dyrektor generalny — prywatnej firmy wojskowej
38 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
tragedię ma wpisaną w imię

CAELUM COSGROVE
1961 - 1998
For the ones who dream of stranger worlds

Czerwone rękawice bokserskie przetarte gdzieniegdzie i komunikat "Tylko słabi płaczą, Achilles, a my nie przyszliśmy tu upaść pod czyjąś pięścią". To najtrwalsze wspomnienia. Gdyby zasłonić tęczówkę kurtyną ciemności, w pamięci majaczyłby mi także niewyraźny wyraz jego twarzy - zawsze surowy i opamiętany, z wyjątkiem pewnego wrześniowego poranka, gdy wchodząc do skąpanej w budzącym się słońcu kuchni, po raz ostatni dostrzegłem Neerę w objęciach ojca. Jego sylwetka wydała mi się wtedy dziwnie mała, a twarz jakby obca; to za sprawą łez, które nigdy nie gościły na ojcowskich policzkach, a które w tamtym momencie migotały jak świetliki, gasnące dopiero za horyzontem jego granatowego swetra. Po raz pierwszy wydał mi się wówczas bezbronny i po raz pierwszy spojrzałem na niego jak na prawdziwego człowieka, a nie jak na niezwyciężonego bohatera, który napawał moje wielkie, dziecięce oczy bezpieczeństwem. Pamiętam, jak kucnął wtedy przy mamie i jak deski wygięły się pod niespodziewanym ciężarem jego kolan. Pamiętam, jak kurz podskoczył z podłogi spłoszony i tańczył przez moment w powietrzu, rozdzierając promienie słoneczne na malutkie kawałeczki. Miałem wtedy sześć lat, na mojej piersi błyszczało logo supermana odchodzące od materiału w dolnym rogu, a w ciało moje uderzały dreszcze zimna wpuszczonego do domu przez otwarte na oścież drzwi. Na tym kończy się zapis najokrutniejszego ze wspomnień. Potem są już tylko nic nie znaczące migawki dzieciństwa, które umiejętnie pochowały się w ojcowskich ramionach. Jak choćby upalny dzień na plaży, którą próbowałem schować w niewielkiej butelce po napoju gazowanym; piasek lepił się gdzieniegdzie od moich łez, a broda okrutnie mi drżała, jakby nie potrafiąc unieść ciężaru rzeczywistości - tata stał nade mną i mówił "To tylko kundel, Chilly, kurwa, co ja ci mówiłem o płakaniu?", potem markotał coś o tych swoich rękawicach bokserskich i zabraniał uginać się pod cudzą pięścią, ale ostatecznie pozwolił mi obsypać grób Bestii złotymi ziarenkami piachu i nie skrzywił się, gdy mój szloch rozniósł się po całym Tingaree, przy marnej próbie pożegnania psa kilkoma ciepłymi słowami. Niektóre wspomnienia wydają mi się wręcz namacalne - pochowane są bowiem w niewielkich przedmiotach, nawiedzających mnie czasem niespodziewanie. Ostatnio w jakiejś witrynie sklepowej zalśnił napis ROYAL DANSK na niebieskiej, owalnej blaszce i uderzył mnie lawiną zaskakująco wyraźnych obrazów, wyświetlając w mojej głowie podrapane, poranione dłonie ojca, chowające w pudełku po ciastkach pliki zielonych banknotów, które przed każdą walką wręczał mu jakiś rosły, niezwykle paskudny z twarzy mężczyzna, uśmiechający się cwanie i ignorujący zawsze moją obecność. W uszach zaraz potem zadźwięczał mi gong ringowy bijący z niewielkiego ekranu telewizora, w jakim co czwartek śledziłem walkę taty zwieńczoną słowami "No i Cosgrove upadł, oddając zwycięstwo swojemu rywalowi" na co uśmiechałem się ponuro i stwierdzałem, że to motto życiowe taty o nieupadaniu pod cudzą pięścią jest okropnym paradoksem. Aparat ortodontyczny natomiast, nieodwracalnie nabrał w mojej pamięci rysów pewnej dziewczyny mieszkającej po sąsiedzku, u której skrywałem się, gdy ojciec przepadał w alkoholowym marazmie. Oczyma wyobraźni do dziś widzę dokładnie tamten dzień - powietrze załamywało się nad rozgrzanym asfaltem, wszystkie czoła lśniły kropelkami potu, a ja płonąłem ze wstydu wysłuchując rozgniewanych słów taty, który targował się o wystawione na kiermaszu podręczniki. Pamiętam nawet, co wówczas myślałem - że wolę już siedzieć pod tym pulchnym grzybem otulającym nasz sufit, że wolę raz jeszcze pochować Bestię, że wolę na nowo pożegnać matkę i zobaczyć łzy w oczach taty, niż tkwić tu z nogami wrośniętymi w podłogę i wysłuchiwać tych prześmiewczych szeptów rozprawiających o mnie i o tacie z pogardą. I wtedy właśnie za oknem biblioteki, gdzieś na trawniku rozpuszczającym się pod słońcem, zamigotały jakieś metaliczne światełka, które przywołały mnie do siebie i odcięły od kostek moich te więzienne pętelki, a właścicielka tychże światełek pobiegła ze mną aż do naszego rezerwatu i pozwoliła mi nie wracać do domu przez następne kilka godzin. To z nią się kiedyś uczyłem i z nią oglądałem filmy, na jakie ojca nie było stać, a gdy wyniki w nauce pozwoliły mi przeskoczyć jedną klasę, śmiała się srebrzyście, że jestem jej Willem Huntingiem z tego beznadziejnego dramatu, na jakim oboje płakaliśmy i który pokazaliśmy mojemu tacie tylko po to, by nas wyśmiał.
Tyle właśnie zapamiętałem po ojcu, który ostatnie tchnienie wydał w ciemnej alejce na Sapphire River pewnej mroźnej jesieni.

NEERA CARTER
1964 - 2011
You save other people from being sad,
but no one saves you

Naszyjnik z drewnianym niedźwiedziem i prośba "Nie oceniaj mnie kochanie, życie nie jest sprawiedliwe". Przez długi okres swojego życia nie potrafiłem przywołać w pamięci jej twarzy, a wyłącznie blady uśmiech otoczony niewielkimi zmarszczkami, które przywodziły na myśl pustynne piaski. Wyraźniej pamiętałem jej śniadą cerę i kojący brzęk głosu, gdy udało mi się ją czymś rozśmieszyć, co jednak nie zdarzało się zbyt często. Najdokładniejszym wspomnieniem na zawsze pozostanie dzień jej odejścia, który naznaczony jest słowami z samego początku i naszyjnikiem wręczonym do mej piąstki, który miał już zawsze mi o niej przypominać, a który zgubiłem pięć lat później. Czasem o poranku, kiedy słońce ospale wspina się po murach mroku, a umysł wisi gdzieś pomiędzy jawą a ułudą, moje nozdrza wypełnia aromat cynamonu zanurzonego w gorącym, gęstym mleku, jakie mama gotowała mi kiedyś i jakie słodziła miodem z awokado i mógłbym przysiąc, że słyszę dzwoniącą o taflę kubka łyżeczkę, którą niegdyś - schłodzoną w naszej małej zamrażarce - przykładałem do oka, gdy jakiś bałwan z placu zabaw śmiał się do rozpuku z mojej wiecznie brudnej twarzy, a potem bez większych trudności wygrywał ze mną starcie na pięści. I potem nie mam już nic. Nic swojego, mówiąc dokładniej. Babka tamtej dziewczyny, której na zębach lśnił aparat ortodontyczny i z którą oglądałem smutne filmy, by potem mógł śmiać się z nas mój ojciec, pożyczyła mi kilka własnych wspomnień o Neerze, które prędko sobie przywłaszczyłem. Dzięki niej klitoria ternateńska przywodzi mi na myśl roześmianą twarzyczkę mojej młodej mamy, pragnącą niegdyś wynaleźć eliksir tłumiący smutek z pomocą aborygeńskich przepisów, wyszeptanych do jej ucha przez nieco starsze i zmarszczone usta, należące do jej własnej matki - aborygenki z krwi i kości, której nigdy niedane było mi poznać. Każda skała natomiast nakłada na moje oczy miraż strudzonej Neery wspinającej się na sam czubek nieba - ponoć wszyscy mieszkańcy Tingaree musieli szukać jej zbuntowanych, nastoletnich nóżek, gdy pewnego wieczoru te poniosły ją na najwyższe kamienisko w akcie skrajnej desperacji po zasłyszanej dopiero nowinie; że nosi pod swoim sercem niechciane ziarnko grochu składające się z DNA tego brutala i hultaja, jaki nie był w tych stronach dobrze widziany, a jaki po narodzinach dziecka zamieszkał w domu jej rodziny. I tutaj dalsza pamięć o niej strawiona zostaje przez jakąś wyrwę czasową, rozciągającą się na kilkanaście niezwykle długich lat. Kiedyś chciałem, by po mojej głowie paradowały wspomnienia napisane przeze mnie samego - przez zrozpaczonego i zagubionego piętnastolatka, który przedwcześnie pochował swojego ojca. Wyobrażałem sobie, że tamtego mętnego wieczoru o smaku palonego węgla, Neera odebrała połączenie od komendanta policji, który pragnął ściągnąć ją na nowo do domu. Śniłem, że wyrwała mnie z objęć smutku i bezbronności, a potem wywiozła do Ameryki, z której pochodził tata i w której się urodziłem, spędzając tam zaledwie dwa tygodnie. Wspomnienia z tamtych lat nie łączą się jednak z moją matką w żaden sposób - zamiast tego dostrzegam zamazany już przez upływ czasu dom z czerwonym dachem w dzielnicy Fluorite View, do jakiego przyjęli mnie rodzice mojego najlepszego przyjaciela. Pamiętam, jak nerwowo kąsałem podłogę swoją stopą, gdy rozmawiali o mnie z groźnie wyglądającą kobietą w brązowej marynarce, która informowała ich o pokaźnym majątku, jaki tata gromadził dla mnie latami, jakby spodziewając się nadciągającej śmierci. To właśnie ów majątek pozwolił mi dostać się na dobre studia na południu Australii, dzięki którym później dołączyłem w szeregi AFP, czując się w tej agencji jak w domu, którego przez Neerę nie miałem przez jedenaście lat. Na moich plecach skrywa się jednak blizna, którą ochrzciłem imieniem matki z pewnego idiotycznego zrządzenia losu - obie bowiem zagościły w moim życiu w tym samym momencie. Gdy natrafiam na tę podłużną wypukłość skórną namydlonym opuszkiem palca, przed oczyma opada mi śnieżnobiały ekran ścienny, na którym ktoś jakby za sprawą projektora, wyświetla migawkę z tamtej godziny - kiedy misja moja zostaje zniweczona przez nieoczekiwany powrót Neery, za jaki zapłaciłem swoją karierą agenta federalnego. Udało mi się zapamiętać nawet ton jej głosu - ciepły, w którym skrywała się jednak jakaś nuta tajemniczego smutku, jakiej wtedy jeszcze nie rozumiałem. Głos jej drgał, gdy pochwyciła mnie za twarz i uroniła dokładnie trzy gorzkie łzy wyznając, że poznałaby mnie wszędzie. Moje oczy przyćmiewa jeszcze tamto popołudniowe słońce zawieszone na wieżowcu, w którym dzięki Neerze, odbyłem - jakiś czas po swojej rehabilitacji powypadkowej - rozmowę kwalifikacyjną z jej nowym mężem, dającym mi w końcu posadę dyrektora generalnego w prywatnej firmie wojskowej, przynoszącej mi spore dochody. Zadowolenie płynące z odzyskania rodziny i zachłannego korzystania z wszelkich uroków mojego młodego życia, gra mi w sercu po dziś dzień, choć nie tak wyraźnie i rytmicznie, jak niegdyś - dźwięk ten bowiem przygasł w sekundzie, w której Neera opuściła mnie ponownie, tym razem ostatecznie; za sprawą różowych pigułek połkniętych łapczywie w jakimś tanim motelu, którego wnętrze wypełniła już na zawsze swym okrutnym samobójstwem.

CELESTE KELLY
1985 - 2017
She was hard to hold
but impossible to forget

Wilgotna od łez, drżąca broda i konsternacja "Dlaczego zawsze mi to robisz?". To nie ostatnie, a jednak najwyraźniejsze wspomnienie Celly, którą zawodziłem niezliczoną ilość razy, nie czerpiąc z tego żadnej satysfakcji. Gdy za oknem błyszczy księżyc, wraz z gwiazdami nucąc kołysankę dla moich strudzonych powiek, widzę ją czasem - tę kruchą sylwetkę o kasztanowych włosach, opartą o drzwi szkolnej stołówki. Słyszę, jak się śmieje w ten swój charakterystyczny sposób, chrząkając czasem i jak przez ten niekontrolowany dźwięk rumieni się potem, co zawsze wkładało na moją twarz niewielki, ale szczery uśmiech. Czuję zapach jej perfum i balsamu do ciała, jakim przesiąkły poduszki i narzuta na kanapie w piwnicy, do jakiej za czasów nastoletnich zapraszałem ją, szepcąc jej do ucha jakieś okropnie ckliwe słowa. Czasem odnoszę też wrażenie, że moja skóra jest jeszcze mokra od jej łez, które często wylewała w mojej obecności; mniej więcej wtedy, gdy przecinałem ciszę okrutną prawdą - że nigdy nie będę typem mężczyzny, którego zdoła utrzymać przy sobie na zawsze. A jednak przez wszystkie te lata byliśmy od siebie zależni, co także doskonale pamiętam. Pognieciona pościel jej łóżka, w jakim czasem zdarzało mi się zasypiać nawet podczas studiów, wciąż przykrywa sobą moje wspomnienia. Chwilami powiewają tam jeszcze inne kołdry - białe, niebieskie, a nawet w kropki i w maki, które nie należały do Celeste, a które zawsze mi wybaczała. Serce moje wypełnia z tego powodu żal i gorycz, ale nie potrafiłem nigdy odciąć się od tej pięknej dziewczyny, w której oczach szumiało hipnotyzujące morze. To szalało najgłośniej, gdy pewnego wieczoru, kilka dni po objęciu wysokiego stanowiska w firmie przybranego ojca, zrzuciła na me barki hektolitry słonej wody, ważącej tyle, że z początku nie potrafiłem jej unieść - substancją tą była informacja o chorobie, która wkrótce miała wyrwać mi z objęć moją przyjaciółkę raz na zawsze. I tak poniekąd się stało, gdy przeciągły skowyt klaksonu samochodowego wyrwał ją z ochronnych ramion fotela, w jakim upalnego poranka legły nasze wszystkie marzenia.


PHILEMON COSGROVE
2017 - ????
When you lose a person,
a whole universe goes along with them

Mdły zapach preparatu odkażającego, który podrażniał nozdrza i wyrok "Za cztery lata to Tanatos będzie kołysał go do snu". Staram się zapamiętać wszystko; każdy, nawet najmniejszy szczegół jego twarzyczki, na którą z początku nie potrafiłem patrzeć. Pamiętam, jak żal rozdarł mi serce na tysiące malutkich kawałeczków, gdy zmuszony byłem pożegnać jego matkę - postępując według wskazówek Celeste, podjąłem decyzję o odłączeniu jej od aparatury. Na palcu wciąż lśniła mi wtedy luźna obrączka, która po dziś dzień oplata ciasno moje życie. Jestem także w stanie dojrzeć tamtą mizerną witrynę sklepu jubilerskiego, w jakim zakupiliśmy naprędce tę tanią biżuterię, mającą stać się po chwili symbolem naszej miłości. Całe szczęście nie pamiętam już wypadku, jaki pochwycił Celly szponami śmierci i przez trzysta długich dni starałem się także nie pamiętać o dziecku, jakie cudem wyszło z ów wypadku cało. Zdarzały się jednak takie popołudnia, kiedy podczas najbardziej prozaicznych zajęć, odbierało mi oddech, a w głowie odtwarzał się tamten znienawidzony pisk opon, którego za żadne skarby nie potrafiłem uciszyć. A pisk ten, będący krzykiem mojego sumienia, nakazał mi odnaleźć siostrę Celeste, zajmującą się ostatnią namiastką miłości, jakiej doświadczyłem tylko raz w swoim życiu. Dlatego właśnie staram się zapisać w swoim umyśle w s z y s t k o - od dawno już niekupowanych słoiczków z zielonym logiem Nourishing Bubs, jakie niegdyś wypełniały jego ulubione potrawy i błękitnych pieluch w samoloty, których także już nie używa, po jego ukochane zabawki, ciemne loki na głowie, które czasem opadają mu na czoło jak Supermanowi i po dźwięki, które wywołują na jego twarzy uśmiech. Willow także pragnę zapamiętać - kojącą barwę jej głosu, gdy śpiewa Philliemu kołysanki i skupienie naznaczone niewielką zmarszczką na jej czole, gdy oddaje się grze na skrzypcach, jaka do moich uszu dolatuje po powrocie z pracy. Przede wszystkim chciałbym utrwalić w swojej pamięci to szczęście, jakie wypełnia cały nasz świat ostatnimi czasy, nawet jeśli skrywa się w nich dojmujący smutek. Takie właśnie mogłyby pozostać moje wspomnienia, gdy Philly już odejdzie.
Achilles "Chilly" Cosgrove
urodzony drugiego sierpnia '85
w Olathe, Kansas
pracuje jako dyrektor generalny
prywatnej firmy wojskowej
pomieszkując w Carnelian Land
i mając męża, ale będąc hetero
Środek transportu
Jedną z pozostałości po dawnym, hulaszczym życiu ubogiego chłopaka, który dorobił się fortuny dorastając, jest samochód Aston Martin Vanquish.

Związek ze społecznością Aborygenów
Jego matka związana z Aborygenami poprzez prababkę odziedziczyła po niej chatkę w Tingaree, w której mieszkała wraz z mężem i synem. Achilles dorastał więc w środowisku rdzennych mieszkańców Australii, nawet jakiś czas po tym, kiedy wspomniana matka porzuciła swoją rodzinę i wyjechała w daleki świat.

Najczęściej spotkasz mnie w:
Cosgrove ze względu na swoje czteroletnie dziecko, często przemierza szpitalne korytarze w Cairns. Odkąd wrócił kilka tygodni temu do Lorne Bay, ze względu na problemy rodzinne Willow, bywa także w parkach i innych spokojnych miejscach na łonie natury, a czasem pozwala sobie na samotne upijanie się w barach.

Kogo powiadomić w razie wypadku postaci?
Jako że jego rodzina już nie żyje, aktualnie funkcję najbliższej osoby pełni jego najlepszy przyjaciel - Leon Fitzgerald. Ten na papierkach odgrywa również rolę jego męża, choć jest to zwykłym nieporozumieniem, którego Achilles nie spieszy sprostować. Willow Kelly także jest zapisana w tej rubryczce, jako że razem z Cosgrovem opiekuje się jego dzieckiem.

Czy wyrażasz zgodę na ingerencję MG?
Tak; z czego wykluczam wpływ na życie zawodowe i trwałe uszczerbki na zdrowiu.
Achilles Cosgrove
Theo James
lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
witamy w lorne bay
Cieszymy się, że jesteś z nami! Możesz już teraz rozpocząć swoją przygodę na forum. Przypominamy, że wszelka niezbędna wiedza o życiu w niezwykłej Australii znajduje się w przewodnikach, przy czym wiadomości podstawowe odnajdziesz we wprowadzeniu. Zajrzyj także do działu miasteczko, by poznać Lorne Bay jeszcze lepiej. Uważaj na węże, meduzy i krokodyle i baw się dobrze!
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
Zablokowany