Właściciel i stolarz — Plane Wood Carpenter
36 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalny stolarz, prowadzący biznes zmarłego ojca i mieszkający na uboczu sąsiad aborygeńskich tubylców. Człowiek-katastrofa, chodząca porażka.

***

Moja rodzina zamieszkiwała spokojną i przyjemną dla oka okolice, spotykała się z sąsiadami w piątkowe wieczory i urządzała w co drugą niedziele rodzinnego grilla podczas którego wszystkie dzieciaki biegały wokół stołu i przeszkadzały dorosłym w rozmowach. Przy ludziach rodzice uchodzili za idealne małżeństwo, a my mieliśmy za zadanie odgrywać grzecznych i ułożonych synów, jednak kiedy goście opuszczali nasz dom, całą szopkę trafiał szlag, a oni byli zdolni wrzeszczeć na siebie przez kolejną godzinę z powodu niedopieczonego na ruszcie mięsa albo zbyt dużej ilości warzyw w sałatce. Często się kłócili, jednak wraz z młodszym bratem zdążyliśmy do tego przywyknąć i zakładaliśmy słuchawki na uszy za każdym razem gdy mama podnosiła głos na ojca. Puszczałem mu wtedy swój ulubiony kawałek The Clash albo zabierałem go do ogrodu, gdzie rzucaliśmy piłką do zawieszonej na drzewie drewnianej tablicy z metalową obręczą. Ojciec sam ją dla nas zrobił i kiedy nie był zajęty pracą bądź pomaganiem nam w lekcjach, urządzaliśmy sobie małe turnieje koszykówki, których mama zwykle nie była chętna oglądać. Była pewna, że jej praca zapewni naszej rodzinie większe fundusze, dalekie wakacje i wymarzone studia z dala od domu ale nawet jako dziewięcioletni smyk wiedziałem, że rzucała się w wir obowiązków tylko po to by uniknąć rozczarowań.

Wcale nie byłem chłopcem za którego uchodziłem na wskutek podkoloryzowanych opowieści matki, którymi chwaliła się sąsiadkom podczas weekendowych spotkań, jednak prawda nie była czymś, czym chciała się dzielić z kimkolwiek. Opuszczałem zajęcia, wdawałem się w bójki na szkolnym korytarzu i groziło mi powtarzanie klasy, jednak ona wolała kreować mnie na chłopca którym nigdy nie byłem. Nie miała pojęcia o większości problemów, gdyż pojawianie się na wywiadówkach było zadaniem taty, który urywał się z roboty byleby zdążyć na spotkania z wychowawcą moim oraz Gabriela. Wtedy tego nie doceniałem ale wykazywał się niesamowitą siłą, kiedy zakazywał nam wyjść z domu bądź późnego oglądania telewizji i najpewniej dzięki temu byłem w stanie zmobilizować się i poprawić swoje stopnie. Udało mi się skończyć liceum z rówieśnikami i miałem nawet plan na studia w Brisbane, które stanowiło idealną okazję na ucieczkę z domu. Wybrałem jakiś mało interesujący mnie kierunek, dostałem list akceptacyjny, a po wakacjach pakowałem się już na przygodę swego życia. Nastawiałem się wyłącznie na huczne imprezowanie od poniedziałku do niedzieli, więc nie dziwota, że kiedy przychodził czas egzaminów, zawalałem większość z nich. Trzeci semestr powtarzałem dwukrotnie by przedłużyć swoje balangowanie i na dobrą sprawę, nawet nie wiem czy kogokolwiek to obeszło. Starzy zaabsorbowani byli własnymi problemami i jedynie opłacali edukacja syna, bez względu na to ile razy powtarzał jeden i ten sam semestr. Fakt, że w końcu rzuciłem studia też nie był najgorszy, bo gdy wróciłem do rodzinnego domu by przedłożyć im tę wspaniałą wieść, oni postanowili się rozwieść. Wierzcie lub nie ale wcale mnie to nie ruszyło. W zasadzie nawet odetchnąłem z ulgą bo nie wiedziałem ile potrwa zanim oboje wykończą siebie nawzajem. Zająłem się w końcu pracą w zakładzie stolarskim ojca, co choć nie było spełnieniem moich niszowych ambicji, zapewniało mi pieniądze na życie.

Przestałem wierzyć w rodzinę i zamknąłem się nawet na brata, który jako jedyny trwał u mego boku mimo wszelkich przeciwności losu. Ja jednak miałem w zwyczaju odpychać od siebie bliskich i wierzę, że była to cecha wspólna dla mnie i naszej matki. Nawet gdy w wieku dwudziestu ośmiu lat zdiagnozowano u mnie tętniaka w okolicy tętnicy udowej, ignorowałem wsparcie rodziny i wolałem zachlać się w miejscowym barze, co finalnie skończyło się tym, że wylądowałem w szpitalnym łóżku na własne życzenie. Pokonałem jednak chorobę, poznałem Hallie, którą poślubiłem dwa lata później i wciąż pracowałem w stolarni ojca. Wydawało się, że w końcu znalazłem się we właściwym miejscu w swoim życiu - kochałem, byłem kochany i miałem wszystko czego szczerze pragnąłem. Kiedy zacząłem wierzyć w szczęście, zdarzył się wypadek, który odebrał mi żonę i nasze nienarodzone dziecko.

Trzy lata temu przyszło mi znów stanąć nad rozkopanym grobem - tym razem ojca, który walczył z wyniszczającym go nowotworem przez prawie rok. Pamiętam, że szukałem wzrokiem matki, jednak ta nie zjawiła się na pogrzebie, a przez ostatnie lata kontaktowała się z nami jedynie przez świąteczne kartki, których nie pofatygowała się nawet wypisać samodzielnie. Potrzebowałem jej bardziej niż kiedykolwiek, zwłaszcza gdy po Hallie, straciłem też jedynego rodzica, któremu kiedykolwiek na mnie zależało. Nie miałem już rodziców, nie miałem żony, dziecka ani większych perspektyw na życie. Zostałem z drewnianym domkiem w środku lasu, zakładem stolarskim ojca i pomysłem na własny, alkoholowy biznes, który zapoczątkowałem we własnej szopie prawie rok temu. Może kupie sobie psa?

***

- Pasjonat fotografowania, którego przygoda z aparatem rozpoczęła się w szkole średniej. Pomimo ocen sięgających ledwo ponad przeciętną, młody mężczyzna uwielbiał zajęcia dodatkowe takie jak kółko fotograficzne czy biologia z nieco starszą korepetytorką, która była pierwszą, szczenięcą miłostką chłopaka.

- Okres studiów zmarnował głównie na imprezach w domach studenckich i zdarzało się nawet, że powtarzał semestr tylko po to by przedłużyć swoje wakacje i nie wracać do domu w którym rodzice toczyli poduszkowe wojny. Ostatecznie rzucił edukację przed uzyskaniem dyplomu i wrócił do rodzinnego Lorne Bay by pracować w zakładzie stolarskim ojca.

- Chciałby na większa skalę rozszerzyć swą małą działalność alkoholową, jednak brak mu funduszu i oczywiście czasu na prowadzenie go. Przez większość czasu zajmuje się sprawami stolarni, dlatego wytworem autorskiego burbonu zajmuje się po godzinach. Własna marka pozostaje więc cichym marzeniem i może planem na późniejsze lata?

- Poza fotografią, wyrabianiem burbonu i graniem na nerwach, pasjonuje się także sportem pod wieloma postaciami. O poranku uprawia jogging po okolicznych lasach Tingaree, uprawia paddleboarding na rzece Mossman Gorge (posiada nawet uprawnienia instruktora), weekendami gra w tenisa z przyjaciółmi, surfuje i uczęszcza kilka razy w tygodniu na siłownie. Chętnie ogląda też rozgrywki stanowe Northern Pride Rugby League Football Club, którym kibicuje od 2011 roku.

- Ma pokaźną kolekcję okularów słonecznych, które są nieodłącznym elementem jego stylizacji. Przynajmniej trzy pary trzyma w schowku w swoim aucie o które dba równie mocno, co o swoje Camaro. Nie są to wcale bryle z najwyższej półki, bo kupuje nawet te, które wpadną mu w oko na okolicznym targu bądź na ebayu.

- Dwa lata temu postanowił podszkolić swoje nędzne umiejętności kulinarne i zapisał się do szkoły gotowania w której nauczył się przyrządzać coś więcej aniżeli makaron z serem oraz sałatkę owocową. Kiedy ma nieco więcej wolnego, korzysta z uprzednio wykorzystanych przepisów by odtworzyć je w zaciszu domowym, a czasem nawet próbuje przygotować coś nowego z internetu. Najlepiej jednak czuje się w daniach grillowanych, które marynuje nawet dwadzieścia cztery godziny przed wrzuceniem na ruszt.

- Kiedy wykryto u niego tętniaka w tętnicy udowej, mężczyzna miał chwilowy epizod z alkoholem. Zaniedbał pracę w zakładzie ojca, odtrącił ówczesną partnerkę i chodził od baru do baru, lekceważąc swój stan i planowane leczenie. Podczas jednego z pijackich wypadów, ocknął się w jednoosobowym, stalowym łóżku, a nad jego głową stał personel medyczny. Tracił kontrolę nad własnym ciałem i umysłem, więc kiedy nie miał drogi ucieczki, poddał się leczeniu i pokonał chorobę.

- Wraz ze zmarła małżonką, mieszkał w drewnianym domku pośród zieleni Tinagee i sąsiadujących Aborygenów. Dziadkowie kobiety byli rdzennymi mieszkańcami tychże terenów, dzięki czemu, Wes nauczył się posługiwać językiem dyirbal i żyć z tubylcami w symbiozie. Po śmierci Hallie, Wesley postanowił pozostać w lasach, które dawały mu poczucie wolności i spokoju i dalej zamieszkuje swa przytulną chatkę, którą od czasu do czasu sobie modernizuje pod własne potrzeby.
wesley mills-cohen
20-05-1986
Lorne Bay, Australia
Właściciel stolarni, stolarz
Plane Wood Carpenter
Tingaree
Rozwodnik, heteroseksualny
Środek transportu
Dzieli z bratem zamiłowanie do łodzi i nawet jedną posiada. Korzysta z niej raczej w cieplejszym okresie, kiedy można wybrać się na ryby, czyli bardziej rekreacyjnie. Na co dzień Chevy Camaro Convertible z sześćdziesiątego dziewiątego roku, które jako najstarszy syn odziedziczył po zmarłym dziadku.

Związek ze społecznością Aborygenów
Dziadkowie jego zmarłej żony byli rdzennymi Aborygenami w których otoczeniu Wes żył przez ostatnie lata. Obecnie zamieszkuje domek, którego po śmierci małżonki nigdy na stałe nie opuścił i liczy, że będzie mu dane się w nim zestarzeć.

Najczęściej spotkasz mnie w:
Głównie zakład stolarski, bary i inne miejsca publiczne.

Kogo powiadomić w razie wypadku postaci?
Młodszy brat - Gabriel.

Czy wyrażasz zgodę na ingerencję MG?
Tak
wesley mills-cohen
casey deidrick
powitalny kokos
-
lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
witamy w lorne bay
Cieszymy się, że jesteś z nami! Możesz już teraz rozpocząć swoją przygodę na forum. Przypominamy, że wszelka niezbędna wiedza o życiu w niezwykłej Australii znajduje się w przewodnikach, przy czym wiadomości podstawowe odnajdziesz we wprowadzeniu. Zajrzyj także do działu miasteczko, by poznać Lorne Bay jeszcze lepiej. Uważaj na węże, meduzy i krokodyle i baw się dobrze!
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
Zablokowany