pracuje w porcie — w Sapphire River
31 yo — 197 cm
Awatar użytkownika
about
Trochę namieszał, narobił hazardowych długów i zniknął. Kilka lat temu został uznany za zmarłego. Nikogo nie wyprowadził z błędu. Teraz wraca do miasta. Ciekawe, jak zniosą to jego bliscy, zwłaszcza ojciec i żona.
Wychował się w normalnej rodzinie. Ojciec był lekarzem, matka również realizowała się zawodowo. Nigdy nie mógł powiedzieć, że czegoś mu brakuje, bez względu na to, czy chodziło o kwestie finansowe, czy zainteresowanie rodziców. Przeciwnie. Stanowili całkiem zgraną ekipę, przynajmniej do czasu rozwodu rodziców. Na szczęście Josh był już wtedy duży i doskonale rozumiał, że nie należy ciągnąć czegoś na siłę, jeśli wyraźnie widać, że coś się wypaliło. Dla niego i tak najważniejsze było to, że wciąż miał doskonały kontakt zarówno z jednym, jak i z drugim. Nie ma już nawet pretensji o to, że na drugie imię ma Martin.
Joshua Martin Martin. Zabawne. Bardzo zabawne.

Jako dzieciak ciągle był ciekawy świata. Wciąż chciał wiedzieć więcej, chłonął wiedzę niczym gąbka i wszystkim wydawało się, że pójdzie w ślady ojca, ale on niekoniecznie widział się w zawodzie medycznym. Uwielbiał chemię i to z nią wiązał swoją przyszłość. Sam nie był jeszcze do końca pewny, czy woli poświęcić się karierze naukowej, czy też wykorzystaniu swojego potencjału w jakimś dużym koncernie, ale miał jeszcze czas na dokonywanie wyborów. Alternatywą był również sport. Koszykówka. Przez moment naprawdę mocno rozważał nieco poważniejszą grę w jakimś klubie, ale miłość do chemii zwyciężyła. To właśnie na tym kierunku ukończył studia.

Miłość do chemii nie była jedyną w jego życiu. Jak to zwykle bywa, pojawiła się również dziewczyna. No, kilka dziewczyn, bo jednak młody Martin przebierał troszkę, zanim znalazł tę jedną jedyną. Znał ją w zasadzie od zawsze (co nie jest trudne w miasteczku takim, jak Lorne Bay), ale potrzebowali chwili, żeby się ze sobą zejść. Kiedy już się to stało, byli nierozłączni. Oświadczył się, został przyjęty, wzięli ślub, skończyli studia, rozpoczęli pracę (postawił jednak na pracę w koncernie) i nic nie wskazywało na to, że sielanka może wkrótce się zakończyć, w dodatku w taki sposób.

Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nigdy w życiu nie posłuchał własnego przeczucia.
W jego przypadku przeczucie krzyczało tak głośno, że Josh nie potrafił go zagłuszyć. Każda kolejna wizyta stronie z wynikami sportowymi online powodowała u niego frustrację, bo przecież wiele z tych rozstrzygnięć był w stanie przewidzieć na podstawie tabeli, aktualnej formy drużyny lub własnej intuicji. Słowa w stylu "kurwa", "a nie mówiłem" lub "no ja pierdolę" nie były rzadkością w jego domu, ale zazwyczaj operował nimi pod nieobecność żony. Do dziś nie ma pojęcia, jaki diabeł usiadł wtedy na jego ramieniu i szepnął mu "zagraj", ale gdyby Martin w końcu by go spotkał, prawdopodobnie by mi zajebał. Postawił raz, drugi, trzeci. Czasem szło lepiej, czasem gorzej, ale dopóki w grę wchodziły małe kwoty, nie robił z tego powodu problemu. Ot, takie hobby. Tyle tylko, że na jego kuponach pojawiało się coraz więcej czerwieni, a wydarzenia, których akurat nie obstawił, bo bał się ryzyka, okazałyby się trafione. A skoro tak, skoro przeczucie nadal go nie zawodziło, stawiał więcej i więcej. Wtedy dobra passa się od niego odwróciła.
Próbując się odkuć, raz czy dwa zaszalał i postawił naprawdę wiele. Żeby żona niczego nie zauważyła i żeby wystarczyło na rachunki, pożyczył coś od przyjaciela, potem od kumpla tego przyjaciela, w końcu od jakiegoś znajomego któregoś z kolei kumpla innego kumpla.

Żona nie była głupia. Zorientowała się, że w domowej kasie czasem czegoś brakuje. Do pewnego momentu udawało mu się ukrywać przed nią faktyczny stan ich konta. Czasem skłamał, że pożyczył coś ziomkowi, innym razem zrzucił wszystko na problemy techniczne w banku, próbował też użyć ojca jako wymówki. Nie przewidział tylko konfrontacji pomiędzy starszym Martinem i synową. Czuł, że będzie musiał zacząć się tłumaczyć, ale to wciąż było dla niego zbyt trudne, bo nagle, jak na zamówienie, trafił kilka kuponów pod rząd. Nie było to nic wielkiego, starczyło raptem na spłatę najpilniejszych długów, ale te mniej pilne również zaczęły dość głośno się przypominać.

Wtedy zdarzył się wypadek.
Jego wypadek.
Ten, po którym został uznany za zmarłego.

To była robota jego wierzycieli. Chcieli wysłać mu ostrzeżenie, ale chyba nie przewidzieli tego, że feralnego dnia Josh pożyczy samochód koledze. Identyfikacja ciała była w zasadzie niemożliwa, dokonano jej głównie na podstawie dokumentów, jakie zostawił w aucie oraz śladów biologicznych. Owszem, powinien był zareagować, przyjechać do domu, powiedzieć, że rodzina nie powinna jeszcze urządzać mu pogrzebu, ale chyba był tym wszystkim zbyt przerażony. Znów zaczęłyby się problemy i kto wie, czy następna nie byłaby jego żona. Uznał, że znikając, zapewni jej bezpieczeństwo. Posługując się fałszywymi dokumentami, wyjechał za granicę.

Co robił podczas swojej nieobecności? O tym wolałby nie mówić. Imał się różnych zajęć i trzymał się z daleka od Australii. Co sprawiło jednak, że po kilku latach znów pokazał się w ojczystym kraju? Dowiedział się, że ten, który prawdopodobnie stał za jego wypadkiem, zginął podczas strzelaniny w Cairns. Odezwał się do dawnego znajomego w Lorne (który prawdopodobnie dostał zawału, kiedy zadzwonił do niego duch), ten pomógł mu wrócić, załatwił mu również niezbyt legalną pracę w porcie oraz równie szemrany samochód. Na mieszkanie póki co nie wystarczyło. Zresztą, Josh nie ma wielu rzeczy. Wszystkie trzyma w bagażniku, a sam śpi w samochodzie zaparkowanym gdzieś w pobliżu doków. Na ten moment musi mu to wystarczyć.

Ciekawe tylko, czy jego żonie wystarczy zdrowia oraz cierpliwości, kiedy ta zobaczy go w mieście, tak żywego, jak jeszcze nigdy dotąd.
Joshua "Josh" Martin
11-01-1991
Cairns
chemik, pracownik portu
port w Sapphire River
Sapphire River
heteroseksualny, żonaty?
Środek transportu
Po mieście oraz okolicach porusza się samochodem - jedyną nieruchomością, jaka jeszcze mu pozostała. Gdyby jednak ktoś zaczął wnikliwie drążyć temat, z pewnością odkryłby, że auto nawet do niego nie należy, ale kto byłby tak nadgorliwy?

Związek ze społecznością Aborygenów
Brak.

Najczęściej spotkasz mnie w:
Kiedyś bywał niemal wszędzie. Jego nieobecność w miasteczku trwała jednak zbyt długo, a powrót do Lorne miał miejsce zaledwie kilka dni temu, ciężko więc powiedzieć, czy nadal będzie zaglądał do znanych sobie miejsc.

Kogo powiadomić w razie wypadku postaci?
Nikogo. Jego bliscy odebrali już podobny telefon kilka lat temu i do dziś uważają go za zmarłego.

Czy wyrażasz zgodę na ingerencję MG?
Tak, ale bez uśmiercania.
Joshua "Josh" Martin
Oliver Jackson-Cohen
lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
witamy w lorne bay
Cieszymy się, że jesteś z nami! Możesz już teraz rozpocząć swoją przygodę na forum. Przypominamy, że wszelka niezbędna wiedza o życiu w niezwykłej Australii znajduje się w przewodnikach, przy czym wiadomości podstawowe odnajdziesz we wprowadzeniu. Zajrzyj także do działu miasteczko, by poznać Lorne Bay jeszcze lepiej. Uważaj na węże, meduzy i krokodyle i baw się dobrze!
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
Zablokowany