcześniej wietrzył całe mieszkanie, bo przypalił jajko na śniadanie, ale wszyscy zawsze powtarzali, że trzeba mieć duże marzenia!
- A tak w ogóle, jakbyś mógł teraz wybrać sobie co byś chciał robić w życiu i gdzie, ale nie patrząc na pieniądze, to co byś chciał robić? - dla Raine plan b jako bycie kucharzem to może nie było to, ale jakby była bogata, to pewnie chodziłaby na wszystkie kursy garncarstwa, albo właśnie gotowania, albo jakiegoś tańca na rurze, żeby po prostu popróbować nowych rzeczy. To ostatnie to nawet ją trochę interesowało, bo podobno trzeba się było mocno spiąć, żeby w ogóle wspiąć się na tę rurę, za to jeśli chodziło o zmysłowe zarzucanie włosami podczas tańca, była przekonana, że się do tego nie nadaje i to mogła zostawić dziewczynom, pracującym w Shadow.

Archer Brooks
raine barlowe
nata#9784
me, myself & I
ODPOWIEDZ