dyrektor generalny — csl limited
34 yo — 198 cm
Awatar użytkownika
about
what, can you do me greater harm than hate?

1.

Nigdy wcześniej w swoim życiu nie planował przeniesienia się do małego miasteczka i zostawania w nim na dłużej; przyjeżdżając do Lorne Bay również nie miał takiego zamiaru, jednak musiał wziąć pod uwagę, że jego plan może okazać się nieco czasochłonny. Od rozwodu z Reą nie miał z nią żadnego kontaktu, a w zasadzie ten czas od kiedy nie rozmawiali ciągnął się mniej więcej od chwili, kiedy ją zdradził. Podczas rozprawy wszystko ustalali ze sobą ich prawnicy, bo siostra jego żony skutecznie odcinała ją od Leara, nie dając im choćby zamienić słowa. W ten sposób został postawiony pod ścianą i musiał odpuścić - bo jak miał niby kontynuować, jeśli nie miał już ruchów? Mógł się tylko poddać albo czekać, aż to Rea zbije jego ostatni pionek z planszy. Dlatego usunął się, chcąc chociaż na koniec zachować się z klasą i należytym szacunkiem wobec kobiety, którą nadal kochał, pozwolił jej ustalić z prawnikami jaką część przysługującej jej połowy majątku chciałaby zatrzymać i dał jej odejść, nie wiedział nawet dokąd. Sądził, że ta wiedza nie będzie mu już nigdy potrzebna, ale… okropnie się wtedy pomylił.
Od zjawienia się tutaj, do znalezienia jej minęło kilka tygodni. Lear zdążył w tym czasie wynająć dom, samochód i trochę rozejrzeć się po okolicy, która była dla niego intrygująca. Nigdy nie był w tej części kraju, nie miał tez żadnego kontaktu z kulturami rdzennych mieszkańców, całe dotychczasowe życie spędziwszy w betonowej dżungli, a potem na walizkach, podróżując pomiędzy kolejnymi, bliższymi czy dalszymi, punktami na mapie, które prawie za każdym razem były wielkimi metropoliami. Zerknięcie się z czymś nowym było ciekawe, chociaż najbardziej liczyło się dla niego znalezienie byłej żony i doprowadzenie do konfrontacji. Pierwsze mu się udało; po pewnym czasie jego misja poszukiwawcza została zwieńczona sukcesem, a Toverton dowiedział się, że kobieta pracowała jako rzecznik w ratuszu. Drugiego jednak wciąż się nie podjął - nie czuł się gotów, by stanąć przed jej drzwiami, więc przygotowywał się od kilku dni na to wydarzenie, układał w głowie mowę i kompletował dla niej prezent. Dzisiaj, czwartego dnia, doszedł do wniosku, że w paczuszce brakuje tylko jednej rzeczy - jej ulubionej herbaty. Oboje byli wielkimi fanami tego napoju, co Lear zawdzięczał oczywiście swojej byłej żonie, dlatego też miał już w Lorne Bay miejsce, do którego co najmniej raz na kilka dni udawał się po nową paczkę herbacianych liści z rozmaitymi dodatkami. Jeśli miał być szczery, ta herbaciarnia to było jedyne miejsce, w którym w tym miasteczku czuł się naprawdę pewnie i wiedział, co i jak. Nie znał się na rękodziele, uprawianiu roślin czy hodowli zwierząt, ale o herbacie wiele mógł powiedzieć. Dlatego też wszedł do środka pewnie, na widok znajomego sprzedawcy uśmiechając się lekko. - Dzień dobry - przywitał się, zadowolony z faktu, że zjawił się na tyle wcześnie, by nie natknąć się na wielu klientów. Zdążył mu już kiedyś, w zawoalowany sposób, opowiedzieć swoją historię miłosną pokrótce, więc kiedy pojawił się na jego twarzy uśmiech triumfu, mężczyzna mógł domyślić się, o co chodzi. - Dziś poproszę alishan qingxin oolong - powiedział z lekkim zadowoleniem. Wiedział gdzieś tam w głębi duszy, że to wszystko mogło być przez niego robione na nic, ale na tym etapie nawet nie chciał o tym myśleć.

rhodes o'leary
powitalny kokos
lady macbeth
właściciel — the tea atelier
30 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
prowadzi własną herbaciarnię, czekając na moment, w którym każdy dzień jego życia przestanie być wyzwaniem
  • 001.
Godziny spędzone w pracy mijały mu tego dnia dość powoli, ale wcale mu to nie przeszkadzało. Lubił spędzać tu czas, niezależnie od tego, czy klientów w środku było mało, czy dużo. Jako właściciel miał co robić nawet wtedy, kiedy wewnątrz nikt poza nim się nie znajdował, więc nie mógł narzekać na nudę. Mimo że spędzał tu naprawdę sporo czasu, wciąż były rzeczy, które wymagały zrobienia i takie, na które i tak brakowało mu choćby chwili, co wiązało się oczywiście z niemałą frustracją. Początkowo z trudem sobie z tym radził, ale w końcu zaakceptował, że nie dało się tego przeskoczyć. Jednakże niezależnie od tego, ile ciężkich sytuacji znosił każdego dnia i ile jeszcze było przed nim, to ‘The Tea Atelier’ stanowiło dla niego miejsce, które przede wszystkim przynosiło mu radość. Nie bez powodu spędzał tu tyle czasu, trochę jakby ktoś go wręcz przyspawał do podłogi tutaj.
Praca w herbaciarni wiązała się z tym, że Rhodes spotykał na swojej drodze naprawdę wielu ludzi. Wydawało mu się, że przez te ostatnie pięć lat rozmawiał z większą ilością osób niż w ciągu swojego dzieciństwa czy nastoletnich lat. Czasami trochę go to przytłaczało, ponieważ nie był szczególnie towarzyski, ale bardzo cenił sobie te kontakty i w sumie cieszył się, że jest bliżej ludzi. Pomagało mu to w procesie leczenia, choć niejednokrotnie potrzebował takich dni, w których w ogóle nie wychodził z domu i z nikim się nie widział, bo po prostu był przebodźcowany. Niektóre osoby przychodziły i odchodziły, ale inne zostawały na dłużej, co zawsze wywoływało ciepłe uczucia w sercu Rhodesa, gdyż uważał to za swój sukces. Jednym z takich klientów był Lear, który właśnie po raz kolejny pojawił się w zasięgu jego wzroku w ciągu ostatnich kilkunastu dni. O’Leary uśmiechnął się lekko na widok znajomego, jednocześnie ignorując fakt, że jego serce nieco podskoczyło. Nienawidził siebie za te uczucia, tym bardziej że wiedział, iż mężczyzna przyjechał tu, aby pogodzić się ze swoją żoną. Czuł się jak najgorszy człowiek na świecie przez to, jakie myśli pojawiały mu się w głowie w związku z Learem, ale nie potrafił ich powstrzymać. Liczył więc na to, że z czasem one miną, a na pewno wtedy, gdy jego znajomy wróci do swojej żony. Rhodes z całej siły trzymał kciuki, aby mu się to udało i z jakiegoś powodu nie brał w ogóle pod uwagę, że mogłoby się stać inaczej.
Dzień dobry. W czym mogę pomóc? — odparł, uśmiechając się nieco szerzej niż jeszcze przed chwilą. Niby wiedział, że mógłby pozbyć się tej standardowej formułki, bo ich relacja była na takim etapie, iż było to kompletnie zbędne, ale pewnych nawyków nie był w stanie się pozbyć. — Och — wyrwało mu się, gdy usłyszał odpowiedź na swoje pytanie. Bardzo go to ucieszyło, choć nie był w stanie zignorować lekkiego ukłucia, które poczuł w sercu. Matko, dlaczego on musiał być… taki? — Czy dobrze rozumiem, że w końcu się z nią spotkasz? — zapytał, pozwalając na to, aby jego ciekawość wygrała z manierami. W międzyczasie zaczął szukać odpowiedniej herbaty, ale pewnie nie zajmie mu to długo, bo ich rozstawienie znał praktycznie na pamięć.

lear toverton
powitalny kokos
zimna matcha latte
lorne bay — lorne bay
31 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Miała być malarką, ale z racji niepowodzeń, zdecydowała się zostać pielęgniarką w tutejszym szpitalu.
W sieci wciąż krąży filmik, na którym ucieka sprzed ołtarza, a jej wszystkie dotychczasowe związki... No cóż, nie udały się.
Niesamowita z niej niezdara, ale za to z wielkim sercem.
Nie powinna była dzisiaj w ogóle wychodzić z domu. Powinna się zaszyć pod kołdrą albo ślęczeć z nosem wlepionym w telewizor. Co ją podkusiło żeby iść tam w ciemno? Dalej to przeżywała, mimo ze minęło już od tego momentu prawie pol dnia. Gdyby mogła parsknelaby właśnie śmiechem. Żal jej było samej siebie. Nie mogła w kolko ot tak po prostu go unikać. Z drugiej strony, dlaczego nie mogła wysłuchać tego co miał do powiedzenia i mieć wreszcie święty spokój? Znała odpowiedź aż za dobrze, ale nawet przed samą sobą nie chciała się do tego przyznać. Wiedziała co oznacza przyspieszone tętno na jego widok, fala wkurwienia która sprawiała, ze traciła grunt pod nogami. Ale nie mogła. Obrazy jej głowie nie straciły ostrości, a teraz gdy na niego znowu wpadła, odezwały się powodując dziwne ssanie w żołądku. I nie były to wcale motylki. Na szczęście potrafiła się zająć sobą. A gdzieś w głębi jej podświadomości wiedziała, ze to spotkanie sprawiłoby jej cicha satysfakcję, gdyby na przykład przypadkiem złamała mu nos.
Głowa bolała ją po wczorajszym wyjściu, ale nie od muzyki, a od ilości alkoholu jaka w siebie wlała. Mamusia mówiła zawsze - lecz się tym czym się strułeś, ale wbrew temu postanowiła zamiast baru wybrać herbaciarnię w pobliżu, w której będzie mogła się zaszyć. Było już grubo po południu, wiec nikt nie mógł jej zarzucić leżenia w łóżku przez cały dzień. I wszystko byłoby fajnie gdyby do jej stolika nie przysiadł się jakiś mężczyzna o nieprzymnym zapachu, którego żadne słowa nie chciały go od niej odpędzić.
- Blagaaaam chce umrzeć - jęknęła żałośnie i zamaszyście odrzuciła włosy. Na tyle mocno, ze herbata która stał na przeciwko, spadła z krzesła wprost na twarda posadzkę, wywracając gościa który stał za nią
ambitny krab
nick
transplantolog — cairns hospital
35 yo — 181 cm
Awatar użytkownika
about
is it insensitive for me to say "get your shit together, so I can love you"?
seven;
it’s happened so many times that it all feels rehearsed

Z początku nic nie wskazywało na to, że to dzisiaj, że to właśnie ten dzień. Obudził się rano spokojny i nawet przygotowywał się do wyjścia z uśmiechem, choć towarzyszyło mu jakieś uczucie niepokoju, jakby o czymś zapomniał. W istocie tak było. Do momentu, gdy nie spojrzał na kalendarz, nawet nie wiedział, jaka była dzisiaj data; nieświadomy nadchodzącej katastrofy odbył kilka konsultacji, dwie rozmowy z bliskimi swoich pacjentów, a później także zrobił przedpołudniowy obchód po oddziale. Doglądając swoich podopiecznych osobiście za każdym razem, czuł jak ma chociaż względną kontrolę nad sytuacją. Bardzo tego potrzebował – nie ze względu na jakieś poczucie wyższości, a zwyczajny psychiczny komfort. Ten plasował się na całkiem wysokim poziomie, aż do momentu, kiedy zerkając na telefon dostrzegł jaki był dzisiaj dzień. Ostatni dzień kwietnia. Widząc to po raz pierwszy, przełknął nerwowo ślinę. Od tamtej pory odliczał już godziny do swojego pójścia do domu, wyczekiwał powrotu, by pójść pod prysznic i z daleka nawet od swoich własnych oczu, dać upust emocjom, które próbowały nad nim panować i mimo upływu miesięcy, sprawiały, że piekły go oczy. Ale ze szpitala wcale nie pojechał do domu. Po zakończonej zmianie wysłał jedną, wręcz desperacką wiadomość i pojechał na miejsce, o którym wspomniał w tekście. Czy mógł wierzyć, że przyjmie zaproszenie nie znając jej odpowiedzi? Zasadniczo było to dość ryzykowne. Nie miał żadnej pewności, że się zjawi, ale wyjątkowo liczył na to.
Dochodziła piąta, kiedy zajął sobie miejsce przy jednym z niewielkich stolików na antresoli, z widokiem na wejście do herbaciarni, pachnącej rozmaitymi naparami już od progu. Lekki stres towarzyszył mu już od dłuższego czasu, a choć podobało mu się wyjątkowo udawanie, że jest on dla niego całkowicie niewytłumaczalny i wmawiał sobie, że na pewno lada moment minie, w rzeczywistości doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nic podobnego nie miało nastać – ten dzień był od samego początku skazany na porażkę, a jego obecność tutaj była tylko desperacką próbą odwrócenia wszystkiego, zakpienia z losu. Było to potężne igranie z przeznaczeniem i wiedział o tym; z jednej strony całkiem odważne, a z drugiej zupełnie idiotyczne. Czuł jednak, że gdyby dał się temu, gdyby został dziś wieczór w domu i pozwolił ciemnym chmurom zawisnąć nad swoją głową, i gdyby spadł z nich deszcz, ten deszcz lałby bardzo długo. Dlatego z niecierpliwieniem zerkał w stronę drzwi i odsyłał obsługę chcącą przyjąć zamówienie, mówiąc stale, że na kogoś czekał. Czekał i naprawdę wierzył, że Lucine za moment zjawi się, nieświadomie ratując go od pogrążenia w smutku.

lucine reeves
ambitny krab
son of laërtes
cukiernik — sugar bakeshop
30 yo — 156 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
  • 4.
Daleka była od podejrzewania, że Odysseus odezwie się do niej tak nagle, tak niespodziewanie. Spokojnie płynął jej dzień wśród codziennych obowiązków, którym musiała zdecydowanie się oddać, dni wolne w jej przekonaniu były przereklamowane, a nawet jeśli jakiś okazywał się rzeczywiście tym, w którym nie musiała iść do pracy, to jednak i tak znajdował się powód, dla którego ręce miała pełne roboty. Dziś był dzień przesadzania kwiatów i sprzątania balkonu w jej niewielkim mieszkaniu. W pełni oddawała się tym zajęciom, chcąc jak najlepiej przygotować się do nadchodzącej i coraz bardziej odczuwalnej jesieni. W powiewach wiatru wciąż czuła lato, jednak wieczorami można łatwo było wyczuć jak zimno i nieprzyjemnie potrafi się zrobić.
Spokojnie zajmowała się swoimi sprawami, kiedy dostała wiadomość od Odysseusa, a jej serce szczerze zaszalało. Była sobą naprawdę osłabiona, że tak bardzo na nią to wszystko działa, a każde jego słowo, każda jego interakcja z nią samą sprawia, że od razu jest w stanie do niego pędzić, bez chociażby zawahania się. Ale nie hamowała tego, skoro już się działo, to pozwalała na to, tylko czasem dopadała ją refleksja nad tym, jak beznadziejnie się to czasem prezentowało.
Na miejscu pojawiła się po chwili, cierpiąc po drodze przez korki, które o tej godziny były nieuniknione. W końcu jednak taksówka zajechała na miejsce, a Lucine wysiadła i ruszyła na poszukiwania mężczyzny, z którym miała spędzić dzisiejsze popołudnie. Wchodząc do kawiarni nie wiedziała, gdzie powinna szukać, jednak po chwili kręcenia się i zastanawiania w końcu dostrzegła go na antresoli, szybko kierując swoje kroki do stolika, przy którym siedział.
- Hej, przepraszam, jeśli się spóźniłam, ale są straszne korki - przyznała zgodnie z prawdą, siadając naprzeciwko Odysseusa i w ramach powitania złapała go za dłoń i lekko ją uścisnęła, uśmiechając się przy tym ciepło. - Co u ciebie słychać? Jak dzień w pracy? - nie była świadoma tego, co kryło się za zaproszeniem, ale nie miała też szansy tego wiedzieć, bo i skąd? Nie czytała przecież w myślach.

odysseus lonsdale
ambitny krab
nick
transplantolog — cairns hospital
35 yo — 181 cm
Awatar użytkownika
about
is it insensitive for me to say "get your shit together, so I can love you"?
Ktoś mógłby powiedzieć, że w tym wszystkim Odysseus myślał tylko o sobie i byłaby w tym odrobina prawdy. Nie widział tego, naturalnie, jednak nawet mając tę świadomość prawdopodobnie nie zrobiłby tego dnia nic, by przestać. Przez większość swojego życia myślał o innych, a problemy każdego, poza swoimi własnymi spędzały mu sen z powiek. Być może to był jego największy błąd. Tak bardzo chciał naprawiać każdego, że nawet nie dostrzegł, jak na jego własnym podwórzu zaczyna się psuć. Miało go to zaskoczyć, ale być może odrobina ignorancji miała być kluczem do sukcesu, a przynajmniej chwilowym, bo przecież koniec końców ignorowanie problemów jeszcze nikogo nie zaprowadziło w żadne ciekawe miejsce, poza ciemnymi odmętami własnej, strapionej problemami psychiki.
W oczekiwaniu na nią drżał cały; nie sposób byłoby osądzić, czy z nerwów, czy może tak po prostu, jak to ostatnimi czasy miał w zwyczaju. Nie mógł uspokoić tych małych, niby nieznacznych, a jednak irytujących ruchów dłoni żadnym znanym sobie sposobem, a chociaż problem pojawiał się i znikał, ciężko było go całkowicie zignorować. Patrzył więc jak palce podrygują mu od czasu do czasu, jak bezwiednie wręcz podskakuje mu także noga i po prostu czekał. Czuł się jakby sam podświadomie próbował sobie wystawić przy tym diagnozę. Niedobory witamin, jakichś minerałów? Zaburzenia neurologiczne? Drżenie samoistne? Opcji było kilka, ale tylko jedna była pewna: niebawem miał najprawdopodobniej od tego wszystkiego zwariować.
A kiedy już myślał, ze dojdzie do tego tu i teraz, Lucine pojawiła się tuż przy jego stoliku. Drżenia na moment zeszły na drugi plan, a on zamiast skupiać się na tym, że jego kończyny podrygują jakby chciały wygrywać w ten sposób Lato Vivaldiego, posłał jej ciepły uśmiech na powitanie. Poczuł ulgę, widząc ją, poczuł ogromny spokój. – Nie masz mnie za co przepraszać – zapewnił ją, bynajmniej nie grzecznościowo. Postawił ją w nieco skomplikowanej sytuacji, a więc sam fakt, że znalazła się tutaj tak szybko, znaczył dla niego bardzo wiele. Strach pytać, jak dla niego skończyłby się ten wieczór, gdyby został całkiem sam ze swoimi myślami i wszystkim, co go trapiło. – W porządku, tak sądzę. I to ja przepraszam, że postawiłem cię w takiej sytuacji, po prostu... to nie jest dzień, który chciałbym znowu spędzić sam w domu i... pomyślałem, że ty to zrozumiesz – wyjaśnił pokracznie, niezbyt przekonany, czy aby jego słowa miały jakikolwiek, mniejszy czy większy sens. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak naszpikowane złudną nadzieją były jego słowa i jaki efekt miały wywołać.

lucine reeves
ambitny krab
son of laërtes
paserka w Shadow — i konserwatorka sztuki
30 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
konserwatorka sztuki w galerii, która zajmuje się handlem lewym towarem. Wszystko po to, by jej kot miał dostatnie życie, a sama mogła popadać w kolejne nałogi
Gdyby Vivienne Tang miała rozwiązać jeden problem istniejący na całym świecie to byłby to problem zdecydowanej dominacji liczebnej kawiarni nad herbaciarniami. Nie byłby to problem nierówności rasowej, seksizmu czy głodu na świecie, a właśnie ten jeden, konkretny i dosyć personalny. I to z dwóch prostych powodów: po pierwsze o wiele prościej było o utworzenie sieci herbaciarni, które przejęłyby na rynku miejsca zajmowane dotychczas przez część kawiarni niż o zmianę poglądów znacznej części ludzkości lub rozwiązywanie globalnych kryzysów; a po drugie to niezaprzeczalnie zbyt mało osób interesowało się tą kwestią. Dlatego też właśnie, gdy umówiła się na spotkanie z Mią w jednej z herbaciarni to miała naprawdę wąski wybór. Zwłaszcza w tak małym miasteczku jak Lorne Bay.
Całe szczęście udało jej się znaleźć dogodne miejsce parkingowe blisko lokalu. Przez chwilę siedziała jeszcze w aucie, przeglądając powiadomienia na telefonie nim finalnie schowała go do torby przerzuconej przez ramię i ruszyła w kierunku The Tea Atelier, pod którym spotkała zmierzającą do wejścia Mię.
- Cześć - przywitała się krótko, posyłając w kierunku panny Montgomery łagodny uśmiech nim sięgnęła do klamki, by otworzyć jej drzwi i puścić przodem do środka. - Herbatę mają tutaj całkiem porządną, ale przede wszystkim polecałabym desery. Zwłaszcza ich szarlotkę lub sernik.
Prawdopodobnie przez cały swój pobyt w Lorne Bay Vivienne zdążyła już parę razy przebrnąć przez każdą z pozycji w menu Atelier i z chęcią mogła służyć radą odnośnie wyboru odpowiedniej herbaty czy jakiejś słodkości do przekąszenia w trakcie popijania tego boskiego naparu. Oczywiście wszystko na jej koszt i niech nawet ratowniczka nie myśli o wyciąganiu swojego portfela. Tang po prostu lubiła być sponsorką spotkań towarzyskich. O ile oczywiście nie chodziło o kogoś kto starał się perfidnie wykorzystywać jej finanse lub podpadał jej w jakiś inny sposób. 

Mia Montgomery
sumienny żółwik
Arisu#1538
Ratownik medyczny — Lorne Bay Fire Station
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Ratowniczka medyczna z pasji i miłości do adrenaliny. Po śmierci w rodziców została opiekunem prawnym młodszej siostry, Ginny. Ma 2 koty i parę złamanych serc na koncie. Trochę zdystansowana i ironiczna złośnica, ale pod maską twardej dziewuchy kryje się mały puchaty kotek
#10

Ostatnimi czasy Mia była rasowym towarzyskim dzikiem. Od jej wypadku w trakcie akcji ratunkowej, podczas której zginęło dwóch jej kolegów z remizy strażackiej, siedziała głównie zamknięta na cztery spusty w domu, opuszczając go jedynie po to żeby zrobić podstawowe zakupy. W końcu jednak musiała wrócić do codzienności, w czym na pewno pomógł jej powrót do pracy po zwolnieniu oraz powrót do ulubionego sportu.
Nigdy nie była dobra w zawieranie znajomości ani spontaniczne umawianie się na mieście. Dlatego też - mimo że w Lorne Bay mieszkała od urodzenia - nie za bardzo znała miejscowe miejscówki i nawet uważała, że to wstyd jak na lokalsa. Dlatego kiedy zgadała się z Vivienne na lekcje japońskiego (bo w końcu trzeba wychodzić poza strefę komfortu, prawda?), nie potrafiła zaproponować żadnej konkretnej kawiarni czy podobnego miejsca.
Całe szczęście więc, że Viv była dużo bardziej biegła w tym temacie niż Mia. Kiedy Montgomery, zbliżając się do umówionego miejsca, dostrzegła nadchodzącą Tang, rzuciła krótkie "Hej", uśmiechnęła się szeroko i dała się przepuścić w drzwiach.
- Wiesz, że nigdy wcześniej tu nie byłam? Możemy udawać, że wcale nie spędziłam w Lorne całego swojego życia? - zaśmiała się na słowa Viv, bo wyglądało na to że ta z kolei była tu stałą bywalczynią. Mia zrzuciła z siebie lekką kurtkę i zawiesiła ją na oparciu krzesła, które po chwili zajęła. - Dobra, to w takim razie... Faktycznie, sernik brzmi dobrze - stwierdziła skanując wzrokiem menu. Kiedy kelnerka do nich podeszła, dziewczyny złożyły zamówienie i Mia dodatkowo wzięła odmianę zielonej herbaty o tak egzotycznej nazwie, że chyba nie potrafiłaby jej powtórzyć. - Dobra, tylko się ze mnie nie śmiej. Znalazłam na strychu jakieś stare czyste zeszyty, markery i zakreślacze po mojej siostrzenicy i wyglądam jak rasowa kujonka - zaśmiała się wygrzebując ze swojej torby zestaw, którego nie powstydziłby się żaden pierwszoklasista! Ale skoro już poprosiła o lekcje japońskiego, to chciała podejść do nich jak najbardziej poważnie. A że była wzrokowcem, musiała oznaczać pewne rzeczy kolorami, tak aby łatwiej jej było je zapamiętać.

Vivienne Tang
paserka w Shadow — i konserwatorka sztuki
30 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
konserwatorka sztuki w galerii, która zajmuje się handlem lewym towarem. Wszystko po to, by jej kot miał dostatnie życie, a sama mogła popadać w kolejne nałogi
Uznajmy, że wszystko było po prostu kwestią zainteresowań i dlatego niektórzy nawet jeśli całe swoje życie spędzili w Lorne Bay to po prostu nie wiedzieli o pewnych miejscach ponieważ nigdy wcześniej się nie interesowali podobnymi lokalami czy dziedzinami, z którymi dany punkt był związany. Ot, Viviennie nie zdziwiłoby wcale to, gdyby w czasie szybko przeprowadzonej sądy ulicznej co drugi pytany odpowiedziałby, że również nigdy nie wstąpił do pobliskiej herbaciarni lub nawet nie wiedział o jej istnieniu, bo najzwyczajniej w świecie nie zwrócił na nią wcześniej uwagi. Także z pewnością nie był to żaden powód do wstydu.
- Możemy przemilczeć ten fakt, ale masz sporo do nadrobienia - odpowiedziała z uśmiechem, siadając naprzeciw Mii i skupiając się na chwili na kelnerce, która podeszła do nich, aby skompletować zamówienie.
Cóż z pewnością nie spodziewała się tego, że uda jej się trafić na tak pilną uczennicę, która od razu przyjdzie na pierwsze dosyć nieformalne zajęcia z całą wyprawką szkolną. Tyle dobrego, że jednak miała tą siostrzenicę, od której można było brać rzeczy. I choć faktycznie podobny widok mógł budzić coś na kształt rozbawienia to jednak Vivienne skwitowała go jedynie kolejnym uśmiechem.
- Nie mam zamiaru się śmiać. W zasadzie to naprawdę urocze i pokazuje, że traktujesz to poważnie - przyznała, sięgając do swojej własnej torby, z której wyjęła po chwili kilka książek. - Przeglądałam swoje stare rzeczy i znalazłam swoje dawne podręczniki. Niekiedy mogą się wydać nieco dziecinne, ale zwłaszcza na początkowym etapie łatwiej ci zapamiętać niektóre rzeczy jak możesz je skojarzyć z jakimś dziwnym obrazkiem.
Szczerze powiedziawszy patrząc na te kolorowe zakreślacze, które przywoływały wspomnienia podstawówki, czuła, że Mia nie będzie miała nic przeciwko wciśnięciu jej książki, która momentami wyglądała jakby była dostosowana dla kilkulatków ze swoimi ilustracjami. No, ale takie pomoce często dawały największe efekty na początkowym etapie nauki, gdy trzeba było szybko przyswajać kolejne słowa, żeby powiększać swój nowy leksykon.
- Ale może najpierw zacznijmy od krótkiej rozmowy - zaczęła, obserwując jak pracująca w herbaciarni dziewczyna stawia przed nimi zamówione słodkości i herbaty. Skinęła jej lekko głową w podziękowaniu i odprowadziła wzrokiem aż do kontuaru nim ponownie zwróciła się do swojej rozmówczyni. - Najpierw chciałabym, żebyś powiedziała mi nieco na temat tego czy i jaki dotychczas miałaś kontakt z językiem. Oraz w zasadzie od czego chciałabyś zacząć i na czym się skupić.
Tang nie była profesjonalistką, ale chciała w miarę swoich możliwości jakoś dostosować się do potrzeb i oczekiwań swojej nieoficjalnej uczennicy. Bo jeśli na przykład Montgomery zupełnie nie zależałoby na pisaniu i czytaniu to mogłyby sobie całkowicie odpuścić naukę dwóch osobnych alfabetów oraz skomplikowane dziesiątki znaków zapożyczone z chińskiego, aby w pełni skupić się na konwersacjach. No, ale to już w pełni zależało od ratowniczki, a ona mogła jedynie wysłuchać jej słów, odkrawając łyżeczką kawałek szarlotki.

Mia Montgomery
sumienny żółwik
Arisu#1538
Ratownik medyczny — Lorne Bay Fire Station
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Ratowniczka medyczna z pasji i miłości do adrenaliny. Po śmierci w rodziców została opiekunem prawnym młodszej siostry, Ginny. Ma 2 koty i parę złamanych serc na koncie. Trochę zdystansowana i ironiczna złośnica, ale pod maską twardej dziewuchy kryje się mały puchaty kotek
Mimo, że Mia czuła się lekko zażenowana swoimi brakami, to na szczęście Viv nie dawała jej odczuć ze faktycznie powinna. Kto wie, może kiedyś to Mia będzie miała okazję odwzajemnić się pokazaniem jakiegoś nieznanego pannie Tang miejsca w mieście? Wbrew pozorom taka mała mieścina jak Lorne Bay kryła wiele takich zakamarków. Montgomery była na przykład ostatnio w pubie Lucky Lou's, o którego istnieniu do niedawna nie miała zielonego pojęcia. Nawet mało brakowało, a wskoczyłaby na scenę w trakcie trwającego karaoke, co w jej przypadku byłoby wręcz brawurowym wyczynem.
Z ulgą przyjęła fakt, że Viv nie wyśmiała jej zeszytów i kolorowych mazaków. Odwzajemniła uśmiech i schowała niesforny kosmyk włosów za uchem.
- Jasne, że traktuję poważnie. Nie chciałabym marnować Twojego czasu - odparła, uważnie obserwując jak Viv rozstawia książki na stoliku. - Jestem w stu procentach wzrokowcem, więc dziwne obrazki brzmi jak coś totalnie pode mnie. Pamiętam, że nawet w liceum w niektórych podręcznikach do języków obcych było mnóstwo obrazków i zdjęć - dodała, bo kompletnie nie przeszkadzały jej skojarzenia z książkami dla dzieciaków. W końcu od czegoś trzeba było zacząć. Mia trochę obawiała się, czy w jej wieku będzie w stanie przyswoić chociażby podstawy jakiegoś nowego obcego języka. Nie łudziła się, że zacznie w parę tygodni mówić biegle po japońsku, ale liczyła chociaż na przyswojenie najbardziej potrzebnych słów i zwrotów. No i wieczory z japońskim, podczas których planowała trenować, zdecydowanie wniosą do jej życia więcej niż zapętlowe odcinki Gotowych na wszystko oglądane po raz setny.
- W zasadzie mój kontakt z japońskim to głównie oglądanie mangi i anime. Znam też sporo przekleństw - zaśmiała się lekko, ale musiała być szczera. - Kiedy kupiłam sobie taki podręcznik - słowniczek do samodzielnej nauki, ale trochę mi zabrakło wtedy motywacji. Wiesz, jak nie masz z kim pogadać, to taką naukę można sobie o kant tyłka potłuc - dodała wzruszając ramionami. Odkąd Poppy, siostrzenica, wyprowadziła się z ich wspólnego domu, Mia mogła co najwyżej pogadać ze swoimi kotami. Które - niespodzianka - nigdy jej nie odpowiadały, więc Montgomery czuła się jakby gadała sama do siebie. Także dość szybko zabrakło jej wtedy motywacji. A tak, mając świadomość że ktoś poprosił ją o przygotowanie czegoś, zmobilizowanie się do nauki na pewno będzie dużo łatwiejsze.
- Chyba chciałabym głównie skupić się na mówieniu. Z gramatyki może jakieś podstawy... No, ale przede wszystkim chciałabym umieć się przedstawić, umieć w jakiś small talk i zamówić coś w knajpie. Bo generalnie chciałabym chociaż raz w życiu odwiedzić Japonię - dodała, spoglądając wyczekująco na Viv. Miała nadzieję, że Tang nie pomyśli, że Montgomery zawraca jej tyłek czymś, co pewnie sama mogłaby ogarnąć w parę tygodni czytając odpowiednie podręczniki czy słuchając na przykład podcastów.

Vivienne Tang
paserka w Shadow — i konserwatorka sztuki
30 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
konserwatorka sztuki w galerii, która zajmuje się handlem lewym towarem. Wszystko po to, by jej kot miał dostatnie życie, a sama mogła popadać w kolejne nałogi
Poznawanie zakątków Lorne Bay, które dotychczas nie były jej jeszcze znane brzmiało naprawdę dobrze i chętnie wybrałaby się na taką wycieczkę nawet jeśli jej punktem docelowym miałby być jakiś lokalny bar, w którym jeszcze nie miała okazji zawitać.
- Większość osób jest wzrokowcami. Niektórzy jednak twierdzą uparcie, że niektóre rzeczy są dla nich zbyt dziecinne, a w rzeczywistości czasami im głupsze skojarzenie tym bardziej pomaga ci w zapamiętaniu czegoś - i tutaj nie chodziło nawet o naukę języków, bo pamiętała dokładnie to jak jedna znajoma próbowała tłumaczyć jej w liceum chemię na podstawie pairingów z jakiejś serii, tłumacząc dzięki temu co się najlepiej z czym łączy i co z tego wychodzi. Brzmi jak durny pomysł, ale zadziałał.
- Oglądasz z oryginalnym dubbingiem i napisami jak rozumiem? - dopytała jeszcze dla pewności, starając się nie wejść jakoś szczególnie w temat jakości i wyższości japońskiego dubbingu nad wersjami językowymi z innych państw.
Poznała już zbyt wielu zapaleńców czy też popularnie zwanych mangozjebów, którzy starali się wszystkim wmówić swoje osobiste zdanie i udowodnić za wszelką cenę to, że oryginalny dubbing był o wiele lepszy oraz piać największe peany na cześć ich aktorów głosowych. Od tego czasu wolała po prostu uznać, że każdy miał własne preferencje i tyle. Choć sama raczej nie miała też prawa krytykować wyborów innych skoro sama nie miała problemów z rozumieniem japońskiego ze słuchu.
- Jak chcesz to możemy się jakoś wspomagać z tym słowniczkiem. Rozwijać jakoś pojawiające się w nim tematy i tak dalej - to też nie była jakaś najgorsza opcja, a dzięki temu Mia mogła też wybrać akurat zagadnienia, które interesowały ją bardziej czy to chodziło o znalezienie drogi do jakiegoś konkretnego miejsca czy rozmowę w sklepie lub restauracji.
- W ogóle jakiej muzyki słuchasz? - może i to pytanie wydawało się być nagle rzucone znikąd, ale Vivienne naprawdę miała swoje powody. 
Po prostu chciała wynaleźć jak najwięcej sposobów na to, aby Montgomery utrzymywała kontakt z językiem. Wbrew pozorom słuchanie piosenek w języku, którego chciało się nauczyć nie było wcale takim głupim sposobem. Co prawda nie można było się jedynie do tego ograniczać, ale zawsze było to coś.
- W takim razie mamy jakiś plan na początek - odpowiedziała. - Jak będziesz się ładnie uczyła to może dostaniesz jakieś stypendium na wyjazd.
Oczywiście, że żartowała. Chociaż może nie do końca? Szczerze powiedziawszy to naprawdę nie miałaby nic przeciwko chociaż częściowemu sfinansowaniu wycieczki Montgomery, gdyby tylko uznała, że faktycznie dziewczyna na to zasłużyła. W sumie sama też chętnie zafundowałaby sobie podobny wyjazd. No i nie od dzisiaj wiadomo, że podróże kształcą, a do tego najlepiej być spuszczonym na głęboką wodę i spróbować poradzić sobie jakoś w środowisku, gdzie będzie się zmuszonym do komunikacji w obcym języku.
- W sumie faktycznie możemy zacząć od przedstawiania się - stwierdziła, przestawiając swoje krzesło tak, aby móc usiąść bliżej swojej pilnej studentki i sięgnąć po znajdujący się gdzieś w całym tym szkolnym inwentarzu długopis, który przyłożyła do kartki notatnika. - Pierwszym przydatnym zwrotem jest Watashi no namae wa, które znaczy Mam na imię.  To najbardziej powszechna forma przedstawiania się...
Tang starała się w miarę prosto i zrozumiale wytłumaczyć jej poprawne używanie wymienionego zwrotu. Począwszy od faktu, że wedle japońskich zwyczajów pierwsze powinno się wypowiadać nazwisko jeśli chciałaby się przedstawić także nim, a nie samym imieniem oraz jakoś wyjaśnić jaką właściwie funkcję sprawowało słówko desu dodawane na końcu. Czasami naprawdę trudno było mówić sensownie bez niepotrzebnego mieszania, gdy próbowało się wytłumaczyć istnienie w danym języku czegoś, co nie miało swojego odpowiednika w innym. No, ale jakoś będą musiały sobie poradzić.
- Jeśli tylko będę mówiła coś, co nie do końca zrozumiesz daj mi znać. Jestem raczej średnim materiałem na nauczycielkę także nie wszystko mogę od razu wytłumaczyć w przystępny sposób - powiedziała, posyłając przepraszający uśmiech w kierunku Mii po czym sięgnęła po filiżankę herbaty.

Mia Montgomery
sumienny żółwik
Arisu#1538
Ratownik medyczny — Lorne Bay Fire Station
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Ratowniczka medyczna z pasji i miłości do adrenaliny. Po śmierci w rodziców została opiekunem prawnym młodszej siostry, Ginny. Ma 2 koty i parę złamanych serc na koncie. Trochę zdystansowana i ironiczna złośnica, ale pod maską twardej dziewuchy kryje się mały puchaty kotek
Tournee po barach w Lorne Bay zazwyczaj i tak kończyło się na wylądowaniu w Moonlight Bar albo Shadow. Z tym, że ten drugi klub miał na tyle kiepską renomę, że Mii kojarzył się bardziej z mordownią. Chociaż musiała uczciwie przyznać, że widok prężących się na rurze tancerek rekompensował jej strach przed oberwaniem od kogoś, komu nie spodobało się jak na niego spojrzała. Oczywiście Montgomery nie miała zielonego pojęcia, że siedziała właśnie na przeciwko dziewczyny, która w owym klubie pracowała.
- W głupie skojarzenia też jestem całkiem niezła. Czyli wychodzi na to, że jestem dobrym materiałem do nauki - uniosła zadziornie brew. Jeśli coś się wydawało durne, ale działało, to wcale nie było durne!
- Mhm. To dobrze czy źle? - dopytała, niepewnie spoglądając na rozmówczynię. Nie była na pewno jeszcze na levelu, żeby rozumieć japoński ze słuchu - i pewnie prędko nie będzie. Ale takie osłuchanie się na pewno sprzyjało nauce choćby akcentowania czy wymowy niektórych słów. Z tym, że najpierw musiała te słowa poznać.
- W sumie możemy spróbować. Jestem z nim całkiem obyta, więc zawsze to już jakaś podstawa - odparła na pytanie o słowniczek. Który zresztą miał dla Mii wartość również sentymentalna, bo pozostał jej po zmarłej starszej siostrze.
- Uwielbiam k-pop. Jezu, moi znajomi mnie za to nienawidzą, ale dla mnie nie ma imprezy bez BTS i Stray Kids. Powinnaś mnie wtedy widzieć, kiedy rzucam się do laptopa to mam wolę walki taką, że nasz trener by się nie powstydził - roześmiała się, bo mimo że miała tolerancyjnych znajomych, to jednak ich akcept kończył się wtedy, kiedy Mia dorywała się do YouTube albo Spotify na imprezie. No, mogło tak być, że to ona ich trochę molestowała swoją ulubioną muzyką, ale z drugiej strony - ona była wyrozumiała wobec ich ulubionych lat 80.
Roześmiała się słysząc o stypendium, bo jakkolwiek była to piękna wizja, tak jednak na ten moment - z perspektywy Mii - dość nierealna. Nie chciała myśleć, że jest już za stara na takie rzeczy... mimo że tak właśnie poniekąd było. Z drugiej strony, Mia przez większość życia skupiona była na sprawach rodzinnych, w tym na opiece nad siostrzenicą i młodszym bratem, więc może wreszcie mogła śmiało sięgnąć po coś dla siebie?
Mia włożyła niesforny kosmyk za ucho i powtórzyła za Viv.
- Watashi no namae wa... Mia - zerknęła niepewnie na korepetytorkę, czekając na ocenę. Przy okazji, jako że Tang siedziała teraz nieco bliżej, Mia odnotowała że kobieta ma przepiękną cerę. I piękne usta. - No przestań. Jestem Ci ogromnie wdzięczna, że w ogóle chciało Ci się ze mną spotkać. Wiesz, jeszcze może być tak, że zaraz stwierdzisz, że jednak niczego ze mnie nie będzie - odparła z uśmiechem. - A słuchaj, jak powiedzieć, że "Mam dwa koty?" - zerknęła pytająco na Viv, pijąc do ich wspólnej kociej pasji. Pewnie gdyby nie to, że kiedyś przypadkiem zaobserwowała kocią tapetę na telefonie Viv w szatni, nie odważyłaby się zagadać. A tak, był to zdecydowanie lepszy tekst niż "podoba mi się Twój tyłek w tych obsislych spodenkach". Ciekawe jak to brzmiałoby po japońsku?

Vivienne Tang
ODPOWIEDZ