Przeprowadziła się do Lorne, by odszukać i poznać swojego starszego brata, o którego istnieniu do niedawna nie miała pojęcia. Rozbiera się w Shadow, wróży z kart i ma za sobą kilka nieudanych odwyków, ale próbuje udawać, że wcale nie ma problemu z alkoholem.
Przeprowadziła się do Lorne, by odszukać i poznać swojego starszego brata, o którego istnieniu do niedawna nie miała pojęcia. Rozbiera się w Shadow, wróży z kart i ma za sobą kilka nieudanych odwyków, ale próbuje udawać, że wcale nie ma problemu z alkoholem.
- Ale przynajmniej nie zgubili mnie pod sklepem. - No, teraz to dojebała. Wcale nie chciała tego mówić, tak jej się jakoś wymsknęło przypadkiem, być może dlatego, że podświadomie chciała już zakończyć te podchody i powiedzieć mu wreszcie, kim dla niego jest i że to z jego powodu w ogóle znalazła się w Lorne.
- Poudajesz przez chwilę moją dziewczynę? - wypaliła prosto z mostu, nawet się za bardzo nad tym nie zastanawiając, bo gdyby zaczęła mocniej to rozkminiać to jeszcze dotarłoby do niej, jak bardzo zły był to pomysł. - Tamten typ się do mnie dowala - dodała, jakby to kompletnie wszystko wyjaśniało, wskazując na wspomnianego faceta delikatnym skinieniem głowy.
- No dalej, rusz się - mruknęła, szarpiąc się z łódką, która musiała chyba o coś zaczepić, bo mimo usilnych starań Emerson, ani myślała przesunąć się choćby odrobinę. Niech ją piekło pochłonie.
Cecile! Przepraszam! Proszę pogadajmy! Na sekundę zamarła, zastanawiając się, czy to do niej czy nie. Ciężko, żeby było do kogoś innego, stała na scenie sama a chłopak o potwornie udręczonej twarzy patrzył wprost na nią... z tym, że ona nie kojarzyła go kompletnie no i przecież nawet nie miała na imię Cecile.
- Oby mi się to opłaciło - wymamrotała, na tyle głośno by zostać usłyszana, zapominając na chwilę, że pewnie nie powinna nic teraz mówić, bo przecież martwi głosu nie mają. W jej naturze jednak nie leżało siedzenie cicho, kiedy ktoś gadał o niej w jej obecności, to było zwyczajnie silniejsze od niej, no a poza tym naprawdę liczyła na porządne wynagrodzenie, skoro jej drzemka w skrzyni przynosiła takie zyski.
To pewnie trochę niezdrowe, że Blair spędzała tam tyle czasu, nawet w dni wolne, ale po pierwsze, to wciąż była jej ulubiona miejscówka w Lorne, mimo, że w niej pracowała, a po drugie, trochę liczyła, że dzięki temu napije się za darmo, albo przynajmniej po taniości.
- Nje nje, nikt mje ne zostawił. Ja sama... - urwała, bo chciała powiedzieć zbyt dużo rzeczy jednocześnie - że sama była w klubie, sama wracała do domu i tak ogólnie była w życiu dosyć samotna i nikogo nie obchodziła - ale ostatecznie nie powiedziała nic, bo jej ostatnia szara komórka przepaliła się w momencie, kiedy spróbowała połączyć to wszystko w jakieś spójne zdanie.
Luke był przecież jedyną osobą, z którą łączyły ją więzy krwi i z którą jednocześnie faktycznie mogłaby stworzyć prawdziwą, rodzinną relację, której nigdy nie miała ze swoimi rodzicami - nie mówiąc już o dalszych krewnych, bo tych nigdy nie miała okazji nawet poznać. Miała tylko jedną szansę żeby wszystkiego nie spierdolić.