Muzyk — Moonlight bar
27 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Widzi barwy w dźwiękach, którymi wypełnia sale Moonlight bar. Królowa złych wyborów, grająca w milion różnych gier z której żadnej nie da się wygrać. Wolna duch, balansujący na krawędziach z butnym uśmiechem i filuternym spojrzeniem wodzącym po twoim ciele.
Judy Evans w swoim życiu widziała wiele przypadków niezwykle beznadziejnych - jednym z nich była jej własna matka, wpadająca w coraz to nowe relacje z których końcem przeprowadzała się do zupełnie nowego miejsca, odcinając się grubą kreską od przeszłości. Widziała również ludzi zatracających się w związkach do tego stopnia, że tracili własną tożsamość… Bądź w alkoholu, który odbierał resztki rozumu i podpowiadał rozwiązania niezwykle tragiczne w skutkach. W tym wszystkim jednak za najbardziej tragiczny uważała przypadek tych, którzy nie dość że nie uczyli się na własnych błędach to jeszcze dawali ponieść się głosowi jaki mruczał do ich ucha alkohol - a Calie tamtego dnia dokładnie takim przypadkiem była. Wściekłość błyszczała w zielonych oczach Evans już na scenie, skąd przyszło jej obserwować zachowanie dziewczyny. Jak można było być tak bezmyślnym? Przecież ostrzegała ją przed tym typem niejednokrotnie, a Calie niczym ściana zdawała się nie słuchać jej ostrzeżeń i odpowiadać na zaczepki paskudnego typa o niezwykle lepkich rękach oraz paskudnych zamiarach. Niewiele myśląc, gdy tylko miała chwilę przerwy, rozwścieczona Judy popędziła w stronę znajomej chcąc oszczędzić jej nieprzyjemnego, zapewne niezwykle bolesnego zakończenia tego wieczoru.
- Spadaj stary, ona jest ze mną. - Rzuciła ostro do typka, rzucając mu butne spojrzenie oraz zadzierając brodę do góry, aby chociaż sprawić wrażenie znacznie wyższej niż była w rzeczywistości. Nachalny jegomość jednak skomentował jej słowa jedynie paskudnym uśmieszkiem i przez chwilę Judy przyszło się zastanawiać jaki diabeł podpowiedział Calie aby dać mu choćby cień szansy na rozmowę… A raczej jej zakończenie w jakimś ustronnym rogu - gość nie wyglądał na takiego, który zaoferowałby miękkie łóżko. Wywróciła więc zielonymi oczami, na siłę wpychając się między gościa oraz Calie, sprawiającą wrażenie ledwie przytomnej. Kurwa. Jedno spojrzenie w stronę zaprzyjaźnionej barmanki wystarczyło, aby ta wezwała ochronę. - Zamorduję cię własnymi rękami. - Syknęła do brunetki, gdy ciągnęła ją przez bar wprost do damskiej łazienki, zamykając za nimi klucz tak, aby nikt im nie przeszkodził. I wcale nie żartowała, w tej jednej chwili miała ochotę udusić Calie własnymi, drobnymi dłońmi choć nie była do końca pewna, dlaczego. Czy dlatego, że dziewczyna wykazywała cholernie wielką bezmyślność? A może dlatego, że odkąd ta, jak się jej wydawało najbliższa osoba, paskudnie ją porzuciła Calie jawiła jej się jako osobista odskocznia i ktoś, przy kim mogła zapomnieć o własnym bólu? Wolała się nad tym nie zastanawiać.
- Co to do cholery było, co?! - Krzyknęła więc z wyraźnym oburzeniem w głosie, który mógł należeć jednocześnie do zazdrosnej kochanki jak i starszej siostry. - Mówiłam ci! Tyle razy mówiłam ci, że masz na niego uważać, a ty co?! - Drobna dłoń Evans spotkała się z jednym z urządzeń do suszenia dłoni, a sama dziewczyna zrobiła kilka kroków po niewielkiej łazience, próbując się uspokoić. Przesunęła dłonią po krótkich, ciemnych kosmykach zwyczajnie nie potrafiąc tego pojąć. - Czy ty wiesz, co on mógł ci zrobić? To zwyrol! Zboczeniec który szuka łatwego celu! - A Calie w tym czasie z pewnością była niezwykle łatwym celem. Nie zauważyłaby, gdyby typek dosypał jej coś do drinka. Nie zauważyłaby również, gdyby wyprowadził ją w jakieś podejrzane miejsce, a w Judy aż gotowało się na myśl o tym, do czego jej nieuwaga oraz zamiłowanie do kieliszka mogło doprowadzić.

Calie Goldsworthy
niesamowity odkrywca
chaosem
dziennikarka — Cairns Post
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Dziennikarka w The Cairns Post pisząca nudne rubryki. Jeździ czerwonym skuterem, bawi się w detektywa amatora i dorabia w szpitalu, żeby wspomóc ukochaną rodzinę.
Była emocjonalna i niezwykle empatyczna, dlatego gdy tylko dochodziła na skraj swych możliwości płakała w samotności tyle ile się dało. Nie wstydziła się tego. Wolała jednak nie narzucać swego smutku i rozpaczy innym. To dlatego nikomu nie mówiła, jak okropnie się czuje i że doszła do granicy, w której nie potrafiła się odnaleźć. Płakanie już nie wystarczało. Wylała wystarczająco łez po swoim byłym oraz dziecku, którego nie donosiła. Nie dała rady więcej, a jednak też nie potrafiła pozbyć się niechcianych i ciążących myśli, które postanowiła zalewać alkoholem. Przynajmniej wieczorami, kiedy wracała z pracy i nigdy, ale to przenigdy nie robiła tego w samotności. Wychodziła ze znajomymi do barów, czasami do klubów w Cairns albo samotnie wybierała się na piwo, które szybko zamieniało się w drinka w towarzystwie jakiegoś przyjemniaczka. Nie przeszkadzało jej to. Wolała czuć atencję niż dobijać świadomością, że była beznadziejną kobietą, której organizm nie potrafił dotrzymać dziecka. Albo kimś, dla kogo nie była wystarczająca i choć chciała wierzyć, że Apollo był chujem, to wciąż brała część winy na siebie.
Dziś nie było inaczej. Dwa mocniejsze drinki i mogła oddawać się rozmowom o dupie Maryny. O czymś, co ją nie interesowało, ale za to ona była centralnym punktem, w który wpatrywał się poznany mężczyzna. Facet, którego kojarzyła i chyba nawet raz z nim kiedyś rozmawiała, ale była zbyt pijana, żeby to pamiętać.
To co zaszło potem, wydarzyło się bardzo szybko. Najpierw była skołowana widokiem dziewczyny, którą rozpoznała dopiero po dłuższym czasie. Słowa też nie do końca do niej docierały ani nie wyłapała kiedy ochrona pojawiła się tuż obok jej towarzysza, który.. nagle zniknął a ją samo ciągnięto w nieokreślonym kierunku.
- Nie szarp tak, bo się porzygam – stwierdziła, kiedy została wciągnięta do łazienki. Wszystkie te gwałtowne ruchy sprawiały, że cały świat wirował.
Nie pojmowała co się działo ani nie wyłapała złości Evans. Dla Calie – tej pijanej – świat teraz był wspaniały, kolorowy i równie chętny do podrygów co ona. Nie baczyła na konsekwencje, bo niewiele ją obchodziło. Czemu miałoby, skoro okazała się naiwniaczką, a potem jeszcze jej organizm pozbył się Bogu ducha winnego zarodka.
- Czemu krzyczysz? – Zmarszczyła brwi nie rozumiejąc zachowania dziewczyny. - To był ten? – zapytała wcale nie tak głupio, bo naprawdę nie skojarzyła gościa z tym, przed którym Judy ją ostrzegała. – Przecież nic mi się nie stało. – Machnęła ręką chcąc zbyć temat. Nie potrzebowała kłótni ani dyskusji o tym, jak nieodpowiedzialna była. Nie dostrzegała w tym problemu, bo jeszcze nic złego się nie stało. Po co szargać sobie nerwy?
Wycofała się pod najbliższą ścianę i oparła o nią plecami. Musiała ustać zwłaszcza, że nagły skok ciśnienia sprawił, iż wypity alkohol uderzył do jej głowy ze zdwojoną siłą.
- Judy, odpuść. Jestem zbyt pijana.. – jęknęła błagalnie, ale dziewczyna wciąż drążyła temat, dlatego ostatecznie zdecydowała się na atak. – Nie pomyślałaś, że ja jestem łatwym celem? Jestem naiwniaczką, która uwierzyła w słodkie słówka swego ex! – warknęła. Nie lubiła się wściekać. Nie uważała się za kłótliwą. Wolała rozwiązywać spory poprzez rozmowę a nie żywą dyskusję. – Do samego końca w niego wierzyłam, chociaż wielokrotnie pokazywał, że nie jestem mu potrzeba. A ja jak wierny szczeniak trzymałam się jego nawet po tym, jak odrzucił mnie po informacji o wpadce. – Prychnęła z pogardą do samej siebie i pokiwała głową na boki nie wierząc, że pozwoliła aby to wszystko się wydarzyło. Apollo, dziecko i jej ślepa wiara w ludzi. – Gardzę samą sobą, więc.. – Wzruszyła ramionami. – ..wszystko mi jedno co się ze mną stanie. – Była pijana, ale jeszcze nie tak żeby bełkotać. Poza tym, alkohol zazwyczaj uderzał ją bardziej w nogi niż w głowię. Jeżeli już miałaby mieć z czymś problem, to z ustaniem w miejscu.

Judy Evans
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Muzyk — Moonlight bar
27 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Widzi barwy w dźwiękach, którymi wypełnia sale Moonlight bar. Królowa złych wyborów, grająca w milion różnych gier z której żadnej nie da się wygrać. Wolna duch, balansujący na krawędziach z butnym uśmiechem i filuternym spojrzeniem wodzącym po twoim ciele.
- I dobrze, może wyrzygasz te wszystkie durne pomysły! - Syknęła przez zęby nie mając zamiaru stosować wobec pijanej znajomej jakiejkolwiek taryfy ulgowej. Judy Evans zawsze była kobietą pewną siebie, wychowaną przez kobiety uparcie tkwiące w przekonaniu iż nie potrzebują mężczyzn aby dać sobie radę które udowadniały to na każdym kroku - i ten fakt, jak i zwykła sympatia jaką darzyła dziewczynę, sprawiały, że krew wrzała w żyłach brunetki nie pozwalając zignorować podobnego zachowania.
A to nie poprawiało się nawet w momencie, w którym wyjawiła tożsamość jegomościa z którym jeszcze chwilę temu w najlepsze dyskutowała Goldsworthy. Gdzie ona miała jakikolwiek rozsądek? A jeśli nie on, to czy alkohol aż tak mocno zaburzył jej postrzeganie świata, że ten dryblas wydał się być odpowiednim towarzyszem do rozmowy? Od typa na kilometr dało się wyczuć nieprzyjemną aurę sprawiającą, że podświadomie chciało się go unikać.
-Krzyczę bo zachowujesz się jak skończona idiotka! - Zauważyła więc w jakże (nie)kultularny oraz (nie)spokojny sposób, wbijając w Calie wściekłe spojrzenie zielonych oczu. Takie, po którym lepiej było wiać, jeśli nie chciało mieć się do czynienia z istnym armagedonem. Judy zbliżyła się do dziewczyny by lekko popukać palcem w jej skroń. - Halo, jest tam kto? - Ironia wybrzmiewała w dźwięcznym głosie, a zielone spojrzenie przepełniło się dezaprobatą. - Nic ci się nie stało bo tam byłam! Gdyby nie to… - Urwała jednak w pół słowa, jakoś nie potrafiąc wymówić tych wszystkich okrucieństw, jakie mógłby zrobić dziewczynie podejrzany typek. I może wyolbrzymiała, słyszała jednak o nim już nie jedno i nic z tych słów nie zapowiadało przyjemnej pogawędki zakończonej kulturalnym pożegnaniem. I już, już chciała coś dodać, wejść w kolejny wywód podsycający siermiężną awanturę… Zaniechała jednak, słysząc kolejne słowa po których spojrzała na Calie z wyraźnym zaskoczeniem. Skąd w niej to parszywe myślenie? Udawała sama przed sobą, że nie rozumie jak można przejmować się słowami byle eks, był to jednak swego rodzaju mechanizm obronny - bo sama okrutnie cierpiała z powodu dziewczyny, która z dnia na dzień zapomniała o jej istnieniu.
- Co ty pleciesz?! Jesteś łatwym celem bo do cholery nie myślisz i upijasz się prawie do nieprzytomności! - Syknęła wyraźnie rozeźlona, chociaż w tym momencie najlepszym stwierdzeniem było przyganiał kocioł garnkowi. Bo i Judy miała na swoim koncie najróżniejsze grzeszki, pośród których dało się znaleźć złe decyzje podejmowane bez większego przemyślenia jak i upijanie się w najróżniejszym towarzystwie - jej jednak nie było jedno co się z nią stanie i tych złych, w większości przypadków, była w stanie uniknąć. - Czy ty w ogóle siebie słyszysz? Chcesz ryzykować swoje życie bo jakiś kretyn okazał się totalnym dupkiem? Ja pierdolę, Carlie! - Stwierdziła jakże inteligentnie, rozkładając ramiona na boki w geście będącym mieszaniną poddania oraz zwyczajniego braku zrozumienia. Krytykowanie męskiej części świata przychodziło jej niezwykle łatwo - nic z resztą dziwnego, gdy nasiąkła tym jeszcze przed ukończeniem dziesiątego roku życia, za sprawą jakże uroczej rodziny w której przyszło jej dorastać. - Czekaj, jesteś w ciąży? I pijesz?! - Bo tak właśnie zrozumiała jej słowa, nie mając najmniejszego pojęcia o poronieniu przez jakie przeszła dziewczyna. I to właśnie dlatego oburzenie pojawiło się na twarzy Evans która przygryzła dolną wargę przez chwilę walcząc sama ze sobą.
- Wiem, jak to boli, wiesz? Moja dziewczyna… Wciskała mi kity, że jej na mnie zależy i że chce być ze mną już do końca… Ale kilka tygodni temu po prostu przestała się do mnie odzywać. Nie odbiera telefonów, znajomi twierdzą, że nie wiedzą o co chodzi… Zghostowała mnie, jak zwykłą jednonocną przygodę. - Mówiła cicho, ze spojrzeniem utkwionym gdzieś w czubki wysokich, czerwonych szpilek jakie były na jej nogach. - Ale to nie jest powód, żeby rezygnować z życia.. - Dodała z uporem w głosie, nie była jednak pewna czy bardziej chciała przekonać samą siebie czy może towarzyszącą jej dziewczynę.

Calie Goldsworthy
niesamowity odkrywca
chaosem
dziennikarka — Cairns Post
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Dziennikarka w The Cairns Post pisząca nudne rubryki. Jeździ czerwonym skuterem, bawi się w detektywa amatora i dorabia w szpitalu, żeby wspomóc ukochaną rodzinę.
- Oh, gadasz tak jakbyś mnie nie znała – jęknęła, bo wcale nie uważała, że to przez alkohol była łatwym celem. Owszem, to dzięki niemu rozmawiała z typem, przez którego obie się teraz kłóciły, ale niestety naiwniaczką była zawsze. – Jestem beznadziejnie empatyczną istotą, która wszystkich usprawiedliwia i choć chciałabym przestać to nie umiem! Zawsze wierzę w ludzi, nawet tych, którzy mnie ranią. – Była tego świadoma, a jednak nie potrafiła zmienić swego charakteru. Nie umiała tak po prostu kogoś skreślić, chociaż bardzo by chciała zwłaszcza, że nieraz przejechała się na ludziach. Niektórzy się nie zmieniali a inni po prostu cały czas wykorzystywali jej wiarę i naiwność. To samo robił z nią Apollo i wiele osób, którym jeszcze nie była w stanie powiedzieć, żeby się odczepili. Za bardzo jej na nich zależało. Cóż.. Calie zależało na wszystkich ludziach. Taka już była.
Westchnęła czując nieprzyjemną suchość w ustach. Zapiłaby ją czymś i to mogłaby zaproponować znajomej, która jednak była skłonna do kłótni wypominając Goldsworthy złe rzeczy. Konkretniej to złe decyzje, ale przecież właśnie z takich słynęła. Głównie przez wspominaną wcześniej naiwność oraz przesadną wiarę w ludzi, którzy na to nie zasługiwali.
- Nie jestem – znów jęknęła, bo nie czuła się zrozumiana i nie pojmowała czemu. Racja.. Judy o niczym nie wiedziała, ale pijana głowa Calie do końca tego nie ogarniała. Niby mówiła racjonalnie, a jednak rzeczywistość jej się mieszała. Jak na przykład to, że w pierwszej chwili była zaskoczona na wieść o byłej dziewczynie Judy. Jakby nigdy nie zakładała, że Evans miała predyspozycje również do płci pięknej, a przecież już kiedyś o tym rozmawiały.
- Nie rezygnuje. Ja po prostu.. – Opierając się o brudną ścianę w łazience postanowiła osunąć się na dół, bo stanie jednak okazało się być zbyt dużym wysiłkiem z jednoczesnym opanowaniem emocji. – ..nie radzę sobie z tym ok? Rzucił mnie, bo zaszłam w ciążę. – Przez przypadek, bo przecież oboje się zabezpieczali. Ona brała tabletki a Apollo zawsze zakładał gumkę. Jednak raz zdarzyć się musiało, że on zapomniał o prezerwatywie a ona o tabletce. Pech. – Bałam się. Nie byłam na to gotowa. Nie chciałam dziecka, ale to nie oznaczało, że chce je.. Nie chciałam go zabijać. To nie fair, a jednak moje ciało.. moje cholerne ciało jest gówno warte i samo zabiło coś, co było zaledwie zarodkiem. – Nie miało jeszcze płci a i tak nazwała je Charlie. Imię niezależnie od tego, czy miała urodzić się dziewczynka czy chłopiec, których nawet nie chciała. Nie była na to gotowa, a jednak czuła się winna za to, że żadnego dziecka nie miała. Porąbane uczucia.
Uniosła wzrok i dopiero teraz zrozumiała, że jej oczy zalały się łzami. Znów opuściła głowę i przetarła policzki, bo przecież nie lubiła już płakać. Miała tego dość. Szczerze.
- Nic wiem jak sobie z tym radzić. Tylko płaczkę. Na krowie kopytko! Już nawet magia alkoholu nie działa. Wielkie dzięki, Judy. – Chciała brzmieć tak, jakby miała do niej pretensje, ale nie potrafiła. Znów przetarła policzki zbyt przejęta tym wszystkim, o czym sobie przypomniała. O cholernym Apollo i poronieniu, które było dla niej koszmarem.

Judy Evans
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Muzyk — Moonlight bar
27 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Widzi barwy w dźwiękach, którymi wypełnia sale Moonlight bar. Królowa złych wyborów, grająca w milion różnych gier z której żadnej nie da się wygrać. Wolna duch, balansujący na krawędziach z butnym uśmiechem i filuternym spojrzeniem wodzącym po twoim ciele.
Wywróciła zielonymi oczami, jakie pula genetyczna postanowiła zafundować jej po niepoznanym nigdy ojcu. Im dłużej patrzyła na doświadczenia swojej rodziny; im dłużej słuchała słów uciekających z piersi małej Calie tym bardziej przesiąkała przeświadczeniem, że mężczyźni to dupki. Paskudne, obleśne dranie próbujące wykorzystać kobiecą dobroć do własnych celów… I choć znała również kobiety cechujące się podobną przebiegłością teraz, gdy Calie rozsypywała się na jej oczach, niezwykle łatwo było jej przekierowywać swoją złość na męski gatunek.
Paskudne świnie!
- Nad tym da się pracować, wiesz? Potrzebujesz po prostu przeszkolenia z asertywności… - Głos Judy złagodniał, bo o ile jeszcze chwilę temu była naprawdę, szaleńczo wściekła na koleżankę, tak teraz ta cała złość ulatywała z niej, tak jak kolejne łzy uciekały z jej oczu. I teraz, w tym momencie, niezwykle żałowała że jej matki nie było już na tym świecie. Bo to właśnie Jolene Evans potrzebowała teraz Calie - kobiety dumnej, pewnej siebie, potrafiącej dać taki wykład, że wracały wszelkie chęci życia. I to właśnie w tym jednym momencie Judy Evans żałowała, że nie przypomina w niczym swojej matki i nie wie, jakich słów użyć aby ulżyć jej cierpieniu. Postanowiła więc wpierw zrobić coś, co nie było w żaden sposób powiązane ze słowami - ot, usiadła obok dziewczyny, aby delikatnie przygarnąć do siebie, opierając zapłakaną buzię o swoją niewielką pierś.
- Calie, to nie twoja wina. To że zaszłaś w ciążę, to że on okazał się dupkiem, że straciłaś maleństwo… To nie jest twoja wina. - Oznajmiła cicho, delikatnie ocierając kolejne łzy z jej policzka. Jak to mawiali, wypadki chodzą po ludziach i nic nie były w stanie poradzić, że właśnie tak potoczyły się wydarzenia. A fakt, że zapewne ten skurwiel sam przyczynił się do poronienia Calie wystawiając ją na nerwy, Judy jednak wolała w tym momencie nie wspominać o tym jednym, niewielkim szczególe. Nie, nie chciała bardziej dobijać dziewczyny którą schowała teraz w swoich ramionach, niezwykle żałując, że nie wiedziała jak ochronić ją przed bólem.
-Płaczesz bo nie potrafisz tego z siebie wyrzucić. Przekuj ten smutek w coś innego, zamień płacz w złość i daj jej upust. Pojedźmy do tego skurwiela i wybijmy mu wszystkie okna, przetnijmy opony… A jeśli się pojawi, osobiście przestawię mu nos! - Zaproponowała, widząc w tym jakieś rozwiązanie. Emocje nie potrafiące znaleźć odpowiedniego ujścia ulatywały z dziewczyny w postaci potoku kolejnych łez jaki opuszczał jej oczy i Judy nie sądziła, że kiedykolwiek przestanie płakać jeśli nie znajdzie sposobu na pozbycie się tych wszystkich emocji… Destrukcja, przynajmniej w opinii Evans, mogła być odpowiednim rozwiązaniem - oczyszczeniem, którego Calie potrzebowała aby poskładać się w całość i choć zapewne niejeden specjalista by temu zaprzeczył, Judy wiedziała, że nic nie oczyszcza tak jak dźwięk tłuczonego szkła.

Calie Goldsworthy
niesamowity odkrywca
chaosem
dziennikarka — Cairns Post
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Dziennikarka w The Cairns Post pisząca nudne rubryki. Jeździ czerwonym skuterem, bawi się w detektywa amatora i dorabia w szpitalu, żeby wspomóc ukochaną rodzinę.
Nie wzbraniała się przed bliskością z Judy. Była pijana, ale też zbyt łasa na dobroć innych, której ostatnio niezwykle mocno potrzebowała. Potrzebowała gestów i słów, nawet jeżeli te były brutalne. Wiele osób jej to już mówiło. Żeby się ogarnęła. Zrobiła coś ze swoją naiwnością i życiem. Ona jednak uparcie trwała w miejscu, w przekonaniu, że kto inny będzie tak dobry dla ludzi jak nie ona? Na świecie musiała istnieć równowaga a ona prezentowała skrajność optymizmu, emocjonalności oraz empatii, którą z chęcią by się podzieliła (bo to jednak za dużo na jedną osobę).
- Mogłam go po prostu rzucić..Wcześniej, kiedy jeszcze wszyscy mówili, że nie zasługiwał na nią. Rodzina, znajomi, przyjaciele i nawet Judy, która widziała jak Apollo swoim zachowaniem ranił Calie, zalecali jej rozstanie. Niestety nie słuchała. Chciała wierzyć w magiczną zmianę Apollo oraz to, że miał powód do takiego a nie innego zachowania. Pragnęła go zrozumieć, ale on wciąż jej nie dopuszczał aż wreszcie znaleźli się w sytuacji, która dała chłopakowi sposobność do natychmiastowej ucieczki. Dopiero, gdy to zrobił Goldsworthy zrozumiała, że był kiepskim wyborem. Dopiero wtedy… gdyby ogarnęła się wcześniej nie musiałaby zmagać się z poronieniem, które wciąż przeżywała.
- Nie umiem.. nie umiem się złościć.. – Płakała więc dalej aż brakowało tchu a do gardła podchodziły kolejne partie żółci wymieszanej z wypitym alkoholem. Nie umiała wyrażać złości ani tym bardziej dawać jej upust. A powinna. Cholera jasna powinna to umieć, bo inaczej zginie w świecie, który pożre ją za jednym zamachem.
Płakała dłużej i jeszcze trochę, aż nagle z jej ust zaczęły ulatywać słowa w stylu „Jak on mógł?” albo „Jak ja go nienawidzę” co może bardziej zaskakiwać, bo – nienawiść – była czymś, o czym nie mówiła na głos. Była zbyt wyrozumiała wobec ludzi, żeby móc ich nienawidzić.
Moment ten wykorzystała Judy, która wróciła do poprzedniej narracji i tym oto sposobem udało jej się namówić Goldsworthy na wycieczkę pod włości Apollo i zrobienie tego, na co nigdy by się nie odważyła. Dobrze, że u swego boku miała Judy, która wydawała polecenia i tak naprawdę to ona zrobiła największą demolkę dotrzymując słowa na temat nosa chłopaka – przestawiła go tak, że nie było czego zbierać.
Apollo 0 - Judy 1
Takich przyjaciół ze świecą szukać.

z/tx2 Judy Evans
mistyczny poszukiwacz
Lorde
ODPOWIEDZ