tancerz i choreograf — lorne bay
30 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
You’ve mistaken the stars reflected on the surface of the lake at night for the heavens
Rundak, szpagat, przewrót. Dzieciństwo spędzane na sali treningowej, energiczne wyskoki, figury, nad których dopracowaniem czuwał sztab trenerów opłacony przez rodziców. Odkąd zaczął trenować, czuł te przenikliwe spojrzenia, rządzę sukcesu i chęć zrobienia z niego mistrza, na miarę tych, których losy skrywały opasłe, poblakłe, historyczne woluminy. Był dobry, ale nie myślał o sobie jak o najlepszym. Skromność nakazywała mu odmawiać sobie błyskotliwości, perfekcjonizm nie pozwalał jednak zwalniać tempa. Utalentowany, ale czy wyjątkowy?. To nastręczało frustracji, odbierało mu wartości w oczach najbliższych. Licealna wymiana do jednej ze szkół średnich w Chicago była zarówno ucieczką Marlona od rodziców jak ich wytchnieniem przed niekoniecznie chcianym rodzicielstwem. Jednak niezadowolenie spowodowane zbyt małym trofeum czy wyciskiem na zajęciach w szkole było niczym porównaniu z tym co miało miejsce pamiętnego popołudnia.

Po telefonie od brata powrócił do kraju, łapiąc pierwszy możliwy samolot. Nogi miał jak z waty, gdy w końcu przekroczył próg szpitala. Widząc w nim rodzeństwo, z trudem poskładał fakty. Niekompletna układanka, której rozwiązanie przyprawiało o zawrót głowy. W jednej chwili sunęli samochodem przez oświetloną światłem ulicznych latarni ulicę, wchodzili na pokład samolotu, a w drugiej już ich nie było. Wycieczka rocznicowa, która nigdy nie dobiegła końca. Przyglądał się badawczo licznemu rodzeństwu. Nie mogło być gorzej. Samolot runął na ziemię niedługo po starcie, rodzice żyli jeszcze kilka godzin po przywiezieniu do szpitala. Rodziców już nie ma. Nie będzie. Na zawsze.

Patrzył, więc przed siebie wzrokiem wymytym z jakichkolwiek uczuć. Głębsze doznania zeszły na drugi plan, wyparte przez kwestie tak trywialne, że na samo ich wspomnienie wzdrygał się mimochodem. Przeczesując palcami jasną czuprynę, nie miał odwagi zwrócić się do kogokolwiek z rodzeństwa choć słowem. Odliczał sekundy, minuty, kwadranse. Spojrzeniem obojętnym, lodowatym niczym bezkres Atlantyku, mierzy wnętrze sali. Robi to zupełnie niewzruszony. Zupełnie jakby umknęło mu to, iż właśnie w tamtym momencie, było im odbierane wszystko to, co znali. Rodzina, która jeszcze do niedawna była dla nich wszystkim, teraz zdecydowanie zmieniała swą dawną definicję. Wszystko to, co kiedykolwiek składało się na całe jego dotychczasowe jestestwo. Bańka, w której znajdował się od najmłodszych lat, prysnęła bezpowrotnie, fundując mu brutalne zderzenie z rzeczywistością. Już nie było odwrotu. Pogotowie opiekuńcze, i cała masa rodzin zastępczych. Przeprowadzki i liczne rodziny zastępcze stały się ich codziennością. Jednak wciąż starali się nie rozdzielać, zapewniając sobie namiastkę rodziny.


Dzieciństwo było koszmarem, pełnym rozczarowań. Toteż Marlon wyczekiwał dnia swojej pełnoletności. Tego dnia po uzyskaniu stypendium na Julliard zrobił to co potrafił najlepiej. Uciekał od tego co postrzegał za problem. Z dziecięcą naiwnością łudził się, że uniknie bólu. A co było później? Marazm, pustka i utrata jakiejkolwiek nadziei. Wspomnienie rodziny zacierało się w jego pamięci, tembr głosu szedł już w niepamięć jak i wspomnienie ulubionego niedzielnego deseru. To wszystko było tylko blaknącym wspomnieniem, gdy podczas nieczęstych spotkań z rodzeństwem stawał na rzęsach, by utwierdzić się w przekonaniu, że kiedyś odbudują dawną relację. Gdy w pewnym momencie trafili do różnych rodzin, ich życie się skomplikowało. Każde żyło na innym poziomie, w innym środowisku i miejscu. Co zdecydowanie oddaliło ich od siebie. Z trudem powstrzymywała łzy, gdy każda kolejna osoba podejmowała nieudane próby podniesienia ich wszystkich na duchu. Los chciał, że ukojenia postanowił szukać w najlepszym możliwym miejscu. Ukończył studia na Julliardzie i rzucił się w wir służbowych obowiązków. Praca stała się jego ostoją. Wiedział, że to najlepsze co może dla siebie zrobić. To nie używki, nie liche procenty. To praca grała pierwsze skrzypce w procesie powrotu do normalności. Tancerz i choreograf. Tak chciał być zapamiętanym. Nie jako wrak człowieka, którym najpewniej stałby się lada dzień, gdyby nie nadał swemu życiu kolejnego celu.
Marlon Golightly
16 października 1991 r.
Sydney, Australia
tancerz, choreograf
CAIRNS PERFORMANCE ART CENTRE
PEARL LAGUNE
kawaler, heteroseksualny
Środek transportu
Od niedawna jest posiadaczem łódki. Nie korzysta z niej za często, gdyż zakup był wynikiem zwykłego kaprysu. Po mieście porusza się najczęściej rowerem. Natomiast przez wzgląd na uliczne korki, stroni od poruszania się po okolicy zgromadzonymi w garażu samochodami.
Związek ze społecznością Aborygenów
-

Najczęściej spotkasz mnie w:
Najczęściej można go spotkać w sali treningowej, przydomowym ogródku lub Cairns Performance Art Center. Jak przystało na pracoholika z krwi i kości, całą swoją codzienną rutynę opiera o aktywności związane z tańcem i występami, toteż na próżno szukać go w miejscach tak oderwanych od tych realiów jak kręgielnia czy sklep meblowy.

Kogo powiadomić w razie wypadku postaci?
-
Czy wyrażasz zgodę na ingerencję MG?
Tak, z wyjątkiem trwałych uszczerbków na zdrowiu i gwałtów, okaleczeń.
Marlon Golightly
Boyd Holbrook
ambitny krab
-
lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
witamy w lorne bay
Cieszymy się, że jesteś z nami! Możesz już teraz rozpocząć swoją przygodę na forum. Przypominamy, że wszelka niezbędna wiedza o życiu w niezwykłej Australii znajduje się w przewodnikach, przy czym wiadomości podstawowe odnajdziesz we wprowadzeniu. Zajrzyj także do działu miasteczko, by poznać Lorne Bay jeszcze lepiej. Uważaj na węże, meduzy i krokodyle i baw się dobrze!
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
Zablokowany