archeolożka — na świecie
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Autorka kryminałów i komedii kryminalnych, która powróciła do archeologicznych wyjazdów, bo stęskniła się za grzebaniem w ziemi. Leczy złamane serce, po mieszkaniu biega w okularach i w dresie oraz z butelką wina w ręku, próbując zwalczyć blokadę twórczą.
[3]

W ostatnim czasie Scarlet chyba rzeczywiście nie przepadała za świętem świętego Walentego. Właściwie, gdyby nie ten nocny maraton, to prawdopodobnie przesiedziałaby całą dzień w swoim mieszkaniu, nie wyściubiając poza swój pokój nosa, byleby tylko nie widzieć konsekwencji tego, jakże komercyjnego i całkiem nieprzystępnego dla niej w tym roku, święta. Serdecznie dosyć miała wszelkich serduszek, kwiatków i innych dupereli. Jedyne, co było jeszcze dla niej w miarę w porządku to słodkości. Bo nie pogardziłaby prawdopodobnie żadnym ciastem, gdyby ktoś jej takowe przyniósł. Nawet po cichu liczyła, że na mieszkaniu jej się trafią jakieś resztki po-walentynkowych słodkości, ale niestety, nikogo nie było niemal przez cały dzień ku jej niepocieszeniu ogromnemu. I choć obiecała bratu, że wpadnie do rodzinnego domu i zaliczy z rodzinką maraton anty-walentynkowy, to jakoś tak niewinnie i całkiem przecież przypadkiem napatoczył się Colton.
Co prawda – to ona go zaprosiła, ale gdy już powiedziała A, to musiała dalej brnąć i powiedzieć B. A tak w ogóle to nie była randka tylko zwykły przyjacielski wypadek i Scarlet była przekonana wręcz o tym, że Colton prędzej czy później, na jakimś etapie tego wieczoru i jakże długiej nocy, zacznie gadać o pracy. Czego wolałaby uniknąć – szczerze. W każdym razie kino było wypchane niemal po brzegi i Scarlet miała szczerą nadzieję, że naprawdę nikt jej nie zaczepi. Dlatego na głowę naciągnęła czapeczkę bejsbolową, którą zwędziła swojemu bratu z pokoju. Pewnie ta czapeczka miała z piętnaście lat, ale nie zamierzała się tym wcale przejmować. I tak zdejmie ją, gdy tylko usiądą na swoich miejscach w kinie. Obejrzała się na boki, wypatrując Coltona i wreszcie go dostrzegła. Nie było to takie trudne przy jego wzroście, ale chwilę zajęło jej przepchnięcie się do chłopaka. – Cześć! – przywitała się dość radośnie jak na nią i jak na okoliczności około-walentynkowe. Omiotła krytycznym spojrzeniem kolejkę do kasy i pogratulowała sobie w myślach zakupu biletów internetowych. – Ale świadomy jesteś, że maraton kończy się o czwartej nad ranem? – spytała ze zmarszczeniem czoła. W końcu to maraton, no nie? Nie sądziła, by horrory były na najwyższym poziomie, ale z reguły przynajmniej 2 na 4 horrory było naprawdę spoko i liczyła, że tym razem też tak będzie. – Weźmiemy jedzonko? – spytała przymilnie, bo jednak liczyła, że Colton pofatyguje się po jakiś popcorn albo nachosy. Nawet wyjęła kilka dolców, gotowa by mu je wepchnąć do ręki. Bardziej chodziło jej o to, by po prostu poszedł po żarełko, by ona nie musiała stać w kolejce. Ona w tym czasie mogłaby na przykład przemknąć do sali kinowej.
Colton Brooks
Agent jednej pisarki — Pracuje wszędzie
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Wcale nie niańka, a agent Scarlet Callaway. Poza tym malarz, a pracował w bardzo wielu miejscach, ale jakoś nigdzie nie zagrzał długo miejsca.
Gdyby wiedział, że Scarlet serio miała zamiar zostać w domu podczas tego jakże "ważnego" święta to by się nie zgodził prawdopodobnie na to kino. Nie, że by nie chciał, ale... no, też wolałby odpoczywać w domu na kanapie i tyle. Ale nie. Bo jego tak zwana szefowa straszyła biednego agenta, że pójdzie na randkę z jakimś nieznajomym co ją porwie i tyle będzie z pracy Coltona. Musiał, więc się poświęcić czy tego chciał czy nie. A co się samego dnia tyczy to nie miał szczególnych odczuć co do Walentynek. Według niego to zwykły dzień, więc ani go nie ciepli ani chłodzi... czy coś w tym guście. Jakby miał dziewczynę to by na pewno na jakiś gest się zdobył, a tak to niech się inni bawią, a on wolał normalnie czas spędzić - tyle, że Scarlet mu nie pozwoliła.
Po drodze do kina oczywiście musiał zapalić. Dobrze było się uspokoić na zapas - a to czy lubił czy nie to już szczegół nieistotny! Grunt, że paręnaście metrów wcześniej skończył i jako kulturalny człowiek wyrzucił resztkę do kosza zanim stanął oko w oko z Callaway... przy czym westchnął ciężko widząc ten tłum ludzi.
- Gorszego dnia na kino wybrać nie mogłaś - to też było "cześć". Coltonowe, ale jednak! - Usłyszałem jedynie "drogi Coltonie, to jutro masz wolne i możesz spać cały dzień" - co jak tak się zastanowić jest dla niej lepszym wyjściem niż dla niego, ale jak się idzie na maraton to się potem odsypia. Cwana ta Scarlet! Zaplanowała to sobie aby mieć dzień spokoju! Nieładnie, nieładnie! A on tutaj z sercem do niej przyszedł by nic się jej nie stało! - Jak mamy siedzieć tak długo to jedzenie być musi. Ale pamiętasz co się stało, gdy przyniosłem ci kawę? - przyniósł tylko dla siebie, a jej wypił po drodze bo nie będzie innym nosił. - Poza tym mam tylko dwie ręce. Jedna na nachosy, a druga na colę. Nie zmieszczę dodatkowej porcji dla ciebie, więc musimy razem iść - nawet ją poklepał po ramieniu, wiedząc jakie to straszne. Razem jednak dadzą sobie radę! I tak serio to nie kłamał. Ciężko byłoby mu zabrać więcej niż jeden zestaw. A czy się chciało czy nie to inna kwestia. - Swoją drogą... kamuflaż MCU? Popieram - z tą jego obojętną miną ciężko wywnioskować kiedy mówił serio, a kiedy żartował, ale by pokazać, że popiera to i kciuka dał w górę. A szanujący się fani wiedzą, że kamuflaż MCU to czapka, kaptur i okulary przeciwsłoneczne czasem. No, ale czapka to dobry początek.

scarlet callaway
archeolożka — na świecie
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Autorka kryminałów i komedii kryminalnych, która powróciła do archeologicznych wyjazdów, bo stęskniła się za grzebaniem w ziemi. Leczy złamane serce, po mieszkaniu biega w okularach i w dresie oraz z butelką wina w ręku, próbując zwalczyć blokadę twórczą.
Posłała mu bardzo wymowne spojrzenie. – Oj, już nie bądź takim gburem – oznajmiła z promiennym uśmiechem i lekko go szturchnęła łokciem. – Maraton anty-walentynkowy musi być właśnie w taki dzień przecież, bo jaki byłby cały sens tego maratonu? – zapytała, bo dla niej to całkiem logiczne było, więc dlaczego on zadawał jej takie niemądre pytania? – Pfff. Nie przypominam sobie, żebym coś podobnego mówiła – oznajmiła, krzyżując ręce na piersi i posyłając mu wymowne spojrzenie. To on najwyraźniej był trochę cwaniaczkiem skoro już tak kombinował nad wolnym dniem, którego wcale mu nie dała.
Westchnęła z niechęcią, bo naprawdę miała idealny plan, żeby go wykorzystać i nie stać w dwóch kolejkach tylko w jednej, a tutaj jej na to nie pozwalał. W każdym razie jęknęła z niezadowoleniem i spojrzała na niego proszącym wzrokiem, ale jednak całkiem była świadoma, iż niewiele tym wskóra. Bo poniekąd miał przecież rację – miał tylko dwie ręce, a oni potrzebowali sporo jedzonka na ten seans. Jasne, mogli oczywiście wyskoczyć w trakcie przerw między seansami albo w ogóle wtedy gdy zgłodnieją, ale póki co warto było już na wstępie mieć trochę jedzenia, no nie. Podążyła więc za nim z lekkim marudzeniem pod nosem, ale ustawiła się razem z nim do kolejki. – Dzięki! – podziękowała za ten komplement i nawet naciągnęła czapeczkę zalotnie bardziej na oczy, ale zaraz ze śmiechem ją trochę poprawiła, żeby go dobrze widzieć. I trochę tutaj popchnę akcję, ok i dlatego, że gdy już stali w kolejce po jedzenie, pewnie niewiele w niej rozmawiali, bo jednak sporo tam było ludzi i dość duży gwar. I gdy tylko dostała swoje nachosy to jeszcze w kolejce do biletów zaczęła je chrupać, nie mogąc się już doczekać. – Możesz trzymać mnie za rękę, jeśli będziesz się bał – zażartowała sobie, bo jasna sprawa, że tylko żartowała. Nawet pan-bileter się zaśmiał z jej żartu, o. Taka była zabawna i fajna, że ktoś docenia, choć pewnie Colton nie docenia. Choć może nie powinna, bo przecież Colton był byłym jej najlepszej przyjaciółki, nie? Ale z drugiej strony… czy ta cała ich relacja służbowo-partnerska nie łamała w jakiś sposób kodeksu przyjaciółek? I guess not?
Colton Brooks
Agent jednej pisarki — Pracuje wszędzie
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Wcale nie niańka, a agent Scarlet Callaway. Poza tym malarz, a pracował w bardzo wielu miejscach, ale jakoś nigdzie nie zagrzał długo miejsca.
- Nazwa anty-walentynki wzięła się od bojkotowania Walentynek w Walentynki - nie, nie miał pojęcia jak było naprawdę, ale był święcie przekonany, że jak coś się bojkotuje to w ten konkretny dzień i właśnie taką logikę wyznawał. Dlatego uważał, że dziwnie to zorganizowano bo na coś takiego PO Walentynkach mogą przyjść też Walentynkowicze, a to się z celem mijało. - No i super. To jutro dzień ciężkiej pracy przy pisaniu - ależ on się teraz słodko i "niewinnie" uśmiechnął. Skoro nie miał wolnego to oznaczało pracę, więc i jego jakże szlachetne wspieranie szefowej w pisaniu. Ależ to będzie piękny dzień! Jutro.
Jakby dawał się nabierać na ładne oczy to nie byłby dobrym agentem bo Callaway zawsze wszystko by na sucho uchodziło i no... nie byłby agentem wcale. Może nie wyglądał, ale jakąś tam siłę przebicia miał choć niespecjalnie się starał. Poza tym w aktualnej chwili serio stawiał na racjonalizm. Jakby miał więcej rąk to dałby Scarlet iść na salę, ale niestety rączki tylko dwie, więc mógłby wziąć jeden napój i jedne nachosy, a tak będą mieć cztery ręce, więc lepiej im to wyjdzie. W tym konkretnym przypadku nie robił jej na złość specjalnie.
Stojąc w kolejce i słuchając marudzenia swej towarzyszki sam pewno wtrącił swoje trzy grosze o tych tłumach, których nie lubił. No i był święcie przekonany, że są tu jakieś pary, które zaledwie wczoraj świętowały Walentynki. Tacy powinni mieć zakaz wstępu! I takich by nie było jakby ten niedorzeczny maraton był wczoraj - o czym nie omieszkał ponownie wspomnieć. Jak widać dwie marudy się znalazły.
- To nie jedz tą ręką bo nie chcę się kleić. I jak mam wybrać rękę to tą, którą piszesz i jest ci bardziej potrzebna bo przynajmniej będzie chroniona i nie włożysz jej nie wiadomo gdzie co by ktoś jej krzywdę zrobił - taki z niego dobry człowiek... co mówił to wszystko z kamiennym - znudzonym - wyrazem twarzy, nie bardzo podzielając humorek, który udzielił się bileterowi. - W razie czego jest singielką - poinformował biletera bo słyszał, że jak ktoś się śmiał z czyichś żarcików to znaczyło, że się ktoś komuś podobał. Jasne, można się śmiać jak coś zabawnego, no ale w przypadku Coltona to... w sumie ciężko stwierdzić czy po prostu nie rzucił tym po złośliwości. Mimo, że jakby coś z tego wyszło to by znowu kobiecie nagadał, że ten bileter to pewno jakiś podejrzany typ skoro wyrywa klientki. To się nie godziło!

scarlet callaway
archeolożka — na świecie
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Autorka kryminałów i komedii kryminalnych, która powróciła do archeologicznych wyjazdów, bo stęskniła się za grzebaniem w ziemi. Leczy złamane serce, po mieszkaniu biega w okularach i w dresie oraz z butelką wina w ręku, próbując zwalczyć blokadę twórczą.
Proste, stwierdziła z myślami, ale na zewnątrz tylko przewróciła oczyma, a następnie posłała Coltonowi wymowne spojrzenie. Okej, jasne, maraton anty-walentynkowy był oczywistym bojkotem dla Walentynek, ale chyba oboje świadomi byli tego, że to tylko kolejne komercyjne wydarzenie – istna maszynka do robienia pieniędzy – i prawdopodobnie część widowni to pary. Aczkolwiek dało się zauważyć, że sporo zintegrowanych grupek przyjaciół również czekało w kolejce do sali kinowej – i to się chwaliło, prawda?
Może – wymruczała w odpowiedzi równie słodko i posłała mu wymuszony uśmiech. Nadal, gdy tylko wspominał o pisaniu czuła skurcz w żołądku, bo uderzała ją myśl, że nadal nie potrafi i wręcz nie jest w stanie napisać chociażby akapitu. Akapitu, cóż za optymizm! Ona nie potrafiła napisać nawet dwóch zdań, z których byłaby zadowolona. Ale nie chciała o tym myśleć – bo jeśli teraz zacznie, to nie będzie dobrze się bawić na tym maratonie, tylko będzie rozmyślać nad ewentualnym popchnięciem akcji w swojej książce.
Mimo złośliwości uśmiechała się do niego lekko i zadziornie. Bo chyba lubiła się z nim droczyć w granicach rozsądku, tak samo zresztą jak lubiła sobie pomarudzić od czasu do czasu w jego towarzystwie. Zwłaszcza wtedy, gdy i on podzielał jej marudzenie. – Z pewnością zasłużyłeś na tą bardziej uklejoną – odpowiedziała żartem i wystawiła mu język. Ulżyło jej trochę, gdy zdała sobie sprawę, że jej słowa nie zostały opatrznie zrozumienie, a choć Colton wydawał się śmiertelnie poważny, to jednak Scarlet przyzwyczaiła się chyba już do jego typu humoru. Przekrzywiła nawet głowę, posyłając mu rozbawione spojrzenie. Przynajmniej do czasu, gdy Colton nie rzucił tej uwagi o byciu singielką, bo to trochę ją zirytowało. – Wcale nie jestem – sprostowała szybko. Choć nie było to chyba żadne sprostowanie, skoro to nie była prawda. Ale Scarlet nie wiedziała dlaczego to powiedziała ani dlaczego po tym jak lekko i zaczepnie szturchnęła Coltona, przysunęła się do niego odrobinę. Chyba nie chciała by bileter zaczął ją teraz podrywać albo nagabywać. W każdym razie tamto zdanie palnęła bez przemyślenia, odruchowo wręcz. – Najpierw zabraniasz mi randek, a teraz próbujesz mi jakąś znaleźć? – spytała ze zmarszczeniem brwi, kiedy już minęli bramkę z biletami i kierowali się wraz z tłumem do salki kinowej, w której miał odbyć się maraton. Nie była zła, ale lekko rozdrażniona. Tyle, że to Scarlet, więc wiadomo, że humor zaraz jej się zmieni i nic nie popsuje seansu.
Colton Brooks
Agent jednej pisarki — Pracuje wszędzie
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Wcale nie niańka, a agent Scarlet Callaway. Poza tym malarz, a pracował w bardzo wielu miejscach, ale jakoś nigdzie nie zagrzał długo miejsca.
Zmrużył bo "może" nie było dobrą odpowiedzią. Najwyraźniej jednak był to dzień dobroci dla pracodawcy bo póki co nie wiercił jej dziury w brzuchu - co jutro na sto procent będzie mieć miejsca skoro nie ma wolnego. Nie jego wina! On tylko wykonywał swoją super ważną pracę, o. A to, że szefowa zabiera go do kina aby uśpić czujność to co innego - i nie na niego takie numery! Przejrzał ją od razu. Co nie znaczy, że nie da się porozpieszczać nachosami.
- Jak będzie oklejona to się do mnie przyczepisz i o każdej porze dnia i nocy będziesz słyszeć "i jak tam pisanie?" "Dużo napisałaś?" "To kiedy słać do druku?" i inne takie - a przy tym cytowaniu to jeszcze ściszył konspiracyjnie głos by wiedziała, że tak to będzie wszystko horrorowato brzmiało i może być gorzej niż teraz. Teraz to przynajmniej nie byli przyczepieni, prawda? Jak widać dbał bardzo o jej spokój i komfort. A jak się szczepią uklejoną ręką Callaway to tylko i wyłącznie jej wina będzie i sama na siebie by to sprowadziła. On ją ostrzegł. Reszta w jej rękach... ręce.
- Sorry - rzucił do biletera, gdy Scarlet zaprzeczyła i się przysunęła. - To takie nasze romantyczne ustawki by wiedzieć kto mi chce dziewczynę poderwać - wow uśmiechnął się! Szkoda, że nie normalnym uśmiechem, a raczej takim, który chętnie by zabił biletera za to, że ten okazał się być tak odważnym by zaśmiać się z żarciku nie swojej dziewczyny. No, ale co... Brooks dobry facet to skoro chciał wydać szefową za mąż, a ta nie chciała akurat za biletera to trzeba bronić. Tak więc odeszli sobie zaraz z biletami co by mu głowy nie suszyła. - Ech, teraz boli mnie twarz - aż sobie musiał policzki rozmasować po tym uśmiechaniu się. Nie żeby to był pierwszy raz bo potrafił się uśmiechać, śmiać i w ogóle, ale jednak nie robił tego super często. Obojętność była mniej wymagająca. - Co byś nie myślała, że trzymam cię w klatce. Poza tym wpierw masz pretensję, że zabraniam, a teraz, że swatam? Nieładnie, panno Scarlet - zacmokał z dezaprobatą. On tutaj chciał dobrze, a widać i tak i tak było źle. To co biedny miał począć? - A bileter i tak był podejrzany, więc bym miał obiekcje, a teraz jedzenie - sam swata, a i tak by zabronił jakby coś z tego wyszło. Najważniejsze, że jeszcze po drodze do sali zabrali się za bar kinowy, gdzie czekali krócej niż po bilety. - Tak w ogóle to co to znaczyło, że nie jesteś singielką? Masz tajnego faceta? - i lepiej żeby nie miała bo jak to w świat pójdzie to Brooks będzie musiał się tym zajmować, a ciężko się czymś takim zajmować bez odpowiednich informacji - a tych widać nie posiadał.

scarlet callaway
archeolożka — na świecie
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Autorka kryminałów i komedii kryminalnych, która powróciła do archeologicznych wyjazdów, bo stęskniła się za grzebaniem w ziemi. Leczy złamane serce, po mieszkaniu biega w okularach i w dresie oraz z butelką wina w ręku, próbując zwalczyć blokadę twórczą.
Skrzywiła się na absurdalność tej wizji i tylko potrząsnęła głową. Choć musiała przyznać, że mimowolnie przebiegł ją dreszcz, gdy Colton zniżył konspiracyjnie głos. Przyglądała mu się trochę z politowaniem. – Jesteś taki irytujący, Colton, naprawdę. – Nawet dla potwierdzenia przewróciła na niego oczyma. Bo był. Zwłaszcza wtedy, gdy jedyne, co wychodziło z jego ust to przypominanie jej o deadlinie. Ona doskonale przecież wiedziała, że terminy ją gonią, i dotychczas nigdy nie miała problemów z oddawaniem treści na czas. Tylko tym razem złapała dołek, który i tak moim skromnym zdaniem był całkiem uzasadniony.
Uśmiechnęła się lekko, ale wciąż do niego, kiedy wspomniał coś o romantycznych ustawkach. Nieomal parsknęła śmiechem przy tym, ale powstrzymała się, żeby nie spalić im przykrywki, i żeby przede wszystkim nie zaprzeczyć jego słowom. Jednocześnie… Chyba trochę ujęło ją to, jak szybko Colton w odpowiedzi na jej reakcję pośpieszył z „pomocą”. Może nawet by go pochwaliła, gdyby zaraz po tym nie stwierdził, że od uśmiechania się boli go twarz. To sprawiło, że Scarlet momentalnie zapomniała o jego dobrym uczynku. – Może powinieneś częściej się uśmiechać, to wtedy miałbyś wypracowane mięśnie twarzy i nie dostawałbyś skurczy przy lekkim uśmiechu – oznajmiła wymownie i gdyby nie miała rąk zajętych to pewnie uszczypnęłaby go w policzek. Tak po ciotecznemu. No, ale czy nie miała racji? Rzadko widziała go uśmiechającego się i czasem zastanawiała się z czego to wynika, bo chyba nie przyszłoby jej nawet do głowy, że jest taki zgorzkniały przez ten jeden incydent z niedoszłą żoną Cami. Wzruszyła natomiast ramionami na jego słowa dotyczące swatania i zabraniania. Niewiele mógł jej zabronić, tak prawdę mówiąc. Bo wszystko miało swoje granice, a ona jak na razie pozwalała mu je przekraczać, ale pewnie tylko do czasu.
Nie mam – ucięła krótko, nie chcąc zapewne wchodzić w dyskusje na ten temat. Na chwilę nawet zgubiła mu się w tłumie ludzi wchodzących do salki kinowej, ale za to czekała na niego grzecznie przy wejściu do odpowiedniego rzędu. I gdy do niej dołączył, zaczęła przechodzić obok ludzi, aż wreszcie odnaleźli w ciemnościach swoje dwa miejsca. Jakoś udało im się usiąść i niczego nie rozsypać – przynajmniej Scarlet. Maraton jeszcze się nie zaczął, ale leciały już zwiastuny, więc Scarlet zaczęła chrupać nachosy. No i siedząc już na miejscu, wreszcie mogła pozbyć się czapeczki z głowy, więc ją zdjęła i złożyła na brzuchu.
Colton Brooks
Agent jednej pisarki — Pracuje wszędzie
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Wcale nie niańka, a agent Scarlet Callaway. Poza tym malarz, a pracował w bardzo wielu miejscach, ale jakoś nigdzie nie zagrzał długo miejsca.
- Dziękuję - odpowiedział równie obojętnie jak to robił zazwyczaj. Nie będzie się kłócił, że taki nie jest, prawda? Poza tym jak widać nie bardzo mu to przeszkadzało bo wiedział, że po prostu swoje robi. I może powody Scarlet faktycznie były dobrze uzasadnione acz problem polegał na tym, że się nimi ze swym agentem nie raczyła podzielić! Dlatego pracował jak zawsze i nie wykazywał bardziej ludzkich odruchów na jej brak weny - o którym nie miał pojęcia! Wtedy by pewnie zmienił swoje nastawienie na bardziej pomocne - bo potrafił jak chciał.
- Wiesz co dobrze działa na uśmiech? Podwyżka. Oj, tak. To zdecydowanie zawsze powód do częstego uśmiechania się - na szczęście nie widać było by marudził. Ot, taka Coltonowa odpowiedź, a nie marudzenie, że mało dostaje. Radził sobie, zaraz będzie się przeprowadzał do lepszego mieszkania, więc szło dobrze. Co jak co, ale pieniędzmi potrafił gospodarować i nawet jak zdarzyło się na głupoty wydać to od czasu do czasu, a tak to często oszczędzał. Nie był specjalnie rozrzutny - co pewnie widać było często po jego ciuchach. Nie, że jakoś źle się ubierał! W sumie mu było wszystko jedno. Po prostu nosił ciuchy serio długo zanim jakieś wyrzucał. Nigdy nie ogarniał osób co włożą coś raz lub dwa i potem do szafy/kosza. A Scarlet długo powinna zapamiętać jego szybką reakcję! Najwyraźniej całkiem nieźle radził sobie z improwizacją i szybkim myśleniem - co w zasadzie chyba nawet dało mu tą pracę, ale dobrze czasem pokazać światu swoje umiejętności.
- Kłamałaś czy teraz kłamiesz? - no bo podejrzane, że tak krótko odpowiedziała! Trzeba dojść do prawdy zanim policja będzie pytać o osoby z Callaway spowinowacone. Lepiej by wiedział o tajnych facetach, prawda? I nawet jeśli cwaniara dała się zgubić w tłumie na chwilę to jak tylko do niej znowu dołączył to rzucił spojrzenie typu "moje pytanie jest dalej aktualne". Najgorsze, że długo to spojrzenie trwało, ale to dla jej dobra, okej? Pewnie jej bracia się martwili o takie rzeczy, ale dodatkowa para oczu nie zaszkodzi. I bądźmy szczerzy... Scarlet lubiła mówić. Odpowiedź, która składała się z jednego słowa w jej przypadku była dla Coltona absolutnie zawsze podejrzana. A co do Cami, która zginęła mi po drodze w poście to Brooks był wtedy młodym zakochanym! Dostał wtedy porządnego kopa rzeczywistości, więc no... tak jakoś mu pozostało i wesoły marzyciel schował się do szafy. Notabene, gdyby nie to to poszedłby pewnie na maraton walentynkowy, a nie anty.

scarlet callaway
archeolożka — na świecie
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Autorka kryminałów i komedii kryminalnych, która powróciła do archeologicznych wyjazdów, bo stęskniła się za grzebaniem w ziemi. Leczy złamane serce, po mieszkaniu biega w okularach i w dresie oraz z butelką wina w ręku, próbując zwalczyć blokadę twórczą.
Scarlet z trudem przyznawała się sama przed sobą, dlaczego straciła wenę twórczą – a co dopiero przed Coltonem. Zresztą, to nie była ta rzecz, którą chciałoby się w pierwszym odruchu podzielić ze swoim agentem. Zwłaszcza, gdy tym agentem był Colton Brooks, bo Scarlet najzwyczajniej na świecie nie podejrzewała, że Colton by jej powody nie tyle przyjął do wiadomości, co zrozumiał. Dlatego nie zamierzała mu się przyznać, chyba, że sytuacja ją do tego zmusi.
Nie wiem co to podwyżka. Przypomnij się na święta – oznajmiła z niewinnym uśmiechem i wzruszeniem ramion. – Ale mogę zaprosić cię na śniadanie rano, jeśli to pomoże – dodała z rozbawieniem, idąc przecież poniekąd na kompromis, prawda? Fundowanie jedzenia było czymś bezcennym w jej przekonaniu, więc Colton powinien to docenić. A ona… oczywiście nie skąpiłaby mu podwyżki, ale uważała, że nie należy rozpieszczać swojego agenta aż zanadto. Zwłaszcza, że póki co nie powstała żadna nowa dochodowa książka, więc trzeba było nieco ograniczyć hojność w kwestii kasy, nie? Zapewne właśnie na święta jakiś bonus wpadnie. Może wtedy kupi sobie jakieś lepsze ciuchy, a jak nie, to cóż, Scarlet będzie musiała mu sprawić jakiś prezent fajny.
Wydawało jej się, że doskonale uniknęła dyskusji, ale niestety bardzo się pomyliła, bo nie wiedzieć po co, Colton uparł się na drążenie tematu. Westchnęła i posłała mu wymowne spojrzenie. – Skłamałam tam przed bileterem. Przecież wiesz, że jestem singielką. Po co szukałabym tinderowej randki, gdybym nie była singielką? – mruknęła tylko z poirytowaniem i powróciła do jedzenia nachosów, gdy już się wygodnie rozsiadła. Mówiła jeszcze normalnym głosem, bo leciały jeszcze zwiastuny, ale domyślała się, że zaraz powinna mówić ciszej. I w sumie miała nadzieję, że Colton nie będzie jej już męczył podczas seansu.
Sugerując się tym, co leciało na tegorocznym maratonie anty-walentynkowym w Multiknie, repertuar nie przedstawiał się tak średnio, jak to na takich maratonach; Naznaczona, Krzyk, Spree, Slapface. Z tego, co Scarlet kojarzyła (i ja też) ostatni horror w maratonie zawsze był największym gównem, bo już po prostu miał być rozluźnieniem dla widza, ale za to Scarlet na Krzyk oczywiście mocno czekała. – Ej, wiesz co by było fajne? Jakby na takim maratonie puścili Death Note, wiesz… mam na myśli tą mangę – szepnęła do niego, chcąc zmienić temat i już nastroić się nieco do seansu.
Colton Brooks
Agent jednej pisarki — Pracuje wszędzie
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Wcale nie niańka, a agent Scarlet Callaway. Poza tym malarz, a pracował w bardzo wielu miejscach, ale jakoś nigdzie nie zagrzał długo miejsca.
No to by się zdziwiła. Wszak Coltonowemu serduszku oberwało się kiedyś okropnie, a jej też artystą jak Scarlet. W innej dziedzinie co prawda, ale wie jak to jest mieć lub nie mieć weny twórczej. Co prawda ciężko przewidzieć jego zachowanie, ale istniały podstawy do tego by sądzić, że może ją zrozumieć lepiej niż ktokolwiek inny. A jakby znał powód to mógłby lepiej swoją pracę wykonywać zamiast tylko ją poganiać i przypominać, że deadline się kończy.
- Lepiej aby wydawnictwo nie dowiedziało się o braku wiedzy na temat tego co to takiego podwyżka. I okej. Święta Wielkanocne niedługo - nie powiedziała jakie, ha! A to był okres Walentynkowy to uważał, że tak super długo czekać nie będzie skoro Wielkanoc niedługo - a na pewno szybciej niż takie Boże Narodzenie. Oby mu wtedy kuponów jakichś nie dała. - Co to za niemoralne propozycje, panno Callaway - jasne, że ogarnął, iż po maratonie to będzie pora śniadaniowa i chętnie skorzysta, ale to nie była jego wina, że szefowa mówiła tak dwuznacznie. Jak się kogoś zaprasza w ciemnym kinie na śniadanie to wiadomo o czym się myśli. Nie da się wykorzystać! A tak serio to powiedział to jak to on - obojętnie dosyć, więc trudno było szukać u niego potwierdzenia żarciku. No, ale spojrzał na nią co by reakcje zobaczyć.
- Yhhmmmmm... - zmrużył podejrzliwie oczy na to jej singielkowanie. Naturalnie, że musiał podejrzliwy bywać. Tak w sumie miał to w sobie zakorzenione od dawien dawna, więc nie jego wina tak do końca. - A bo ja wiem? Różne ludzie rzeczy wyrabiają dla podtrzymania pikanterii w związku. Ale okej. Uwierzę - wzruszył ramionami i trzeba się cieszyć bo "uwierzenie" to potwierdzenie braku wypytywania dalej. No i na tą chwilę wydawało się, że nie ma oznak, iż Scarlet potajemnie spotyka się z jakimś seryjnym mordercą, który zaraz wyskoczy z ekranu i go zaciuka za to, że poszedł z jego panną do kina.
Colton nie był fanem horrorów, ale można rzec, że fanem Krzyku owszem. Po prostu jakoś lubił tą serię. Tak więc z całej gamy filmów jakie dzisiaj mieli zobaczyć to na sto procent najlepiej będzie się bawił właśnie na tym. Przynajmniej jeden dobry film - według niego.
- Czytałem i oglądałem oryginał, ale nie film aktorski bo słyszałem okropieństwa, które by mnie zeźliły - też ściszył głos co by nie przeszkadzać i odrzekł zgodnie z prawdą. Na sobie filmu nie sprawdził. - Choć może wolałbym go od horrorów. Jest tak zły, że bym rzucił nachosami czy przeciwnie? - zawsze jakieś ciekawe doświadczenie. Acz sam nie zaliczał tego do horrorów - mimo Ryuka.

scarlet callaway
archeolożka — na świecie
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Autorka kryminałów i komedii kryminalnych, która powróciła do archeologicznych wyjazdów, bo stęskniła się za grzebaniem w ziemi. Leczy złamane serce, po mieszkaniu biega w okularach i w dresie oraz z butelką wina w ręku, próbując zwalczyć blokadę twórczą.
Scarlet zapewne czasem zapomina, że wbrew pozorom dusza Coltona powinna być jej całkiem bliska. W końcu oboje byli artystami – on władał pędzlami, a ona słowem, więc w zasadzie dopełniali się idealnie. Prawdę mówiąc zapytała o tym, dlatego, że dosyć rzadko miała okazję widzieć jego wrażliwą stronę. O wiele częściej przecież zachowywał się wobec niej apodyktycznie i szorstko wręcz. Tak przynajmniej jej się wydawało. I nie przeszkadzało jej to w sumie jakoś zbytnio, bo w końcu tego właśnie chyba oczekiwała od swojego agenta. Aczkolwiek domyślała się, że gdzieś tam głęboko w jego sercu kryła się wrażliwość. Pewnie Coton potajemnie czytał „Zmierzch” i miał jego wszystkie limitowane, specjalne edycję, hehe. I pewnie właśnie dlatego nie chciał jej zaprosić do siebie na mieszkanko. No i dalszy temat dotyczący pikanterii w związku dla własnego bezpieczeństwa wolała zignorować; zwłaszcza, że powoli zaczynał się film.
Przewróciła na niego oczyma. – Dobrze, mogą być Wielkanocne – oznajmiła ze wzruszeniem ramion i uśmiechnęła się wymownie. Chyba wystarczające jasne było, że była dla niego miła, bo go lubiła? – Żadne niemoralne! – powiedziała obruszona i zmarszczyła nosek. – Dwójka razem pracujących ludzi jak najbardziej może iść na całkiem platoniczne śniadanie – oznajmiła ze wzruszeniem ramion. Domyślała się, że tylko się z nią droczył, ale mimo wszystko – ze względu na Cami – wolała, żeby Colton nie myślał, że go podrywa albo próbuje zdemoralizować.
Całkiem możliwe – odparła przekornie, kiedy zapytał, czy rzuciłby nachosami w ekran, widząc aktorską wersję Death Note. Uśmiechnęła się do niego przelotnie i po chwili skupiła się już tylko na oglądaniu horroru. Nie wciągnęła się jakoś bardzo, więc pewnie podczas seansu trochę go komentowała po cichu, by innym nie przeszkadzać. Aż w końcu pierwszy horror dobiegł końca i zaświeciły się światła w sali kinowej. – Przerwa na siku – oznajmiła niemal ucieszona z tejże przerwy i w sumie nie czekając na reakcję Coltona, chwyciła za swoją kamuflażową czapeczkę i wstała, i dołączyła do tego tłumu innych dziewczyn podążających do łazienki. Wiadomo, kolejki do babskiego zawsze są zatrważające. Udało jej się wrócić nawet na pięć minut przed kolejnym seansem, więc miała okazję ponownie odezwać się do Coltona, już wcale nie szeptem. – A tak właściwie… Jaki jest twój ulubiony horror? – spytała z błyszczącymi oczyma – wiadomo, normalna reakcja fanki horrorów. Ściągnęła czapeczkę z daszkiem i poprawiła włosy, cały czas przyglądając się Coltonowi.
Colton Brooks
Agent jednej pisarki — Pracuje wszędzie
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Wcale nie niańka, a agent Scarlet Callaway. Poza tym malarz, a pracował w bardzo wielu miejscach, ale jakoś nigdzie nie zagrzał długo miejsca.
Pfff, wcale, że nie czytał Zmierzchu - a to, że był #TeamJacob to nie ma nic do rzeczy! On też specjalnie wolał wrażliwszej strony nie pokazywać bo doskonale wiedział jak można się na tym przejechać. W dodatku tyle lat już pracował nad tym swoim obecnym zachowaniem, że no... teraz to było dla niego po prostu czymś normalnym. Nie zależało mu więc specjalnie na tym aby pokazywać szefowej, że ma jakieś tam większe serducho - do którego trzeba się dokopać kilofem, więc tylko wytrwali dawali radę. Wiele osób by powiedziało, że Brooks był jednym z tych ludzi co wolą agresywnie kogoś otrzeźwić niż przykładowo przytulić, ale jak mu zależało na kimś to potrafił być bardziej ludzki - czym się oczywiście nie chwalił.
- Platonicznie śniadanie nie brzmi jakbym miał dostać dobre śniadanie - westchnął teatralnie acz chwilę temu uśmieszek miał po potwierdzeniu podwyżki na Wielkanocne święta. Przy śniadaniu wciąż żartował bo chętnie zje po tym całym maratonie. Na pewno będzie to zdrowszy posiłek niż ich obecne nachosy. Choć kto ich tam wie? Górę naleśników z dodatkami ciężko pewnie zdrowymi określić acz i Colton nie wiedział na co będzie mieć ochotę za parę godzin. Nie żeby kaloriami się martwił skoro odkrył dopiero co super aerobik - czym tak serio też jeszcze się nie chwalił, ale nie jego wina, że przez yogę trafił tam przypadkowo i jakoś tak zostało.
Nadszedł czas oglądania. Brooks był tym cichszym - jak zawsze - ale odpowiadał czasem na komentarze Scarlet. Naturalnie w mniejszym stopniu, ale w sumie i tak był typem słuchacza niż gadacza, więc mu to nie przeszkadzało. No i to nie był marvel by miał Callaway uciszać.
- Słaby masz pęcherz - bo nie ma to jak martwienie się o zdrowie koleżanki, prawda? Nie mniej sam się udał do toalety, tak na wszelki wypadek rzecz jasna. Wrócił też na swoje miejsce o wiele szybciej, a po drodze zdążył sobie kupić jeszcze M&M's. - Wow, już myślałem, że uciekłaś - skomentował jej powrót bo zostało zaledwie parę minut do kolejnego seansu! A nie stał nigdy w damskiej kolejce i to do toalety. - Krzyk bez porównania. Chwila... - przybrał myślący wyraz, a następnie głową pokręcił. - Nie, jednak Krzyk wciąż. To my też jest świetne, ale klasyka u mnie wygrywa. A twój? - mimo, że oba były horrorami to celowały w zupełnie inne rejony, a ten drugi zrobił na nim ogromne wrażenie. Nie mniej przy Krzyku bawił się zawsze dobrze.

scarlet callaway
ODPOWIEDZ