fotoreporter — cały świat
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
naprawdę sporo podróżuje, zwiedził świat wzdłuż i wszerz, więc mogliście się gdzieś poznać, gdziekolwiek... ale nie w Lorne, bo tu jest pierwszy raz, jest fotoreporterem z nagrodą Pulitzera na koncie, kocha dobre jedzenie, ciekawe opowieści i ludzi
Zacznę od początku, od momentu, w którym zaczyna się moja wielka kariera. Mój pierwszy aparat fotograficzny dostałem na dziesiąte urodziny, od dziadka, był to stary polaroid, który kupił na jakiejś wyprzedaży garażowej. Nie pomyślałem wtedy, że kiedyś fotografia tak mnie wciągnie, ale gdy przeglądam teraz stare zdjęcia muszę stwierdzić, że miałem talent, od zawsze.

Ludzie piszą dzienniki, biografie pełne słów, które echem odbiły się w ich czaszce, ja opisuję swe życie zdjęciami. Zdjęcia to materialne wspomnienia, do których zawsze mogę powrócić.

Pierwsze zdjęcie przedstawia babcie z wielkim czekoladowym tortem. Uwielbiałem ten tort, nigdy w życiu, nigdzie, nie jadłem tak dobrego, jak ten który robiła babcia.
Na drugim zdjęciu jest dziadek, wiesza pod sufitem balony i serpentyny stojąc na drabince pod oknem, światło jest trochę zbyt mocne i nie widać jego twarzy, ale doskonale ją pamiętam, cieszył się, że jego jedyny wnuk ma już dziesięć lat.
Na trzecim zdjęciu dmucham świeczki, nadymam policzki, marszczę brwi i dmucham, zdmuchuje ze stołu papierowe talerzyki. Wokół mnie sąsiedzi, koledzy, koleżanki, babcia wycierająca ręce w fartuszek, dziadka nie widać, on robi zdjęcie. Nie widać też mamy, ani taty. Ojca nie znałem, nie jestem też do końca pewny czy znała go moja matka. Ona sama była specyficzna, a dom, w którym się wychowałem nigdy nie był jej domem, w wieku osiemnastu lat uciekła. Pojawiła się dwa lata później, z brzuchem, w ósmym miesiącu ciąży. Kiedy przyszedłem na świat podobno była szczęśliwa, szczypała mnie w policzki, ciągnęła za rączki i unosiła wysoko ku niebu. Była inna, ale chyba mnie kochała. Niestety ta miłość trwała niecały rok, po dziewięciu miesiącach znowu zniknęła, na dobre. Wychowywali mnie dziadkowie.

Mam dużo zdjęć z ich farmy, z krową, kurczakami, na rowerze i na ciągniku. Z dziadkiem na rybach, z babcią w ogródku.

Na kolejnych zdjęciach, tych nieco późniejszych ubieram się w skórzaną kurtkę, włosy mam potargane i udaję złego chłopaka, którym tak naprawdę nigdy nie byłem. Jest też na nich dziewczyna, słodki rudzielec z kilkoma piegami na nosku, zresztą nie tylko na nosku. Siedzimy razem nad rzeką, a ona się zasłania, twierdziła, że jest niefotogeniczna, ale na każdym zdjęciu wygląda doskonale. Nawet wtedy gdy się krzywi i marszczy brwi i wtedy kiedy pociąga łyk wina, które wyniosłem z piwniczki dziadka. Najbardziej lubię to zdjęcie, gdy stoi do pasa w wodzie, włosy ma mokre, policzki zaróżowione, przygryza wargi i odwraca się do mnie. Mieliśmy wielkie marzenia, mieliśmy wyruszyć w podróż dookoła świata, wziąć ślub w Vegas i kiedyś, gdy już będziemy za starzy na survivalowe życie wrócić do domu.

Wyjechałem samotnie. Na ostatnim zdjęciu z miasteczka widać mój plecak, sam czekający przy drodze i tabliczkę z napisem "jak najdalej stąd".
Wtedy nawet nie przeszło mi to przez myśl, ale chyba miałem to po matce, to zacięcie do podróży, do ucieczek.

Mam dużo zdjęć, z różnych zakątków Stanów, przez dwa lata podróżowałem. A potem na fotografiach pojawiają się żółte taksówki i Statua Wolności. Trafiłem do Nowego Jorku. To miasto mnie urzekło i chyba właśnie tam znalazłem swój dom. Początkowo robiłem zdjęcia wszystkiemu, szybko jednak dotarło do mnie, że najwięcej można zarobić na fotkach celebrytów, pikantnych fotkach. Naprawdę łaziłem po dachach pstrykając zdjęcia aktorkom opalającym się toples nad swoim przydomowym basenem. Pewnie robiłbym to do tej pory, gdyby nie felerna gałąź, które nie wytrzymała mojego ciężaru. Wylądowałem w basenie redaktor naczelnej jednego z topowych magazynów modowych.

Mam niesamowicie dużo jej zdjęć, w mojej pościeli, przy porannej kawie w mojej koszuli i bez niczego na parapecie mojego okna. Spotykaliśmy się przez rok, a ja przez ten rok naprawdę dużo się nauczyłem. Z robionych cichcem fotek przerzuciłem się na prawdziwe pozowane sesje zdjęciowe. Sporo kursów, masa warsztatów, profesjonalny sprzęt i jej krytyka sprawiły, że kilka moich fotografii pojawiło się w jej piśmie. Wszyscy twierdzili, że miejsce na łamach prestiżowego magazynu zyskałem dzięki łóżku, które z nią dzieliłem, ale prawda jest taka, że moje zdjęcia były po prostu dobre.
Pozowało mi wiele modelek, a wiele sesji kończyło się w mojej sypialni. Odsunąłem się od mojej pani redaktor, ale wyszło mi to na dobre. Na dobre wyszła mi też kolejna zmiana, ze zdjęć panienek przerzuciłem się na budynki, brnąłem w to dalej i wtedy obudziła się we mnie pasja, którą matka przekazała mi w genach.
Na początku robiłem zdjęcia dla mało znanych pisemek podróżniczych, ale w końcu moimi zdjęciami zaczęły interesować się prawdziwie znaczące pisma. Im więcej podróżowałem, tym więcej zdjęć robiłem i tym więcej ich sprzedawałem.

Niektóre zdjęcia wyblakły odrobinę, to te ulubione, te, które najczęściej przekładały moje palce, z miejsca, na miejsce, z jednego plecaka do drugiego. Życie w ciągłym biegu, w trasie, ma swoje minusy. Moje mieszkanie w Nowym Jorku wiecznie stało puste, chłód, który mnie ogarniał po przekroczeniu progu rekompensowały wspomnienia z dzikich plaży, z podróży po Europie, Azji, Afryce. Większość fotografii zamykałem w albumach, dużych, skórzanych księgach z adnotacjami wypisanymi moją własną ręką, jest jednak kilka takich, które zabierałem ze sobą wszędzie.

W końcu moje życie nieco zwolniło, bo poznałem kobietę, w której się zakochałem, szybko się pobraliśmy i zaczęliśmy planować wspólną przyszłość.
Wciągu tych lat dwa razy odwiedziłem dom, raz żeby przedstawić dziadkom moją żonę i drugi, dwa lata temu na pogrzeb mojej babci. Mimo to wiele razy gościłem u siebie dziadków. Na starość sporo dzięki mnie zobaczyli. Chociaż na początku byli sceptycznie nastawieni do tych wszystkich wycieczek, babcia przypinała na lodówkę coraz więcej magnesów z rożnych zakątków świata.

Współpracowałem z New York Timesem, z National Geographic, z Travel Magazine, moje zdjęcia pojawiały się na łamach różnych czasopism, w sieci, fotografie z różnych zakątków świata. Piękno spokojnej natury, dzikość przyrody, ludzie, ludzie tak różni i kolorowi.
Na własne oczy widziałem karnawał w Rio, meksykańskie święto śmierci i wspinaczkę na Mount Everest. Spałem w prawdziwym indiańskim tipi, pod rozgwieżdżonym Afrykańskim niebem i na czynnym wulkanie. Stanąłem oko w oko z dziką lwicą, niedźwiedziem polarnym i... śmiercią.
Wyprawa do Syrii była najgorszą, ale zarazem najlepszą rzeczą, jaka spotkała mnie w życiu. Kiedy oglądasz zdjęcia z wojny masz wrażenie, że to cię nie dotyczy, ale ja brałem w tym wszystkim udział. Do końca życia nie zapomnę widoku matki, która ściskała w ramionach swoje konające dziecko, która uniosła głowę patrząc w wycelowaną w jej kierunku broń, miała w oczach taki ból, ból wymieszany z ulgą, bo jej synek jest już w lepszym świecie, a ona zaraz do niego dołączy.

Nagroda Pulitzera mi się należała, mimo, że nie dostosowałem się do zaleceń i uzbrojony wyłącznie w aparat wyruszyłem wprost w rozgrywające się na ulicach piekło.
Obudziłem się w szpitalu, podobno toczyłem zaciętą walkę o własne życie, podobno bo nie pamiętałem nic, nic od momentu, w którym oberwałem w głowę, miałem tylko przeczucie, że klisza, którą skrywa mój zniszczony aparat mi to wynagrodzi. Leżałem w śpiączce farmakologicznej, miałem niewielkie szanse na przeżycie, ale się udało, otworzyłem oczy, kazałem wywołać swoje zdjęcia, szybko wysłałem je do Nowego Jorku.

Kiedy wróciłem z tej długiej podróży wymęczony, ale spełniony, kiedy zamierzałem wreszcie poukładać inne aspekty mojego życia, przyłapałem moją żonę na zdradzie. Zdradziła mnie z najlepszym kumplem, w naszym łóżku. Jak się domyślacie jesteśmy w trakcie rozwodu. Pewnie dawno mielibyśmy to za sobą, gdyby nie to, że
to nie koniec złych wieści, zmarł mój dziadek. Cóż... wychodzi na to, że zostałem sam. Znowu postanowiłem wyruszyć w świat, spakowałem plecak, odciąłem się odrobinę od świata i w zasadzie miałem wieść żywot samotnika, gdyby nie kolejna kobieta, którą poznałem w barze. Miała takie smutne, głębokie spojrzenie, a zarazem taki piękny uśmiech, dołeczki w policzkach, których nie da się zapomnieć, pieprzyk pod lewym kolanem i coś, co przyciągało mnie do niej jak magnes. To był jakiś taki przypadkowy drink gdzieś w Guanajuato, a może w Tijuanie? Nie pamiętam, bo zaczęło się tam, a później ta podróż trwała w najlepsze prawie 3 lata, poprzez Amerykę Południową, po Europę i Azję. Niby to przypadkiem, ale tak naprawdę to lubiliśmy na siebie wpadać. Lubiliśmy się. Szczerze to chyba nawet ze względu na nią zamierzałem doprowadzić ten cały rozwód do końca, ale sprawa się rypła. Jakiś czas temu, gdy ona oznajmiła mi, że już się nie zobaczymy. Postanowiłem, że tak tego nie zostawię, w zasadzie nie miałem wiele do pakowania, bo życie nosiłem ze sobą w plecaku już od jakiegoś czasu, a Australia zawsze budziła mój sentyment, więc czemu nie? Tak o to jestem i żądam wyjaśnień. Może zatrzymam się tu na dłużej, a może już jutro spakuję plecak? Kto to wie.

- naprawdę dużo w swoim życiu widział poznał wiele barwnych osób
- wychowali go dziadkowie, ojca nie znał, a matka zostawiła go jako dziecko, do tej pory nie dała znaku życia
- w liceum był strasznym buntownikiem, grał w kapeli rockowej na gitarze i rozbijał się po Tacomie furgonetką dziadka
- jako nastolatek chciał wyruszyć ze swoją dziewczyną w podróż dookoła świata, finalnie wyruszył sam, zwiedził sporo miejsc, aż trafił do Nowego Jorku
- Nowy Jork to jego prawdziwy dom, chociaż z racji na swój zawód sporo podróżuje
- na początku swojej kariery robił zdjęcia gwiazd, potem przerzucił się na modelki, obecnie robi fotorelacje z różnych miejsc na świecie
- fotografia to jego prawdziwa pasja, zaraz po niej są podróże, trochę muzyka i sporty ekstremalne<br>
- miał romans z redaktor naczelną prestiżowego modowego magazynu, w ogóle miał sporo romansów zanim poznał swoją żonę i się ustatkował
- niestety żona zdradziła go z najlepszym kumplem, obecnie są w trakcie rozwodu... od ponad trzech lat
- świetnie gotuje, zna kuchnie z różnych zakątków świata
- mówi też biegle w kilku językach, uczy się kolejnych, jest samoukiem
- ma trzydzieści dwa albumy ze zdjęciami, których nigdzie nie publikował, są one dla niego niesamowicie ważne
- ma też kolekcję winylowych płyt swoich ulubionych wykonawców, głównie Elvisa i Beatlesów
- sporo czyta, ale są to głównie przewodniki i czasopisma
- śpiewa pod prysznicem, ale niezbyt mu to wychodzi
- lubi zwierzęta, wszystkie
- ma prawo jazdy tylko na motocykl i licencję pilota śmigłowca
- miał psa, basseta o imieniu Elvis, ale była żona mu go zabrała
- uprawia różne sporty ekstremalne
- dopiero za zdjęcia z Syrii dostał nagrodę Pulitzera, sam jest zdania, że należała mu się już wcześniej
- kupuje pocztówki, ale wysyła je z Nowego Jorku, gdy już wróci z wyprawy
- podczas wyprawy do Syrii dostał kulkę w głowę i nogę, przeszedł skomplikowaną operację na mózgu, lekarze nie dawali mu zbyt dużych szans, na szczęście wyszedł z tego cało, do tej pory czasem utyka na jedną nogę, ale w sumie nie przeszkadza mu to pozostawaniu aktywnym
Vernon Dudley McClain
31.11.1987
Tacoma w Waszyngtonie
fotoreporter, freelancer
cały świat
Sapphire River
żonaty, ale już niedługo, hetero
Środek transportu
najczęściej jeździ samochodem, kiedyś częściej jeździł na rowerze, ale teraz nie zawsze noga mu pozwala, zdarza mu się też jeździć na desce

Związek ze społecznością Aborygenów
oprócz tego, że kiedyś pewnie zdarzyło mu się robić jakąś fotorelację wśród aborygenów, to nie ma żadnych powiązań z ich społecznością

Najczęściej spotkasz mnie w:
póki co w pensjonacie, jakimś miłym barze, no i na łonie natury, plaża, dżungla, las

Kogo powiadomić w razie wypadku postaci?
prawie byłą żonę?

Czy wyrażasz zgodę na ingerencję MG?
tak
Vernie McClain
Liam HemsworthK
powitalny kokos
z.
lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
witamy w lorne bay
Cieszymy się, że jesteś z nami! Możesz już teraz rozpocząć swoją przygodę na forum. Przypominamy, że wszelka niezbędna wiedza o życiu w niezwykłej Australii znajduje się w przewodnikach, przy czym wiadomości podstawowe odnajdziesz we wprowadzeniu. Zajrzyj także do działu miasteczko, by poznać Lorne Bay jeszcze lepiej. Uważaj na węże, meduzy i krokodyle i baw się dobrze!
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
Zablokowany