lorne bay — lorne bay
30 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Arabella's got a seventies head, but she's a modern lover. It's an exploration, she's made of outer space.
Ojciec był jej bohaterem, kimś kto nauczył ją jeździć na rowerze i pokazał jak się wspinać po drzewach. Była w niego wpatrzona jak w obrazek, uwielbiała spędzać z nim czas i go naśladować. Chciała być właśnie taka jak on (nie licząc wąsa), jak na złość jednak przypominała matkę. Wiecznie nadąsaną, niezadowoloną, strofującą ją matkę. Kobietę o długich, ciemnych, kręconych włosach oraz intensywnie czekoladowych, otoczonych długimi rzędami oczach. Z tą jedną, maleńką różnicą, że Pani Mayfair uwielbiała szpilki i sukienki, a mała Hania płakała, kiedy rodzicielka próbowała ją wcisnąć w cokolwiek, co miało kokarki i tasiemki. Albo o zgrozo, było różowe!
Nikogo nie powinno więc dziwić stwierdzenie, że za panią domu najmłodsza z pociech delikatnie mówiąc, nie przepadała. Nigdy nie było im ze sobą po drodze. Mówiły w dwóch zupełnie innych językach. Wizualnie podobne, pod względem charakterów były jak ogień i woda. Hannah energiczna, żywiołowa, rozbrykana - Eleanor zimna, odpychająca, powściągliwa. Ogromnym dla brunetki było zaskoczenie, kiedy któregoś dnia wracając do domu, zauważyła że na progu stoją należące do kobiety manatki. Co, zaraz? Jak mogła to przegapić? Jak mogła nie podejrzewać, że rodzona matka zdradza ojca? Ba, że planuje uciec z dużo młodszym kochankiem i nigdy więcej się do nich nie odezwać? Zdawała sobie sprawę z tego, że małżeństwo rodziców nie jest kryształowe, niejednokrotnie była świadkiem sprzeczek i kłótni, ale coś takiego?
Ojciec, jej kochany ojciec się załamał, a ona jako jedyna kobieta w domu musiała - może nie tyle musiała, co czuła taką powinność - zająć się wszystkim. Praniem, gotowaniem, sprzątaniem, robieniem zakupów, żeby jej leniwi bracia z glodu nie pomarli. A złość, która wcześniej czuła do Pani Mayfair tylko się pogłębiała.
I kiedy mając prawie trzydzieści lat na karku Hannah myślała, że swoje matki nie da się nienawidzić bardziej, buszując na strychu w rodzinnym domu znalazła jej stary pamiętnik, w którym ta wylewała swe żale. Pisała o tym jaka jest samotna i nieszczęśliwa. Żaliła się na wiecznie nieobecnego męża, który kiedy już się pojawia, praktycznie jej nie zauważa i nie poświęca jej czasu. Wspominała o pierwszej, nie planowanej ciąży, która poniekąd zmusiła ją do małżeństwa, na które zdecydowanie nie czuła się gotowa. O tym jak po latach bardzo chciała mieć córkę, los jednak obdarzył ją czterema synami i piąta, najmłodsza pociechą, która choć stanowiła wierną kopię matki, nie chciała bawić się misiami i urządzać im eleganckich podwieczorków, co znowu, złamało jej serce.
Cholera, to chyba właśnie był moment, w którym Hania zrozumiała, że nigdy tak naprawdę nie znała kobiety, która wydała ją na świat. I że... co nie chciało łatwo przejść jej przez gardło, przez te wszystkie lata być może źle ją oceniała. Dlatego właśnie zaczęła grzebać w przeszłości, przekopywać się przez jej dzienniki, sprawdzać gdzie i z kim się spotykała, jaka była, kiedy była młodsza, aż... w jednym z notatników znalazła zapiski o płomiennym romansie, którego owocem była ona sama.
Tak bardzo zależało jej, żeby skonfrontować nowo zdobyte informacje z matką, jednak zbierała się do tego zbyt długo, nie zdążyła. Eleanor zginęła w wypadku samochodowym nim córka zdążyła ją odwiedzić. Zła na siebie i na cały świat, straciła cały zapał. W pewnej chwili jednak pomyślała, że może warto byłoby odnaleźć mężczyznę, z którym jej matka spędziła wymarzone, egzotyczne wakacje? Poznać swojego biologicznego ojca?
I tak oto, stała na płycie lotniska, trzymając w ręku bilet tylko w jedną stronę i wiedząc, że nie ma już odwrotu. Z torebki wyjęła telefon, zadzwoniła do faceta, który był jej przyrodnim bratem (a przynajmniej o którym myślała, że jest przyrodnim bratem; z którymi całymi miesiącami wymieniała wiadomości i maile przez internet), dała mu znać, że wraz z Brandonem już wylądowali, jadą do hotelu i... że będzie czekać na niego w hotelowym barze, przy jednym z wolnych stolików. A on na pewno ją rozpozna po przekrwionych oczach, bo nikt normalny po tak długim locie nie umawiały się na rodzinne spotkanie.

Jermaine Lyons
ambitny krab
Hania
stolarz — Plane Wood Carpenter
32 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
robię meble, ciągle pomagam na farmie i chcę spełnić marzenie o archeologii, ale życie pisze własne scenariusze
Dla Jerry'ego ojciec także był bohaterem. Tą iskrą domowego ogniska, która sprawiała, że rodzina trzymała się razem mimo wielu różnic i niesnasków pomiędzy jej członkami. Był spoiwem, które rozrywane przez wszystkie strony trzymało się dzielnie i łączyło różnorodne osobowości domowników. Przez całe dzieciństwo Jermaine nie miał zielonego pojęcia, jak ojciec to robi, ale jedno pozostawało pewne - był jego bohaterem. Bez dwóch zdań.
Nietrudno więc się dziwić, że Jerry chciał być taki jak Humphrey. Uśmiechnięty, trzymający non stop ręce w kieszeniach, schowany za szkłami okularów, które na słońcu brązowiały magicznie stając się przeciwsłoneczne, co bardzo go irytowało. Rozsiewający wokół siebie pozytywną energię i dobre słowo dla każdego napotkanego człowieka. Jedynie wolałby pocieszyć się swoimi włosami nieco dłużej niż do czterdziestki, kiedy to ojciec został bez jednego włoska na gołej czaszce.
Nożem wbitym w plecy była wiadomość od kobiety, która podawała się za córkę jego ojca. Jak go odnalazła? Jerry nie miał pojęcia. Ale wysyłane przez nią fotografie mówiły same za siebie - trzydzieści lat temu Humphrey Lyons miał romans z jej matką. A ona… podobno była jego córką. Całe szczęście, że odezwała się najpierw do niego, a nie do ojca, bo gdyby uderzyła od razu do Humphreya, to zniszczyłoby jego i tak poharataną rodzinę.
Dlaczego mimo wszystko zgodził się na to spotkanie? Nie miał pojęcia. Z ciekawości. Nie powstrzymałby jej przed przyjazdem, a skoro już była na tyle zdeterminowana, wolał być filtrem między nią a ojcem. A nuż uda mu się odwieść ją od pomysłu poznania się z Humphreyem na żywo?
Tak, taką miał nadzieję. Stojąc w drzwiach baru od razu dostrzegł jej sylwetkę przy ladzie. Widział ją na zdjęciach, więc miał niemal stuprocentową pewność, że to ona. A mimo to podchodząc do kobiety stojącej wolał się nie zbłaźnić i zapytał: - Hmmm… Hannah Mayfair? - gdy brunetka odwróciła twarz w jego stronę, nie miał złudzeń. Kurwa mać. Nie potrzebował testów genetycznych, żeby w kształcie nosa oraz charakterystycznie ułożonym łuku brwiowym dostrzec rysy Humphreya Lyonsa. Ostatni bastion nadziei padł. Kobieta stojąca przy nim bez wątpienia była jego siostrą. - Jermaine Lyons. Ale chyba już to wiesz. Hmmm… - spuścił wzrok na swoje buty. Nie podobało mu się to. Najchętniej odwróciłby się na pięcie i odszedł, ale skoro powiedziało się A… Usiadł na stołku przy barze, zamówił szota i pochłonął go momentalnie, kiedy tylko barman postawił przed nim kieliszek. Zapiekło go w gardle, ale jednocześnie dodało odwagi. Szczególnie, że wcześniej wprawił się w barze obok. Przyjechał tutaj, żeby poznać siostrę. Poznał. Wystarczyło. Nie zamierzał się patyczkować, tylko przejść do konkretu.
- Dlaczego, Hannah? - w jego głosie można było odczytać nutkę przytyku. Siedział przy tym barze i patrzył na nią niczego nie rozumiejąc. Wymieniał się z nią wiadomościami, ale na żywo jej obecność sprawiała mu zawód. Zawód, że jego idealny ojciec zdradził matkę. Zawód, że ona miała czelność pojawić się w jego życiu, chociaż wcale tego nie chciał. Zawód, bo gdyby Remi żył, byliby w tym samym wieku… Ten wniosek był siłą napędową do tego, co nastąpiło chwilę później. - Po co ci to teraz? Masz trzydzieści lat. Nie wiem, jak wyglądała twoja rodzina, ale moja trzyma się dzięki ojcu. Claudia jest niby dorosła, ale potrzebuje wsparcia rodziców. Dlaczego więc chcesz wejść z butami między dwoje kochających się ludzi? Wiadomość o tobie ich zniszczy. Jesteś na to gotowa? Weźmiesz odpowiedzialność za ich niechybny rozwód? Za załamanie nerwowe mojej matki? - popłynął w - o dziwo! - dość spokojnie wyartykułowanym słowotoku zaciskając dłoń na kaszkiecie trzymanym w dłoniach, który zdjął po przekroczeniu progu baru. Wbijał w nią chłodne spojrzenie w kobietę, która zapewne oczekiwała cieplejszego przywitania. Niestety, Jermaine potrafił głównie rozczarowywać. Może dzięki temu wróci jednak tam, skąd przyleciała?

Hannah Mayfair
lisowa
A.
lorne bay — lorne bay
30 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Arabella's got a seventies head, but she's a modern lover. It's an exploration, she's made of outer space.
Nie oczekiwała, że przyrodni brat rzuci się jej w ramiona, że pogłaszcze ją po włosach, a wzruszenie wyciśnie z jego oczu jakąś zbłąkaną, pojedynczą łzę. Skłamałaby jednak, gdyby powiedziała, że nie liczyła, że jakieś odrobinę cieplejsze powitanie. Przecież to nie było wcale tak, że bez zapowiedzi władowała mu się na głowę. Że nie nic nie wiedział o jej planach i zamiarach, że działała wbrew jego usilnym prośbom, aby nie przyjeżdżała i nie burzyła tego ładu, który przez lata wraz z rodzicami sobie wypracował. Cholera jasna. Na spotkanie z nim przyleciała z drugiego końca świata. Lot zdawał się trwać całą wieczność. Była głodna, zmęczona, odrobinę wystraszona. Za sobą miała już kilka poważnych rozmów z Brandonem dotyczących tego, jak w niedalekiej przyszłości może wyglądać ich przyszłość. Zwłaszcza, że dla Hannah rodzina była ogromną wartością i naprawdę jej zależało, żeby lepiej poznać przyrodniego brata i słodką Lily, której przecież była ciocią, poznać w końcu biologicznego ojca. To dla niej była wielka sprawa, ogromną zmiana, a on... Okazywał jej wrogość. Nie chciał jej tu i w mało subtelny i wyszukany sposób dawał jej to do zrozumienia. Zabawne, że przez internet Mayfair nie była w stanie wyczuć od niego takiej wrogości. Zmienił zdanie, czy może przez te długie tygodnie zbierał się w sobie, aż wreszcie nabrał odwagi, żeby spojrzeć jej w twarz i oznajmić, że powinna wracać skąd przyszła?
"Cześć" uśmiechnęła się krzywo, idąc w jego ślady i również zamawiając sobie kolejkę. Czegoś odrobinę bardziej łagodnego i nie zaburzającego osądu, bo jak podejrzewała, po tak długiej drodze wiele nie będzie jej potrzeba, aby wejść w przyjemny stan nieważkości. Prawdopodobnie, już dwa drinki byłyby w stanie położyć ją do łóżka - a tego przecież nie chciała. Tego wieczora mieli usiąść, porozmawiać i wyjaśnić wszystkie nieścisłości i nieporozumienia.
"Wiesz co myślę? Że jestem dla Ciebie praktycznie obca i łatwo zrzucać Ci na mnie winę" zaczęła, zaciskając usta w wąska kreskę. Wyciąganie karty podłej, nie mającej serca kobiety, która dla własnych korzyści przyjeżdża tu, żeby rozbić jego rodzinę było cholernie niesprawiedliwe. Nie wybrała sobie przecież sama rodziców, nie pisała się na to, żeby przez cały ten pieprzony czas żyć w kłamstwie, nie chciała trzydziestych urodzin świętować uwikłana w jakieś dramaty i niezrozumiałe dla wszystkich zawirowania. A jednak, miała prawo, żeby wiedzieć skąd się wzięła, żeby poznać faceta, w którym matka zakochała się tak bardzo, że już nigdy przy nikim, w tym przy mężczyźnie, którego uważała za biologicznego ojca nie czuła się szczęśliwa. Rozumiała, że o wiele bardziej wygodną i bezpieczną opcją było dla niego zamiatanie prawdy pod dywan, nie miał jednak prawa odmawiać jej czegoś, co po prostu było jej należne. Podobnie jak nie miał prawa, ewentualnych konsekwencji zrzucać na jej barki. Przecież to nie ona będąc w związku małżeńskim uwikłała się w płomienny romans z dzieciatą, nosząca złoty krążek na palcu Kanadyjką.
"Tak bardzo chwalisz swoich poczciwych, szlachetnych, kochających się rodziców... Wiadomość dla Ciebie. Ludzie, którzy się kochają i szanują, nie pieprzą się po kątach z innymi ludźmi. Powiesz, że to nic takiego, zwykle zaspokajanie swoich potrzeb? Nie. To cholerne kłamstwo wymyślone przez tych, którzy nie potrafią utrzymać penisa w spodniach" skwitowała obojętnym tonem, do ust przykładając kryształową szklaneczkę i pociągając z niej kilka łyków. "Wiadomość numer dwa. Twój ojciec, nasz ojciec miał trzydzieści lat, żeby przyzwyczaić się do myśli, że ma córkę. Ja tego czasu nie miałam" wbiła w niego ostre, przeszywające na skroś spojrzenie.

Hannah Mayfair
ambitny krab
Hania
stolarz — Plane Wood Carpenter
32 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
robię meble, ciągle pomagam na farmie i chcę spełnić marzenie o archeologii, ale życie pisze własne scenariusze
Po jaką cholerę on tu przyjeżdżał? Po co poświęcał cały dzień na podróż, żeby spotkać kobietę, której nawet nie chciał widzieć? Owszem, wymieniali jakieś wiadomości, dzielili się zdjęciami, ale Jerry miał nadzieję, że to jej wystarczy. Gdy wypaliła z pomysłem przyjazdu, spanikował. Od tamtej pory nie mógł się skupić na niczym innym, jak na wymyślaniu mowy “powitalnej”. Raz była ona pozytywna, po której spędzali przyjemnie wieczór w jakimś barze, innym razem zabierał ją prosto z lotniska do dziadków, którym co prawda jeszcze nie powiedział, że mają “dodatkową” wnuczkę, ale prędzej czy później musiał to zrobić. A może jednak nie? Może do niczego nie dojdzie i jednak wróci do tej Kanady, czy skąd tam przyleciała?
Tego, co powiedział dzisiaj, nie planował. To po prostu wypłynęło z niego. I podskórnie wiedział, że wszystkie zarzuty nie są winą Hannah. Wiedział też, że ma świętą rację sugerując, że odreagowuje na niej. Ale to było łatwiejsze niż konfrontacja z ojcem i rzucenie mu w twarz prawdy o romansie. - Tak, jesteś dla mnie obca, ale nie, nie zrzucam na ciebie winy, a zwyczajnie pytam - wtrącił dość chłodno i zaczął nerwowo poruszać stopą, którą wcześniej zaczepił obcasem o poziomy łącznik między dwiema nogami barowego stołka, bo oczywiście, że zrzucał winę. Dlatego tak się denerwował, ale przecież nie mógł przyznać jej racji, za żadne skarby świata! A im więcej mówiła, tym bardziej Jerry nastrajał się w bojowy sposób, a to nie wróżyło niczego dobrego. Zaczęli na ostro, prowokując się nawzajem.
Oznaczało to, że są do siebie tak bardzo podobni? Niczym prawdziwe rodzeństwo?
- Ach, więc to wina mojego ojca? - zrobił zdziwioną minę i parsknął nieprzyjemnym śmiechem. - Wiadomo, faceci to zawsze ci źli, bałamucą młode i niewinne kobiety. Zamężne także - wytknął jej fakt, że nie tylko jego ojciec nosił obrączkę na palcu, jej matka też nie była wcale taka niewinna. - Płytko, płytko, Hannah, wydawało mi się, że światową dziennikarkę stać na więcej - zacmokał z dezaprobatą, po czym pochylił się niżej w jej kierunku. - Wyobraź sobie, że kobiety też potrafią czarować nie gorzej niż mężczyźni, a niektóre rozkładają nogi bez większych oporów - wycedził jadowicie, choć od razu po wypowiedzeniu tych słów ich pożałował, bo w pewnym sensie obrażał jej matkę, czego oczywiście nie miał zamiaru. Kurwa!, zaklął w myślach krzywiąc się. Zamawiał kolejnego szota, czy barman - wyczuwając napiętą atmosferę - dla rozluźnienia podstawił im kolejną kolejkę bez żadnej prośby? Nieważne, Jerry opróżnił drugiego shota jednym łykiem, tym razem bez grymasu zwiastującego pieczenie w gardle. Złość i alkohol buzowały mu w żyłach i jedyne o czym myślał, to chęć odwrócenia się na pięcie i opuszczenie tego wątpliwej jakości przybytku oraz osoby jego siostry siedzącej naprzeciwko niego. - Mój ojciec ma córkę od dwudziestu jeden lat. Ma na imię Claudia. Radził sobie z jej wychowaniem wyśmienicie. - Może nie powinien tego podkreślać, bo tym samym jeszcze bardziej zachęci ją do nawiązania kontaktów z Humphrey’em? No trudno, już to powiedział. Wywrócił oczami sam na siebie i uderzył lekko dłonią w blat lady. - Powtórzę pytanie, Hannah. Po co ci to? Wiesz, jak się mówi? Ojcem biologicznym może być każdy, ale prawdziwym ojcem jest ten, kto cię wychował. Jeden ojciec ci nie wystarcza? - starał się uspokoić, ale to było trudne pod wpływem tak wielu emocji i przeżyć, które targały jego sercem i duszą wywołując totalny mętlik w głowie.

Hannah Mayfair
lisowa
A.
ODPOWIEDZ