dyrektor generalny — prywatnej firmy wojskowej
38 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
tragedię ma wpisaną w imię
  • retrospekcja
Ostatni tydzień nie należał do najlepszych. Od zeszłego wtorku szukał podręcznika z matematyki, który zniknął mu magicznie, kiedy wracał raz ze szkoły. Obstawiał, że rzucił nim w jakiegoś jedenastolatka, który nieudolnie próbował zapalić papierosa podwędzonego swojemu ojcu, ale kiedy wrócił w tamto miejsce, po książce nie było ani śladu. Mógł zmusić kogoś z grupy do oddania mu swojej, ale wiedział, że od razu by na niego doniesiono, a Chilly miał już dość spędzania każdej soboty w szkolnej kozie. Tylko w ten dzień tygodnia jego ojciec zostawał w domu nieco dłużej, a Achillesowi zależało niezwykle na spędzeniu ze staruszkiem jak najwięcej czasu. Po odejściu Neery (której od lat kilku nie nazywał już mamą), widywał się z swoim tatą bardzo rzadko, a jego brak prędko zaczął mu doskwierać. Nienawidził siedzieć w domu samotnie, więc zazwyczaj szlajał się dzieciakami z Tingaree po całym miasteczku. Nie miał nawet okazji, by poprosić Caeluma o kupno nowego podręcznika - wiedział zresztą, jaka byłaby jego odpowiedź. Ledwo radził sobie ze spłatą rachunków, więc o takich bzdurach, jak nowa książka do szkoły, nie było mowy.
Wszedł do sali lekcyjnej nieco zdenerwowany. Czy pani Robertson uwierzy mu, jeśli skłamie, że znowu zapomniał o przyniesieniu obowiązkowej lektury? Byłby to już piąty raz, kiedy użył tej wymówki. Zresztą, jeśli ta wstrętna baba zacznie na niego krzyczeć, Chilly powie o tym Jamesowi i wysmarują jej samochód krowim łajnem. Zajął miejsce w swojej ławce i położył nogi na stoliku, już się nie stresując. A kiedy nauczycielka sprawdziła listę obecności i kazała im otworzyć książki na stronie 247, Cosgrove szepnął do Jolene siedzącej obok, by pokazała mu na moment swój podręcznik. Wtedy w sali rozległ się głośny, przepełniony gniewem krzyk, docierający zza biurka pani Robertson. Cholera. - Znowu zapomniałem zabrać ją z domu. Mogę po nią teraz pójść, zaraz wrócę - przerwał nauczycielce, kiedy ta rozkręcała się w wyliczaniu każdego razu, kiedy ją zawiódł i jojczyła coś o tym, że Achilles z pewnością skończy kiedyś na ulicy i że gdyby nie był taki leniwy, to mógłby w życiu do czegoś dojść. Posłał jej jeszcze figlarny uśmieszek i puścił oko do dziewczyny siedzącej po jego prawej stronie. - Jolene może pójść ze mną. No wie pani, żeby mnie pilnować - rzucił jeszcze, wyraźnie z siebie zadowolony, choć żart ten kierował światem przedstawionym w telewizorze, do którego śmiali się zawsze dorośli, a sam nie miał za bardzo pojęcia, co to wszystko może oznaczać. Oczywiście nie skończyło się to dobrze. Pani Robertson wpadła w taką furię, że cała klasa nagle zamilkła, co zdarzało się naprawdę rzadko. Po kilku minutach wysłuchiwania jej biadolenia, Chilly został zmuszony do zajęcia miejsca w pierwszej ławce, tuż obok tego przeklętego kujona, Pierdgeralda, który miał z nim dzielić książkę. Rzucił swój plecak obok jego ławki i z wielką niechęcią zajął miejsce. Spojrzał na niego zaraz potem podejrzliwie, a na jego twarzy wymalował się złośliwy uśmiech. - Co tak pobladłeś, Pierdgerald? Chyba nie zemdlejesz, co? - zapytał z przekąsem. - Proszę pani, trzeba go włożyć do akwarium. Za długo przebywa bez swoich rybich przyjaciół i zapomniał już, jak się oddycha - powiedział głośno, głosem przepełnionym okropnie sztucznym przejęciem.

leon fitzgerald
właściciel / barman — moonlight bar
41 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
Agent federalny, którego na dno posłały narkotyki. Nie pamięta wielu lat swojego życia, więc czeka już tylko niecierpliwie na śmierć.
Głupia szkoła. Gdyby nie to wielkie zadowolenie w oczach mamy, kiedy to zdobywał kolejne wzorowe stopnie ze sprawdzianów, pewnie częściej by siedział w domu, niż pośród tej bandy idiotów. I tak byli daleko za nim z materiałem, no i lubili marnować czas na zupełnie durne sprawy, które ani trochę go nie interesowały. Odważył się nawet w zeszłym miesiącu zapytać tatę, czy pozwoliliby mu kontynuować naukę w domu – Barry mu powiedział, że taki jeden z klasy wyżej wcale nie zaginął, a właśnie po prostu otrzymał możliwość kontynuowania nauki w domu. Wydawało się to Leonowi całkiem fajne, ale niestety ojciec zrobił straszne zamieszanie, gdy usłyszał ten pomysł. Co najgorsze, zamiast zezłościć się na niego, gniew swój skierował na matkę, która przepłakała potem pół nocy. Leon czuł się w związku z tym fatalnie, więc nigdy już nie zamierzał wrócić do tego tematu, ale wciąż lubił sobie o tym myśleć – uczenie się w pojedynkę brzmiało jak spełnienie marzeń. Mógłby pomagać mamie w opiece nad maleńką puci puci Roo i mógłby zabierać Gwen na plac zabaw, by nie musiała wysłuchiwać kolejnych kłótni rodziców. Leonidas naprawdę uważał, że marnuje się w szkole i że będąc w domu mógłby bardziej się jakkolwiek przydać. Wolał spędzać czas z rodzeństwem, wolał pomagać Gwen w lekcjach i zabawiać Rorey. Na co była mu szkoła? Nie tylko nie miał tutaj z kim rozmawiać (oprócz Barry'ego, ale nie wszystkie lekcje mieli razem), ale i musiał znosić towarzystwo takich głupków, jak Pieprzlej. Prychnął więc całkiem głośno, gdy ten skretyniały biedak zaczął się jakoś głupio tłumaczyć, a gdy pani Robertson dość głośno na niego ryknęła, uśmiechnął się nawet triumfalnie. Jego szczęście nie trwało jednak długo, bo nagle, zupełnie bez powodu, otrzymał najgorszą karę na świecie – ten debil Achilles miał usiąść obok niego. Jęknął głośno i błagalnie spojrzał na nauczycielkę. – Proszę paaaani, ja robię zadania z innej strony, niech on usiądzie z kimś innym! – zażądał, bo przecież to nie miało sensu! Wyprzedzał z materiałem innych, dlaczego miał z tego powodu cierpieć? Gdy jednak Robertson nie dała za wygraną i go upomniała, faktycznie pobladł – pewny był, że zarazi się od tego śmiecia jakimiś wszami czy bóg wie czym. Biedactwem. Odsunął się więc od niego aż do skraju stolika, a tę książkę to jednak niezbyt na środek przesunął – pchnął ją zaledwie o milimetr, zaciskając przy tym zęby. Starał się nie ulec jego prowokacjom, bo mama mu mówiła, że takich kretynów lepiej jest traktować jak powietrze, ale... Ale było to ciężkie. Nauczył się jednak już, że jak jakoś odpowiada na te zaczepki, to kończy z podbitym okiem, co zawdzięczać mógł tym wszystkim skretyniałym, przerośniętym debilom, wśród których ten śmieciak się obracał. Tyle, że czasem warto jest zarobić kolejnego siniaka, jeśli choć przez chwilę można przedtem triumfować, nie? – Ej, Paprykarz – szepnął, odwracając się lekko, w celu upewnienie się, że a) Robertson zajęta jest tłumaczeniem komuś jakiegoś przykładu, b) siedzące za nimi Sarah i Maggie są w stanie wszystko usłyszeć. – Czy twój tata sprzedał ten twój podręcznik, żeby mieć na piwo? Widzieliśmy wczoraj z Barrym, jak szukał czegoś w śmietniku... to pewnie stamtąd jest twój nowy sweter, co? – powiedział, czując już, że słono za to zapłaci. Dziewczyny jednak uśmiały się zgodnie z jego planem, spoglądając na Pieprzleja z pogardą. Idealnie!

Achilles Cosgrove
leoś
belzebub
benjamin | jude | pericles | othello | rome | cassius | vincent | dante | hyacinth
dyrektor generalny — prywatnej firmy wojskowej
38 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
tragedię ma wpisaną w imię
Nie zdarzało się często, że ktoś odpowiadał na jego zaczepki. Jeszcze rzadziej reagowano własnymi ripostami, za które wiedziano, że oberwie się z nawiązką od zgrai rozzłoszczonych dzieciaków, zawsze trzymającej się w zwartej grupie; grupie przegrywów, odbijającej sobie parszywie życie silnymi pięściami, bo co innego im pozostało. Gdy więc usłyszał nieco zbyt personalną kontrę, skonstruowaną ze słów odnajdujących bezpośredni oddźwięk w jego zranionej dumie, wykrzywił się brzydko. Było to wszystko zbyt prawdziwe, by mógł puścić tęże nierozważną śmiałość mimo uszu. - Już nie żyjesz - zawyrokował podle, w swych marzeniach mordując go samym wzrokiem. Dopuścił się trzech poważnych przewinień. Po pierwsze, wyśmiał jego ojca. Nietykalnego ojca; jedyną osobę bliską Achillesowi, z której był niezmiernie dumny. Osobę, która była jego wzorem naśladowania mimo wszystkich widocznych wad, mimo podbitych oczu, spuchniętego od uderzeń nosa, mimo przegranych walk i kiepskiej pensji i wykształcenia. Po drugie, wyśmiał jego sytuację materialną, na którą Chilly, choć bardzo chciał, nie mógł nic poradzić. Czasem pytał, czy tak jak inne dzieciaki widywane zawsze rano, może rozwozić gazety, ulotki, cokolwiek. Ojciec jego jednak, powołując się na ich dumę, zabronił stanowczo podobnych posunięć, mających rzekomo wpędzić ich w niełaskę. Od czasu do czasu pomagał więc tylko (choć w tajemnicy) wyprowadzać starej Woodrowe jej zgrubiałego maltańczyka, niedowidzącego na jedno oko. Zaskórniaki te jednak odkładał, by w przyszłości kupić sobie telefon, wypatrzony już nawet w okolicznym lombardzie i obiecany mu przez sprzedawcę. Ostatnim przewinieniem Fitzgeralda, piekącym go w serce równie mocno co dwa poprzednie, było wyśmianie go przed dziewczyną, której względy starał się zyskać od dawna. A więc nie, mowy nie było o tym, by mu odpuścił. Chciał załatwić bitwę po szkole, tak wydawało się najrozsądniej, ale zraniona do granic możliwości duma nie pozwoliła mu czekać. Wykonując gwałtowny zamach ciałem, rzucił się na siedzącego obok chłopca, powalając go wraz z krzesłem jego, swoim i sobą, na szarą ziemię pokrytą okruchami i kurzem, a potem wymierzył zdecydowany cios zaciśniętą dłonią wprost w jego nos. I cholera, dopiero po wszystkim uświadomił sobie, że broniąc honoru swego staruszka, zawiódł go najbardziej. Bo w najlepszym wypadku koza, czyli brak szansy na spędzenie z nim tak upragnionej soboty, w najgorszym? Wydalenie ze szkoły albo zawieszenie w prawach ucznia. Tego mu tylko brakowało.

leon fitzgerald
właściciel / barman — moonlight bar
41 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
Agent federalny, którego na dno posłały narkotyki. Nie pamięta wielu lat swojego życia, więc czeka już tylko niecierpliwie na śmierć.
Zastygł w bezruchu, planując, że tuż po lekcji zadzwoni po tatę. Powie mu, że brzuch, głowa, może wszystko, że szybciej musi wobec tego wrócić, cokolwiek, byleby tylko zabrał go ze szkoły wcześniej. Z tymi swoimi wzorowymi ocenami, brakiem znajomych (prócz Barry’ego) i licznymi pochwałami od nauczycieli mógł śmiało tego typu prośby składać. Mógłby też ojcu wyjaśnić, że mu znowu grożą i ten by to pewnie załatwił, nie po raz pierwszy idąc na skargę do dyrekcji, ale nie chciał potem w domu wysłuchiwać jakichkolwiek pretensji. Że on to w jego wieku wiedział, jak oddać cios. No ale Leon nawet w koszykówkę grać nie potrafił, więc jakby miał się w walce wręcz bronić? No nijak, więc wzrok wlepiając w książkę udawał, że Achillesa nie słyszy. I pewnie jakoś by to było — na przerwie gdzieś przy nauczycielach, a potem do domu, no i trudno przy tym, że ominie go fizyka i nowy rozdział podręcznika, którego nie mógł się doczekać. Atak przyszedł jednak znienacka. Leon zdążył tylko krzyknąć i uchylić się w lewo, ale niewystarczająco — padł ciężko na ziemię, a ciało bolało go w każdym miejscu. Gdzieś na nim krzesło, gdzieś Achilles, w głowie jakiś trzask. A potem nos zetknął się z pięścią tamtego i słowo, gdyby nie rozmazane twarze zebranych dookoła osób, rozpłakały się na głos. Szum począł wypełniać całą klasę, a może tylko jego umysł; ciężko było stwierdzić. Nauczycielka coś krzyczała, z nosa poczęła sączyć się bordowa ciecz a oczy szczypały niemiłosiernie w walce z napływem łez. Ale Leon musiał coś zrobić. Musiał, bo będzie w szkole tylko gorzej, bo głośniej będą się śmiać i częściej będzie musiał wykręcać się bólem brzucha, by zostać tym razem w domu. No i pewnie nawet Barry stwierdzi, że się z takim frajerem nie chce pokazywać, a jednak lepiej mieć choćby jednego głupiego kolegę, niż nie mieć ich wcale. Zacisnął więc pięść i korzystając z chwilowej nieuwagi Achillesa, którego nauczycielka odciągnęła na bok, wykonał solidny zamach. Coś zagruchotało. I znowu ból. Nikt mu nie powiedział, jak ułożyć kciuk. A więc się złamał, prawdopodobnie, bo Leon głośno zawył z bólu. Ale czy miało to znacznie? Niekoniecznie, bowiem udało się mu zostawić pamiątkę na tej głupiej mordzie Pieprzleja, i to tuż pod okiem! Radość jednak jego nie potrwała długo, bo Robertson straciła resztki cierpliwości i krzyczała tak głośno, że najlepiej byłoby sobie uszy zasłonić. W przeciągu kilku minut jednak, pomijając zawroty głowy, krwawiący nos i uszkodzony kciuk, siedział naprzeciw Achillesa przed gabinetem dyrektora, w którym dużo złego się działo. Wzywano rodziców, wyrażano swoje oburzenie. A co jeśli go wyrzucą przez tego idiotę? Niecierpliwie spoglądał więc w stronę zamkniętych drzwi, ukradkowo zerkając co jakiś czas na Achillesa.

Achilles Cosgrove
leoś
belzebub
benjamin | jude | pericles | othello | rome | cassius | vincent | dante | hyacinth
ODPOWIEDZ