chirurg ogólny — Cairns Hospital
43 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Travis ma 43 lata, od urodzenia mieszka w Tingaree, pracuje w szpitalu w Cairns i ogólnie jest cudny, kochany i do rany przyłóż; romantyk i typek, dla którego ważniejsi są inni, niż on sam. Jest wdowcem, jego żona parę lat temu popełniła samobójstwo, a on zdecydował się wrócić do Lorne Bay (kilka lat swojego małżeństwa spędził w Cairns). Przygarnę w sumie wszystko, co tylko może wam przyjść do głowy.
- Pobawis się ze mnom?

Travis miał pięć lat, roztrzepane włoski, spodnie wytarte na kolanach i bluzeczkę z zieloną plamą, najprawdopodobniej po trawie. W rączkach trzymał piłkę, którą obejmował mocno i niemalże do siebie przytulał, a całe jego ciałko podskakiwało. Welsh stał na osiedlowym placu zabaw, wołając za jednym z chłopców mieszkających w sąsiedztwie i miał wielką nadzieję, że nie będzie to jeden z tych chłopców, którzy tylko obrzucą go pogardliwym spojrzeniem i wejdą na klatkę schodową. Widział, że czarnowłosy chłopiec wraca ze szkoły, w końcu na ramieniu miał zawieszony plecak, ale... może się jednak przez chwilę pobawi?
Po krótkiej chwili chłopak odwrócił się w jego stronę i przyjrzał się dzieciakowi z góry. Travis wiedział, że ten, którego zaczepiał, mieszka w sąsiedniej kamienicy i ma na imię William; no, przynajmniej tak wołała go czasem mama przez okno mieszkania, gdy ten bawił się ze swoimi kolegami na podwórku. Można powiedzieć, że Travis tego dnia chciał wykorzystać sytuację, że zastał Willa samego, bez żadnego kolegi; inaczej przecież by go nie zaczepił, nie miałby tyle śmiałości, żeby zaczepiać starszych od siebie chłopców, w dodatku przyjaźniących się i chodzących ze sobą do klasy czy tam szkoły. Co taki mały, kilkuletni Travis mógłby wtedy uzyskać poza grupowym wybuchem śmiechu chłopaków...? Jedyną szansą na osiągnięcie czegokolwiek było "zaatakowanie" Willa, gdy będzie sam.

Nie odmówił. Travis nie mógł w to uwierzyć, ale chłopiec nie odmówił - zostawił tylko plecak na ławce i faktycznie pobawił się z Welshem tego popołudnia. Travis wrócił do domu przeszczęśliwy, że wreszcie miał się z kim bawić, że Will go nie spławił... Chłopak o oczach tak ciemnych, że przypominały węgielki i tak zaraźliwym uśmiechu, że Travis nie przestawał się cieszyć nawet podczas kąpieli, wieczorem, gdy już wrócił do domu. A potem przyczepił się do Willa i męczył go swoim towarzystwem praktycznie codziennie, czyhając na niego na placu zabaw za każdym razem, gdy nadchodziła godzina powrotu chłopaka ze szkoły. W taki sposób Travis zyskał przyjaciela, a Will małego prześladowcę.

Travis nie miał rodzeństwa, więc z automatu Will stał się jego upragnionym starszym bratem. Nie od początku było pięknie i kolorowo - to prawda, Will się z nim bawił i wtedy wszystko było w porządku, a Travis był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie... ale robił to tylko wtedy, gdy żadnego z jego kolegów nie było w pobliżu, w tajemnicy przed nimi. Gdy pojawiali się koledzy, cóż... Travis nie tyle schodził na dalszy plan, ale też był ignorowany, a czasem odpychany nieprzyjemnymi słowami przez kogoś, kogo uważał za przyjaciela. W końcu, po jakimś czasie takiego odpychania, Travis się odczepił - nie czekał już na Willa, gdy ten wracał ze szkoły, nie podbiegał do niego radośnie, nie witał się praktycznie w ogóle, coraz rzadziej na niego w ogóle spoglądał... Poddał się, najzwyczajniej w świecie. Nie chciał zabiegać o uwagę kogoś, kto go nie chciał.

Ku jego zaskoczeniu - Williamowi najwyraźniej zrobiło się szkoda dzieciaka, bo któregoś dnia przyszedł do piaskownicy, w której Travis siedział, przeprosił go i na zgodę wręczył samochodzik i batonik. Travis nie gniewał się dłużej, wybaczył mu i nawet przytulił się do niego krótko, wdzięczny za te przeprosiny i za to, że to Will zrobił pierwszy krok. Sam Welsh nie umiałby wyciągnąć ręki; poddał się już i nie chciał narzucać się Williamowi, więc gdyby nie on, to inaczej nie mieliby jak się pogodzić.

To była przyjaźń, która mogła - i miała - trwać wiecznie. Travis nie wyobrażał sobie życia bez Willa. Widywał się z jakimiś dziewczynami, jasne, miał też innych znajomych, ale to Oli był powiernikiem wszystkich jego sekretów, to on wysłuchiwał użalania się Travisa na matkę, gdy ta "zatruwała mu życie tym, że ma się uczyć", wreszcie to on był osobą, do której w trudnych chwilach Welsh mógł się przytulić i której powierzyłby całe swoje życie, bez lęku, z zamkniętymi oczami. Ufał mu jak nikomu innemu, chociaż nie dopuszczał do siebie myśli, że mogliby być kimś więcej, niż przyjaciółmi. W końcu obaj byli facetami, a Travisowi przecież podobały się kobiety, nie mógł więc być gejem... Życie jednak weryfikuje twoje wyobrażenia o tym, kim jesteś - to, co o sobie myślisz, nie zawsze okazuje się stuprocentową prawdą, a czasem wręcz od prawdy jest bardzo dalekie.

Pewnej nocy, po bardzo miło spędzonym wieczorze - na tańcach, piciu, z muzyczką w tle - Travis i Will wylądowali w łóżku. Brzmi to płytko, ale ani dla jednego, ani dla drugiego, nie był to zwykły seks. Travis pierwszy raz w życiu był w łóżku z facetem - nigdy wcześniej nie przyszło mu nawet do głowy, że może tego w ogóle chcieć. Dlaczego oddał się Willowi...? Przy nim zawsze czuł się bezpiecznie, był szczęśliwy, kochał go... Chociaż zawsze wydawało mu się, że kocha go jak brata i naprawdę nie myślał o nim w innych kategoriach, to zadziwiająco płynnie - po tej pierwszej nocy - nastąpiło więcej nocy, więcej wieczorów, więcej poranków. Dla Travisa niemal od razu stało się to naturalne; maratony seriali, piwko, spokojna muzyczka gdzieś w tle, czułe pocałunki, delikatny dotyk... Pełnia szczęścia, bezpieczeństwo i wszechobecne ciepło. Nie sądził, że ich relacja może przybrać taki obrót, ale - niech go diabli - podobało mu się to. Z czasem jednak zaczęło się robić coraz bardziej poważnie - panowie zaczęli sobie wyznawać miłość, Travis doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że kocha swojego przyjaciela miłością prawdziwą, "związkową", a nie tylko przyjacielską czy braterską, ale nie chciał przyznać tego ani przed sobą, ani tym bardziej przed chłopakiem... Nie chciał związku, nie chciał zobowiązań, Williamowi powiedział, że nie jest gejem i... W sumie tak skończyła się ich relacja. Wydawało mu się, że mogą się po prostu przyjaźnić, mogą się pieprzyć, ale przecież nie muszą od razu być parą, prawda...?

Ta rozmowa była jedną z ich ostatnich. Po niej Travis przez jakiś czas leżał ledwo-ciepły na podłodze, czując krew spływającą po twarzy i wpływającą do ust. Nie, Will nie zostawił go na tej podłodze, żeby się wykrwawił - zajął się nim, opatrzył na tyle, na ile zdołał i zabrał go do szpitala. Travis został na obserwacji, nie zdradził jednak żadnemu lekarzowi - ani policji, która go o to wypytywała - kto jest sprawcą pobicia. Mówił tylko, że wracał z imprezy i ktoś go zaatakował, bo najwyraźniej nie spodobało mu się coś w jego zachowaniu; więcej nie pamiętał, a nikt specjalnie nie drążył tematu; najwidoczniej uznali, że skoro pobity przedstawia taką wersję wydarzeń, to pewnie tak jest, a że Travis nie wniósł żadnej skargi, to policja nie miała po co drążyć tematu. Od tamtej pamiętnej nocy Welsh nie miał kontaktu ze swoim przyjacielem, nie próbował wyciągać ręki na zgodę - uznał, że Will nie będzie w stanie się z nim przyjaźnić i że byłoby to dla nich obu zbyt trudne. Próbował zapomnieć; z jakim skutkiem, wie tylko on sam, ale pytany o "przyjaciela, z którym kiedyś robił dosłownie wszystko" szybko zmienia temat i nie pozwala do niego wracać. Udaje przed światem, że Will nie istnieje; nawet jeśli ktoś znał ich obu za czasów młodości.

Kilka kolejnych lat Travis spędził w Cairns. Po "rozstaniu" z Willem odciął się od wszelkich oznak "gejostwa", odwiedzał tylko heteryckie kluby i nawet starał się na facetów nie patrzeć. Zresztą, nie było to aż tak trudne: może niektórzy byli atrakcyjni i w sumie mógłby ich głębiej poznać, ale... Nie byli Willem. Nie mieli jego zniewalającego uśmiechu, jego pięknych, głębokich oczu i tego głosu, od którego zawsze przechodziły go dreszcze. A skoro nie byli Willem - jedynym mężczyzną, którego Travis mógł kiedykolwiek pokochać - to nie byli warci jego uwagi. Podczas swojego pobytu w mieście, w którym wcześniej studiował, a po rozstaniu z Williamem postanowił zamieszkać, poznał Coleen. Była jedną z piękniejszych dziewczyn, jakie kiedykolwiek widział - a na pewno najpiękniejszą w klubie tamtego konkretnego wieczora. Od razu zwróciła uwagę Travisa, głównie swoim tańcem na parkiecie, nawet nie tyle seksownym czy zmysłowym, co po prostu hipnotyzującym. Podszedł do niej, gdy schodziła z parkietu i zaproponował drinka - ot, zwykłe rozpoczęcie klubowej znajomości, jakich Travis naprawdę miał wiele w życiu (od rozstania z Willem zwłaszcza, kiedy to na siłę chciał sobie udowodnić, że jest stuprocentowym heterykiem). Okazało się jednak, że Coleen była zupełnie inna, niż wszystkie inne kobiety, które Welsh kiedykolwiek poznał... i została z nim nie na jedną noc, a na niemalże pięć lat, podczas których z dziewczyny poznanej w barze stała się jego dziewczyną, później narzeczoną i wreszcie - żoną. Panią Coleen Welsh. Najsłodszą i jednocześnie najbardziej charakterną blondynką o zielonych oczach jaką nosiła Ziemia.

Travis był z nią szczęśliwy, naprawdę; te kilka lat z nią spędzonych uważa za bardzo ważny i szczęśliwy (jeden ze szczęśliwszych) okres swojego życia. Nie zawsze jednak miłość i troska wystarczą do wiecznego szczęścia, nawet po ślubie. Do pełni szczęścia Coleen potrzebowała dziecka; to akurat typowe, nikogo to nie dziwiło - w końcu wiele kobiet nie wyobraża sobie, żeby spędzić całe życie samotnie albo tylko z partnerem, a bez potomstwa. Młody chirurg również chciał, żeby w ich dwuosobowej do tej pory rodzinie pojawiło się dziecko; on miał dobrą pracę w szpitalu w Cairns, gdzie został przyjęty po odbyciu tam stażu i po zakończeniu studiów oczywiście, a ona chciała pójść na urlop macierzyński i potem wrócić do pracy w firmie swojego ojca. Niestety, w miarę jak starali się o dziecko, za każdym razem bezskutecznie, obsesja Coleen na punkcie ciąży stawała się większa nic cokolwiek innego i po kilku miesiącach Travis wiedział już, że jedyną możliwością odzyskania "dawnej Col" było danie jej potomstwa. Niestety, jak się okazało na badaniach, które lekarze przeprowadzili u kobiety na jej prośbę, gdy kolejny miesiąc zakończył się brakiem cięży, pani Welsh, niespełna trzydziestotrzyletnia księgowa, nie mogła mieć dzieci. Wada genetyczna, będąca tego przyczyną, nie miała wielu "skutków" i ciężko było w ogóle odkryć, że Col takową miała; prawdopodobnie gdyby nie chęć posiadania dziecka nigdy nie odkryłaby, że cokolwiek jej było. W ciągu kolejnych tygodni Travis mógł jedynie obserwować, jak jego żona powoli coraz mniej wychodzi z domu, mniej je, mniej się odzywa... aż wreszcie pewnego dnia, po powrocie ze szpitala, zastał ją leżącą na kanapie, z rozsypanymi po dywanie resztkami tabletek nasennych i pustą butelką po whisky. Zadzwonił natychmiast po karetkę, próbował reanimować żonę... ale niestety, na próżno. Czas zgonu: 10 stycznia 2015 roku, godzina 20:38.
Po śmierci żony, po dopełnieniu formalności związanych z pogrzebem, Travis wrócił do Lorne Bay. Tydzień po znalezieniu martwej Col, Travis przeprowadził się do miasteczka, w którym się wychował i z którym związanych miał zbyt wiele wspomnień, żeby tak po prostu to zostawić i wyruszyć w świat. Lorne Bay zawsze kojarzyło mu się z poczuciem bezpieczeństwa, szczęściem i ciepłem; z wszystkim tym, co zawsze czuł u boku Willa. Na początku niewiele wychodził z mieszkania (czy raczej - z domu, w którym mieszkał jako dziecko), ale z czasem robiło się coraz lepiej; do sklepu wychodził już normalnie, czasem nawet spacerował, a nawet wrócił do pracy w szpitalu, gdzie po śmierci żony wziął urlop zdrowotny - leczył się w tym samym czasie psychiatrycznie, uczęszczał na terapię. Wciąż przeżywa to, co się stało, a zmarła żona co jakiś czas nawiedza go jeszcze w koszmarach, ale po rozmowach z psychologiem zrozumiał, że nie było w tym jego winy i że jedyną winną osobą w tej ich prywatnej katastrofie była właśnie Coleen, która zdecydowała się odebrać sobie życie w ich wspólnym mieszkaniu i upewnić się tym samym, że to Travis będzie tym, który ją znajdzie. Tak, ma do niej pretensje. Tak, jest wściekły za to, co zrobiła. Stara się jednak ułożyć sobie życie z kimś nowym; z kimś, kto sprawi, że reszta jego życia będzie już tylko i wyłącznie w ciepłych barwach.
Travis James Welsh
22.11.1978r.
Lorne Bay
chirurg ogólny
CAIRNS HOSPITAL
Tingaree
wdowiec, biseksualny
Środek transportu
Głównie porusza się motocyklem (ma czerwono-czarnego Harleya) i komunikacją miejską.

Związek ze społecznością Aborygenów
Wychowany w Tingaree, jego matka ma aborygeńskie korzenie, a on sam nadal mieszka w Tingaree i jest zaprzyjaźniony z miejscowymi rodzinami. Udzielał się też jako wolontariusz w sanktuarium dla zwierząt.

Najczęściej spotkasz mnie w:
W domu, w dzielnicy Tingaree, w szpitalu w Cairns, w pubie.

Kogo powiadomić w razie wypadku postaci?
Ojca i matkę, mieszkają aktualnie w Port Douglas.

Czy wyrażasz zgodę na ingerencję MG?
Tak, ale w razie co proszę o konsultację, jeśli chodzi o zdrowie i życie mojej postaci.
Travis J. Welsh
Norman Reedus
powitalny kokos
nikt taki
lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
witamy w lorne bay
Cieszymy się, że jesteś z nami! Możesz już teraz rozpocząć swoją przygodę na forum. Przypominamy, że wszelka niezbędna wiedza o życiu w niezwykłej Australii znajduje się w przewodnikach, przy czym wiadomości podstawowe odnajdziesz we wprowadzeniu. Zajrzyj także do działu miasteczko, by poznać Lorne Bay jeszcze lepiej. Uważaj na węże, meduzy i krokodyle i baw się dobrze!
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
Zablokowany